Syndrom Dawida i Goliata


Steve Apfel 2014-05-16


Jeśli media są fair, analitycy nieomylni, a politycy bezstronni, to „nieproporcjonalność” jest tym, w czym Izrael celuje podczas wojen. Skoro już musi wojować ze swoimi sąsiadami, dlaczego jest tak bez serca. Wet za wet wystarczyłby. Wolelibyśmy, by Izrael nie angażował się w te brutalne cykle przemocy, ale je ograniczał.

Trzeba działać ostrożnie. Czterdzieści do jednej ofiar śmiertelnych jest barbarzyństwem bez granic. A Żydek z ciężką bronią to okropny widok. Taki, który z tą bronią w ręku udaje Rambo, budzi odrazę, na którą brak słów.


Tak przemawiają do nas karykatury przedstawiające działania Izraela w Gazie, często dosłownie tymi słowami. Publicyści i prezenterzy telewizyjni także nieustannie wypominają tę dysproporcję ofiar, tylko odrobinę bardziej ukrywając swoją postawę. Liczba ofiar jest wypaczona i to na korzyść ludzi, którzy zasługują na coś gorszego; znacznie gorszego. Nasze media praktycznie rzecz biorąc to właśnie mówią. „Liczba ofiar śmiertelnych jest niezrównoważona. Izraelczykom uchodzi to niemal na sucho. W imię sprawiedliwości więcej spośród nich powinno zostać zabitych i okaleczonych, a mniej spośród Palestyńczyków”. Wydaje się, że krytycy Izraela uważają, że świat stanął na głowie, kiedy Żydzi zwyciężają w wojnach, dużych lub małych, i to według nich ze zbyt małą liczbą ofiar śmiertelnych po żydowskiej stronie.


Sceptyk, którego może śmieszyć taki infantylny nonsens, powinien przejrzeć karykatury z czasu izraelskiej “Operacji Płynny Ołów” w Gazie. Reportaże i artykuły redakcyjne są niemal równie wyraźne. Przy słowie „nieproporcjonalny” obecne są infantylne i ohydne konotacje.  Weźmy jako przykład trzy osobistości medialne, cieszące się uznaniem grube ryby. Jeden jest filmowcem, drugi redaktorem, a trzeci korespondentem zagranicznym i specjalistą od Bliskiego Wschodu. Dwóch z nich zdobyło prestiżowe nagrody.


Filmowiec John Pilger, oświadcza: "Przez znaczną część prowadzenia oporu Palestyńczycy walczyli odważnie procami”.


Wtóruje mu redaktor polityczny John Battersby: “Jedna strona ma nowoczesną broń amerykańską, podczas gdy druga ma kamienie”.


Korespondent i autor Robert Fisk zdecydowanie popiera tych dwóch.


No cóż, przesłuchajmy tych panów pod przysięgą.


1. Wiecie o pogromie w Hebronie w 1929 r., w którym zamordowano sześćdziesięciu siedmiu Żydów. Proszę, powiedzcie, jak zostali zamordowani: procami i kamieniami czy bronią?


2. W okresie 1951-55 przeprowadzono ponad 3 tysiące ataków na żydowskich cywilów, czego wynikiem było zabicie 922 Izraelczyków i turystów zagranicznych. Proszę, powiedzcie, jak zostali zabici: procami i kamieniami czy bronią?


3. Podczas okresu “pokoju Oslo”, 1993-2000, palestyńscy wojownicy zabili 300 Izraelczyków. Proszę, powiedzcie, jak zostali oni zabici: procami i kamieniami czy nożami, kulami i bombami?


4. Podczas Drugiej Intifady ponad 5 tysięcy Żydów odniosło rany a 780 zostało zabitych. Proszę powiedzcie, w jaki sposób: procami i kamieniami czy kulami i bombami?


5. W sumie, poza wojnami w latach 1948, 1967 i 1973, dziesiątki tysięcy Żydów zostało zabitych i okaleczonych w tysiącach ataków. Jakimi środkami: procami i kamieniami, czy kulami i bombami?


Proce i kamienie! Jak inteligentni ludzie mogą zniżać się do takiego poziomu? Czy jest to sentymentalizm odwołujący się do idei Dawida i Goliata z Żydami w roli Goliata? Nie, to nie są panowie porwani jakimś sentymentalizmem. W ich słowach jest zarówno jakiś lęk, jak i gniew facetów nieumiejących przegrywać. Wydaje się, że wścieka ich zdolność Izraela do zwyciężania nad przemożnymi wrogami. Odnosi się wrażenie, że Żydzi-żołnierze są czymś, co nie ma prawa istnieć. I dlatego ta trójka jest tak gniewna. Ten poniewierany, brodaty, zanurzony w książkach, bezpaństwowy, tułający się lud nie był wyobrażalny jako siła militarna. Przecież opatrzność nie wybrała Żydów do chwały na polu bitwy.


Ten sprzeczny z tradycyjnym obrazem “Żydek” stanowi dla wielu szokujący problem. Jakie gorzkie słowa są kierowane pod adresem Izraela, jakie kwaśnie spojrzenia na tego kroczącego Goliata, podczas gdy udający Dawida Arab próbuje go obalić procą i kamieniem. Pomiń załamywanie rąk i protesty, potępienia i groźby –  i to oburzenie na zachowanie Izraela w bitwie okaże się dysonansem na widok „Żydka”–żołnierza.


Możemy się zgodzić, że wojna jest bardziej niszcząca niż inne opcje polityczne. Taka jest natura tej bestii. W sposób nieunikniony będą w niej zabici i ranni. Mamy gwarancję, że zniszczone zostaną budynki i infrastruktura. Wojna w cyberprzestrzeni może być inna, ale jeszcze nie mamy wynalazku nieszkodliwej broni. Obecnie więc śmierć, rany i szkody są rzeczą oczywistą. Im mniej ofiar i zniszczeń, tym lepiej – mogło by się zdawać. Niemniej bardzo wielu wydaje się uważać inaczej.


Kiedy Izrael – i tylko Izrael – znajduje się w stanie wojny, im niższe ponosi ofiary, tym ostrzejszy wyrok wydany na ten naród. Co więcej, wyroki są impulsywne i błyskawiczne. Zaledwie wybucha wojna, na Izrael walą się gromy. Nie dość śmierci, nie dość zniszczenia po stronie żydowskiej i zbyt dużo po drugiej stronie. Inteligentni ludzie, nawet eksperci prawni, przyjmują tę pozę zagniewanych sędziów. Jeśli straty izraelskie są małe w porównaniu z palestyńskimi, to znaczy, że została popełniona kolejna zbrodnia.


"Bombardowanie Gazy przez Izrael nie jest samoobroną. To jest zbrodnia wojenna. Ataki rakietowe Hamasu na Izrael, choć godne ubolewania, nie stanowią, jeśli chodzi o skalę i skutek, ataku zbrojnego, uprawniającego Izrael do uciekania się do samoobrony. Nieproporcjonalne działania Izraela są równoważne z agresją, a nie z samoobroną”.


Taki był werdykt profesor prawa, Christine Chinkin, z London School of Economics. I jakże impulsywnie go wydała. Ta członkini wyznaczonego przez ONZ zespołu Goldstone’a jeszcze nie zdążyła postawić stopy na suchym lądzie (w Gazie), żeby zobaczyć, co zrobił tam Izrael. Poza informacjami z mediów ta pani profesor prawa nie zebrała odrobiny jakichkolwiek dowodów.  


Ta gotowość szybkich potępień potrafi pójść jeszcze dalej. Jedna ofiara palestyńska może zostać uznana za o jedną zbyt dużo, nawet kiedy tą ofiarą jest znany podżegacz wojenny. Jak ośmielają się Izraelczycy bawić w Goliata, kiedy palestyński Dawid walczy tylko kamieniami!


I tyle o postawach. Prawo również wykorzystywane jest do wypaczania rzeczywistości. Stosowana miara jest co najmniej niewłaściwa. Prawa wojny nie porównują ilości ofiar śmiertelnych ani broni. Koncepcja „nieproporcjonalności” jest jak najdalsza od powyższych wyroków wydanych na Izrael. Wbrew temu, co wielu sądzi, idee moralności nie mają z tym nic wspólnego. Wręcz odwrotnie: olbrzymia i ciężka siła rażenia z ogromnymi kosztami w ludziach i zniszczeniem materialnym może zadowolić koncepcję „nieproporcjonalności”. Jeśli nie będziemy ostrożni, teorię „sprawiedliwej wojny” można wykorzystać do usprawiedliwienia większej siły zamiast mniejszej. Prawo jest narzędziem, które można odwrócić, żeby ugryźć niewinnego.


Michael Walzer, redaktor “The New Republic”, wyjaśnia, jak działa prawo nieproporcjonalności, a jak nie działa.


Proporcjonalność nie oznacza działania “wet za wet”, jak w waśni rodzinnej. Hatfield zabił trzech McCoyów, więc McCoy musi zabić trzech Hatfieldów. Więcej niż trzech, a łamie reguły waśni, gdzie proporcjonalność oznacza symetrię. Użycie tego terminu bardzo różni się w odniesieniu do wojny, ponieważ wojna nie jest aktem zemsty; nie jest czynnością, gdzie patrzy się wstecz i zasada “jesteśmy kwita” nie ma tu zastosowania.


Co więc znaczy „proporcjonalność”? Wymaga to miary, a tą miarą jest wartość przypisywana wygraniu wojny lub bitwy. Wartość pokonania nazistów mogła być tak wielka, że uzasadniała miliony śmierci osób cywilnych.


W ten sam sposób mierzone są poszczególne akty wojny. Jeśli Izrael miałby zbombardować budynek cywilny, z którego odpalano rakiety, zabijając przy tym cywilów, uzasadnienie mogłoby wyglądać tak: ofiary cywilnie nie są nieproporcjonalne do zniszczenia, jakie uczyniłyby rakiety, gdyby nie zrobiono niczego, by je powstrzymać. Z czasem Hamas może zdobyć rakiety zdolne do uderzenia w Tel Awiw. Jeśli tak, to ile ofiar cywilnych byłoby proporcjonalne do wartości jaką jest uniknięcie uderzenia rakietowego na Tel Awiw?


Nadal pozostawia to palącą kwestię: jaka górna granica ofiar cywilnych byłaby legalna? Jak można ją ustalić? Tu jeszcze bardziej wkraczamy na pole spekulacji niż poprzednio. Porównujemy szkody uczynione przez akt wojny teraz do szkód , które mogą być uczynione przez akt wojny później. Tutaj właśnie teoria „wojny sprawiedliwej” staje się niebezpiecznym narzędziem, którym musimy posługiwać się ostrożnie.


Problem polega na tym, że ludzie, którzy ostro krytykują Izrael za użycie nieproporcjonalnej siły, czy to w Gazie, czy na Zachodnim Brzegu, nie obchodzą się z prawem ostrożnie. Rzucają nim jak piłką. Nie czynią żadnych wyważonych sądów, nawet spekulacyjnych. Dla ludzi, którzy błyskawicznie wydają wyrok na Izrael, nieproporcjonalność znaczy po prostu atak, który im się nie podoba, lub atak przez ludzi, których nie lubią.


Ale jest jeszcze gorzej. Przy liczeniu ofiar cywilnych nie zaczęliśmy nawet dochodzić do głównego problemu. Kiedy cywil nie jest cywilem? Trzy punkty dają na to odpowiedź. Są to punkty, które dałyby opiniotwórcom prawo do okrzyku: „Zbrodnie przeciw ludzkości!” Punkty te wymagają od armii rozróżnienia między walczącymi, których wolno atakować, a cywilami, których nie wolno, chyba że cywil bierze bezpośredni udział w działaniach wojennych. I w tym cały sęk. Co rozumie się przez „bezpośredni udział”?


Przed wycelowaniem w cywila w ramach prawa Izrael musi odfajkować trzy rubryki kwestionariusza: (1) Cel uczestniczył w działaniach wojennych; (2) uczestnictwo było bezpośrednie; (3) uczestnictwo bezpośrednie nie ustało. Zatrzymajmy się tutaj. Jeśli cel trzymał broń, ale ją odłożył, Izraelowi nie wolno do niego strzelać. Musi poczekać do chwili, kiedy cel znowu weźmie broń do ręki. Przed wystrzeleniem musi się odfajkować te trzy rubryki. „Bezpośredniość udziału” nie powinna być rozumiana zbyt szeroko. Nie każdą czynność podczas wojny można uznać za działania wojenne. Sytuacja ofiary w momencie jej zastrzelenia rozstrzyga, czy jest to bojownik, czy cywil. Także samo członkostwo w Hamasie nie jest wystarczającym dowodem, że cel mieści się w granicach prawa.


Kiedy eksperci, informatorzy i działacze praw człowieka oznajmiają, że 80% ofiar Izraela to cywile, wiemy, jak liczyli – lub jak powinni byli liczyć. Przypadek za przypadkiem liczący musi odfajkować w kwestionariuszu te trzy rubryki. Jeśli jedna lub więcej pozostaje pusta, znaczy to, że istotnie cywil został zabity i popełniono zbrodnię wojenną. Tylko wtedy ma się prawo ogłoszenia zbrodni przeciwko ludzkości.


Kiedy ktoś taki jak Noam Chomsky oznajmia, że Izrael popełnia zbrodnie wojenne, wiemy teraz, co przez to rozumie. Ale czy wie to oskarżyciel? Gdzieś podczas bitwy żołnierz izraelski nie odfajkował wszystkich trzech rubryk przed zabiciem Palestyńczyka. Posłuchajmy Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Jugosławii. “Czy osoba (jest walcząca) musi być ustalane przypadek po przypadku”.


Po tym wszystkim zaczynamy widzieć wojnę jako sport honorowy – wyliczalny, przewidywalny i niespieszny. A wszystko to wywołuje pytanie o dotkliwej obcesowości. Gdzie lub kiedy stosuje się i wymaga tych standardów? Jeśli odpowiedź brzmi: tylko, kiedy wojnę prowadzi Izrael, możemy zasadnie oskarżyć tych oskarżycieli o złą wolę i uprzedzenia. Ostatecznie, atakowanie ludzi z Izraela za to, kim są, nie za to, co rzekomo zrobili, jest równoznaczne z – no tak, wszyscy dobrze wiemy, z czym.  


David and Goliath syndrome

Jerusalem Post, 8 maja 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Steve Apfel


Dyrektor School of Management Accounting w Johannesburgu. Autor książki "Hadrian’s Echo: The whys and wherefores of Israel’s critics" i współautor "War by other means" (Israel Affairs, 2012). Jego kolejna książka, "Bilaam's curse" spodziewana jest na początku 2014 roku. Jego teksty publicystyczne ukazują się również w prasie amerykańskiej i europejskiej.


Od Redakcji


Bez takich kolorowych bunkrów na placach zabaw w izraelskich miastach zginęłoby znacznie więcej żydowskich dzieci i ta wojna byłaby (zdaniem wielu walczących o pokój i sprawiedliwość)  bardziej sprawiedliwa. 

Bez takich kolorowych bunkrów na placach zabaw w izraelskich miastach zginęłoby znacznie więcej żydowskich dzieci i ta wojna byłaby (zdaniem wielu walczących o pokój i sprawiedliwość)  bardziej sprawiedliwa. 




Palestyńskie wyrzutnie rakietowe nieodmiennie ulokowane są w gęsto zaludnionych miejscach, a palestyńscy cywile używani są jako ich obsługa i  ludzkie tarcze.  

Palestyńskie wyrzutnie rakietowe nieodmiennie ulokowane są w gęsto zaludnionych miejscach, a palestyńscy cywile używani są jako ich obsługa i  ludzkie tarcze.