Utopia, czyli dlaczego historia
niczego nas nie uczy?


Lucjan Ferus 2016-04-17


Utopia (grec. miejsce, którego nie ma).

1. Wizja idealnego społeczeństwa, w którym nie ma miejsca na zło i niesprawiedliwość społeczną, wizja nie licząca się z obiektywną rzeczywistością społeczną i przez to nie mająca szans realizacji.

2. Ideologia społeczno-polityczna głosząca radykalne hasła programowe i postulująca zasady sprawiedliwości, nie licząca się jednak z obiektywnymi możliwościami rozwoju historycznego, opierająca się na fantazji i marzeniach o jakimś idealnym ustroju.

3. Potocz.: nieziszczalny pomysł, mrzonka. (Słownik wyrazów obcych PWN).

W historii myśli ludzkiej jest wiele przykładów utopijnych idei, które w różnych czasach starano się wcielić w życie z różnym skutkiem. Chyba najbardziej znanymi przykładami takich idei jest dzieło Platona Państwo, oraz Utopia Thomasa More’a, którą Bertrand Russell tak podsumował: „Życie w Utopii More’a, tak jak w wielu innych, byłoby nieznośnie nudne. Różnorodność jest niezbędnym warunkiem szczęścia, a w Utopii jest ona prawie nieobecna”. Do tego rodzaju idei należy zaliczyć też Kodeks natury Morelly’ego, w którym dokonał ostrej krytyki własności prywatnej, uznając ją za zwyrodnienie społeczne, oraz zarysował utopijną wizję prawodawstwa idealnego ustroju komunistycznego.

 

Nie będę przytaczał innych przykładów utopijnych idei, których można by wyliczyć jeszcze wiele i to nie tylko z przeszłości, ale też z współczesnych nam czasów. Skąd się biorą owe marzenia stworzenia doskonałego systemu społecznego? I dlaczego zazwyczaj  realizacja tychże idei okazuje się przeciwieństwem wartości, jakie owe systemy miały ludziom gwarantować? Wydaje mi się, iż główną przyczyną jest niedoskonała natura ludzka, która przede wszystkim dba o zaspokojenie własnych korzyści, nie dając się omamić (na dłuższą metę) pięknymi i wzniosłymi ideałami i ideami, narzucanymi jej często siłą i podstępem.

 

Dlaczego o tym piszę? Otóż tak się złożyło, iż w 2003 r. napisałem tekst pt. Współczesna bajka  (opublikowany w Racjonaliście), odnoszący się do przemian ustrojowych w kraju, zapoczątkowanych w 1989 r. Miał on formę tytułowej „współczesnej bajki”, odbijającej rzeczywiste wydarzenia w lustrze satyry, które co prawda wykrzywia złośliwie obraz, ale też potrafi pokazać go w takiej formie, że widać w nim wyraźnie ukryte wady.

 

Dziś, kiedy we wszystkich serwisach informacyjnych jest dużo wiadomości o wprowadzaniu dobrych zmian przez nowy rząd w naszą polityczną i społeczną rzeczywistość, warto sobie przypomnieć jakie plany na lepsze jutro mieli ówcześni Polacy i jakie wiązali nadzieje z ustrojowymi przemianami, które miały nastąpić (według zapewnień polityków) już w niedalekiej przyszłości . Aby je lepiej uwypuklić napisałem ją w formie zrealizowanych obietnic przedwyborczych i planów lepszego życia, jakie były wtedy roztaczane przed częściowo sceptycznym, a częściowo łatwowiernym społeczeństwem.

 

Powyższa uwaga jest istotna dla tych wszystkich, którzy nie pamiętają realiów tamtych czasów i to, co przedstawiłem w krzywym zwierciadle satyry, mogliby odebrać jako opisy rzeczywistych wydarzeń mających miejsce w historii naszego kraju. Tak oczywiście nie było i na tym właśnie polega ta społeczno-polityczno-religijna utopia. Trudno mi już dziś ocenić, które z tych nadziei i oczekiwań były i są większe: ówczesne czy teraźniejsze. Jedno jest pewne: to znane przysłowie o nadziei jest zawsze aktualne.  Oto ów tekst sprzed 13 lat (poprawiony w niektórych miejscach):          

 

„Prawie trzydzieści lat temu obywatele pewnego kraju – a ściślej biorąc prości robotnicy – obalili bezkrwawo znienawidzony ustrój, który gnębił ich przez prawie pół wieku, wysysając ich żywotne siły w zamian dając marne ochłapy i to jakby z „łaski na uciechę”. Obywatele ci, nauczeni przykrym doświadczeniem znienawidzonych rządów, postanowili zaprowadzić w swoim państwie doskonale sprawiedliwy ustrój, gwarantujący im powszechną szczęśliwość, wolność, dobrobyt i wszystko to, czego brakowało im dotąd.

 

Wydawało im się, że wystarczy tylko zdelegalizować to co było dotąd legalne i zalegalizować to co było dotąd nielegalne. Sprywatyzować to co w złodziejski sposób upaństwowiono i,.. reszta nie powinna już być problemem. Zabrano się więc ochoczo za tworzenie nowej rzeczywistości, nie zwracając uwagi na szyderczy chichot historii, która była świadoma przyczyn powstania ustroju, który z taką radością  obalali sami robotnicy, ale przede wszystkim miała też i lepszą pamięć od nich. Ale co tam! Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam, nieprawdaż?

 

Wybrano do przewodzenia tym zbożnym dziełem najlepszych synów swego narodu: tych co się najpiękniej modlą, najgłębsze oddają pokłony świętym obrazom i figurom, i najlepiej wyglądają na zdjęciach grupowych (a konkretnie we dwoje). Ci rodzimi herosi szli po władzę, aby ją oddać ludowi (dodajmy swojemu ludowi). Przeto Pan dał siłę temu ludowi, w postaci  bardzo dobrze opłacanych stanowisk pracy i różnych innych biznesów, nie wymagających zbytniego wysiłku. Ale nie tylko to!

 

Aby sprawiedliwości dziejowej stało się zadość, władzę nad dotychczasowymi panami powierzono chłopom. Dotychczasowi oprawcy musieli służyć swym wcześniejszym ofiarom. Milicja aby służyć nowemu ładowi musiała stać się policją i obiecać, że nigdy nie podniesie pały na robotników. Wojsko dostało nowy krój umundurowania i cywilnego zwierzchnika, lecz największe zmiany zaszły w służbach specjalnych: całkowicie zmieniono im nazwę, zweryfikowano i po złożeniu samokrytyki i przysięgi lojalności, zatrudniono z powrotem.

 

Zdrajców i szpiegów dawnego ustroju nagrodzono sowicie i uhonorowano zaszczytami, dając za przykład następnym, chcącym pójść w ich ślady. Powołano powiaty z tych samych powodów, dla których je zlikwidowano. Zatrudniono dziesiątki tysięcy nowych, tym razem kompetentnych urzędników, których zadaniem było służenie społeczeństwu i ułatwianie mu życia. Zadbano też o ich wysokie pensje, wychodząc ze słusznego skądinąd założenia, iż odpowiedzialna i wycieńczająca umysłowo praca musi być godnie wynagradzana. Tego także wymagała sprawiedliwość społeczna, czyż nie?

 

A ponieważ zasłużonych ludzi przy obalaniu starego, niesłusznego ustroju było bardzo wielu, potworzono całą masę urzędów, których zadaniem było zatrudnienie „swoich” ludzi i wypłacanie im sowitego wynagrodzenia, dbając jednocześnie, aby zbytnio nie przemęczali się papierkową pracą. Czyż nie na tym polega sprawiedliwość dziejowa wyrażona słynnym już sloganem TKM? Lecz to jeszcze nie wszystko, o nie!

 

Zmieniono Konstytucję, ale ponieważ nie była to zmiana jakiej  wszyscy oczekiwali, szybko przestano stosować się do niej. W miejsce znienawidzonych pierwszych sekretarzy, wprowadzono ulubionych przez ogół , prezydentów wszystkich Polaków. Niesłusznych i nieudolnych premierów zastąpiono słusznymi i kompetentnymi. W miejsce jednej partii, utworzono ich kilkadziesiąt, rozrastających się przez podział w zawrotnym tempie, a w miejsce stałej przynależności do jednej partii, umożliwiono przeskakiwanie członków z jednej do drugiej, w zależności, która miała szansę załapania się do „podziału łupów”.

 

Reżimowe rządy znienawidzonej kliki, zastąpiono rządami ponadpartyjnych fachowców. Partyjną nomenklaturę i karuzelę stanowisk, zastąpiono zupełnie nowym doborem kadr, zgodnie z nową sprawiedliwością społeczną. Wymazano z historii dawnych, niesłusznych bohaterów narodowych, wstawiając w to miejsce nowych, słusznych, adekwatnych do nowych czasów. Więc nie ma się co dziwić, iż w przeważającej ilości byli to święci katoliccy, których panteon jest tak przebogaty, że starczy na każdą okazję i każde święto.

 

Zmieniono niesłuszne nazwy ulic, zastępując je słusznymi. Zburzono stare pomniki, a w to miejsce postawiono nowe,.. a właściwie nowy, tyle, że powielany w setkach egzemplarzy. I nie jest to bynajmniej skrytykowany i ośmieszony kult jednostki, o nie! To wyraz miłości narodu do tego, który pomógł obalić znienawidzony reżim, wyraz jego czci i sympatii, nic więcej. Wszędzie gdzie tylko możliwe i gdzie nie, zaczęto wznosić krzyże. Religię w sposób jak najbardziej praworządny przywrócono do szkół, skąd wyrzucił ją tamten bezbożny  system. Wprowadzono ją także do przedszkoli, ubolewając przy okazji, że niestety żłobki – z przyczyn biologicznych – pozostaną nadal bezbożne.

 

We wszystkich urzędach – zgodnie ze sprawiedliwością dziejową, lecz niezgodnie z Konstytucją – pozawieszano krzyże. Odzyskaną suwerenność państwa szybko poświęcono na rzecz innego państwa, podpisując z nim konkordat i stając się jego wasalem. Konkordat na który wszyscy obywatele wyrazili zgodę, zapoznając się z jego projektem wcześniej i gremialnie nań głosując. Pobudowano setki nowych kościołów, wyłącznie ze składek wiernych, którzy z zasobnych portfeli nie żałowali pieniędzy na tak szczytny cel.

 

Wszelkie państwowe uroczystości połączono z religijnymi. Utworzono katolicką rozgłośnię radiową, która głosiła wyłącznie tolerancję i miłość bliźniego, oraz katolicką telewizję sponsorowaną wyłącznie przez Kościół, a w końcu  zawierzono cały kraj Matce Boskiej – Królowej tego rejonu Europy, i w razie czego także jej Synowi, powierzając się ich nadprzyrodzonej opiece. Po tym wszystkim zaczęto czekać na cudowne efekty tej niebywałej w dziejach przemiany. I nie trzeba było wcale długo czekać: zmiany nadeszły, a jakże!

 

Zapanował w tym bogobojnym kraju niebywały dotąd dobrobyt gospodarczy i rozkwit tłamszonej dotychczas kultury. Każdy, kto tylko chciał pracować, dostawał ciekawą i dobrze płatną pracę. Pracownicy byli wysoko ubezpieczeni przez prywatnych właścicieli, gwarantujących im wszelkie możliwe przywileje socjalne, a prócz tego cały system nagród i gratyfikacji za sumienną pracę. Ci zaś co nie chcieli pracować (a było ich zadziwiająco dużo, chyba jako odreagowanie  przymusu do pracy, istniejącego w poprzednim systemie), otrzymywali wysokie zasiłki od państwa i bardzo bogatą ofertę ciekawych miejsc pracy, których właściciele czekali z otwartymi rękoma na chętnych pracowników, gotowi im płacić od ręki o wiele więcej niż wspomniany zasiłek, choć i on nie był wcale mały.

 

Kultura – dotąd tak pogardzana przez poprzednie ekipy rządzące – święciła triumfy rozkwitu. Odrodziła się w pełnej krasie zapomnianych już obrzędów i widowisk plenerowych. Ponieważ pobudowano mnóstwo nowych domów... bożych, każdy, kto tylko chciał mógł uczestniczyć w jej przebogatych formach w każdą niedzielę i święta, o zwykłych dniach nie wspominając nawet. Nie wykorzystywane dotąd drogi, zapełniły się religijno-kulturalnymi pielgrzymkami zdążającymi do miejsc świętych, a powietrze wypełniał radosny śpiew ludu bożego, zadowolonego z takiej pięknej, pobożnej rzeczywistości.       

 

Aktorzy – dotąd źle opłacani i niedoceniani przez poprzednią władzę – teraz pławili się wręcz w luksusie, grając w dziesiątkach przeróżnych seriali, tworzonych specjalnie po to, aby mogli żyć w dostatku i we własnym domu, o który walczyli z takim zapamiętaniem, nie szczędząc gardeł. Zniesiono znienawidzoną i niesłuszną cenzurę i przywrócono wolność słowa wspomaganą katolicką cenzurą w państwowych mediach. Dziennikarze – niezależni teraz od nikogo – pisali wyłącznie prawdę, brzydząc się kłamstwami, do pisania których zmuszano ich w poprzednim systemie politycznym. A ponieważ poprawił się też wydatnie ich byt materialny, nie mogli nachwalić się nowego porządku, czego dawali wyraz w licznych publikacjach, pisanych z wewnętrznej potrzeby serca.

 

Wymiar sprawiedliwości cieszył się coraz większą estymą wśród społeczeństwa, gdyż pracowali tam ludzie na wskroś apolityczni i prawi, nie przekupni i bezwzględnie uczciwi wobec prawa. Bezlitośni i surowi wobec przestępców, łagodni dla zagubionych, którzy przez przypadek weszli w konflikt z prawem. Urzędy Skarbowe stały się teraz bardzo przyjazne w stosunku do obywateli, uczciwie rozliczając ich z podatków i opłat, nie próbując ich oszukać nawet na przysłowiowy grosz. Każdą nieumyślną pomyłkę na niekorzyść obywatela natychmiast korygowano, przepraszając go pisemnie i zapewniając, iż to się nie powtórzy.   

 

Służba zdrowia zaś, która za przeklętej komuny marzyła przynajmniej o 94 % pensjach w stosunku do średniej krajowej, teraz była wręcz rozpieszczana przez decydentów, którzy zapewniali jej tyle środków z budżetu, że nie wiedziano nawet co z nimi robić. Powszechne ubezpieczenie zdrowotne gwarantowało wszystkim bezpłatną opiekę lekarską i bezpłatne leki (no, góra za jedną złotówkę). Jakby tego było mało, tworzono coraz to nowe urzędy, których jedynym zadaniem było ułatwić i uprzyjemnić choremu leczenie: A to Kasy Chorych, a to Narodowe Fundusze Zdrowia, a to Urzędy Orzeczników, które miały cudowną moc uzdrawiania – nieuleczalnie wydawałoby się – chorych osobników.

 

W ogóle nie widywało się emerytów – kiedyś nagminnie okupujących kolejki – widocznie wszyscy wygrzewali się na Kajmanach, Antylach czy innych Teneryfach, korzystając z dobrodziejstw swych wysokich emerytur, oraz innych świadczeń wchodzących w skład iluś tam filarów ubezpieczeń społecznych. Można im było tylko pozazdrościć! Pielęgniarkom, które kiedyś tak nagminnie strajkowały, walcząc o godziwe zarobki, teraz nawet przez myśl nie przyjdzie jakikolwiek strajk czy głodówka.

 

Związki zawodowe niezadowolone ze swoich pracodawców, już nie istnieją. A te co istnieją są bardzo zadowolone,.. inaczej by nie istniały. Taak,.. można by tak długo wyliczać i wniosek będzie taki sam: wszystkim się poprawiło na tej przemianie ustrojowej, ludzie żyją dostatniej i godniej. Są bardziej weseli, otwarci i zadowoleni z życia. Bardziej też ubogaceni  duchowo, co przejawia się w ich tolerancji dla odmiennie myślących. Nawet Żydów miłują i to wszystkich jak leci, a nie tylko ich jedną trzyosobową rodzinę.

 

Choć gwoli ścisłości należy dodać, iż jest pewna grupa zawodowa (pardon: z powołania), która pozostała niezmieniona jak opoka. Są to kapłani i hierarchowie Kościoła katolickiego. Podczas gdy całe społeczeństwo nurzało się w zbytkach i dobrobycie (a już najwięcej hołubieni przez rząd górnicy, stoczniowcy i pracownicy byłych PGR-ów), oni pozostali nadal ascetami, żyjącymi w skromnych, spartańskich warunkach. Nadal jeżdżą tymi samymi starymi, wysłużonymi samochodami krajowej produkcji, a nierzadko nawet rowerami.

 

Nie ma się co dziwić temu zresztą, jeśli sam biskup zarabia niedużo więcej niż 1/3 średniej krajowej, a inni w swojej wspaniałomyślności pomagania biednym, nawet i tego nie biorą. Kapłanami tego Kościoła są ludzie tak uczciwi i prawi, oraz tak wrażliwi na niedolę bliźniego, że ostatnią koszulę by oddali, aby mu pomóc. Znane są przypadki oddawania przez  nich wszystkich swoich oszczędności dla biednych, zgodnie zresztą z zaleceniem ich wielkiego Nauczyciela.

 

Nie jest więc zaskoczeniem, że stanowią oni największy procent sponsorów Wielkiej Orkiestry Owsiaka. Ich hojność wtedy zdaje się nie mieć granic – oddaliby mu wszystko, gdyby nie powstrzymywali ich sami wierni. Dlatego też Kościół ten jest duchowym sercem tego narodu, a jego kapłani i hierarchowie, żywym wzorem do naśladowania, niedościgłym ideałem dla wiernych. I nie ma takiego dobrodziejstwa, którego by nie uczynili bliźnim bezinteresownie.

 

Szczególnie kochają dzieci i niewinnych młodzieńców wstępujących do stanu duchownego, otaczając ich troskliwą opieką. Na dodatek wszyscy kapłani jak jeden są apolityczni i nigdy pod żadnym pozorem nie mieszają się do polityki, gdyż królestwo ich jest nie z tego świata. Brzydzą się oni mamoną, podejrzanymi interesami, niegodziwym zyskiem i dobrami materialnymi. Częste posty i modlitwy za błądzących bliźnich, to ich jedyne surowe życie. Nie przeciwstawianie się złu, nadstawianie drugiego policzka i nie odwracanie się od tego, kto o coś prosi. Życie dla szczęścia innych, to ich dewiza. Poświęcenie do granic możliwości dla dobra grzesznych ludzi, czy to nie piękne?

 

A wszystko pod troskliwym okiem największego z rodaków, który swoje liczne pielgrzymki do ojczyzny sam sponsorował, będąc świadomym, że nie stać na to jego kraju, mimo gospodarczego boomu i który rok w rok słał olbrzymie sumy ze swojego skarbca w Watykanie na rozwój swojej umiłowanej ojczyzny, przeznaczając je na lokalne potrzeby samorządów. Te niezliczone baseny, hale sportowe i domy kultury, których wybudowano krocie, niemal w każdej miejscowości – to prezent od niego właśnie. Młodzież to wie i dlatego nadaje swym szkołom wyłącznie jego imię, będące chlubą i powodem do dumy. Nie ma się więc co dziwić, że kochają go wszyscy bardziej niż swoich rodzonych ojców, dając temu wyraz w wiernopoddańczych gestach, podczas religijno-państwowych uroczystości ściśle ze sobą połączonych.

 

Tak,.. można by długo pisać o pozytywnych przemianach tej transformacji ustrojowej i wymieniać jeszcze długo jej zalety, tylko po co? Czy za to wszystko nie wystarczą uśmiechnięte twarze ludzi, wesołe buzie sytych dzieci, których rodzi się ostatnio zadziwiająco dużo, wysoka kultura w stosunkach międzyludzkich, edukacja na wysokim poziomie, oraz wszechobecna radość i zadowolenia z życia? Można tylko powtórzyć za poetą: „To ludzie, ludziom zgotowali ten los”. Dodajmy: ten szczęśliwy los, nie do zrealizowania gdzie indziej”.

 

                                                           ------//------

 

Tak wyglądała ta napisana prawie 13 lat temu „współczesna bajka”, czy też jak kto woli utopia dotyczącą przemiany ustrojowej sprzed ponad ćwierci wieku. Każdy z łatwością zauważy różnicę między realiami tamtych czasów, a współczesnością. Aby była lepiej zauważalna, powinienem na dobrą sprawę napisać nową wersję Utopii, dając jej na przykład tytuł Dobre zmiany, dotyczącą wydarzeń, które obecnie mają miejsce na naszej scenie polityczneji porównać je ze sobą. Do tego jednak niezbędna jest odpowiednia perspektywa, pozwalająca uchwycić taką rzeczywistość, która według obietnic i zapewnień polityków miała być nigdy nie kończącą się bajką. Może więc kiedyś…

 

Kwiecień 2016 r.