Bonobo i pogromca ateistów


Jerry Coyne 2014-08-12


Najlepsze partie książki to te, w których de Waal opisuje zachowania zwierząt zarówno w zoo (pracuje w Yerkes Primate Center w Georgii), jak i na wolności. Mając solidne zaplecze ewolucyjne, jest jednym z najlepszych fachowców pokazujących implikacje ewolucyjne zachowań, które obserwuje codziennie w pracy. Książka warta jest przeczytania dla tej właśnie perspektywy. Dziwna w tej książce jednak jest powracająca koncentracja na ateizmie, lub raczej uparte oczernianie ateizmu.


Nie chcę pisać pełnej recenzji z książki Fransa de Waala Bonobo and the Atheist, bo dopiero przeczytałem cztery piąte książki, ale podam kilka fragmentów i myśli. Jeśli jednak nie ma radykalnej zmiany na tych ostatnich 40 stronach, sądzę, że mam podstawy do powiedzenia, że choć książka jest interesująca i jest tam sporo dobrego materiału na temat zachowań zwierząt, niewiele jest w niej nowego (czego nie byłoby w poprzednich książkach de Waala). To zaś, co jest nowe – jego wielokrotne ataki na ateizm – jest irytujące, nieścisłe i znacznie obniża wartość książki, przynajmniej dla mnie.


Dziwną rzeczą z tą książką jest to, że brak w niej spójnego przesłania. Składa się w znacznej mierze z anegdot i eksperymentów z naczelnymi i innymi kręgowcami, pokazując, że te gatunki mają rudymentarną „moralność” – to jest, wykazują troskę o obcych, empatię, poczucie sprawiedliwości i inne aspekty tego, co ludzie uważają za etyczne zachowanie. Jego tezą, dobrą tezą, jest, że nasze „wrodzone” poczucie moralności i empatii nie pochodzi wyłącznie z kultury ludzkiej, ale było także zakorzenione genetycznie u naszych przodków. Rozpatrując działania naszych krewnych, które wyglądają, jakby były motywowane moralnością, jak na przykład szympansy opiekujące się niespokrewnionymi, chorymi szympansami, de Waal twierdzi, że geny stojące za tymi zachowaniami (jeśli są to geny) są homologiczne: te same geny, które powodują podobne zachowania i uczucia u nas.


Znaczyłoby to, że nasza moralność częściowo wywodzi się z naszej ewolucji w małych grupach osobników, które doskonale znały się wzajemnie. W takiej sytuacji mógł wyewoluować „altruizm odwzajemniony” i doprowadzić do swego rodzaju „wrodzonych” uczuć, które ludzie tacy jak Francis Collins uważają za dane od Boga. Frans de Waal, co jest godne podziwu, chce obalić koncepcję, że tylko religia czyni nas ludźmi moralnymi. (Jest ateistą, ale wychował się jako pobożny katolik). Nie propaguje też czysto ewolucyjnego wyjaśnienia, rozumiejąc (jak to również robią Paul Bloom i Jon Haidt), że kultura ludzka działa zarówno na rzecz oswojenia, jak i odfiltrowania  nieprzyjaznych zachowań, które wyewoluowały, by utrzymać harmonię w grupach naczelnych.


Najlepsze partie książki to te, w których de Waal opisuje zachowania zwierząt zarówno w zoo (pracuje w Yerkes Primate Center w Georgii), jak i na wolności. Mając solidne zaplecze ewolucyjne, jest jednym z najlepszych fachowców pokazujących implikacje ewolucyjne zachowań, które obserwuje codziennie w pracy. Książka warta jest przeczytania dla tej właśnie perspektywy.


Dziwna w tej książce jednak jest powracająca koncentracja na ateizmie, lub raczej uparte oczernianie ateizmu. Biorąc pod uwagę pragnienie de Waala, by obalić koncepcję, że moralność jest tworem religii, byłoby całkowicie właściwe kwestionowanie „moralności” religijnej (czego jednak nie robi). Zupełnie nie jest jasne, dlaczego właściwie wielokrotnie – i ostro – atakuje ateizm. Ateizm przecież nie twierdzi, że moralność pochodzi od bogów. W rzeczywistości większość z nas zgodziłaby się z de Waalem, że moralność jest wynikiem  świeckiej kombinacji ewolucji i uczenia się, które często oparte jest na racjonalnych rozważaniach.


Niemniej, książka jest oszpecona nie tylko nieustannym obrażaniem i pomawianiem ateizmu oraz przekonaniem de Waala, że ateizm jest podobny do religii, ale także jego twierdzeniem, że wszyscy poza nim samym źle rozumieją naturę zwierząt – w większości widząc ją jako wewnętrznie złą. Dopiero kiedy pojawił się de Waal, łuski spadły ludziom z oczu i biolodzy behawioralni zrozumieli, że gatunki społeczne mają cechy zbliżone do dobroci. (Oczywiście, bada on na ogół społeczne naczelne, tę właśnie grupę, która promuje altruizm odwzajemniony oraz genetyczną otoczkę, która mogła być zalążkiem naszej moralności. Tygrysy nie są tak „moralne”!)


Ponadto, ale więcej napiszę o tym jutro, de Waal często wdaje się w rodzaj „wiary w wiarę”, która ma na celu postawienie nauki i wiary na jednym poziomie przez pokazywanie problemów z nauką i naukowcami. Chwilami wydaje się niemal mówić, że właściwie nie ma między nimi różnicy.


Nie jestem psychologiem, ale Anthony Grayling w krytycznej recenzji z tej kisążki zamieszczonej w “Prospect”, sugerował, że część słabości de Waala do religii można przypisać jego katolickiemu wychowaniu. Nie mogę powiedzieć, że nie zgadzam się, ale są to spekulacje.  Wydaje się także, że de Waal, podobnie jak Steve Gould w Rocks of Ages, bardzo pragnie, by uważano go za “miłego faceta stojącego pośrodku”, ani twardogłowego ateistę, ani człowieka religijnego, ale kogoś, kto widzi wyraźniej od innych i ma sympatię do obu stron. Oczywiście po to pisze się książki: żeby promować własne idee, ale twierdzenie, że de Waal widzi wyraźniej niż inni, zarówno w biologii, moralności, jak i debatach między nauką a religią, pojawia się zbyt często i jest irytujące. To jest tak, jak gdyby nie stał on na niczyich ramionach i samodzielnie osiągnął wyżyny.


Klasyczna karykatura xkcd
jest trafna:



Oto kilka cytatów o ateistach z książki de Waala:


(s. 84) W kontaktach z ludźmi tak religijnymi, jak niereligijnymi, przeciągam teraz ostrą linię opartą nie na tym, w co dokładnie wierzą, ale na ich poziomie dogmatyzmu. Uważam dogmatyzm za znacznie większe zagrożenie niż religia per se. Szczególnie ciekawi mnie, dlaczego ktokolwiek miałby porzucić religię, ale zachować klapki na oczach, które czasami są z nią kojarzone. Dlaczego dzisiejsi „nowi ateiści” mają taką obsesję na punkcie nieistnienia Boga, że szaleją w mediach, noszą koszulki oznajmiające ich brak wiary lub wzywają do wojującego ateizmu? Co ma ateizm do zaoferowania, o co warto walczyć?


Jak to ujął pewien filozof, być wojującym ateistą, to jak “szaleńcze spanie” [Od tłum.: "Colorless green ideas sleep furiously" (bezbarwne zielone myśli śpią szaleńczo) jest zdaniem ułożonym przez Noama Chomsky’ego w pracy z 1957 r. Syntactic Structures jako przykład zdania, które jest gramatycznie poprawne, ale semantycznie nonsensowne.]


Nawiasem mówiąc, cytatu o spaniu użył w wywiadzie Grayling, żeby wyśmiać pojęcie “wojującego ateisty”. Jego odczucia były dokładnym przeciwieństwem odczuć de Waala.


Co jednak ma kopanie ateistów wspólnego z tezą de Waala o korzeniach ludzkiej moralności? Dokładnie nic. Ma na celu przekonywanie, że de Waal jest bardziej wnikliwy niż inni.


Jeśli zaś chodzi o to, co ateizm ma do zaoferowania, a co wywołuje naszą żarliwość w sprawie niewiary, wyłożył to znakomicie Grayling w swojej recenzji i nie mam wiele do dodania:


Dobrze, oto odpowiedź na pytanie de Waala. Niektórzy ateiści są żarliwi, bo twierdzenia religijne o wszechświecie są fałszywe, bo dzieciom pierze się mózgi i wpędza w prastare zabobony ich rodziców i społeczności, bo wiele organizacji i ruchów religijnych było i jest przeciwko nauce, przeciwko gejom i przeciwko kobietom, bo nawet jeśli nie pali się już ludzi na stosach, nadal kamienuje się ich za cudzołóstwo, morduje za to, że są „czarownicami” lub lekarzami dokonującymi aborcji, wysadza masowo w powietrze za to, że są szyitami a nie sunnitami…  Można długo jeszcze pisać o podziałach, konfliktach, kłamstwach, przymusie, zakłóceniach, nieszczęściach i szkodach wyrządzanych przez religię, chociaż ta lista powinna być znana; ale najwyraźniej nie jest znana de Waalowi.


Być może de Waal mówi kilka negatywnych zdań o religii, ale ma dużo więcej negatywnych rzeczy do powiedzenia o ateizmie. Dobry redaktor zapobiegłby niestosownym dygresjom, ale kopanie ateistów dobrze się sprzedaje (w końcu, książka nosi tytuł „Bonobo i ateista”). Nie można się jednak nie zastanawiać, dlaczego de Waal obrał tę drogę.


Ale to jest tylko jeden cytat z wielu. Oto inny, rozróżniający między ateistami „prywatnymi” i „publicznymi” (nie ma żadnych wątpliwości, których woli de Waal):


(s. 87): Tych z pierwszej grupy nie interesuje analiza ich poglądów, a tym mniej ich obrona. Ci ateiści uważają, że zarówno wiara, jak jej brak, są sprawami prywatnymi. Szanują wybór każdego i nie mają potrzeby nękania innych własnym wyborem. Ci z drugiej grupy zaciekle sprzeciwiają się religii i mają za złe jej przywileje w społeczeństwie. Ci ateiści nie uważają, że niewiara powinna być zamknięta w szafie. Mówią o „coming out” słowami zaczerpniętymi z ruchu gejów, jak gdyby ich religijność była zakazaną tajemnicą, którą teraz chcą podzielić się ze światem.


I jeszcze jeden:


(s. 18-19) Przez ostatnich kilka lat przyzwyczailiśmy się do ostrego ateizmu, który argumentuje, że Bóg nie jest wielki (Christopher Hitchens), lub że jest urojeniem (Richard Dawkins). Nowi ateiści nazywają siebie “brights” [bystry, jasny], sugerując w ten sposób, że wierzący nie są równie bystrzy. Zastąpili pogląd św. Pawła, że niewierzący żyją w ciemnościach, przez jego odwrotność: niewierzący są jedynymi, którzy widzą światło. Wzywając do zaufania dla nauki, chcą zakorzenić etykę w światopoglądzie naturalistycznym. [Uwaga JAC: to samo robi de Waal!] Podzielam ich sceptycyzm wobec instytucji religijnych i jej hierarchii – papieży, biskupów, kaznodziei, ajatollahów i rabinów – ale co dobrego może przyjść z obrażania wielu ludzi, którzy znajdują wartość w religii?  


Chwileczkę, doktorze de Waal: ateiści, o których pan pisze i większość innych “wojujących” ateistów, nie spędzają czasu na obrażaniu ludzi, ale na kwestionowaniu i – tak – czasami obrażaniu ich błędnych i szkodliwych przekonań. Trudno mi uwierzyć, że de Waal nie zauważa różnicy między obrażaniem ludzi, a kwestionowaniem ich wyznań. Wierzący mogą nie widzieć różnicy, ale akademicy i racjonaliści, tacy jak de Waal, powinni!


Ale czekajcie! Jest tam więcej!:


(s. 102) Ale wszystkie te słowa o tym, że nauka i religia są nie do pogodzenia, nie pozostają bez konsekwencji. Mówią ludziom religijnym, że niezależnie od tego jak są otwarci i niedogmatyczni, nie są jednak godni nauki. Najpierw muszą odrzucić wszystkie drogie im przekonania religijne. Dla mnie to naleganie na czystość przez nowych ateistów jest dziwnie religijne. Brakuje tylko jakiegoś rodzaju ceremonii chrztu, podczas której wierzący publicznie wyrzekną się swojej wiary przed przyłączeniem się do „racjonalnej elity” niewierzących. Jak na ironię, ostatnim, który kwalifikowałby się, jest opat zakonu augustianów, uprawiający groch w ogrodzie klasztornym.


Mówi tu, oczywiście, o Mendlu. Frans de Waal pisze tu dziwacznie i bez zastanowienia. Nawet tacy „twardogłowi” jak ja nie twierdzą, że nie można uprawiać nauki i być równocześnie człowiekiem religijnym. Najwyraźniej de Waal nie zastanowił się nad innym rodzajem niezgodności: niezgodność docierania do prawdy przez rozumowanie, eksperymenty i obserwacje kontra przez objawienie, dogmat i pobożne życzenia – z oczywistymi różnicami w wynikach tego, co uważa się za „prawdę”. Jest jeden rodzaj nauki z ogólnie ustalonymi (tymczasowo), uzgodnionymi prawdami w każdej poddziedzinie, podczas gdy istnieją tysiące religii, wszystkie z różnymi „prawdami”, wiele z nich diametralnie sprzecznymi ze sobą. Przypuszczalnie to jest powodem, dla którego de Waal jest ateistą, chociaż nigdzie nam tego wyraźnie nie mówi. (Mówi tylko, że porzucił religię, kiedy wstąpił na uniwersytet.)


I jeszcze jeden cytat:


(s. 204): Upierać się, jak to robią nowi ateiści, że wszystko, co liczy się, to rzeczywistość empiryczna, że fakty przebijają wiarę, oznacza odmawiać ludzkości jej nadziei i marzeń. [JAC: Taak, po prostu UWIELBIAMY to robić!] Projektujemy naszą wyobraźnię na wszystko wokół nas. Robimy to w filmach, teatrze, operze, literaturze, rzeczywistości wirtualnej – i, tak – w religii. Nowi ateiści są jak ludzie stojący przed kinem i mówiący nam, że Leonardo diCaprio w rzeczywistości nie poszedł na dno wraz z Titanikiem. Szokujące! Większość z nas doskonale daje sobie radę z tą dwoistością.


Co tu widzimy? Podwójne oskarżenie scjentyzmu i scharakteryzowanie naukowców jako ludzi bez wyobraźni, zimnych, jak roboty, ochoczo niszczących życie romantyczności i emocji.


Nie potrafię zrozumieć, co to wszystko robi w książce o korzeniach moralności ludzkiej. Frans de Waal nie tylko bezzasadnie wymierza ciosy „nowemu ateizmowi”, ale są one chybione. Jego opis nowego ateizmu zupełnie nie odpowiada rzeczywistości. Fakt, że de Waal czuje się zmuszony do wciągania tego wszystkiego do książki poświęconej głównie szympansom, świadczy o kiepsko ukrytym zamiarze. Nie umiem odpowiedzieć, skąd się to bierze; należy to bardziej do psychologii, psychiatrii i, być może jak twierdzi Grayling, indoktrynacji katolicyzmem w dzieciństwie. Nieważne. To po prostu paskudzi tę książkę.


Jutro, jeśli dam radę, omówię wywód de Waala w sprawie szkód płynących ze strony nauki.


The bonobo and the atheist basher - Frans de Waal disses atheism

Why Evolution Is True, 2 sierpnia 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jerry A. Coyne

Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.


Od Redakcji

Czytając tę książkę w Dobrzyniu, Jerry chwilami przerywał lekturę i zastanawial się wspólnie z Hili nad pytaniem jak działa umysł.