Różne ruchy obrony konstytucji


Andrzej Koraszewski 2014-07-30

Kardynał Hosjusz - otwarty i najbardzej krwiożerczy przeciwnik pokoju religijnego w historii Polski, którego współczesnymi dziedzicami są ludzie tacy jak Tadeusz Rydzyk, Tomasz Terlikowski, Jarosław Kaczyński, większość członków Episkopatu Polski i tysiące innych wciągających w wir fanatyzmu pokolenie młodzieży.   <br />
Kardynał Hosjusz - otwarty i najbardzej krwiożerczy przeciwnik pokoju religijnego w historii Polski, którego współczesnymi dziedzicami są ludzie tacy jak Tadeusz Rydzyk, Tomasz Terlikowski, Jarosław Kaczyński, większość członków Episkopatu Polski i tysiące innych wciągających w wir fanatyzmu pokolenie młodzieży.  


Czytelnik pyta: „Gdzie można wyznaczyć granice tolerancji dla innych przekonań? Czasami mam ochotę 'bezlitośnie' wytykać wszystkie błędy w katolickim myśleniu i tradycji.”


W którym katolickim myśleniu? Jak zawsze mamy tu paletę kolorów i odcieni. Od tych, którzy mówią o wojnie i gotowi są do przemocy w walce o podporządkowanie wszystkich i wszystkiego wartościom ich ulubionego biskupa (wartościom, o których ów biskup twierdzi, że otrzymał je od samego Pana Boga), do ludzi określających się jako kulturowi chrześcijanie, których religijny fanatyzm odrzuca podobnie, jak mnie, starego ateistę, odrzucał ateizm państwowy czasów komunistycznych.

Jesteśmy świadkami powrotu wojen religijnych w świecie islamu i grubo ponad 90 procent ofiar islamskiego terroryzmu to muzułmanie , którzy albo należą do innego odłamu islamu niż dana grupa uzbrojonych fanatyków, albo zostają uznani za apostatów, bo naruszyli którąś z barbarzyńskich reguł szariatu.


Polityczny islam wydaje się być ideologią zagubienia i klęski, narastał od upadku imperium osmańskiego, zlewał się z europejską myślą nazistowską, pogłębiał cywilizacyjną przepaść, by wzmocniony petrodolarami przejść do marzeń o ponownej próbie budowy królestwa Allaha na Ziemi, co wymaga wcześniejszego sterroryzowania, myślących inaczej muzułmanów. Nasila się wojna między sunnitami i szyitami oraz między różnymi odłamami w ramach tych głównych islamskich wyznań. My zaś, tankując nasze samochody, zbieramy środki na coraz lepsze uzbrojenie coraz bardziej fanatycznych grup religijnych.


Odpowiedź na pytanie dlaczego społeczności muzułmańskie są coraz bardziej sfanatyzowane jest złożona, ale jedna rzecz powtarza się we wszystkich jej wersjach – uzbrojone po zęby milicje sekciarskie, siejąc terror, nie natrafiają ani na opór pozbawionych zdolności organizowania się umiarkowanie wierzących, ani na skuteczny opór rządów. Przeciwnie, rządy w krajach muzułmańskich, zwalczając jedne ugrupowania fanatyków religijnych, wspierają inne, równie fanatyczne grupy. Idea demokratycznego państwa świeckiego zarówno gwarantującego swobodę wyznania, jak i penalizującego każdą próbę wymuszenia dominacji religijnej, jest akceptowana niemal wyłącznie przez bardzo słabe w tych krajach grupy liberałów - ateistów, bądź zaledwie kulturowych muzułmanów.


Wspomniany na początku czytelnik, nie miał jednak na myśli wojen religijnych w muzułmańskim świecie (wojen, w których giną miliony ludzi), ale dzisiejszą Polskę, narastający irracjonalizm postaw, wzrost fanatyzmu i arogancji ze strony hierarchii katolickiej i nasilającą się polaryzację samego społeczeństwa. Fanatyczne grupy stają się coraz bardziej krzykliwe, umiarkowani zapadają w coraz głębszą ciszę, tracąc ochotę na dialog z trollami, bełkoczącymi o cudach,  o osobie świeżo poczętej, o świętości zarodków czy komórek macierzystych, o „bożych planach” i wyższości śmierci matki nad usunięciem płodu, który umrze po kilku dniach „samodzielnego” życia, lub będzie cierpiał i wegetował przez kilka lat wspierany najnowocześniejszą medycyną.


Ten proces ponownego narastania religijnego fanatyzmu i prób sterroryzowania tych wierzących i niewierzących, którzy nie mają na to ochoty, wydaje się być na Zachodzie osobliwą reakcją na rozwój nauki, na wzrost dobrobytu, na postępy laicyzacji i ucieczkę ludzi z kościołów. Obserwujemy również kryzys demokracji. Klarowne podziały na lewicę i prawicę dawno utraciły swoją ostrość. Warto jednak pamiętać, że kryzys demokracji jest właściwie zjawiskiem permanentnym (a jego początki widzieliśmy już w starożytnych Atenach), że niebawem będziemy mieli setną rocznicę antydemokratycznej Rewolucji Październikowej, która przekreśliła Rewolucje Lutową w Rosji, że wracają sentymenty lat trzydziestych, ruchów nacjonalistycznych, odwołujących się do wartości całkowicie sprzecznych z demokracją parlamentarną.


Ta nowoczesna demokracja parlamentarna i poparcie dla idei państwa świeckiego było zwycięstwem racjonalizmu po stuleciach koszmarnych wojen religijnych, było efektem zmęczenia bezmiarem religijnego barbarzyństwa. Kolejne stulecia pozwoliły jednak zapomnieć jak ważne jest świeckie państwo i pokój religijny.


Konfederacja Warszawska  z 1573 roku zaczyna się słowami: „My Rady Koronne i rycerstwo [...] oznajmiamy wszystkim [...] sami między sobą pokój, sprawiedliwość, porządek [...] zachować...”  


Partia katolicka z kardynałem Hozjuszem na czele, doprowadziła do zerwania tej konstytucji, rozpoczynając tym samym długi proces upadku Rzeczpospolitej. W roku 1762 Wielka Encyklopedia Diderota w tomie XII miała wpis o Polsce głoszący, że:


„Naród polski brał bardzo mały udział we wszystkich wojnach religijnych, nękających Europę w XVI i XVII wieku. Nie wyhodował on na swoim łonie spisku prochowego, ani Nocy św. Bartłomieja, ani mordu senatorów, ani królobójstwa; nie zbroił braci przeciw braciom; jest to kraj, gdzie spalono najmniej ludzi za to, że się pomylili w dogmacie.”   


Ta nota encyklopedyczna ukazała się zaledwie na 6 lat przed wybuchem Konfederacji Barskiej, która była krwawą wojną domową katolickich fanatyków przeciw innowiercom, i która zakończyła się pierwszym rozbiorem Polski.


Nasi przodkowie rozumieli wagę pokoju religijnego gwarantowanego przez światopoglądowo neutralne państwo, ta idea została wprowadzona w życie dopiero przez Rewolucję Francuską, a w swojej najlepszej postaci przez naród amerykański.


Dziś, po kolejnych stuleciach, ta zasada gwarancji rozdziału Kościoła i państwa jest ponownie poddawana w wątpliwość, a mające ją gwarantować konstytucje są nieustannie zmieniane w groteskę.


Dlaczego, nie tylko w Polsce, ale i na Zachodzie, w miarę rozwoju masowej oświaty, w miarę wzrostu dobrobytu, w miarę pustoszenia kościołów, maleje zaufanie do demokracji i wzrasta popyt na wspólnoty zabobonu? Dlaczego rośnie zapotrzebowanie na wiarę w uderzający absurd, w homeopatię, czyli działanie tego, co w żaden sposób działać nie może i co powinno wzbudzać salwy śmiechu, kiedy szaman (czasem z prawdziwym dyplomem doktora medycyny) przekonuje, że „woda pamięta”, w teorie spiskowe, w astrologię, dlaczego tak wielu ludzi odnajduje się w fanatycznych i wzywających do nienawiści sekciarskich wspólnotach religijnych?


Dlaczego tak trudno zrozumieć czym jest i czym musi być konstytucja? Dlaczego dziesięcioletnie dzieci rozumieją reguły gry w piłkę nożną i przestają wymyślać nieustannie własne reguły gry, zaś dorośli, wykształceni ludzie nie przestają się spierać o to, w co grają i wrzeszczeć nieustannie, że sumienie nakazuje im lekceważyć gwizdki sędziego?                       

***

Od czasu kiedy w roku 1787 podpisano konstytucję Stanów Zjednoczonych, w Polsce zdołaliśmy wyprodukować dziewięć konstytucji i toczą się nieustanne spory o interpretację tej ostatniej. Brzmi to troszkę jak Polish joke o polskim kamikadze, który ma za sobą czterdzieści dwie udane misje.

Czytając w 2005 roku The New York Times on-line zwróciłem uwagę na wyeksponowany link do „Kampanii na rzecz obrony konstytucji". Kampania miała trzy proste cele:

Poprzez ruch, jego uczestnicy chcieli działać na rzecz tego, aby rozum, prawa człowieka i praworządność stanowiły nadal podstawy amerykańskiego społeczeństwa.

Organizatorzy zwracali się do różnych grup religijnych i tych przywódców społeczności religijnych, którzy podzielają wartości stanowiące fundament Stanów Zjednoczonych.

Te wartości to przede wszystkim: separacja Kościoła i państwa jako podstawowa zasada w prawie i w życiu publicznym oraz niezależność wymiaru sprawiedliwości, strzegąca sądy przed ultrakonserwatystami, którzy zmierzają do zakwestionowania Karty Praw Człowieka (The Bill of Rights)


Największe zaniepokojenie – pisali inicjatorzy tej kampanii - budzi to, co dzieje się w amerykańskim szkolnictwie i sądownictwie, i co zdaniem wielu stanowi już dziś naruszenie pierwszej poprawki do Konstytucji.


Pierwsza poprawka do Konstytucji brzmi: ,,Kongres nie może stanowić ustaw wprowadzających religię albo zabraniających praktykowania jakiejś religii; ani też stanowić praw ograniczających wolność słowa albo prasy, jak również ograniczających prawo do spokojnego odbywania zebrań i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd."


W języku angielskim ta poprawka ma zaledwie 45 słów, ale uważana jest za kamień węgielny praw chroniących swobody obywatelskie. Jak w 1943 roku pisał w motywacji wyroku sędzia Robert Jackson: „...jeśli jest jakaś stała gwiazda na naszym politycznym firmamencie, to jest nią zasada, iż żaden urzędnik, wielki czy mały, nie może orzekać co ma być ortodoksją w polityce, w życiu społecznym, czy w religii, nie może też zmuszać obywateli, aby w słowach czy czynach deklarowali swoją wiarę."


O ile istnieje dość powszechna zgoda na to, że wolność słowa musi mieć swoje ograniczenia, to debata na temat definicji granic wolności słowa jest bardzo trudna. Dziecięca pornografia, wzywanie do nienawiści, pomówienia, niektóre reklamy towarów zagrażających zdrowiu, to pola, na których wolność słowa jest ograniczana prawem, ale uzyskanie jakiegoś konsensusu w sprawie granic wolności słowa wydaje się być niemożliwe. Często dochodzi tu również do konfliktu wartości. Prawo do informacji prasowej może być w konflikcie z prawem do sprawiedliwego i bezstronnego procesu. Przejrzystość nie zawsze musi oznaczać, iż negocjacje czy posiedzenia komisji mają się odbywać w świetle reflektorów i przed kamerami telewizji. Wolność słowa nie jest bynajmniej pojęciem łatwym i może być zagrożona zarówno przez broniących tabloidalnych wolności „liberałów”, jak i przez ultrakonserwatystów.


Te spory, jak czytamy w artykule programowym opisywanego ruchu, są ceną wolności słowa i religii w każdym społeczeństwie otwartym.


Informacja o tym ruchu w największym amerykańskim dzienniku związana była z poniższym apelem do mieszkańców USA:


"Jeśli bokiem ci już wychodzi religijna prawica, to nie jesteś w tym sam.

Przyłącz się do koalicji wybitnych uczonych, wybranych polityków, działaczy i teologów zdecydowanych na działanie przeciwko niebezpiecznym i wzrastającym wpływom religijnej prawicy.


Prawica religijna dąży do podminowania rozdziału kościoła i państwa i do powstrzymania rozwoju nauki.


Coraz silniej wkracza do klas szkolnych.


Zatrzymaj inwazję pseudonauki na lekcjach, na których dzieci mają się zapoznawać z nauką.


Jeszcze dziś wyślij poniższy list do gubernatora twojego stanu:


Szanowny Panie,


Piszę, aby wyrazić zaniepokojenie edukacją moich dzieci. Szczególnie zaniepokojony jestem próbami uzupełnienie lub zastąpienia w szkołach publicznych nauczania o ewolucji dogmatami religijnymi i jakimiś pseudonaukowymi spekulacjami.


Badania wykazują, że amerykańskie dzieci w dziedzinie poznawania i zrozumienia nauki pozostają w tyle za dziećmi z innych krajów. Nie będziemy w stanie wyrównać tych różnic, jeśli w naszych szkołach zastąpimy fakty ideologią.


Ze względu na dobro naszych dzieci oraz konkurencyjność naszego kraju, zwracamy się do pana/pani o zapewnienie aby:

  • programy nauczania o nauce odpowiadały naukowym standardom, a nauczyciele kładli nacisk na nauczanie ewolucji w stopniu odpowiadającym jej wadze jako teorii jednoczącej różne dziedziny nauki, i będącej szczególnie ważną dla zrozumienia otaczającej nasz rzeczywistości.
  • Nie ma powodu, nauczania w szkołach, „nauki o stworzeniu" czy spokrewnionego z nią „inteligentnego projektu", czy „nauki o kontrowersjach" — które zakładają, że istnieje prawomocna naukowa debata wokół ewolucji.
  • Od wydawców podręczników szkolnych nie wolno wymagać, ani nie powinni oni dobrowolnie, zamieszczać uwag, które zniekształcają, lub podszywają się pod metodologię naukową i kwestionują znajdującą się poza wątpliwościami wiedzę na temat charakteru i badań nad ewolucją.


Przyszłość naszego narodu spoczywa w rękach naszych dzieci. Mam nadzieję, że będzie pan/pani czuł się zobowiązany do zapewnienia, aby nasze szkoły zapoznawały młodzież z nauką, a nie z ideologią i że będą przygotowywały następne generacje do wyzwań jakie niesie kolejne stulecie.
"


Ciekawiło mnie jak szerokie kręgi zatoczy ta akcja w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze bardziej byłem ciekaw, kiedy rodzice w Polsce zainteresują się na poważnie czego dzieci uczą się w naszych szkołach? Na początek potrzebny jest raport o tym, czego dzieci dowiadują się o ewolucji w przedszkolu, w szkole podstawowej, w gimnazjum. Jak dalece wzajemnie sprzeczne są informacje przekazywane na lekcjach religii i biologii? Jak często wiadomości na lekcjach biologii podporządkowywane są oczekiwaniom proboszcza? Na ile rodzice mają i chcą mieć wpływ na to, czego ich dzieci uczą się w szkołach?


Akcja amerykańskiego ruchu na rzecz obrony konstytucji może się wydawać beznadziejna. Podchwytywanie podobnych działań u nas, może zakrawać na donkiszoterię. Lepsza jednak donkiszoteria niż inercja, dlatego ten amerykański list do gubernatorów amerykańskich stanów wydał mi się interesujący również dla polskich czytelników.

 

***


Tekst między gwiazdkami to artykuł, który napisałem w 2005 roku, przypomniał mi go spam (przesłany bezpośrednio na moją skrzynkę pocztową) niejakiej Magdaleny Korzekwy, która w imieniu organizacji CitizenGO pisała:


Szanowni Państwo,

Konstytucja RP, zgodnie z zawartą w jej Preambule deklaracją, uchwalona została **"w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem**” i wyraża jednocześnie wdzięczność przeszłym pokoleniom Polaków za ”kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu”.
**Uważam, że ta konstytucyjna aksjologia musi być uznana przez MEN za wiążącą przy kształtowaniu treści programowych przekazywanych w ramach powszechnego systemu oświaty...


Zaintrygowało mnie kim jest autorka tego spamu i dowiedziałem się, że rok temu ukończyła prawo i studiuje nadal psychologię, będąc równocześnie stałą publicystką „Przewodnika katolickiego”.


Ciekaw jestem, czy miała na studiach prawniczych kontakt z jakimś konstytucjonalistą i jaką z tych studiów wyniosła ideę konstytucji jako narzędzia ustanawiającego reguły gry w państwie? Sądząc z kolejnych spamów od Magdaleny Korzekwy organizującej kolejne akcje obywatelskie już to w obronie profesora Chazana i jego prawa do  naruszania prawa, już to  protestu przeciw „ wzbudzającemu kontrowersje, pojęciu zdrowia i praw seksualnych i reprodukcyjnych”, młoda prawniczka studiując prawo nie przebrnęła prawdopodobnie nigdy poza preambułę do Konstytucji.      


Kierowana przez nią organizacja poszukiwała niedawno programisty informując przy okazji o swoich celach:


Mierzymy się z kolejnymi problemami. Rosną również wyzwania, jakie
musimy podejmować. Rozwija się lobby, które próbuje zniszczyć
szacunek dla życia, rodzinę, wolność sumienia, religijną i inne
podstawowe wolności... Z tego powodu CitizenGO też musi się
rozwijać.
 

Pojęcie konstytucja i pojecie obywatel, to dużo więcej niż preambuła do konstytucji, to reguły gry, to zasady działania instytucji władzy państwowej, tak aby ta władza znajdowała się pod kontrolą obywateli, aby obywatele byli traktowani równo, aby spory i konflikty interesów były rozwiązywane w drodze parlamentarnej przez szukanie kompromisów akceptowalnych dla wszystkich. Sztywno interpretowane religijne dogmaty są z natury rzeczy sprzeczne z demokracją parlamentarną i wielu przedstawicieli instytucji religijnych tego nie ukrywa głosząc prymat prawa boskiego nad prawem stanowionym.


Zacząłem ten artykuł od przytoczenia listu czytelnika pragnącego bezlitośnie wytykać wszystkie błędy w katolickim myśleniu i tradycji. Przypominam tu amerykański ruch obrony konstytucji, który chciał ponownie uświadomić wyższość reguł gry nad dogmatem. Dziesięcioletnie dzieci doskonale wiedzą, że nie da się grać w piłkę bez poszanowania reguł gry, nie preambuły do reguł gry stanowiącej, że to boska gra, a reguł gry mówiących wyraźnie, co wolno, a czego nie wolno. Kiedy stawiamy sprawę wyraźnie okazuje sie, że bardzo wielu wierzących doskonale to rozumie i ci rzeczywiście chcą państwa, które jest konstytucyjną demokracja (a nie „demokracją” preambulną).  Działania fanatycznych i dogmatycznych grup zmierzają do ignorowania reguł gry na rzecz dziwacznie pojmowanej klauzuli sumienia, która nakazuje im ignorowanie gwizdków sędziego, kwestionowanie z trudem osiągniętych kompromisów i wymyślanie własnych reguł gry, które będą zgodne z ich dogmatami.


W dziewięć lat po napisaniu artykułu o amerykańskim ruchu obrony konstytucji wbiłem ponownie to hasło po angielsku w wyszukiwarkę i okazał się, że ruch został zdominowany przez obrońców preambuły do amerykańskiej konstytucji, przez skrajną prawicę broniącą powszechnego dostępu do broni wszelkiego kalibru, przez przeciwników państwowej opieki zdrowotnej, przez szaleńców stawiających znak świętej równości między nauką i zabobonem.


I tu i tam wracamy do punktu wyjścia w sporze o państwo świeckie. Kiedy pada pytanie: „Gdzie można wyznaczyć granicę tolerancji dla innych przekonań?” Odpowiedź zaczyna się od Pawła Włodkowica, który protestował przeciw nawracaniu mieczem na chrześcijaństwo. Tolerancja dla poglądów drugiego człowieka, kończy się zdecydowanie na widok człowieka z toporkiem w ręku, dalej jednak pozostaj problem uczenia się spokojnej dyskusji o tym, co wydaje nam się słuszne. Przed terrorem ludzi z niezłomnymi przekonaniami musi nas chronić respektowane przez większość prawo, do którego przestrzegania państwo musi łamiących reguły wspólnego życia po prostu zmuszać.    

 

P.S. Już po napisaniu tego tekstu przeczytałem interesujące doniesienie w „Gazecie Wyborczej”: Trzeba powiedzieć stop pełzającej klerykalizacji