Czy Ameryka powinna uznać izraelską suwerenność Judei i Samarii?
Profesor Eugene Kontorovich pisze na łamach The Washington Times, że zdecydowanie tak.
Zdaniem profesora Kontorovicha głosowanie ONZ za państwowością Palestyny to prezent dla Hamasu więc Trump powinien odpowiedzieć uznaniem Judei i Samarii.
Prezydent Trump już zapowiedział, że tego nie zrobi i ostrzegł Izrael, żeby nie podejmował żadnych kroków w tym kierunku. Jak pisze Eugene Kontorovich, głosowanie Zgromadzenia Ogólnego ONZ za uznaniem państwowości Palestyny było jedynie wstępem. Każde z tych symbolicznych uznań wzmacnia przekonanie Hamasu, że może wygrać wojnę, po prostu przeczekując Izrael.
Hamas – pisze Kontorovich - trafnie uznał działania prezydenta Francji Emmanuela Macrona za potwierdzenie słuszności swojej masakry z 7 października 2023 roku – w końcu to właśnie przemoc doprowadziła do realizacji części ich celów politycznych. Sekretarz stanu Marco Rubio wielokrotnie podkreślał, że „w momencie”, gdy Francja rozpoczęła swoją „ofensywę uznań”, „Hamas odszedł od stołu negocjacyjnego”. Choć w praktyce Hamas wykazuje pogardę dla prawa międzynarodowego, przywiązuje ogromną wagę do kwestii suwerenności i uznania międzynarodowego.
Przypomnijmy, że uznanie Jerozolimy jako stolicy Izraele i przeniesienie amerykańskiej ambasady do tej stolicy, traktowane było jako Bóg wie jaka prowokacja i zagrożenie dla światowego pokoju. Okazało się, że uznanie rzeczywistości nie aż jest tak straszne jak je niektórzy malują. Aby zakończyć impas wywołany farsą ofensywy uznań iluzorycznej Palestyny , administracja Trumpa musi odpowiedzieć w podobnym duchu – grożąc uznaniem przez USA suwerenności Izraela nad Judeą i Samarią. Hamas zdaje sobie sprawę, że nawet jeśli Trump pozwoli Izraelowi „otworzyć wrota piekieł”, to i tak wywoła to jedynie dalszą dyplomatyczną reakcję wymierzoną w państwo żydowskie. Każda operacja wojskowa, która nie zakończy się uwolnieniem wszystkich zakładników, pozostawia Hamasowi jego największy atut.
Z kolei uznanie izraelskiej suwerenności przez Stany Zjednoczone pokaże Hamasowi, że może tracić terytorium. Uznanie ma swoją trwałość – odważne działania Trumpa z pierwszej kadencji w sprawie Jerozolimy i Wzgórz Golan nie zostały cofnięte przez prezydenta Bidena, mimo znacznej presji ze strony liberalnego skrzydła. (Podobnie było w przypadku uznania suwerenności Maroka nad Saharą Zachodnią.) Co więcej, pierwsze poważne dyplomatyczne uznanie suwerenności Izraela na danym terytorium znaczy znacznie więcej niż sto pięćdziesiąte uznanie państwa palestyńskiego.
Polityka oparta na rzeczywistości ma większą siłę przyciągania niż ta oparta na fantazjach. Francuzi i ich naśladowcy bawią się w udawanie. Stało się to jasne, gdy potępili planowaną budowę mieszkań na przedmieściach Jerozolimy – rzekomo dlatego, że uniemożliwia ona powstanie państwa, które według nich już przecież istnieje.
Jak pisze Eugene Kontorovich, argument prawny za uznaniem jest mocny. Judea i Samaria były częścią Mandatu Palestyny, który w 1948 roku przekształcił się w państwo Izrael. Gdy Jordania i jej sojusznicy najechali ten obszar, by uniemożliwić powstanie państwa żydowskiego, okupowali terytorium, przemianowali je na Zachodni Brzeg i wypędzili żydowską ludność. Mimo to agresywna okupacja nie zmienia granic. Tereny te pozostają pod kontrolą izraelską od prawie 60 lat, a wielokrotne propozycje suwerenności dla Palestyńczyków były przez nich odrzucane.
Trump nie planował obecnie działać w sprawie Judei i Samarii, jednak Macron i spółka zmusili go do reakcji. Palestyńskie frakcje terrorystyczne mają świadomość przytłaczającej przewagi militarnej Izraela. Ich sprawa żyje dalej dzięki wierze, że międzynarodowa presja złamie syjonistów – dlatego tak bardzo upajają się porównaniami do RPA czy francuskiej Algierii.
Amerykańska reakcja jest niezbędna dla samego przetrwania jej kluczowego sojusznika na Bliskim Wschodzie. Długofalowym celem uznania przez stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ – Francję i Wielką Brytanię – jest stworzenie podstaw do przyszłych rezolucji nakładających sankcje i bojkoty na Izrael, których prezydent z Partii Demokratycznej, idąc śladem Baracka Obamy, może nie zawetować.
Trump rozważał uznanie izraelskiej suwerenności już w pierwszej kadencji, ale zdecydował się to odłożyć, by móc realizować Porozumienia Abrahama. Teraz, by je kontynuować i rozszerzyć, musi zakończyć wojnę w Gazie – a to wymaga nowych zachęt i środków nacisku. Tak jak uznanie Jerozolimy i Wzgórz Golan w pierwszej kadencji stworzyło fundament pod Porozumienia Abrahama, tak uznanie Judei i Samarii stworzy warunki do ich dalszej ekspansji.
Oczywiście państwa arabskie grożą wycofaniem relacji z Izraelem, jeśli ten w pełni zastosuje swoje prawo do obszarów Judei i Samarii. Mimo to, jeśli USA zalegalizują ten krok, arabskie stolice nie będą szukać konfliktu z Waszyngtonem z powodu sprawy symbolicznej. W każdym razie Trump będzie mógł słusznie powiedzieć państwom arabskim, by swoje pretensje kierowały do Paryża i Londynu.
Patrząc na mapę można się zastanawiać nad konsekwencjami takiego kroku. Arabska ludność Judei i Samarii to nie Druzowie. Było wiele powodów, dla których Izrael nie zdecydował się na rozciągnięcie swojej jurysdykcji na Judeę i Samarię po 1967 roku. Dziś są one jeszcze poważniejsze niż były wtedy. Tu pojawia się pytanie, czy możliwa jest denazyfikacja palestyńskiego społeczeństwa i jak mogłaby być przeprowadzona.