Ważniejsze niż wszystko inne


Sarah Honig 2014-12-04

Sir Alexander Cadogan: „Zabijanie Żydów ważniejsze niż wszystko inne”.
Sir Alexander Cadogan: „Zabijanie Żydów ważniejsze niż wszystko inne”.

Minęła 67. rocznica podjętej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ „Rezolucji Podziału”, która jest ze swej natury istotna dla niedawnych decyzji kilku parlamentów europejskich i nowego lewicowego rządu Szwecji, by uznać państwo Palestynę. Rezolucja ONZ z 29 listopada 1947 r. ukazuje tendencyjność i nieposkromioną pychę wszechwiedzących kaznodziei społeczności międzynarodowej.

Sztokholmscy neofici na arenie międzynarodowej – nowo wybrany premier Stefan Lofven i jego minister spraw zagranicznych Margot Wallström – wzięli na siebie obowiązek oświecenia nas, Izraelczyków, o naszym egzystencjalnie trudnym położeniu. Można się spokojnie założyć, że zupełnie nie obchodzi ich zasadnicza dla tej kwestii Rezolucja 181 ONZ.


Moglibyśmy potraktować to posunięcie jako wyrachowaną próbę przypochlebienia się rosnącemu muzułmańskiemu elektoratowi w Szwecji. Bądźmy jednak wyrozumiali i załóżmy, że wszystko to wynika z błędnej akceptacji fałszywego aksjomatu, iż państwo palestyńskie istniało od niepamiętnych czasów i że zostało okrutnie najechane przez akt niesprowokowanej agresji Izraela 5 czerwca 1967 r.


Twierdzi się, że od tego czasu państwo Palestyna jest pod okupacją izraelską. Innymi słowy, Izrael przemocą zlikwidował kwitnącą suwerenność Palestyny. Dzisiaj jest to oczywista, uniwersalnie głoszona ewangelia. Nie potrzeba do tego żadnego uzasadnienia i wszelkie odchylenie od tego poglądu jest świętokradztwem. Takie oszustwo przynosi korzyści, szczególnie kiedy są to korzyści w Realpolitik. Tak więc dysfunkcjonalna rodzina narodów jest pełna szczęścia, przytulając do swej selektywnie miłującej piersi kolejny fikcyjny arabski dodatek.


I tutaj właśnie Rezolucja 181 staje się ważnym kamieniem probierczym. Ukazuje samą podstawę konfliktu między Żydami a Arabami – konfliktu, który jest dużo wcześniejszy niż narodziny Izraela. W tym konflikcie nigdy nie chodziło – i nadal nie chodzi – o państwo palestyńskie.


Nie byłoby żadnego konfliktu, gdyby ustanowienie takiego państwa było ostatecznym celem świata arabskiego. Państwo Arabów palestyńskich mogło ogłosić niepodległość zgodnie z Rezolucją 181 – równocześnie z Izraelem – ale żaden Arab nie chciał o tym nawet słyszeć.


Wcześnie rano 30 listopada 1947 r., zaledwie w kilka godzin po przyjęciu tej rezolucji, embrionalne państwo Izrael zostało wbrew swej woli wepchnięte w Wojnę o Niepodległość.


Początkowo 30 listopada ta wojna nie dawała się odróżnić od tego, co ją poprzedzało – mnóstwo niesprowokowanych ataków Arabów na Żydów, gdzie tylko dawało się urządzić na nich zasadzkę, co miało miejsce głównie na drogach (zamiłowanie to pozostało Arabom nadal w XXI w.) Do zawieszenia broni w 1949 r. zginęło 6 tysięcy Żydów, czyli cały jeden procent oblężonej populacji. I to nie było wszystko. Upust krwi trwał, z przerwami, przez wszystkie kolejne dziesięciolecia. Największą eskalację wywołała w 1993 r. “groźba pokoju” – tego, co fałszywi prorocy prowadzeni przez Szimona Peresa obiecywali nam jakom świt błogiej ery Oslo.


“Ofiary pokoju”, jak określał ich ówczesny premier Icchak Rabin w swej niezrównanej nowomowie orwellowskiej, nadal są składane na ołtarzu ugody, która zasadza się na ustanowieniu państwa palestyńskiego – tego samego państwa, które świat arabski z zajadłą przemocą odrzucił w 1947 r..


Porażka Arabów, kiedy próbowali unicestwić nowonarodzony Izrael i następujące po niej przybranie przez nich pozy uciśnionych niewiniątek, wymazanie z pamięci chętnie dającej się wykołować światowej opinii publicznej tego, co zdarzyło się 67 lat temu na obrzeżach przyziemnej Petach Tikwa – w samym centrum żydowskiego obszaru, w domu, nie zaś w odległym, uzurpatorskim imperium.   


Wtedy właśnie Arabowie własną świadomą decyzją rozpoczęli to, co opłakują obecnie jako Nakba – katastrofa, która pozostawiła wielu z nich jako ludzi wywłaszczonych, a Izrael jako państwo suwerenne i odporne powyżej marzeń jego założycieli.


Rezolucja 181, przeciwko której powstał cały świat arabski, proponowała podział zachodniej Palestyny na dwa zintegrowane ekonomicznie państwa – jedno żydowskie i jedno arabskie. Wschodnia Palestyna, stanowiąca niemal 80% całości, została arbitralnie oderwana od Mandatu Brytyjskiego w 1922 r. i wręczona książątku z czegoś, co później otrzymało nazwę Arabii Saudyjskiej. Prezent dla emira Abdullaha został sztucznie nazwany Transjordanią, krajem całkowicie nieznanym w historii ludzkości, którego sfałszowana narodowość jest dzisiaj określana jako jordańska.

 

Chociaż na papierze Żydzi otrzymali 54% tego, co pozostało, w rzeczywistości były to trzy nie przylegające do siebie okrawki. Największy z nich zawierał pustynię Arawa, wschodnią Negew oraz Negew daleko na południu (do nieistniejącego wówczas Ejlatu). Większość tego księżycowego terenu nie nadawała się pod uprawę i z pewnością nie nadawała się na duże aglomeracje miejskie.


Drugi kawałek był wciśnięty we wschodnią Galileę wokół Jeziora Tyberiadzkiego. Najgęściej zaludniony mini skrawek był niewyobrażalnie wąską kluską wzdłuż Morza Śródziemnego, gdzie mieszkała większość Żydów i który był przeraźliwie narażony na ataki. Wewnątrz niego była arabska enklawa Jaffy, podczas gdy Naharija była pozostawiona poza państwem żydowskim.


Jerozolima i Betlejem miały stanowić “corpus separatum”, strefę międzynarodową mimo faktu, że Jerozolima miała niezaprzeczalną większość żydowską co najmniej od początku XIX w. (wcześniej nie było spisów powszechnych).


Niemniej, zorganizowane chrześcijaństwo nie mogło znieść afrontu żydowskiej dominacji w Mieście Świętym, choć przez 19 lat nie wydawała mu się przeszkadzać inwazja jordańska i okupacja części miasta, wygnanie pod lufami karabinów starożytnej społeczności żydowskiej, zniszczenie żydowskich świątyń i zakazanie Żydom dostępu do ich miejsca Najświętszego ze Świętych.

 

Choć miszmasz wynikający z podziału 1947 r. był nie do obrony i geograficznie absurdalny, tłumy żydowskie radowały się na ulicach. W tym momencie nie miało znaczenia, jak koszmarne i absurdalne były przyznane im rozrzucone skrawki ziemi.


Liczyło się to, że po raz pierwszy od dwóch tysięcy lat żydowskie samostanowienie – choćby na śmiesznie mikroskopijnym i narażonym fragmencie terytorium – wydawało się coraz bliższą rzeczywistością, mimo wrogości arabskiej wobec jakiegokolwiek kompromisu z jakimkolwiek organizmem żydowskim. (Sama niepodległość została proklamowana dopiero po przedwczesnym odejściu zirytowanych Brytyjczyków w połowie maja 1948 r. – zamiast, jak planowano, w sierpniu.)


Arabska groźba ludobójstwa znalazła swój wstępny, namacalny wyraz, kiedy nad ranem 30 listopada wyciszało się ostatnie entuzjastyczne świętowanie na ulicach, autobus Egged nr 2094 z 21 pasażerami wyjechał z Natanji o 7:30, jadąc do Jerozolimy. Kiedy dojechał do wioski migrantów egipskich, Fadża, kilometr od skrzyżowania Syrkin w Petach Tikwa, kierowca zobaczył trzech mężczyzn machających rękami. Zakładając, że chcą pojechać autobusem, zwolnił.


Niestety, zbyt późno zauważył wystającą spod płaszcza pepeszę. Próbował przyspieszyć, ale granaty i ogień maszynowy spowodował, że kierowca zjechał z drogi i większość pasażerów została ranna. Wtedy bandyci weszli do autobusu, żeby wykończyć każdego, komu nie udało się uciec, włącznie z mężczyzną, który rozpaczliwie próbował pomóc swojej rannej żonie.

 

Oficer brytyjski, który nadjechał na to  miejsce w chwilę później, odkrył pięć ciał w porytym kulami autobusie. Zabitych zidentyfikowano jako: Szaloma Ja’ari z Natanji, Hannę Weiss z Jerozolimy, Hirsza Starka z Jerozolimy (70 lat w chwili morderstwa), Haję Jisraeli (24) z Natanji i Szoszanę Mizrahi (22) z Natanji, jadącą na własny ślub do Jerozolimy. Były to pierwsze oficjalne ofiary Wojny o Niepodległość.


Liczba ta wkrótce wzrosła do siedmiu, kiedy zaledwie 25 minut później drugi autobus – z Hadery do Jerozolimy – został zaatakowany w identyczny sposób w pobliżu, prawdopodobnie przez ten sam gang Abu Kiszka.


17 lutego 1948 r. Irgun przypuścił ofensywę na Fadża, a w kwietniu Hagana dokończyła zadania. Dzisiaj Fadża jest rozpaczliwie opłakiwana na każdej stronie internetowej Nakby, cytowana jako bezbronna ofiara palestyńska żydowskich intruzów. Taka jest prawdomówność arabska.


A jeśli powyższy opis nie wydaje się wystarczająco bezstronny samozwańczym arbitrom szwedzkim, mogą odnieść korzyść z zajrzenia do dokumentacji Komisji Narodów Zjednoczonych do Sprawy Palestyny. Ustanowiona jako instrument wykonawczy Rezolucji 181 komisja została obarczona „bezpośrednią odpowiedzialnością za wprowadzenie w życie kroków zalecanych przez Zgromadzenie Ogólne”.

 

14 stycznia 1948 r. Sir Alexander Cadogan, przedstawiciel Wielkiej Brytanii (która rządziła wtedy na tej ziemi i była zaciekle przeciwna rodzącej się suwerenności żydowskiej) oficjalnie ostrzegł Komisję, że „Arabowie jasno postawili sprawę, że zamierzają opierać się wprowadzeniu w życie planu podziału wszystkimi siłami, jakie mają do dyspozycji”. Podtekst: ich celem nie było państwo palestyńskie.


Istotnie, Arabowie nie tylko zbojkotowali Komisję, ale grozili zamachami na jej członków. 19 stycznia 1948 r. Arabska Rada Najwyższa poinformowała ONZ, że „jest zdeterminowana trwać w odrzuceniu planu podziału i odmawianiu uznania Rezolucji ONZ i wszystkiego, co z niej wynika”.


21 stycznia Cadogan podjął ostatnia, rozpaczliwą próbę powstrzymania wprowadzenia w życie planu podziału, mówiąc, że wkrótce “Komisja stanie przed problemem, jak zapobiec nieuniknionemu rozlewowi krwi na znacznie większą skalę niż panuje obecnie”. Ludobójcze zamiary arabskie nie były tajemnicą.


W tym kontekście Cadogan podał swoją najbardziej mrożącą krew w żyłach obserwację – która nadal głośno rozbrzmiewa w naszych uszach. Powiedział, że międzynarodowy status Komisji „nie będzie znaczył nic lub niewiele dla Arabów w Palestynie, dla których zabijanie Żydów jest ważniejsze niż wszystko inne”.

 

To przyznanie ze strony człowieka, którego nigdy nie można było oskarżyć o prożydowskie tendencje, powinno być wbite w pamięć każdego zagranicznego wścibskiego doradzacza, który uzurpuje sobie prawo do pokazywanie nam drogi. Arabska żądza krwi, którą opisał Cadogan przed narodzeniem Izraela, dominuje nadal.


Pierwszego dnia istnienia Izraela sekretarz generalny Ligi Arabskiej, Abdul-Rahman Azzam Pasza, potwierdził arabskie priorytety, wysyłając siedem armii, by starły z powierzchni ziemi „twór syjonistyczny”. Oznajmił wówczas:

„Będzie to wojna eksterminacji i doniosła masakra, o której będą opowiadać jak o masakrach mongolskich i krucjatach”.

Program i zamiary arabskie były niedwuznaczne. Nawet nie rozważano utworzenia państwa palestyńskiego. Syria, Jordania i Egipt utworzyli nawet własny plan podziału Palestyny – między siebie.

 

Nieupiększoną prawdą jest to, że także obecnie ostatnią rzeczą, jakiej pragną Palestyńczycy, jest arabskie państwo palestyńskie żyjące w idyllicznej koegzystencji obok bezpiecznego, zaakceptowanego i uznanego państwa żydowskiego. Szychy zarówno w Ramallah, jak w Gazie, mogą cynicznie wykorzystywać slogan o dwóch państwach, ale nigdy naprawdę nie opowiadają się za harmonijnym współżyciem między dwoma państwami.


Co jednak Lofvena i Wallström obchodzi, że Arabowie bezczelnie spłodzili i z powodzeniem rozprowadzają po świecie kłamstwo?


Zapomnienie o Rezolucji 181 jest niesłychanie wygodne dla wypranych mózgów bliskowschodnich i ochoczo łatwowiernych relatywistów moralnych w stolicach takich jak Sztokholm. Zbyt użyteczne jest – także w śnieżnobiałej Szwecji – nie pamiętanie, że Arabów nigdy nie interesowało państwo palestyńskie. Wszystko, czego chcieli i czego chcą nadal, to zniszczenie państwa żydowskiego.


Transcending all other considerations

27 listopada 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Sarah Honig

Izraelska publicystka, pracuje dla "Jerusalem Post" od 1968 roku.

 

Od Redakcji: