Kolejny kiepski argument na rzecz Boga


Jerry Coyne 2014-04-24


Barbara Ehrenreich pisała niedawno w artykule w “New York Times” o mistycznym momencie, jaki przeżyła w młodości. Śmiertelnie zmęczona po nartach i prawdopodobnie z hipoglikemią, zobaczyła świat „rozpalony życiem” i nagle przeniknęła ją świadomość oszałamiającego piękna świata. Chociaż jest ateistką, Ehrenreich pisze, że być może doświadczyła czegoś wykraczającego poza obecną wiedzę nauki, ale być może coś, co nauka któregoś dnia wyjaśni.

Dla publicysty “Timesa” Rossa Douthata, praktykującego katolika, ten rodzaj wypowiedzi jest jednak nie do przyjęcia, bo nadal sugeruje, że Bóg może podlegać dociekaniom naukowym. W niedawnym artykule  How to study the numinous Douthat informuje nas, gdzie Ehrenreich zbłądziła. Argumentacja Douthata jest zapożyczona z nowej książki Davida Bentleya Harta, The Experience of God: Being, Consciousness, Bliss. Tę książkę natarczywie zachwala się jako tekst, który każdy ateista musi poznać, jeśli chce odpierać najpoważniejsze i najbardziej niepodważalne argument na rzecz Boga.   

 

Właśnie skończyłem czytanie książki Harta i nie znalazłem żadnego przekonującego argumentu na rzecz Boga. W rzeczywistości jest to szereg wielokrotnie powtarzanych „dowodów” na istnienie Boga, podanych w wymyślnym, a często aroganckim języku. Hart powtarza raz za razem, że jego książka nie ma na celu podawanie dowodów na istnienie Boga, a jedynie wydobycie wspólnej istoty Boga, podzielanej przez wszystkie główne wyznania. Twierdzi też, że taką istotę naprawdę można znaleźć: jest to Bóg jako transcendentalna i w znacznej mierze niewysłowiona Podstawa Wszelkiego Bytu, ponad wszystkimi rzeczami, niemniej dla nich immanentna.  To bóstwo w stylu Tillicha nie jest także w żaden sposób jak osoba, chociaż Hart mówi o nim „on” i twierdzi, że jest zdolny do tak antropomorficznych uczuć jak miłość. Mimo zarzekania się, Hart w rzeczywistości bardzo troszczy się o podanie dowodów na rzecz Boga. Przedstawia argument kosmologiczny (coś, co samo jest niespowodowane, musiało rozpocząć wszechświat), jak również istnienie rzeczy takich jak świadomość, racjonalność i nasze upodobanie do piękności – naturalizm, twierdzi Hart, nigdy nie będzie w stanie tego wszystkiego wyjaśnić. Czasami Hart wydaje się twierdzić, że piękno, świadomość i racjonalność Bogiem, a jest to taktyka, która całkowicie uodparnia jego poglądy na krytykę. Mógłbym równie dobrze twierdzić, że Bóg jest poczuciem osiągnięcia, jakie mam, kiedy coś napiszę, albo przyjemnością, jaką daje mi dobre cygaro z Hawany.

 

Książka Harta jest więc wyrafinowaną wersją starego argumentu “Boga luk” i zyskała popularność z dwóch powodów: nadzwyczaj wyszukanej koncepcji Boga (nie podzielanej przez miliardy wiernych, ale podziwianej, bo nie można jej obalić); i jego dobrze napisanego – i czasami pedantycznego – powtórzenia wyświechtanych argumentów o zjawiskach, które rzekomo umykają nauce, a więc mogą być wpychane nowemu pokoleniu wierzących jako znaki od Boga. Ponadto Hart nie argumentuje na rzecz istnienia swojego Boga (jest prawosławnym chrześcijaninem), a więc jesteśmy w kropce, próbując zrozumieć, dlaczego wyznaje tę właśnie wiarę. O swojej wierze mówi wymijająco: kiedy ma nam powiedzieć, co sądzi na przykład o cudach, po prostu przed swoimi myślami „zaciąga zasłonę dyskrecji autorskiej”.

 

Wróćmy jednak do Douthata. Widać u niego wyraźnie wpływ Harta w poniższym odrzuceniu prób zrozumienia zjawisk religijnych przez naukę: 


Co nie znaczy, że nauka jest bezradna w obliczu wszystkich nadnaturalnych twierdzeń i możliwości. Jej metody są bardzo dobre do obalania twierdzeń ludzi – w szczególności zawodowych jasnowidzów i rzekomych specjalistów od telekinezy – którzy twierdzą, że uczynili świętość przewidywalną i znaleźli sposób na zaprzęgnięcie sił niewidzialnych do celów widzialnych. To obalanie jest jednak możliwe z powodu tego, co przypisują sobie Uri Gellerowie tego świata – właściwie stałą moc z w większości stałymi rezultatami, która jest pod bezpośrednią kontrolą człowieka. Kiedy ma się do czynienia w doświadczeniami, o których nikt nie twierdzi, że są przewidywalne i które przynajmniej wydają się – jak sugeruje Ehrenreich – reprezentować coś włamującego się od zewnątrz zamiast wyrażać ludzki dar lub siłę woli, ta sama logika obalania już nie ma zastosowania.

 

Jak najbardziej więc neuronauka powinna starać sie zrozumieć przeżycia mistyczne, tak jak powinna starać sie zrozumieć wszystkie inne rodzaje przeżyć… ale pod nieobecność rewolucyjnego przełomu w nauce o świadomości, na najbliższą przyszłość najlepszym sposobem przeniknięcia jakiegokolwiek dystansu w kierunku zjawisk mistycznych będzie prawdopodobnie kontynuowanie podwójną drogą bezpośrednich badań i spotkań z drugiej ręki. Przez bezpośrednie badania rozumiem oczywiście osobiste modlitwy i medytację, co jest główną drogą do wiedzy, jeśli rację mają główne tradycje religijne o tym, co się tu dzieje, a prawdopodobnie użyteczną drogą do pewnego rodzaju wiedzy, nawet jeśli nie mają racji.


W ten sposób Douthat gwarantuje, że jego Bóg jest niemożliwy do zakwestionowania. Zapomnij o kłopotliwym argumencie istnienia zła, naukowych testach pokazujących nieskuteczność modłów lub o braku jakiejkolwiek godnej uwagi obecności Boga w świecie. Nie możesz stosować nauki do Boga, bo jest on nieprzewidywalny.


Jest to jednak bałamutne, bo chociaż osobiste objawienia mogą być nieprzewidywalne, rodzaj Boga, jaki się z nich wyłania, jeśli te objawienia rzeczywiście są źródłem prawdy powinien być dość stały we wszystkich religiach. Ale nie jest. Jak wszyscy wiemy, natura, pragnienia i nakazy moralne boga każdej religii są inne i często sprzeczne. Douthat twierdzi następnie, że osobiste modlitwy i medytacje są „drogami do wiedzy”. Jeśli jednak istotnie są drogami do zrozumienia, co jest prawdziwe, to ta wiedza także powinna być stała w objawieniach różnych ludzi. Ale nie jest. Nie będę powtarzał, jak podstawowe zasady różnych wiar są ze sobą w konflikcie, poza podaniem jednego przykładu. Jeśli jesteś muzułmaninem i uważasz, że Jezus był synem Boga i zmartwychwstał po ukrzyżowaniu, pójdziesz do piekła. (Muzułmanie w ogóle nie uważają, by Jezus został ukrzyżowany.) Jeśli jednak jesteś pewnego typu chrześcijaninem, myślisz dokładnie odwrotnie: że akceptowanie Jezusa jako boskiego syna Boga i zbawiciela jest jedynym sposobem dostania się do nieba.


Każdy, kto twierdzi, że modlitwa i medytacja są drogami do wiedzy o boskości, nie ma pojęcia, co słowo “wiedza” naprawdę znaczy. Zastrzeżenie Douthata – że, być może, jeśli ta droga jest niewłaściwa (a skąd mamy wiedzieć?), nadal można z tego uratować „jakiś rodzaj wiedzy” – nie trzyma się kupy. Którą konkretnie wiedzę mamy zaakceptować, a którą wyrzucić na śmietnik? Nie mamy żadnego sposobu na rozstrzygnięcie tego dylematu.

 

Droga do zrozumienia Boga przez “spotkania z drugiej ręki” jest tą samą drogą, która poszedł


William James w The Varieties of Religious Experience: badanie przeżyć mistyków i tych, którzy doznali objawień religijnych. Jak mówi Douthat:

 

W wypadku świętej tajemniczości znaczy to czytanie rzeczywistych mistyków i tekstów religijnych, czytanie powieściopisarzy, poetów i eseistów, którzy opisują te przeżycia i tematy, badanie teologii i filozofii, zanurzanie się w socjologii, antropologii i psychologii przeżyć religijnych i tak dalej.  

 

Natykamy tu na ten sam problem. Choć ci ludzie mogą mieć „mistyczne” przeżycia, ich treść jest różna, jakie więc „prawdy” można w nich dostrzec, szczególnie, jeśli można doznać takich samych przeżyć pod wpływem substancji chemicznych, stymulacji elektrycznej mózgu lub zmęczenia? (Przeczytaj Michaela Shermera o jego przeżyciu bycia porwanym przez kosmitów podczas długodystansowego wyścigu kolarskiego.)


Na koniec Douthat cytuje ten fragment książki Harta:


W moim doświadczeniu, ci, którzy w najbardziej teatralny sposób żądają “dowodu” Boga, są także tymi, którzy są najmniej chętni do stosowania specjalnego rodzaju umysłowej i duchowej dyscypliny, która według wszystkich wielkich tradycji religijnych jest niezbędna dla znalezienia Boga. Jeśli kogoś nie zadowalają logiczne argumenty na rzecz wiary w Boga i nalega zamiast tego na jakieś „eksperymentalne” lub „empiryczne” pokazy, to powinien on być chętny do podjęcia dochodzenia, niezbędnego dla osiągnięcia jakiegokolwiek rodzaju rzeczywistej pewności dotyczącej rzeczywistości, która jest niczym innym, jak nieskończoną zbieżnością istoty absolutnej, świadomości i szczęśliwości. Krótko mówiąc, musi się on modlić: nie z przerwami, nie po prostu jako proszący szukający wsparcia lub skruszony szukający wybaczenia, ale także zgodnie z dyscyplinami natchnionej kontemplacji, z prawdziwą wytrwałością woli i cierpliwym otwarciem na łaskę, znosząc stany dewastacji i ekstazy ze spokojem wiary, mając nadzieję, ale bez śmiałości spodziewania się, aby dowiedzieć się, czy podróż duchowa, odbywana na serio, może ukazać własną prawdziwość…

 

Teraz więc najwyraźniej nie wystarcza przeczytać daną książkę i obalić jej tezy, by wiarygodnie twierdzić, że jesteśmy myślącymi ateistami. Nie, teraz musimy także zaangażować się w długotrwałe modlitwy. To dopiero jest przesuwanie mety!

 

Jak jednak my, niewierzący, mamy to zrobić? Jak mamy modlić się do Podstawy Bytu, której nie akceptujemy? Jak mamy modlić się i otwierać na łaskę ze „spokojem wiary” skoro nie mamy żadnej wiary? I jak Douthat i Hart wyjaśniają tych wszystkich ex-wierzących, którzy kiedyś modlili się żarliwie, ale następnie odrzucili wiarę? Czy ich „eksperymentalny pokaz” liczy się jako dowód przeciwko Bogu?

 

To żądanie nieustannej modlitwy jest zbyt wygórowane i jest podstępnym posunięciem ze strony Harta. Najpierw twierdzi on, że nie zajmuje się przedstawianiem dowodów na rzecz Boga. Potem długo tłumaczy nam, że te dowody są dostępne dla każdego: istnienie świadomości, racjonalności, miłość do piękna i fakt, że wszechświat jakoś powstał. Na koniec oznajmia, że nie możemy w pełni zaabsorbować jego argumentów, jeśli nie padniemy na kolana i otworzymy się na Boga, którego nie akceptujemy – a mamy to na dodatek robić przez bardzo długo.


Zapomnij o tym. Gdyby Bóg chciał, byśmy go poznali, nie wymagałby tych trzystopniowych wygłupów. A jeśli zrobimy to, czego chce Hart, i będziemy modlić się długo, niemniej nadal będziemy ateistami, to jaką przeszkodę wymyśli dla nas następnie? Bądźcie pewni, że jakaś będzie, bo sądząc z dotychczasowego doświadczenia, kolejny „najlepszy argument na rzecz Boga” pojawi się wkrótce i z tym także będziemy musieli się uporać.

 

Religious Believers’ Favorite New Book

16 kwietnia 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jerry A. Coyne

Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.