Trwające piekło w Syrii


Sarah Honig 2014-03-23

Wojskowi medycy opatrują jedną z ofiar ataku na Golanie
Wojskowi medycy opatrują jedną z ofiar ataku na Golanie

Hezbollah jest pierwszym kandydatem, kiedy zastanawiamy się nad pytaniem, kto zaplanował atak na żołnierzy na Golanie w ubiegły wtorek. Motywy Hezbollahu są oczywiste jako następstwo zniszczenia transportu ich pocisków do Libanu.

Hezbollah nie tylko poprzysiągł zemstę, ale jego sojusznik, despota z Damaszku Baszar Assad, wydał ostrzeżenie, że od teraz nie będzie powstrzymywał Hezbollahu od uderzania na Izrael ze wzgórz Golanu.


Gdy się o tym wie, zdetonowanie pułapki bombowej (i możliwa próba porwania) nie mogą być niespodzianką.


Niemniej nic w Syrii nie musi być tym, na co wygląda. Syria zamieniła się w chaotyczną strefę wolnej amerykanki i czegoś podobnego nigdy jeszcze nie widziano nawet w tym nieobliczalnym regionie. Syria stała się magnesem dla każdej podżegającej do terroru grupy – od sunnickiej Al-Kaidy do wspieranego przez Iran jej szyickiego arcyrywala, Hezbollahu. Wiele dziwacznych, nieprzeniknionych i mrocznych odmian fanatycznych ugrupowań zaśmieca przestrzeń między tymi dwoma, a wszystkie są pełne przemocy i sadystyczne do granic niewyobrażalnych na dzisiejszym liberalnym i pluralistycznym Zachodzie.


To, co zaczęło się jako syryjska wojna domowa i zwabiło wszystkie te walczące elementy, trwa juz przez trzy nieszczęsne lata. Rocznica minęła niemal niezauważona przez społeczność międzynarodową, gdzie jedyne, czego można oczekiwać, to sporadyczne załamywanie rąk nad dziejącym się w Syrii horrorem.


Syryjscy rebelianci przeciwko Assadowi, ta najsłabsza strona, szybko zanikają i przegrywają konkurencję z dżihadystycznymi intruzami. Assad i rozmaici fanatycy z zewnątrz rządzą odizolowanymi bastionami, które zamieniły się w autonomiczne mini-państwa. Nie ma świętych w tym bratobójczym rozlewie krwi i wszyscy protagoniści są skończonymi łotrami.


Ponadto wszyscy potwornie kłamią. Nie można i nie należy ufać żadnemu oświadczeniu lub twierdzeniu z Syrii.


Syryjski koszmar demaskuje zarówno panarabizm, jak jego antytezę – odrębne narodowości arabskie – jako syntetyczne mistyfikacje. Sztuczna i krucha zewnętrzna warstwa narodowa żałośnie rozpadła się (także w innych częściach świata arabskiego, ale najbardziej brutalnie właśnie w Syrii).


Nie jest to konflikt, który ktoś może jednoznacznie wygrać. Wszystkie strony otwarcie popełniają zbrodnie przeciwko ludzkości, a świat, mimo wyrażanych od czasu do czasu pustych słów, jest na to obojętny. Szaleje nieprzemożna żądza masakrowania, ujawniając głupotę i naiwność amerykańskich inicjatyw, takich jak genewska konferencja pokojowa.


Syryjskie piekło, które nie przestaje wybuchać i spalać wszelkie życie wokół siebie, wysyła także przesłania o najwyższej, egzystencjalnej wadze do Izraela – przesłania, których nie wolno nam zignorować, jeśli chcemy żyć.


Jeśli Arabowie w tak makabryczny sposób traktują siebie nawzajem, do czego są zdolni w stosunku do Żydów, w nienawiści i odrazie do których wszyscy zostali wychowani?


Ponadto, jeśli nie ma żadnej odrębnej i choćby odrobinę spójnej narodowości syryjskiej, to tym bardziej nie ma żadnej odrębnej i choćby odrobinę spójnej narodowości palestyńskiej. Pożoga, która bezlitośnie pochłania Syrię, może tak samo pochłonąć państwo palestyńskie, którego tak bardzo domaga się społeczność międzynarodowa. Importowani dżihadyści, którzy nie mają niczego do stracenia, mogą z równym szaleństwem zamienić Judeę i Samarię w pola śmierci, jeśli z nich ustąpimy.


Wówczas ten niepohamowany chaos panowałby bezpośrednio i niebezpiecznie tuż pod naszymi drzwiami i w sposób nieunikniony codziennie dotyczył nas również.


Całe to gadanie, że terytorium nie liczy się dłużej w naszej technologicznej i zglobalizowanej rzeczywistości, okazało się przeintelektualizowaną bzdurą. Wystarczy wyobrazić sobie nasz los dzisiaj, gdybyśmy ulegli namowom ludzi o słabej woli i oddali Golan Assadowi.


Jest nieskończenie bardziej przerażające wyobrażenie sobie obrazów tej samej szalonej próby wzajemnego unicestwienia się między salafitami a szyitami – oraz ich licznymi, pokrewnymi, egzotycznymi odmianami – na przedmieściach Kfar Saba, Petach Tikwa i Jerozolimy.


Jeśli Syria uczy nas czegokolwiek, to tego, że wbrew modnym pobożnym życzeniom, terytorium nadal liczy się i to bardzo. Dające się obronić linie i obronne schronienia są nadal niezbędne.


I, co równie istotne, nie wolno nam przymykać oczu na bierną obojętność rodziny narodów. Jeśli w ten sposób wygłaszają nieskuteczne kazania wobec masowego mordowania Arabów, do których czują sympatię, można bezpiecznie założyć, że wzruszą się znacznie mniej tym, co spotka nielubianych Żydów.


Pamiętanie o tym jest żywotne w czasie, kiedy patrzymy jak Syria wkracza w czwarty rok trwającego piekła.


Syrias lingering hell

20 marca 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Sarah Honig

Izraelska publicystka, pracuje dla "Jerusalem Post" od 1968 roku.