Nowa-stara Wojna Trzydziestoletnia na Bliskim Wschodzie


Seth J. Frantzman 2016-02-04

Hassan Nasrallah przemawia do swoich libańskich i jemeńskich zwolenników z olbrzymiego ekranu, na którym pokazane jest jego przemówienie wygłoszone 17 kwietnia w południowym przedmieściu Bejrutu przeciwko agresji amerykańsko-saudyjskiej na Jemen (zdjęcie: REUTERS)

Hassan Nasrallah przemawia do swoich libańskich i jemeńskich zwolenników z olbrzymiego ekranu, na którym pokazane jest jego przemówienie wygłoszone 17 kwietnia w południowym przedmieściu Bejrutu przeciwko agresji amerykańsko-saudyjskiej na Jemen (zdjęcie: REUTERS)



W orędziu o stanie państwa prezydent USA, Barack Obama, wszedł na pole minowe semantyki i urażonych uczuć. Mówiąc o obecnych konfliktach na Bliskim Wschodzie, stwierdził, że region „przechodzi transformację zakorzenioną w konfliktach datujących się o tysiąclecia wstecz, która będzie rozgrywać się przez pokolenie”. To pozornie neutralne zdanie z typowym dla obamizmu niezobowiązującym językiem, zdenerwowało mnóstwo ludzi na Twitterze, niektórzy oskarżyli prezydenta USA o „orientalizm” i „redukcjonistyczne” oraz „esencjalistyczne” poglądy na biedny, nieoświecony Bliski Wschód.


Al-Dżazira gruchała, że Obama był “szkolony” przez tych, którzy wiedzą lepiej.


Max Fisher z “Vox” twierdził, że zdanie jest “żenujące”. Bo widzicie, pisał Fisher, „niemal wszystkie konflikty na Bliskim Wschodzie datują się na zeszłe stulecie, a wiele ma korzenie w czasie pokrywającym się z okresem życia Obamy”. Jak informował - sekciarska przemoc sunnicko-szyicka nie datuje się na VII wiek, ale „od 1979 r.”. Zach Carter, „czołowy reporter polityczno-ekonomiczny” w Huffington Post, jeden z tych, którzy szkolili prezydenta, twierdził, jak papugowali również inni, że te konflikty mają zaledwie 100 lat.

Można wam wybaczyć, jeśli jesteście zdezorientowani.

Według wszystkich tych ekspertów, komentatorów i ludzi z doktoratami, każdy kto sugeruje, że na Bliskim Wschodzie są “odwieczne nienawiści”, ułatwia zadanie rasistowskiemu poglądowi, według którego ten region jest brutalny i barbarzyński tylko dlatego, że jest inny. Jest więc cyniczną manipulacją usprawiedliwianie obecnej przemocy w regionie udawaniem, że to po prostu „zawsze tak było”, a więc nie da się niczego „naprawić”. W tej narracji Bliski Wschód był ogólnie rzecz biorąc pokojowym regionem do upadku Imperium Osmańskiego podczas I wojny światowej i to się zmieniło w związku z przybyciem mocarstw europejskich, które podzieliły region i dały mu nielogiczne granice. Ta narracja przypisuje wszystkie problemy regionu traktatom takim jak Sykes-Picot z 1916 r., które dbały o interesy europejskie zamiast o interesy miejscowe. Ten orientalizm jest zatem podwójnie brutalny, bo oznacza, że Europejczycy spowodowali większość problemów regionu, a potem tacy politycy jak Obama twierdzą, że w regionie są „starodawne nienawiści”. W rzeczywistości region był pokojowy i tylko outsiderzy spowodowali jego problemy. Jest jasne, dlaczego kwestionowanie tego mitu z wieży z kości słoniowej byłoby toksyczne: byłoby sprzeczne z eurocentrycznym poglądem, że wszystkie problemy świata sprowadzają się do kolonializmu europejskiego.

A jeśli prawdziwym orientalizmem są nieustanne próby udawania, że Bliski Wschód nie ma tych samych problemów co reszta świata, i właśnie nieustanne hołubienie tego regionu? Zjadliwa bigoteria religijna, czystki etniczne i morderstwa masowe, bezprecedensowa nietolerancja w regionie, który jest stolicą świata w dekapitowaniu ludzi za bluźnierstwo, kamienowaniu kobiet, sprzedawaniu ludzi w niewolę i wysadzaniu w powietrze budynków religijnych, są rzekomo wszystkie częścią spisku orientalistycznego. Żadnemu innemu regionowi na świecie nie pozwolono by na takie unikanie solidnej krytyki, gdyby panowała w nim tak astronomiczna nienawiść, jaka jest powszechna na Bliskim Wschodzie. Gdyby w Ameryce Południowej, Europie lub Azji sprzedawano ludzi do niewoli, nie byłoby żadnego pobłażania. Gdyby muzułmanie Ahmadija byli prześladowani w Europie tak, jak są prześladowani w Pakistanie, wszyscy krzyczelibyśmy „islamofobia”, niemniej Pakistanowi się to wybacza.

Można to przetestować przez zwykłe powtórzenie zdania Obamy w stosunku do historii Europy.

Gdyby mówił o wojnach światowych lub konflikcie między Niemcami a ich sąsiadami i powiedział, że kontynent „przechodzi transformację zakorzenioną w konfliktach datujących się o tysiąclecia wstecz, która będzie rozgrywać się przez pokolenie,”, czy zjeżdżano by Obamę za rasistowski „redukcjonizm”? Mógłby być besztany za to, że po części nie ma racji, jako że powody masowych konfliktów można przypisać wielu czynnikom. Cokolwiek jednak dzieje się dzisiaj w Europie, ma korzenie idące wstecz setki, jeśli nie tysiące lat.

Faktem jest, że obecna przemoc sekciarska na Bliskim Wschodzie istotnie ma korzenie w setkach lat nietolerancji i ciągłych wojen.

Męczeństwo Husajna ibn Alego, wnuka Proroka Mahometa w Karbali w 680 r. jest upamiętniane w całym świecie islamu szyickiego w dzień Aszura. Udawanie, że cały świat islamu szyickiego upamiętniający zamordowanie Husajna i jego grupy zwolenników przez Kalifów Umajjadów w 680 r. w jakiś sposób tworzy napięcia tylko w XX wieku, oznacza rozmyślną ślepotę. Islam szyicki nie zdominował Iranu miłością i łagodnością, był częścią siłowego nawrócenia kraju przez władców safawidzkich w 1501 r. Jakiś zuchwalec nawet zmodyfikował stronę Wikipedii zatytułowaną „Safawidzkie nawrócenie Iranu”, robiąc z tego „duchowy bastion islamu szyickiego przeciwko atakom islamu sunnickiego i skarbnicę perskiej tradycji kulturowej i samoświadomości irańskości”.

Jedną z najbliższych paraleli, jaką mamy w historii Zachodu do tego zjadliwego konfliktu sekciarskiego na dzisiejszym Bliskim Wschodzie między ekstremistami sunnickimi, takimi jak Al-Kaida, Boko Haram, Taliban i Państwo Islamskie, a wspieranymi przez Iran milicjami szyickimi, są wojny religijne toczone w Europie w XVI i XVII wieku. Przypatrz się obecnemu rozmieszczeniu sił na Bliskim Wschodzie.

Wiemy, że rewolucja islamska w Iranie w 1979 r. przekształciła siłę prześladowanych i ubogich społeczności szyickich w siły irredentyzmu. Od tego czasu jest to rozprzestrzeniający się marsz do obecnego układu, w który Iran i jego sojusznicy w Libanie, Iraku, Syrii i Jemenie przefasonowali Bliski Wschód i prowadzą wiele wojen zastępczych z reżimami sunnickimi, którym przewodzi Arabia Saudyjska.

Obama miał rację, kiedy powiedział, że to będzie rozgrywać się przez pokolenie, ale niedoszacował. Reformacja protestancka, której symbolicznym początkiem było przybicie 95 tez przez Martina Lutra do drzwi kościoła w Wittenberdze w 1517 r., zabrała lata. „Wojny religijne” toczone w Europie między 1524 a 1648 r., dla których Wojna Trzydziestoletnia była ostatnim, koszmarnym rozdziałem, należy widzieć jako wprowadzenie do tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. Bez pociągania paraleli zbyt daleko, faktem jest, że wojna toczona dzisiaj, która rozbija Syrię i Irak, jest podobna w przebudowie porządku regionalnego do Wojny Trzydziestoletniej.

Wojna zniszczyła duże obszary Niemiec, redukując populację o 30 do 40 procent w niektórych okręgach, co jest podobne do tego, co dzieje się w Syrii. Zaangażowała wszystkie ówczesne mocarstwa od Rosji do Hiszpanii, Austrii, Francji, Szwecji, Imperium Osmańskiego, Prus, Węgier i wielu innych.

Brutalność konfliktu, w porównaniu do wcześniejszych konfliktów europejskich, była spowodowana jego religijną naturą.

To sprowadza nas z powrotem do kwestii orientalizmu i “odwiecznych nienawiści” na Bliskim Wschodzie. Można być „redukcjonistą” i powiedzieć, że europejskie wojny religijne mają długie korzenie, albo można być delikatnym i twierdzić, że były słabo zakorzenione w historii, którą wykorzystali i zmanipulowali outsiderzy. Nikt nie wyświadcza wielkiej przysługi Bliskiemu Wschodowi przez nieustanne ukrywanie pogarszających się trendów w regionie. Mogą dowoli jęczeć o „orientalizmie”, ale nie jest rasizmem powiedzenie prawdy o obecnym konflikcie w regionie i jego długoterminowych skutkach. Zabierze wiele pokoleń zanim zakończą się obecne wojny.

Można poetycznie rozwodzić się o dawnych dobrych dniach w Bagdadzie, kiedy wszystko było różnorodnością i tolerancją, ale te dni, z jakiejkolwiek przyczyny, minęły. Może nie było ich nigdy, ale tak czy inaczej różowe okulary zostały rozbite. Nie ma żadnego „lekarstwa” dla obecnej masowej przemocy i wpędzenia milionów do obozów uchodźców w regionie.

Starożytne miasta leżą w ruinach, od Jemenu do Syrii. Ich świetność nie wróci prawdopodobnie nigdy. Unikatowa mieszanka etniczna tych terenów nigdy nie będzie taka sama.

Zamiast bawić się w „mam cię!” łapiąc Obamę za słowo, ludzie dobrze zrobiliby, gdyby przestali udawać, że Bliski Wschód jest czymś innym niż tym, czym jest. Jest to miejsce odwiecznych nienawiści i niewiarygodnej nietolerancji, nie bezprecedensowej w historii ludzkości, ale mającej wiele wspólnego z najczarniejszymi okresami historii ludzkości. Jeśli nie jesteś skłonny do zamykania oczu i usprawiedliwiania masakr z czasów wojen religijnych w Europie, masakrowania narodów i wyrzynania całych społeczności, to nie ignoruj Bliskiego Wschodu.

Bądź świadomy tego, że uzdrowienie zabierze całe pokolenia i że nie ma żadnego cudownego “lekarstwa” na konflikty, które widzimy dzisiaj.


The Middle Easts new old Thirty Years War

Jerusalem Post, 17 stycznia 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Seth J. Frantzman


Publicysta “Jerusalem Post”. Zajmował się badaniami nad historią ziemi świętej, historią Beduinów i arabskich chrześcijan, historią Jerozolimy, prowadził również wykłady w zakresie kultury amerykańskiej. Urodzony w Stanach Zjednoczonych w rodzinie farmerskiej, studiował w USA i we Włoszech, zajmował się handlem nieruchomościami, doktoryzował się na  Hebrew University w Jerozolimie.