Bóg pierwszego kontaktu
Religie to kukułcze jaja pseudofilozofii w gniazdach naiwnych społeczeństw. Kapłan funkcjonujący jako bóg pierwszego kontaktu podtrzymuje nierozerwalną więź z absurdem i zapewne niektórzy z nich są cynicznymi oszustami, ale znacznie częściej kapłańska paranoja jest efektem bardziej dogłębnego i dokładniejszego prania mózgu, aniżeli jest to udziałem przeciętnego nieszczęśnika urodzonego w środowisku takich czy innych wyznawców. Źródłem arogancji jest rzekomy bliższy kontakt z jakąś rzekomo istniejącą Istotą Wyższą. Codziennie odprawiany cyrk, w którym szaman pośredniczy między wiernymi a bóstwem, żadnemu umysłowi dobrze robić nie może.
Koleżanka opowiadała o swojej irytacji, o tym, że sam koszt (w tym przypadku 1900 złotych), to dodatek do nadętego i wstrętnego kazania o zmarłym i osieroconej przez zmarłego rodzinie. Oczywiście wyjściem byłby pogrzeb w większej miejscowości, na cmentarzu komunalnym, bez udziału przedstawiciela dominującego zabobonu. Nie wszyscy jednak mają taki komfort i z reguły nie ma innego wyboru jak udać się do księdza, który pełni również funkcję dyrektora miejscowego cmentarza.
Jest gorzej, węzeł gordyjski stosunków międzyludzkich często wyklucza rezygnację z usług tłustego księcia ciemności.
Samo powołanie jest niemal zawsze skutkiem ciężkiej pracy nad chłopcem od kołyski, a na skrzywienia obrazu świata wypracowane ciężką pracą rodziny, nakładają się ogłupiające lata spędzone w seminarium dla duchownych. Po takiej tresurze normalność jest cudem zgoła i zdarza się raczej rzadko, chociaż spotyka się jednostki o nadzwyczajnej odporności, które mimo wieloletniej tresury zachowują ludzkie odruchy.
Religijny teatr tym różni się od prawdziwego teatru, że dla aktora umowność jest rzeczą oczywistą, jest samą istotą jego zawodu; dla księdza zgoła przeciwnie, jego wychowawcy, on sam, a wreszcie wierni przekonują go nieustannie, że jest faktycznym pośrednikiem między ludem bożym a Panem Bogiem, że jest p.o. Chrystusa w Koziej Wólce.
Byli księża opisują czasem swoje uczucie uniesienia, kiedy stojąc na ołtarzu w kostiumie kapłana, przed tłumem wiernych, wykonując magiczne gesty, które poruszały tłum, prawdziwie wierzyli, że jednoczą się z jakimś bogiem. Ich arogancja w codziennych kontaktach z wiernymi, przekonanie, że są dysponentami i strażnikami moralności, wydaje się płynąć z tego śmiertelnie poważnego traktowania swojej teatralnej roli. Ten bóg pierwszego kontaktu jest zazwyczaj prawdziwie przekonany o swojej boskiej roli i o swoich boskich atrybutach.
Aktor ze swojego teatralnego wcielenia może żartować, zdejmując kostium powraca do swojej roli normalnego człowieka. Wielu ludzi teatru oskarża się o snobizm i bufonadę, ale do głowy uderza im sława, a nie paranoiczne wcielenie się w odgrywaną rolę.
Zdumiewa, jak wielu wierzących widzi i krytykuje ten nadęty ton, aroganckie zachowanie księdza i przypisuje je osobie. Problem w tym, że normalne zachowanie jest wyjątkiem, a ta bezkresna arogancja regułą. Ne ma w tym niczego dziwnego, ponieważ cała profesja oparta jest na wmawianiu człowiekowi jego niemal boskiego statusu, przyuczenie do zawodu księdza wymaga wdrożenia go do zachowań, jakie w innych okolicznościach pojawiają się w wyniku choroby umysłowej.
Żart z własnej profesji byłby grzeszny, świadczyłby o cynizmie, dawałby powód do myślenia, że kapłan nie jest do swojej paranoi w pełni przekonany lub, o zgrozo, że traktuje swój zawód jak każdy inny.
Wierni dostrzegają i ograniczenia intelektualne kapłanów i ich arogancję, o chciwości nie wspominając. Traktują ich jednak jak dopust boży, bo alternatywą jest groźny konflikt z bliższym i dalszym otoczeniem. Może się mylę, ale mam wrażenie, że niektórzy patrzą z zazdrością na tych, którzy są wolni od kontaktów z tym towarzystwem. Chwilowo zostaje im tylko cicha skarga na stronie i teatr pokory kiedy sytuacja zmusza ich do bliższego kontaktu z p.o. Pana boga.
Racjonalista, styczeń 2013