W obronie Sama Harrisa


Jerry A. Coyne 2016-05-09


W “Quillette” Jeff Tayler (poprzednio z “Salonu”), napisał elokwentny i dobrze udokumentowany esej: “Free speech and Islam—in defense of Sam Harris.


Często pisałem o rozdmuchanej i niezasłużonej krytyce, a nawet nienawiści wobec Sama Harrisa – i to nie tylko ze strony ludzi religijnych! Często właśnie niewierzący i sekularyści potępiają go najbardziej: za rzekomą „islamofobię”, za rzekome opowiadanie się za „profilowaniem rasowym” i torturami, za rzekome popieranie uderzenia jądrowego w narody muzułmańskie, a nawet za czelność twierdzenia, że sądy moralne mogą być „obiektywne”.


Mówię “rzekomo”, ponieważ jeśli coś charakteryzuje najpaskudniejszą krytykę Sama Harrisa, to najczęściej jest tym fakt, że krytyka ta opiera się albo na niezrozumieniu, albo na świadomym przekłamaniu jego twierdzeń. Większość z nas wie o tym, ale niewielu ludzi zaangażowanych w pastwienie się nad Harrisem kłopocze się przeczytaniem tego, co on naprawdę napisał. Jest zbyt łatwo demonizować go wyzwiskami lub cytowaniem - z drugiej ręki – Harrisofobów takich jak Glenn Greenwald, Reza Aslan, lub C. J. W*rl*man. Także neoutylitarystyczne poglądy Sama otrzymują nieusprawiedliwioną, moim zdaniem, krytykę. Ja też nie zgadzam się z niektórymi jego poglądami na moralność, ale sposób, w jaki są one krytykowane, wykracza poza wszelkie proporcje w stosunku do tego, co w istocie jest spokojnym traktatem etycznym. Nie widzimy przecież filozofów z takim samym żarem napadających na Jeremy’ego Benthama, tymczasem poglądy Sama są uaktualnioną wersją Benthama.


Długo zastanawiałem się, dlaczego ludzie w tak złośliwy i nieuzasadniony sposób krytykują Harrisa, nawet w porównaniu do innych Nowych Ateistów, jak Hitchens lub Dennett. Sądzę, że są dwie przyczyny.


Po pierwsze, Sam zadaje trudne pytania, a ludzie nie lubią myśleć o trudnych pytaniach. Czy powinniśmy kiedykolwiek kłamać? Czy da się uzasadnić tortury? Czy w ogóle można choćby wyobrazić sobie pierwsze uderzenie przeciwko wrogom islamskim? Czy jest możliwe, że religia naprawdę może być silnym motywatorem do złych czynów, włącznie z islamskim terroryzmem? Czy nasze pojęcie „wolnej woli” jest całkowitą iluzją? Czy jest uzasadnione profilowanie ludzi na lotniskach w oparciu o ich wiarę religijną?


Te pytania trzeba zadać, nie zaś zbywać je przez szkalowanie pytającego. Zbyt często jednak są one zbywane i na Sama sypią się gromy już za samo zadanie tych pytań. „Jest zwolennikiem rasowego profilowania!” – krzyczą. „Jest islamofobem!” “Jest zwolennikiem tortur!” “Chce spuścić bombę atomową na wszystkich muzułmanów!” Nic z tego nie jest prawdą: są to po prostu oszczerstwa rzucane, kiedy Sam próbuje skłonić ludzi oddanych polityce tożsamości, by zbadali własne przekonania. Ale ci ludzie zrobią raczej wszystko inne niż zaczną analizować własne przekonania.


Pogląd, że pewnych pytań nie powinno się zadawać, że pewne idee są zbyt święte, by je kwestionować, jest jawnie sprzeczny z demokratycznym społeczeństwem. Jest uzasadnione  pytanie, czy powinniśmy (jak El Al, gdzie nie było wypadków terroryzmu) profilować ludzi w oparciu o ich wiarę religijną. Czy nie byłoby to skuteczniejsze niż badanie 3-letnich dzieci fińskich lub starych księży chrześcijańskich na wózkach inwalidzkich? Nie jest „rasizmem” zadanie tego pytania oraz badanie jego moralnych i praktycznych implikacji. Czy tortury są kiedykolwiek uzasadnione? Nie wiem, bo choć czasami działają, często tego nie robią i jak dotąd nie mieliśmy wypadku, który był, moim zdaniem, uzasadniony. Z pewnością jednak warto dyskutować o tym wobec amerykańskiego zamiłowania do podtapiania i innych koszmarnych praktyk; i warto dyskutować – nawet gdyby było to uzasadnione w jednym wypadku – czy miałoby to szkodliwy wpływ na nasz system demokratyczny jako całość.


Kiedy ludzie nie mają energii ani zdolności intelektualnej, by borykać się z trudnymi pytaniami, rzucają oszczerstwa. Zamieniają zasadne pytania w pogwałcenia świętych zasad, których nie wolno kwestionować. A kiedy to robią, demokracja i wartości Oświecenia lądują w rowach przydrożnych. Jeśli cokolwiek jest zasadnicze w oświeconym i postępowym społeczeństwie, to jest to prawo – i wręcz konieczność – kwestionowania zaakceptowanych poglądów i obyczajów. To jest podstawa wolności słowa. Kiedy nie dopuszcza się do tego, jak to próbuje robić Autorytarna Lewica, wtedy demagodzy tacy jak Donald Trump wkraczają, by wypełnić lukę.


Sokrates dostał cykutę za skłonienie greckiej młodzieży do myślenia o pytaniach, które uznano za niebezpieczne. Harris dostaje słowną cykutę za robienie tego samego. Nie zasługuje na potępienie i wielu jego krytyków jest winnych rozmyślnego wypaczania poglądów Sama. To samo przydarzyło się filozofowi Peterowi Singerowi za ośmielenie się zaproponowania, że moglibyśmy dyskutować moralność eutanazji wobec zdeformowanych i umysłowo upośledzonych noworodków. Warto o tym podyskutować, ale uznano, że jest to Pytanie, Którego Nie Wolno Zadawać, i – podobnie jak Harris – Singer stał się obiektem nienawiści i pogardy.


Co doprowadza nas do drugiej przyczyny, dla której ludzie nie lubią Harrisa. Nie jest to przyczyna, o której ludzie lubią dyskutować, bo pokazuje ciemniejszą stronę natury ludzkiej. Jest to zazdrość. Sam jest znanym intelektualistą i osiągnął znaczną popularność swoich prac na rozmaite tematy religijne i filozoficzne. Jak wiemy z przypadku Carla Sagana i jego następców, akademicy nie lubią tych, którzy zdobyli sławę pisząc popularne traktaty w dziedzinach, które oni uważają za swoje podwórko. Sam zrobił to zarówno w dziedzinie krytyki  religii, jak w filozofii. Australijczycy nazywają to „Zespołem wysokiego maku”: mak, który wyrasta zbyt wysoki, zostaje ścięty. Japońskim odpowiednikiem jest „gwóźdź, który wystaje, powinien zostać wbity”.


Uważam za niewątpliwe, że wielu ludzi, którzy krytykują Sama, są zazdrośni o jego sukces. Często sami robią do tego aluzje, wskazując z szyderstwem na jego „bestsellery”, a nawet mówiąc, że ich prace nie osiągnęły takiego sukcesu. Robią to jednak, żeby krytykować Sama, nie zdając sobie sprawy z tego, że obnażają się. Zapytani zaprzeczyliby zaciekle – i zaprzeczają – że są zazdrośni. Ale oczywiście, że zaprzeczają! Kto przyznałby się do tak niskiego uczucia? Niemniej uważam za niezaprzeczalne, że krytyka Sama, przychodząca z pewnych kręgów, jest w dużej mierze oparta na zazdrości. Jeśli twierdzisz, że to w żadnym razie nie może być prawdą, będę twierdził, że niewiele wiesz o naturze ludzkiej.


Tak czy inaczej długi artykuł Jeffa jest elokwentną obroną Sama i wiele mówiącą prezentacją tego, jak ludzie wypaczają poglądy Sama. (Jest tam wiele linków i można samemu to sprawdzić.) Nie będę tego powtarzał, bo po prostu musicie to przeczytać. Dodam tylko fragment, który zawiera podsumowanie artkułu Jeffa:

Nie daje się uniknąć wrażenia, że ataki na Harrisa noszą piętno obskurnej polityki tożsamości, w której pod przebraniem wielokulturowości poświęca się prawdę z szacunku dla wstecznych obyczajów. Być może jednak tym, co najbardziej drażni zagorzałych krytyków Harrisa, jest metodyczny sposób, w jaki pokazuje związek między doktrynami islamskimi a przemocą terrorystyczną i demoluje argument na rzecz religii pokazując, że jest to wyłącznie „rozpaczliwe małżeństwo nadziei z ignorancją”, które można by anulować przez „stawianie takich samych wymagań dowodowych w sprawach religijnych, jakie stawiamy we wszystkich innych sprawach”. (Oba te cytaty pochodzą z pierwszego rozdziału Końca wiary.) A co za tym idzie, argumenty Harrisa kolidują z tożsamościami ludzi, którzy znajdują społeczność w religii. Gdyby nie udało mu się udowodnić oskarżenia przeciwko wierze, oni i ich apologeci nie reagowaliby na niego z takim jadem.  


Niechęć do uznania związku między doktryną islamską a terroryzmem zapowiada sejsmiczne zmiany polityczne, ze społeczeństwami zachodnimi, które mają dość przemocy islamistycznej i niezdolności postępowych rządów do choćby szczerego mówienia o niej, przesuwającymi się coraz bardziej na prawo. (Oczywiście, to właśnie dzieje się dzisiaj w Europie.) Szkalowanie Harrisa nie powstrzyma jednak kolejnego zamachu ISIS w krajach zachodnich, ani nie spowolni zniszczeń, jakich ta grupa dokonuje w Syrii i Iraku.


Obecnie bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy jasności w kwestii związków islamu i przemocy. I musimy przestać oczerniać ludzi, takich jak Harris, którzy potrafią dostarczyć nam tej jasności.

Zauważyłem, że jest dużo popierających komentarzy pod artykułem Jeffa, a to jest dobry znak.


Dziękuję Peterowi Boghossianowi za możliwość wspólnego przedyskutowania tych problemów.

In-defense of Sam Harris

Why Evolution Is True, 22 kwietnia 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jerry A. Coyne


Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.