Seks w małym palcu


Marcin Kruk 2014-04-04

Odszukaj na zdjęciu żołnierza.
Odszukaj na zdjęciu żołnierza.

On to naprawdę powiedział. Myślałem, że się przesłyszałem, ale nie, on powiedział: „Każdy gimnazjalista powinien mieć seks w małym palcu; seks a spraw polska, pozwolą państwo, że wyjaśnię”. 


To był kurs dokształcania nauczycieli, a my się teraz dokształcamy jak najęci. Każdy się dokształca, żeby nie wypaść na zakręcie. Postanowiłem się dokształcić w zakresie warsztatów, ale wygląda na to, że za dużo się nie nauczę.

Unia daje na organizowanie dokształcania, ale nie zawsze tym, co trzeba. Dokształcać się warto, zawsze trochę zmiany, nowi ludzie, zajęte weekendy, a i dyrekcja może się wykazać, że nauczyciele się dokształcają, więc zachęca.


Jurek na zajęciach siedział koło mnie i sprawiał wrażenie złośliwej, znudzonej małpy. Zadawał szeptem dobrosąsiedzkie pytania, czy inteligentny człowiek ma prawo mieć pretensje do douczającej go kretynki, czy raczej powinien winić samego siebie?


Wieczorem w pubie odzyskał wigor zastanawiając się nad kuflem piwa, czego właściwie oczekiwał. Może warsztaty powinny być przeciwieństwem lekcji – mówił - a może lekcje powinny być nieustającymi warsztatami. Ja to bym moim dzieciakom urządził warsztaty pod hasłem „seks w małym palcu”.


Z lewej strony usłyszałem damski pisk przerażenia, a z prawej damski pisk zachwytu. Mogło to wskazywać na fakt, że nauczyciele są różni, ale dokształcają się dziś niemal wszyscy. 


- I jakbyś to przedstawił swojej dyrekcji – zapytałem w nadziei, że się dokształcę.


Odpowiedział, że to proste, że niczego nie ujmując prawdzie, napisałby projekt warsztatów poświęconych badaniu stanu i możliwości rozwoju kultury narodowej. Byłby to zatem projekt zgodny z oczekiwaniami zainteresowanych stron, rokujący nadzieję na stymulację intelektualną uczniów, a zarazem wyjściowo zgodny z domniemaniami dyrekcji o tym, co pożądane, żeby dobrze wypaść we właściwych oczach.  Ponieważ jednak na obecnym etapie dalsza realizacja projektu mogłaby natrafić na grubą warstwę skamieniałej mentalności – dodał szybko - więc cała nadzieja w Wojewódzkim Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli. Tu moglibyśmy przedyskutować program warsztatów dla uczniów szkół gimnazjalnych pod hasłem ”seks w małym palcu”. Bo też seks, proszę państwa – mówił dopijając resztki piwa z kufla – przenika atmosferę gimnazjum, ale przenika niewłaściwie. Powinien być na testach, na egzaminach, powinny być olimpiady na temat seksu i warsztaty pod hasłem „seks w małym palcu”.


- Ja tak nie uważam – powiedziała powierzchownie atrakcyjna niewiasta z lewej, co wyraźnie podnieciło Jurka. 


- I w tym właśnie problem. Pierwsze zajęcia na warsztatach – Z kim i o czym rozmawiać najpierw, czyli co powinniśmy wiedzieć zanim pójdziemy na pierwszą rozbieraną randkę i kto ci o tym może coś rozsądnego powiedzieć? To nie jest błaha sprawa, te dzieci już mogą mieć dzieci, a lepiej, żeby ich nie miały. Czyli powinny wiedzieć co zrobić, żeby nie nawarzyć piwa, kiedy biologia do warzenia piwa zaprasza.


Wyraźnie pragnął zamówić kolejne piwo, co dla jego sąsiadki stało się okazją do zadania odwiecznego pytania mentalnej skamieliny: Więc pan uważa, że powinniśmy te dzieci zachęcać do seksu?


 - Ja uważam – odpowiedział wodząc wzrokiem za kelnerką -  że powinniśmy spojrzeć prawdzie w oczy, zanim prawda pójdzie w krzaki. Biologii nie zmienimy, możemy zmienić kulturę, a kultura narodu to kultura seksu. Bez wysokiej kultury seksu, nie będzie wysokiej kultury narodu, a przyzna pani, że dzisiejsza kultura polskiego seksu...


- Niech pan mówi za siebie – powiedziała wyraźnie urażona koleżanka z kursu, a mnie  świerzbił język, żeby dowiedzieć się więcej o idei warsztatów pod hasłem „seks w małym palcu”. Nie jest prawdą, że mój nowy znajomy obudził we mnie nadzieję na realną szanse przeprowadzenia takich warsztatów, ale sama idea przemawiała do mnie pokątnie nie tylko swoim  nieprawdopodobieństwem, ale i swoim przesłaniem sprawy, o której być może warto zacząć mówić głośno. Jurek obudził we mnie głód seksualnego pozytywizmu w szkolnej klasie.


Zapytałem, czy kieruje nim czysty romantyzm czy też ma wizję warsztatów przyszłości w czasach naporu nyczeańskiej kultury?


Ta nyczeańska kultura go trochę zmyliła i poprosił o wyjaśnienia.


Wyjaśniłem, że Nycz, metropolita i kardynał, nie tylko został świeżo upieczonym członkiem, ale zapowiedział, że będzie ewangelizował kulturę. [1]


Jurek zaniepokoił się i zapytał, kiedy go upiekli, wiec poinformowałem, że według Stolicy Apostolskiej 29 marca.


Powierzchownie atrakcyjna niewiasta zapytała odrobinę nadąsanym głosem o czym mówimy, więc powiedziałem, że o Papieskiej Radzie do Spraw Kultury, która może pokrzyżować organizację gimnazjalnych warsztatów „Seks w małym palcu”.


- Wy chyba w chujki gracie – powiedział ktoś z boku machając gwałtownie na ignorującą nasze pragnienia kelnerkę.          


To nie była prawda, bo ten  świeżo upieczony członek wydał mi się poważną przeszkodą w poważnej rozmowie z młodym pokoleniem o naszej narodowej kulturze. Postanowiłem się upewnić w kwestii zasadniczej, czy wszyscy zebrani przy jednym stoliku zgadzają się co do tego, że to jak ludzie podchodzą do siebie w łóżku, jest samym fundamentem kultury narodowej.


Jurek nie czekał na odpowiedź innych i orzekł, że wszystko inne jest pochodną i że czym Jaś się za młodu zatruje, tym na starość będzie zatruwał. Dodając, że nyczeańska kultura nie wzięła się z powietrza.


Czułem się trochę winny, bo przyczepiliśmy się do tego Nycza, a tak naprawdę chodziło o seks i chociaż Nycz będzie stawał okoniem, to idea takich warsztatów, przynajmniej dla mnie, była porywająca. Powiedziałem, że u mnie na takie warsztaty pod hasłem „seks w małym palcu” byłoby więcej chętnych niż na warsztaty diety wegetariańskiej. Koleżanka z prawej uspokoiła zgromadzonych, że dyrekcja zażądałaby pozwolenia rodziców na udział w warsztatach, rodzice zażądaliby zwolnienia winnych i z pomysłu zostałyby zajęcia praktyczne dla  bezrobotnych nauczycieli.      


- A tymczasem młodzież trzeba zachęcać do wstrzemięźliwości - odezwał się głos z lewej.


Wstrzymałem się  z reakcją i to nie z powodu impotencji. Kultura nakazywała wstrzemięźliwość, a Nycz mi dalej chodził po głowie. Pamiętałem, że świeżo upieczony członek przyznał, iż  „kultura jest nieprzyjazna chrześcijaństwu". Miał jednak na tę zarazę sposób – inkulturacja, czyli niesienie światu filozofii tomistycznej.


Zaduma pozbawiła mnie świadomości toczącego się dalej dialogu wśród dokształcających się nauczycieli. Kelnerka przyniosła piwo, więc spiłem piankę i zapytałem Jurka, czy warsztaty pod hasłem „seks w małym palcu” byłyby formą inkulturacji?


Moj nowy przyjaciel musiał się czegoś domyślać, bo odpowiedział, że to zależy, że gdybyśmy zdołali nauczyć ich dostrzegania piękna we wzajemnym szacunku i komunikacji werbalnej  przed eksplozją namiętności, można by te działania nazwać inkulturacją. Mamy do czynienia z istotami gotowymi na wszystko, poza odwieszeniem ręcznika po wzięciu prysznica. Komunikacja międzygeneracyjna jest na tym polu szczególnie utrudniona, więc takie warsztaty nie byłyby łatwe.


- Czyli przeszkodą jest nie tylko filozofia tomistyczna?


- Raczej możemy mówić o układach scalonych.


Uświadomiłem sobie, że tomizm zakłada pierwszeństwo władz poznawczych nad pożądawczymi i umieszcza człowieka na drabinie pomiędzy aniołami i zwierzętami. Mówi również, że przeznaczeniem człowieka jest poznanie najwyższego dobra, czyli oglądanie  Boga dzięki światłu chwały.


Powierzchownie atrakcyjna mówiła o horoskopach, a ja zbliżałem się do punktu Omega. Zaczynałem się domyślać, że wyjadę dokształcony, bogatszy o pytanie jak zorganizować chociażby wirtualne warsztaty dla gimnazjalistów pod hasłem „seks w małym palcu”. Wbrew pozorom, warto o tym zacząć rozmawiać. Jak nie tu, to gdzie indziej.    


[1] Kardynał_Nycz:_Kościół_nie_może_zamykać_się_w_getcie