Dziennik z Mozambiku: Pardalota
Przed przyjazdem do Gorongosa poleciałem do leżącego na północy miasta Pemba, gdzie na nowo otwartym kampusie Uniwersytetu Lurió uczą się mozambiccy studenci biologii i inżynierii. Miała to być podróż czysto służbowa, spotkania z wykładowcami i studentami, i dlatego nie wziąłem ze sobą żadnego terenowego wyposażenia zbieracza ani niczego do nagrywania dźwięków. Wszystko, co miałem, to najbardziej podstawowe wyposażenie do fotografowania. Mój przyjaciel Harith postanowił zabrać mnie na krótką wyprawę do Parku Narodowego Quirimbas, słynnego głównie ze spektakularnego życia morskiego. Kilku jego studentów pracowało z fauną owadzią i wodną w parku więc powiedziałem: „Dlaczego nie?”. Pozornie łatwa wyprawa zamieniła się w piekło, kiedy nasza ciężarówka Mitsubishi postanowiła rozstać się ze sprzęgłem tam, gdzie diabeł ma młode. Po dłuższej chwili przyjazny kierowca przejeżdżającego samochodu ściągnął dla nas pomoc i w końcu dotarliśmy do parku.
Pierwszą rzeczą, jaka do mnie dotarła to była kaskada owadzich dźwięków. Bujny las miombo rozbrzmiewał głośnymi dźwiękami pasikonikowatych, których nie rozpoznawałem. Było to niezwykłe z dwóch powodów. Po pierwsze, był środek gorącego, afrykańskiego dnia i pasikonikowate na ogół tego nie lubią, woląc odzywać się pod osłoną nocy. Po drugie, dźwięki były ciągłe, o niskiej częstotliwości i bardzo złożone. Mówiły każdemu, kto miał uszy: „Tutaj jestem, przyjdź i znajdź mnie”. A kiedy robisz to, lepiej się porządnie zabezpiecz, bo damy pasikonikowatych nie są jedynymi słuchaczami: ptaki, jaszczurki, małpy, wszyscy uwielbiają te duże, soczyste owady.
Pasikonikowate wzywały z wysokich partii drzew i bałem się, że nie będę mógł ich ani złapać, ani nawet zobaczyć. Ale potem jeden z nich sfrunął z korony i wylądował tuż przede mną. Kiedy zobaczyłem, co to było, serce mi zamarło – Pardalota reimeri we własnej osobie, Święty Graal miłośników pasikonikowatych (jest nas takich kilku). Ten gatunek znany był tylko z oryginalnego zbioru, opisanego w 1911 r. i zachowanego w muzeum w Berlinie. Niezwykłe jest to, że nawet te stare, wyschnięte resztki zachowują żywe, zwariowane kolory, niepodobne do żadnego innego gatunku pasikonikowatych. A kolory tak fantastyczne wskazują na równie fantastyczną biologię.
Złapałem tego pasikonikowatego, który natychmiast przybrał postawę obronną: rozpostarł swoje jaskrawo purpurowe, czarne i białe skrzydła i odsłonił neonowo pomarańczowy odwłok i błonę szyjną; podniósł tylne nogi, które miały żółte i czarne ubarwienie, niezwykle podobne do ubarwienia toksycznych stonkowatych. Był to albo odważny blef, albo to coś było bardzo trujące. Tymczasem wokół mnie samce kontynuowały swoje śpiewy.
Co zrobić? Stałem w obliczu niezwykłego odkrycia entomologicznego, ale bez żadnego sposobu zebrania, przechowania lub zapisania go. Postanowiłem wykorzystać studentów Haritha i rozeszliśmy się wachlarzem w poszukiwaniu owadów. Wkrótce odkryliśmy, gdzie śpiewały – nawoływały i żerowały tylko na dwóch gatunkach drzew, które oba znane są z produkcji potężnej obrony chemicznej, włącznie z psychoaktywnymi alkaloidami. To niemal z pewnością wyjaśniało aposematyczne ubarwienie. Znaleźliśmy także nimfy tego gatunku, które okazały się być niesłychanie włochate. Kiedy zobaczyłem pierwszą, myślałem, że patrzę na włochatą gąsienicę żerującą na liściu – jej ruchy były niesamowitą imitacją przedniej części gąsienicy żującej liść, a naprawdę patrzyłem na tyłek pasikonikowatego. Nie doznałem więc szoku, kiedy minutę później zauważyłem bardzo podobnie wyglądające gąsienice żerujące na tej samej roślinie i – także na tej samej roślinie – motyla niedźwiedziówkowatego (dobrze znanego ze swej toksyczności) o ubarwieniu bardzo podobnym do pasikonikowatych. Nie mając niczego innego do dyspozycji skierowałem mój Canon 6D na koronę drzew i użyłem wideo do nagrania dźwięku śpiewających samców. Zebrałem tyle osobników, ile mogłem, wpychając je w torebki strunowe w nadziei, że uda mi się zrobić porządne fotografie i zapis dźwiękowy później.
Ostatecznie udało mi się zebrać dosyć materiału i danych, żeby napisać krótką notatkę o biologii tego gatunku. Ale niemożność wykonania dobrej roboty przy zbieraniu danych i okazów w terenie nie była przyjemnym przeżyciem. Już nauczyłem się, żeby nigdzie nie wychodzić bez latarki czołówki, GPSu i kamery, a teraz dodaję do tej listy ultra soniczny rejestrator dźwięków i duży zestaw fiolek z 96% etanolem. Po zastanowieniu, dodaję zapasowe sprzęgło do Mitsubishi i telefon komórkowy. (I trochę piwa na nieprzewidziane okoliczności.)
Dwie noce później śnił mi się koszmarny sen o Quirimbas.
The Smaller Majority - Pardalota
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Dziękujemy Autorowi za pozwolenie na tłumaczenie i publikację tego artykułu, równocześnie prosimy naszych czytelników o nie rozpowszechnianie tego tekstu ani zdjęć w innych miejscach w sieci.
Piotr (Peter) Naskręcki
Entomolog, fotograf, popularyzator nauki. Ukończył studia na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktorat na University of Connecticut, pracuje w Museum of Comparative Zoology, Harvard University.
Piotr Naskręcki prowadzi znakomity blog naukowy The Smaller Majority. Jego zdjęcia owadów (i nie tylko owadów) fascynują i kuszą, żeby je sobie natychmiast ściągnąć. Nie należy tego jednak robić bez pozwolenia, gdyż zarówno zdjęcia, jak i teksty zastrzeżone są prawami autorskimi.