‘Mein Kampf’ jako projekt edukacyjny


Andrzej Koraszewski 2016-02-29


Po siedemdziesięciu latach przerwy, nowa, opatrzona adnotacjami wydawcy edycja Mein Kampf trafiła do księgarń w Niemczech i natychmiast stała się bestsellerem. Mimo kolejnych dodruków, nie ma szans na kupienie jej w żadnej księgarni, klienci składają zamówienia i oczekują niecierpliwie na dostawę.

Dziennikarz, który próbował ją kupić, otrzymywał tę samą odpowiedź w wielu księgarniach w Berlinie: możesz zamówić, ale nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, kiedy ją możesz otrzymać. Czas oczekiwania do sześciu miesięcy. Podobne odpowiedzi usłyszał w Kolonii i w Monachium.

  

Książka opublikowana przez Instytut Historii Współczesnej ze względu na obszerne komentarze ma ponad 2000 stron i wydana jest w dwóch tomach. Kolejne wydanie spodziewane jest w końcu lutego lub na początku marca.  


Ponieważ jest to wydawnictwo naukowe, zakłada się, że liczne objaśnienia i naukowe komentarze powinny zniechęcić neo-nazistów. Zapewne zależy to od definicji neo-nazisty, jak również od tego, jak trudno kupić egzemplarz „Mein Kampf” wydany poza granicami Niemiec, względnie w pirackim wydaniu.     


W Polsce nie ma większych trudności z nabyciem dzieła Adolfa Hitlera, chociaż nie dostaniemy jej w zwyczajnej księgarni.


Można wyjaśnić zainteresowanie tym dziełem Adolfa Hitlera zwyczajną fascynacją historią (już sam zakaz publikacji stanowi dodatkową atrakcję), ale równie poważnie musimy traktować możliwość ponownej, masowej atrakcji samej idei nazizmu. (W tym oczywiście silnego nawrotu zjadliwego antysemityzmu, rasizmu i niechęci do demokracji.)     


Zdaniem polskiego autora:

 

Fikcja opisana w sfalsyfikowanych Protokołach Mędrców Syjonu to hetka z pętelką w porównaniu z soczystą rzeczywistością [...] sytuacja obecna w USA nasuwa człowiekowi - wolnemu od kagańców politycznej poprawności oraz od takowej autocenzury - i skojarzenia z Republiką Weimarską w Niemczech.

Czasem internetowe rozmowy toczą się „między nami kolegami”. Nagle uczestnik otrzymuje garść cytatów: 

- "Judaizm wiele stracił w moich oczach, kiedy poznałem przejawy jego działalności w prasie, literaturze i dramatopisarstwie. Na nic nie zdadzą się już obłudne zapewnienia. Wystarczy tylko popatrzeć na ich plakaty i przestudiować nazwiska tych natchnionych twórców obrzydliwych wymysłów na potrzeby kina czy teatru, które są im przypisywane, żeby się na nie na zawsze uodpornić. Ta zaraza, która została wszczepiona naszemu narodowi, była gorsza niż czarna śmierć."


- " Efektem była coraz bardziej nieprzychylna postawa, jaką kiedykolwiek zajmowałem w stosunku do Żydów. Chociaż moje uczucia mogły się sprzeciwiać temu tysiąc razy, rozum musiał jednak wyciągać właściwe wnioski."


- "Próbowałem odrzucić niechęć i czytać tę prasę, ale moja odraza rosła w miarę lektury. Dlatego byłem ciekawy autorów tego narodowego draństwa; poczynając od wydawców wszyscy byli Żydami."


- "Im dłużej walczyłem z nimi, tym lepiej poznawałem ich dialektyczne metody. Bazowali na głupocie swoich przeciwników, a gdy to nie przynosiło rezultatów, udawali, że nie wiedzą, o co chodzi. Jeżeli sytuacja nie była dla nich korzystna, szybko zmieniali temat i te same banały stosowali do zupełnie innego zagadnienia. Dopasowywali je w sposób dowolny i ogólnikowy, chcąc sprawić wrażenie, że posiadają rzetelną wiedzę. Gdy jednak przystawiało się takiego osobnika do muru, tak że nie miał innego wyjścia i musiał przytaknąć, wydawało nam się, że posunęliśmy się do przodu. Jakież ogromne było nasze zdziwienie, gdy nazajutrz Żyd nic nie pamiętał i dalej opowiadał swoje skandaliczne bzdury, jakby nic się niestało. Nie mógł sobie nic przypomnieć, oprócz udowodnionych już raz prawd swoich twierdzeń."

Jeśli ktoś czuje się zagubiony, natychmiast otrzymuje pomoc innego uczestnika dyskusji: 

 

... są to cytaty z Mein Kampf, nieprawdaż? I to oczywiście sprawia, że są a priori błędne i nie mogą zawierać ani ziarna prawdy?

Otrzymuje nieco wykrętną odpowiedź:

Dlaczego pisanie o tym, iż właśnie Żydzi mają taką ogromną kontrolę nad zasobami, mediami itd. - jest tak bardzo politycznie niepoprawne, zwalczane przez Żydów oraz uważane za jaskrawy przejaw antysemityzmu? Wszak naturalia non sunt turpia?

Stara pasja tropienia Żydów i ich domniemanych spisków uzupełniona jest tu otwartą lub lekko tylko zamaskowaną sympatią do wszystkich, którzy zajmują się zabijaniem Żydów, zapowiadają „likwidację” Izraela oraz walkę z Żydami na polu międzynarodowym.

 

Wczorajsi antysemici są tym razem przebrani w  stroje obrońców praw człowieka, ich empatię budzą Palestyńczycy, ale tylko ci, którzy zajmują się „oporem”. Oczywiście sam projekt utworzenia „domu Żydów” był żydowskim spiskiem i  zbrodnią przeciw ludzkości. Ponieważ mamy do czynienia z przedstawicielami inteligencji, wszystko to jest podparte licznymi przypisami z literatury:

"5 kwietnia 1917 r. brytyjski rząd ogłosił, iż do USA udaje się Arthur James Balfour - brytyjski minister spraw zagranicznych - aby notyfikować amerykańskim bankierom, że brytyjski rząd jest gotowy oficjalnie zatwierdzić koncept wcielania w życie politycznego syjonizmu, w zamian za co amerykańscy bankierzy spowodują przystąpienia USA do

wojny po stronie Aliantów" - William Guy Carr, Pawns in the Games, 1958

(Wszystkie cytaty z portalu “Racjonalista” – A.K.)

 

Prawdopodobnie w Niemczech, podobnie jak i w Polsce czy jakimkolwiek innym kraju, próby zablokowania rozpowszechniania Mein Kampf skazane są na niepowodzenie. Czy rozwiązaniem mogą być wydania edukacyjne? Mogą być one pod wieloma względami interesujące, ale mało prawdopodobne, aby zahamowały  narastanie ponownej atrakcji ideami narodowego socjalizmu. Nie widać również badań socjologicznych i poważnych analiz tego zjawiska (poza analizami marginalnych  grup otwarcie deklarujących ideologię neonazistowską). Tymczasem wielu ludzi zafrapowanych elementami tej ideologii, nie tylko głośno odcina się od samego nazizmu, ale dociera do ich fundamentalnych elementów okrężną drogą.

 

Podczas gdy w Europie zdobycie egzemplarza Mein Kampf było przez dziesięciolecia utrudnione, w krajach muzułmańskich dzieło Adolfa Hitlera było nieustannie wznawiane i to w bardzo wysokich nakładach. Twierdzi się, że ze współczesnego europejskiego dziedzictwa ta właśnie książka miała na świat muzułmański największy wpływ. Znajomość literatury europejskiej (czy to literatury pięknej, czy naukowej) jest w świecie muzułmańskim delikatnie mówiąc ograniczona, wyjątek na tym polu stanowi właśnie Mein Kampf i Protokoły mędrców Syjonu.

 

Jak silny wpływ miała ideologia nazistowska na ruch salaficki? Bractwo Muzułmańskie, z którego wyrosła większość najbardziej brutalnych ugrupowań politycznego islamu, zrośnięte było z ideologią europejskiego nazizmu od początku lat trzydziestych. Podobne zjawisko fascynacji niemieckim nazizmem można było również obserwować w szyickim Iranie. Dzisiejsi europejscy „obrońcy praw człowieka”, nawet jeśli odcinają się od ugrupowań w rodzaju ISIS, w ten lub inny sposób okazują sympatię dla dziedziców ideologii nazistowskiej w Trzecim Świecie. Sympatia dla Iranu i jego establishmentu oraz wrogi stosunek do wszelkich informacji o łamaniu praw człowieka przez ten reżim, sympatia do rządu tureckiego i podobna niechęć do informacji o jego „osiągnięciach” w dziedzinie praw człowieka, potępienie obalenia demokratycznie wybranego rządu Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie, to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Stosunkowo największą niechęć tych osobliwych „obrońców praw człowieka”  budzi sprzymierzona z USA Arabia Saudyjska, ale nawet dość częste potępianie tego kraju pomija lub wręcz neguje finansowanie przez Arabię Saudyjską salafickiego nauczania w Europie i Ameryce. Przyznanie, że istnieje potężne arabskie lobby nazbyt komplikowałoby narrację o prześladowanych muzułmanach.

 

Arabia Saudyjska finansuje budowę meczetów w Europie (w których zazwyczaj można kupić arabskie tłumaczenie Mein Kampf), szkoli imamów, obdarowuje niezwykle hojnie wydziały arabistyki i studiów nad islamem, daje stypendia dziennikarzom, finansuje również gazety. Wśród tych finansowanych przez Arabię Saudyjska wydawnictw jest również wychodzący w Londynie po arabsku i po angielsku liberalny dziennik “Al-Sharq Al-Awsat”. Jej były redaktor naczelny, Saudyjczyk 'Abd Al-Rahman Al-Rashed, zajął się niedawno problemem muzułmańskich uchodźców przybywających do Europy.

 

Ten saudyjski dziennikarz, który często jest niesłychanie krytyczny wobec politycznego islamu i reakcyjnej kultury arabskiej, wychodzi w tym artykule z interesująca propozycją, aby Europa, która jego zdaniem może bez problemu przyjąć kilka milionów muzułmańskich uchodźców, wystrzegała się, aby ci uchodźcy nie stali się łupem grup ekstremistycznych istniejących na naszym kontynencie wśród starszych społeczności muzułmańskich, które będą się starały tych uciekinierów radykalizować.

 

Oczywiście ten świetny dziennikarz i znakomity analityk nie może mieć żadnych złudzeń na temat procesów, które doprowadziły do pojawienia się owych radykalnych ugrupowań muzułmańskich w Europie i Ameryce. Nie powinien mieć również złudzeń na temat stopnia zradykalizowania przybywających uchodźców. Zaleca jednak w swoim artykule, by edukować przybyszów z Syrii, iżby zapobiec ich radykalizacji.

„Istnieją prawdziwe niebezpieczeństwa, przed jakimi stoją ci uchodźcy, którzy są ofiarami odrażającej wojny, która wygnała z domów ponad 10 milionów Syryjczyków i kilka milionów Irakijczyków – pisze Al-Rashed. - Uchodźcy w Europie są narażeni na eksploatację i na użycie w tej grze, która staje się bardziej skomplikowana i niebezpieczna. Są w Europie siły walczące o nich, takie jak ci, którzy przeciwstawiają się uchodźcom, partie protestujące z powodu bezrobocia i grupy popierające reżimy syryjski i irański. Oczywiście, najbardziej niebezpieczni są ekstremiści i ludzie współpracujący z grupami terrorystycznymi, takimi jak ISIS i Front Al-Nusra.”

Czytałem wiele artykułów tego dziennikarza i były to zazwyczaj teksty pouczające i rzucające nowe światło na problemy muzułmańskiego świata, ten artykuł jednak zdumiewa swoją naiwnością i przekonaniem, że uciekający z teatru wojny młodzi mężczyźni uchronili się przed radykalizacją przed przyjazdem do Europy. Domyślam się, że najlepszym testem byłoby nauczanie tych młodych ludzi zachodnich języków metodą Heinricha Schliemanna. Schliemann, odkrywca Troi, znał kilkanaście języków, a uczył się ich czytając tłumaczenia „Iliady”, którą znał praktycznie rzecz biorąc na pamięć. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że uciekinierzy znają dobrze jakąś książkę z europejskiej literatury , że jest im ona bliska i że będą z zapałem przedzierali się przez jej tekst w obcym dla siebie języku. Projekt edukacyjny z Mein Kamf nabrałby nowego kształtu, a być może uzyskałby nawet finansowe wsparcie Arabii Saudyjskiej, Kataru, a nawet Turcji, której prezydent niedawno wspominał o możliwości wzorowania się na modelu Niemiec Adolfa Hitlera.