Czy ateiści są snobami intelektualnymi?


Jerry Coyne 2014-03-22

Źródło: https://xkcd.com/774/
Źródło: https://xkcd.com/774/

Jeśli chcecie zobaczyć przykład akomodacjonizmu, któremu udaje się uniknąć wszystkich istotnych kwestii, jakie dzielą wierzących od niewierzących, przeczytajcie nowy artykuł w “The Atlantic” autorstwa zastępcy redaktora naczelnego Emmy Green , “The intellectual snobbery of conspicuous atheism” [Snobizm intelektualny ostentacyjnego ateizmu].

Całym jego sensem jest przejechanie się po ateistach za to, że jesteśmy wyniośli  oraz  przekonani, że jesteśmy lepsi od wszystkich innych. Po drodze Green argumentuje, że nie ma żadnej wojny kultur – a przynajmniej nie między religiantami a niewierzącymi – i że ateizm nie czyni żadnych postępów, ponieważ większość świata jest nadal religijna. Prawdę mówiąc, jej artykuł jest wyłącznie pełen  uprzedzeń i niepodbudowanych dowodami osobistych opinii, bez istotnych argumentów. Po prostu nie lubi ateistów, ignoruje ich argumenty przeciwko istnieniu Boga i w rezultacie pozostaje wierna słynnej karykaturze xkcd o “czuciu się lepszym od jednych i drugich”. Ostatecznie, to Green wygląda na snobkę intelektualną.

Oto trzy twierdzenia Green, które podaje w recenzji książki Petera Watsona The Age of Atheists: How We Have Sought to Live Since the Death of God [Wiek ateistów: jak staramy się żyć od śmierci boga] (pisze mało klarowną recenzję właściwie ignorując jej treść).

1. Jesteśmy snobami.  Oto co Green mówi o tym:

Jest to[cytat z Adama Gopnika, mówiącego, że niewierzący mają “monopol na uprawnione formy wiedzy”] doskonałe podsumowanie roszczeń intelektualnych tych, którzy zabierają się za udowodnienie, że Bóg jest martwy a religia jest fałszywa: Ateiści mają uprawnioną wiedzę, a ci, którzy wierzą, nie mają. Jest to założenie epistemologiczne wiszące w powietrzu w tak zwanej “wojnie kultur” między karykaturami bezbożnych liberałów a nawiedzonymi konserwatywnymi kaznodziejami w Ameryce: jedna grupa operuje rozumowym argumentem i historią intelektualną jako oskarżeniem Boga, podczas gdy druga widzi tradycję i tekst jako obronę przeciwko wdzieraniu się nowoczesności w życie religijne.

Zauważ, jak ta autorka charakteryzuje spór: jedna strona ma “rozumowy argument i historię intelektualną”, a druga ma „tradycję i tekst”. Przede wszystkim, ateiści mają nie tylko rozumowy argument, ale i informację o braku dowodów na istnienie boga, jak również dobre kontrargumenty przeciwko wielu koncepcjom Boga (na przykład, argument o złu naturalnym nie zgadza się z wszechmiłosiernym, wszechwiedzącym i wszechmocnym bogiem abrahamowym). I kogo u diabła obchodzi „historia intelektualna”, skoro nigdy nie używamy tego jako argumentu przeciwko wierze? Przecież większość historii intelektualnej jest przesiąknięta wiarą religijną. Zauważ jednak także, że zamiast przytaczać „przesąd, objawienie i wiarę” jako broń religiantów, wspomina ona „tradycję i tekst”, co niemal brzmi szacownie. W rzeczywistości wojna toczy się między wiarą i przesądem z jednej strony, a racjonalizmem i dowodami z drugiej. Kropka. „Tradycja i tekst” nie zastępują dowodów.

Ale Green kontynuuje:

. . . I tu właśnie wkracza snobizm intelektualny: Watson zakłada, że ponieważ grupa bystrych, szanowanych, wnikliwych ludzi myślała i znalazła drogę wyjścia od wiary w Boga, powinni to zrobić także wszyscy inni. Ponieważ historia intelektualna kieruje się ku niewierze, musi to także robić historia ludzkości.


Jest to problematyczne z kilku powodów. Po pierwsze, sugeruje, że wierzący są z natury mniej myślący niż niewierzący. Watson opowiada o słynnych myślicielach i artystach, którzy zmagali się, by pogodzić z bezbożnym światem. I te opowieści są pomocne, ponieważ oferują wgląd w to, jak próbowali żyć dynamiczni, twórczy ludzie. Nie znaczy to jednak, że poszukiwania sensu i zrozumienia przeciętnego wierzącego są choć trochę mniej rygorystyczne i cenne – po prostu dochodzą do innego wniosku: że Bóg istnieje. Watson sugeruje, że pełne zaangażowanie się w projekt bycia człowiekiem w nowoczesnym świecie prowadzi do ateizmu, a to zwyczajnie nie jest prawdą.

Green walczy z papierowym tygrysem. Przede wszystkim, tak, wielu z nas sądzi ludzka historia kieruje się ku niewierze. Na to wskazują wszystkie dane. I tak, większość z nas uważa, że światu będzie lepiej bez religii. Mamy jednak po temu dobre powody, włącznie z brakiem dowodów na fundamentalne przekonania religii (co obejmuje różne przekonania różnych wiar) i liczne szkody i krzywdy do jakich religia nadal podburza.


Jeśli chodzi o to, czy wierzący są “z natury mniej myślący niż niewierzący” Green miesza różnicę wiary w kwestii Boga (z poglądami jednej strony opartymi na dowodach – lub ich braku – a drugiej strony na wierze), z ogólnym orzeczeniem o wyższości intelektualnej. I, tak, poszukiwania przeciętnego wierzącego sensu i zrozumienia są z pewnością mniej rygorystyczne, bo opierają się nie na szukaniu tam, gdzie prowadzą dane, ale na akceptowaniu jako „dane” tylko tych rzeczy, które podpierają to, w co chce się wierzyć. Przeciętny wierzący poddaje się efektowi potwierdzenia, a nie jest to racjonalny sposób na wykoncypowanie, jak żyć. W rzeczywistości większość ludzi ma przekonania, jakie ma, nie z powodu ich rozumowego przyjęcia, a po prostu dlatego, że tak zostali wychowani.


Green mogłaby przedstawić taki sam argument na rzecz Bigfoot lub homeopatii, albo ESP lub każdego popularnego przesądu: również istnieje wielu w to wierzących i musimy być snobami intelektualnymi, jeśli od ręki odrzucamy ich „poszukiwanie sensu”. W końcu, ci ludzie są równie zaangażowani w „projekt bycia człowiekiem” (to jest głębota), jak i my.


Nie jest snobizmem intelektualnym uważanie, że masz lepszy argument, bo masz lepsze powody i lepszą epistemologię. Zauważ, że istnieje silna korelacja między edukacją a ateizmem: im więcej edukacji ludzie otrzymują , tym mniej wierzą w Boga. To jest po prostu fakt i Green może z nim zrobić, co chce. Ograniczę się do stwierdzenia, że argumentowanie na rzecz naszego punktu widzenia i podawanie powodów naszej niewiary oraz krytykowanie żałośnie słabych argumentów na rzecz Boga, nie czyni z nas snobów.


Green także w następujący sposób charakteryzuje nasze argumenty:

Głośni ateiści jednak również wzmacniają ten podział bogobojni kontra bezbożni – argument tylko nie jest tak oczywisty. Jest tam subtelne zapewnienie: wierzący nie są wystarczająco wykształceni lub myślący, by obalić Boga i gdyby tylko wiedzieli więcej racjonalne dowody z pewnością wyparłyby wiarę.

Nie, uważamy, że gdyby ludzie byli bardziej racjonalni i mniej przywiązani do wiary, byłoby mniejsze prawdopodobieństwo, że będą religijni, ale świat nie zamieniłby się w magiczny sposób w Danię. Jest tak dlatego, że racjonalne argumenty nie wystarczają do położenia kresu religii. Często argumentowałem – z mnóstwem dowodów na poparcie tej tezy – że religijność jest w dużej mierze produktem społecznego zacofania. Najbardziej dysfunkcyjne społeczeństwa są najbardziej religijne i istnieją dowody, że to pierwsze powoduje to drugie raczej niż odwrotnie. Marks miał rację opisując religię jako westchnienie uciskanych mas i jeśli chcemy się tego pozbyć, musimy najpierw rozpoznać i rozmontować te aspekty społeczeństwa, które rodzą religijność. Na szczęście są to właśnie te rzeczy, które większość z nas i tak chciałaby wyeliminować: olbrzymie nierówności dochodów, brak powszechnej opieki medycznej, społeczeństwa, które nie opiekują się swoimi starymi i chorymi obywatelami i tak dalej.

2. Nie ma wojny kultur dotyczącej religii.

Problem polega na tym, że “wojna kultur” jest fałszywym pojęciem stworzonym przez polityków i intelektualistów z lewa i z prawa. Stan wiary na świecie jest znacznie bardziej szary, znacznie bardziej pokorny i znacznie mniej podzielony niż twierdzą ateiści akademiccy i wygłaszający kazania politycy. Szczególnie w USA konserwatyści społeczni często są przywoływani w mediach jako ci, którzy reifikują i rozpalają ten podział kulturowy: retoryka byłych i przyszłych kandydatów do Białego Domu, takich jak Rick Santorum, Sarah Palin i Bobby Jindal, wzmacnia rozróżnienie „nas” i „ich” między tymi z wiarą, a tym bez niej. Poznanie Boga pomaga im żyć i stanowić prawa w „słuszny” sposób, jak mówią.


… Większość ludzi kształtuje swoje przekonania i żyje gdzieś pośrodku tak zwanego „podziału kulturowego” o którym  krzyczą ateiści i wierzący. Im głośniej krzyczą, tym bardziej dyskurs publiczny oddala się od subtelnej walki usiłowań każdej osoby, by być człowiekiem.

Jeśli istniała wojna kultur, to nie między nauką a humanistyką, ale między niewierzącymi a religijnymi. Jeśli nie ma takiej wojny, to dlaczego Nowi Ateiści tak ostro dobierają się do religii i dlaczego teolodzy i apologeci piszą dziesiątki książek atakujących Nowy Ateizm? Podział między ateistami a wierzącymi nie jest sztuczny, jest rzeczywisty – i jest silny. 70% Amerykanów zdecydowanie wierzy w Boga lub istotę najwyższą,  a 67,5% wierzy w Boga osobowego, który „troszczy się osobiście o każdą istotę ludzką”. Według sondażu Harrisa z 2013 r. 66% Amerykanów jest absolutnie pewnych, że Bóg istnieje, a 12% jest „dość pewnych”. Tylko 12% jest „niepewnych” a reszta „dość pewna”, że nie ma boga (5%) lub całkowicie pewna (6%), że nie ma Boga. To jest polaryzacja!


To prawda, wielu ludzi religijnych nie ma tak skrajnych poglądów społecznych jak Santorum lub Palin, ale istnieje różnica między pojęciem ogólnej wojny kultur, a wojny kultur o istnienie Boga. Green miesza te dwa pojęcia.

3.  Religia jest wszechobecna, więc ateizm nie wygra. Cytowałem powyżej słowa Green:

„Watson sugeruje, że pełne zaangażowanie się w projekt bycia człowiekiem w nowoczesnym świecie prowadzi do ateizmu, a to zwyczajnie nie jest prawdą”.


Dlaczego nie jest to prawdą? Oto Wielki Argument Green: ponieważ religia jest wszechobecna na świecie. Cytuję ten argument, który dla mnie ma wydźwięk okrzyku  „he, he, wy, ateiści, nie możecie wygrać, bo jest tak dużo wierzących”:

Wiemy, że nie jest to prawdą, ponieważ olbrzymia większość świata wierzy w Boga lub jakiś rodzaj siły wyższej. Na całym świecie wiara i praktyki religijne różnią się między regionami. Trudno jest zobaczyć w pełni ścisły globalny obraz wiary w Boga lub w „siłę wyższą”, ale miara religijności służy jako pomocne zastępstwo. Według Pew Research Center w 2010 r. tylko 16 procent populacji świata nie było stowarzyszonych z konkretną wiarą, chociaż wielu z tych ludzi wierzy w Boga lub w duchowe bóstwo. Ponad trzy czwarte religijnie niezwiązanych żyje w regionie Azja – Pacyfik, z czego większość (62 procent) żyje w Chinach. W innych regionach odsetek tych, którzy mówią, że nie mają żadnej przynależności religijnej, jest znacznie mniejszy: 7,7 procent w Ameryce Łacińskiej; 3,2 procent w Afryce subsaharyjskiej; 0,6 procenta na Bliskim Wschodzie.


Jeśli wiek ateizmu rozpoczął się w 1882 r. większość ludzi nadal nie pojęła tego.


Watson nie pisał zapewne o całym świecie – zatrzymał się przy zachodnich myślicielach i artystach. Ale nawet jeśli skupimy się na Europie i Ameryce Północnej, statystyki nie popierają jego opinii. Osiemnaście procent Europejczyków nie ma przynależności religijnej, ale wielu z tych ludzi wierzy w Boga – robi to na przykład 30 procent nieprzynależących do żadnego wyznania Francuzów. I chociaż chrześcijaństwo rośnie najszybciej w Ameryce Łacińskiej i Afryce subsaharyjskiej, w 2010 r. Europa była nadal domem jednej czwartej chrześcijan świata – największej populacji na świecie.


W Ameryce, którą socjolodzy często określają jako kraj wyjątkowo religijny w porównaniu do reszty świata zachodniego, olbrzymia większość ludzi wyznaje wiarę. Według Pew 86 procent millenialistów, czyli ludzi w wieku 18-33, mówi, że wierzy w Boga, a 94 procent ludzi w wieku 34 lata i więcej mówi to samo. To prawda, że rosnąca grupa mówi, że są “niepewni” co do wiary i jest także prawdą, że maleje przynależność do formalnych instytucji religijnych. W kategoriach jednak czystej wiary opisujący się jako ateiści i agnostycy stanowią niewielką mniejszość, tylko około sześć procent populacji.


Czego Green nie udało się przyswoić sobie, choć wspomina o tym, to tego, że religijność  w większości społeczeństw świata słabnie, a z pewnością jest tak w USA i w Europie. Ponadto, świat jest dzisiaj znacznie mniej religijny niż był kilka stuleci temu. W Europie do mniej więcej XVIII wieku było nie do pomyślenia być niereligijnym. W najgorszym wypadku zostałbyś zabity, w najlepszym, ogłoszony apostatą, jak Spinoza. Obecnie nie ma żadnej kary (poza niektórymi krajami islamskimi) za niewiarę i jest wielu ateistów i agnostyków – prawdopodobnie więcej, niż tych, którzy się do tego głośno przyznają.


Green jest tutaj niezwykle krótkowzroczna (jak zresztą w całym artykule). Fakt, że zmiana jest powolna, nie oznacza, że „projekt bycia człowiekiem w nowoczesnym świecie” (cokolwiek to może znaczyć) nie prowadzi do ateizmu. Powolna zmiana nie oznacza braku zmiany. Równie łatwo można powiedzieć, że „projekt bycia człowiekiem w nowoczesnym świecie” nie doprowadzi do równości kobiet, ponieważ kobiety nadal są obywatelami drugiej kategorii w większości krajów świata.


h/t: Alberto

Are atheists intellectual snobs

Why Evolution Is True, 15 marca 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jerry A. Coyne

Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.