Dlaczego zwierzęta są urocze?


Jerry Coyne 2014-12-30


Jeśli, podobnie jak ja, jesteś jednym z tych mięczaków, którzy lubią słodkie zwierzęta — szczególnie zwierzęce maluchy — i odwiedzasz takie miejsca jak The Daily Squee, Zooborns lub Acting Like Animals, i jeśli czasem lubisz się zastanawiać, możesz zadać pytanie: „Dlaczego te zwierzaki wydają mi się tak cholernie zachwycające?"

Są, oczywiście, dwa sposoby szukania odpowiedzi na to pytanie. Odpowiedź bezpośrednia wymaga znalezienia tych cech zwierząt, które dają im urodę lub brzydotę, i zlanie ich w jakieś wyjaśnienie ogólne. Dlaczego kaczuszki są takie śliczne a pisklęta papug takie brzydkie? Dlaczego szympansie niemowlęta są o tyle atrakcyjniejsze od dorosłych szympansów? Dlaczego bezwłose koty są brzydsze niż normalne? Dlaczego ludzkie niemowlęta mają tak nieodparty urok w odróżnieniu do nastolatków? Ogólne odpowiedzi na te pytania mogą dotyczyć futra, relatywnej wielkości głowy lub oczu, długości kończyn i tak dalej.


Ale jest jeszcze odpowiedź ostateczna: ewolucyjna. Czy istnieje ewolucyjna przyczyna, dla której jedne cechy są dla nas atrakcyjna, a inne odrażające? Czy takie preferencje były adaptacyjne u naszych przodków? Te pytania są domeną psychologii ewolucyjnej. I chociaż odpowiedzi są trudno uchwytne — i mogą być na zawsze poza naszym zasięgiem — rozważanie tego jest świetną zabawą.


Chociaż Stephen Gould był nieprzejednanym wrogiem socjobiologii, czasami pozwalał sobie na psychologizowanie ewolucyjne. W jednym ze swoich słynniejszych esejów „A biological homage to Mickey Mouse" (dostępny online) Gould zauważył, że przez pięćdziesiąt lat od powstania wizerunek Myszki Miki wyewoluował od dość gryzoniowej postaci do stworzenia z dużą głową, dużymi oczyma i krótkimi kończynami, które wizualnie jeszcze skrócono przez nałożenie ubrania. Tutaj są postacie z eseju Goulda (przeczytajcie koniecznie: na szczęście nie ma w nim żargonu i pompatyczności, które dręczyły jego późniejsze wysiłki):


Ewolucja Myszki Miki przez pół wieku: neotenia rządzi!
Ewolucja Myszki Miki przez pół wieku: neotenia rządzi!

Gould nawet zrobił wykres pewnych zmian morfologicznych (relatywnych rozmiarów głowy, oczu i sklepienia czaszki), pokazując, że Miki podlegała stopniowej zmianie (z satysfakcją dodaję, że nie była ona przestankowa!) ku pojawieniu się młodocianej myszy: większa głowa, większe oczy i większe sklepienie czaszki, pokazują, że to udziecinnienie było powodowane preferencjami widzów dla ładniejszej, bardziej antropomorficznej myszy. Miki podlegała neotenii: procesowi ewolucyjnemu, w którym młodzieńcze cechy przodków zachowane są w dorosłości u potomków. (Podobno my, ludzie, jesteśmy neoteniczni, przypominając niedorosłe szympansy lub goryle znacznie bardziej niż naszych dorosłych kuzynów.)


Gould twierdził także, że zwierzęce maleństwa, które kochamy tak bardzo, (pokazuje postaci królika, ptaka i psa) mają stosunkowo większe i okrąglejsze głowy i większe oczy niż dorośli — tak samo jak niemowlęta ludzkie. Idąc śladami Konrada Lorenza spekuluje, że mamy wrodzoną tendencję obdarzania uwagą i uczuciami ssaków z młodzieńczymi cechami i że ta preferencja estetyczna jest adaptacyjna: ci z naszych przodków, którzy fascynowali się dużymi głowami i oczyma niemowląt, zostawiali więcej potomstwa niż ci, którzy pozostawali obojętni na widok własnych dzieci. Co ważne, Gould pokazał, że jeśli dobór naturalny faworyzował tę preferencję, mógł robić to na dwa sposoby: a) rozwijając „wdrukowaną" preferencję dla młodocianych cech morfologicznych: rodzimy się z tym poczuciem estetycznym, lub b) ewoluując plastyczny „moduł uczenia się": mamy geny, które mówią nam, byśmy faworyzowali te cechy, które pojawiają się u naszego potomstwa. To drugie wyjaśnienie jest rodzajem imprinting: przypuszczalnie, gdyby twoje dziecko (i wszystkich innych) rodziło się z małą głową i małymi oczyma oraz długimi kończynami i nosami, natychmiast uznalibyśmy te cechy za urocze.


Przypomniałem sobie znowu te pytania, kiedy czytałem artykuł Natalie Angier w „New York Times": „Masterpiece of nature? Yuck!" W artykule, do którego dołączony jest pokaz slajdów straszliwie brzydkich zwierząt, Angier pokrótce omawia wyjaśnienie psychologów ewolucyjnych, dlaczego czujemy odrazę do niektórych zwierząt. Jej pokazowym Paskudnym Zwierzęciem jest gwiazdonos. Ze zwykłym dla niej polotem opisuje, jak dostała fotografię jednego z nich e-mailem: „Czołowe zdjęcie gwiazdonosa z pełnym widokiem na szpony jak z 'Świtu żywych trupów' i charakterystyczną nosową butonierką 22 wysoce wrażliwych czułków, wyglądających jak surowe kawałki polędwicy wypychane z maszynki do mielenia mięsa". To wspaniały słowny obraz tego zwierzęcia na zdjeciu poniżej:


Gwiazdonos (Condylura cristata); zdjęcie Gary Meszaros/Photo Researchers
Gwiazdonos (Condylura cristata); zdjęcie Gary Meszaros/Photo Researchers

Angier przytacza spekulacje kilku psychologów ewolucyjnych, włącznie z Denisem Duttonem (autorem The Art Instinct), Davidem Perrettem i Geoffrey’em Millerem; cytuje także niedawny artykuł Trimble i van Aarde pokazujący, że wśród zagrożonych gatunków w Afryce południowej duże ssaki są zbadane w nieporównanie większym stopniu niż mniejsze ssaki, gady i płazy.


Wniosek jej artykułu: powodem, dla którego uważamy zwierzęta za ładne lub brzydkie jest to, że używamy kryteriów, które wyewoluowały, żeby pomóc nam ocenić członków własnego gatunku. Zwierzęce maleństwa są śliczne, ponieważ dobór naturalny — z oczywistych przyczyn — spowodował, że cali się rozczulamy, kiedy widzimy dużą, okrągłą głowę ludzkiego niemowlęcia. Nie podoba nam się gwiazdonos, ponieważ jego nagie wypustki nosowe, jeśli byłyby u ludzi, oznaczałyby złe zdrowie lub złe geny. (Jak mówi Dutton, prawdopodobnie słusznie: „Nikt nie uważałby, że gwiazdonos jest brzydki, gdyby jego gwiazda była opalizująco niebieska".) Podobnie jest z innymi cechami zwierzęcymi, które — gdyby były u ludzi - powodowałyby unikanie ich: „ Rozróżniamy oznaki nabytej choroby od oznak wrodzonej nienormalności. Wybroczyny, wypryski i plamy na skórze znaczą: 'możliwa choroba zakaźna', podczas gdy asymetria i przesadnie duże, przesadnie małe lub niekompletne cechy wskazują na problemy wrodzone".


Tak więc na przykład afrykański guziec, który z pewnością kwalifikuje się jako brzydkie zwierzę, jest przeklęty podwójnie. Nie tylko ma przypominające brodawki wypustki na pysku, ale także placki łysiny, a jedno i drugie przypomina nam o chorobie. (Kto chce chorego partnera?) I ma długi, wystający pysk — i ciosy! (Alopecja, która kojarzy się z chorobą, może także wyjaśnić, dlaczego czujemy odrazę do bezwłosych kotów.)


Phacochoerus africanus
Phacochoerus africanus

Zastanawianie się nad takimi sprawami jest zabawne, a niektóre z pomysłów można nawet przetestować. Moglibyśmy na przykład ustalić, czy istnieje coś wspólnego w cechach, które ludzie uważają za brzydkie lub odrażające u zwierząt, i porównać je z podobnymi cechami w naszym gatunku. Testowanie ostatecznych, ewolucyjnych wyjaśnień jest oczywiście dużo trudniejsze — lub niemożliwe. Niemniej w naszej ignorancji, nadal jest pożyteczne pamiętanie, że rzeczy nie są wewnętrznie brzydkie lub piękne. Guziec nie jest wewnętrznie brzydszy niż panda. Prawdopodobnie samica guźca uważa samca guźca za szczyt urody, a pandę za coś odpychającego. Niektóre nasze preferencje wizualne, podobnie jak smakowe, muszą odzwierciedlać działanie doboru naturalnego i w ten sposób być adaptacyjne. Talerz zepsutego mięsa jest dla nas odrażający, ale dla sępa jest to odpowiednik deseru z lodów. Jak zrozumiał to Darwin, nasze gusty mogą być nie mniej wyewoluowane niż nasze mózgi lub ciała.


Przedwczoraj przyjaciółka wspomniała, że nigdy nie mogłaby czuć pociągu do Hugha Hefnera mimo jego bogactwa: był po prostu zbyt stary i pomarszczony, żeby być sexy. Aktorkom trudno jest znaleźć pracę po ukończeniu 40 lat, przypuszczalnie dlatego, że mężczyźni nie uważają je za atrakcyjne. Ale nie ma powodu, dla którego oznaki wieku — zmarszczki, siwe włosy i tak dalej — miałyby być wewnętrznie mniej atrakcyjne niż świeżość młodości. Czy może być tak, że nasze standardy piękna lub atrakcyjności wyewoluowały, żeby pasować do adaptacyjnych celów? Czy uznajemy starszych ludzi za mniej atrakcyjnych po prostu dlatego, że będąc blisko lub minąwszy granicę możliwości rozrodczych, nie są dobrymi kandydatami na partnerów życiowych, a ta preferencja mogła zostać wpojona naszym przodkom przez dobór naturalny?


Pamiętajmy, że piękno w przyrodzie nie jest wewnętrzne, ale wyewoluowane: nasza biologia poprzedza nasze gusty, a raczej, ewoluowała wraz z nimi. Tylko w jeden sposób sytuacja jest odwrócona: w hodowli zwierząt [ 1 ]. Tam, w dużych oczach Chihuahua, krótkim pysku puchatego szpica miniaturowego, w okrągłym pyszczku i małych uszach szkockiego kota zwisłouchego (np., Maru, który wygrał), we wszystkich tych cechach zwierząt hodowanych dla swojego wyglądu, nie zaś do pracy, znajdujemy nasze pragnienia, wyewoluowane lub nie, rzeźbiące zwierzęta w naszym środowisku.


Brzydki? Moi?
Brzydki? Moi?

Tekst oryginału.

Why Evolution Is True, 11 sierpnia 2010
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
(Z biblioteki tekstów przeniesionych z Racjonalisty.)


 Przypisy:

[ 1 ] Dotyczy to, oczywiście, także hodowli roślin. Taka jest (niewątpliwie poprawna) teza Michaela Pollana w The Botany of Desire, że rzeczy takie jak udomowione ziemniaki, tulipany i jabłka są po prostu roślinnym ucieleśnieniem ludzkich gustów.

 



Jerry A. Coyne

Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.