Oświadczenia i deklaracje dotyczące Bliskiego Wschodu


Liat Collins 2025-09-08

Brytyjski Minister Spraw Zagranicznych David Lamy (w środku) i Minister Obrony John Healey  podczas spotkania z Ministrem Spraw Zagranicznych Kataru, szejkiem Mohammedem bin Abdulrahmanem bin Jassim Al Thani w Doha, 31 lipca 2024. (Wikipedia).
Brytyjski Minister Spraw Zagranicznych David Lamy (w środku) i Minister Obrony John Healey  podczas spotkania z Ministrem Spraw Zagranicznych Kataru, szejkiem Mohammedem bin Abdulrahmanem bin Jassim Al Thani w Doha, 31 lipca 2024. (Wikipedia).


Dlaczego tylko w przypadku Izraela zagraniczni politycy i instytucje rutynowo decydują, co i gdzie można budować?

Parafrazując słynną kwestię z filmu Dobry, zły i brzydki – „Kiedy musisz mówić, mów; nie strzelaj językiem na oślep”. Taka myśl przyszła mi do głowy po ostatnim oświadczeniu brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Davida Lammy’ego.


Lammy zamieścił w zeszłym miesiącu krótkie, ale paskudne oświadczenie w serwisie X/Twitter, w którym potępił izraelskie plany dalszej rozbudowy na obszarze między Jerozolimą a pobliskim miastem Ma’ale Adumim, znanym jako E1.


„Wielka Brytania potępia dzisiejszą decyzję izraelskiego Komitetu Wyższego Planowania o zatwierdzeniu planu osiedla E1. Jeśli zostanie zrealizowana, doprowadzi do podziału palestyńskiego państwa na dwie części, będzie rażącym naruszeniem prawa międzynarodowego i poważnie podważy rozwiązanie dwupaństwowe. Rząd Izraela musi wycofać się z tej decyzji.”

Arogancja i błędna logika


Chucpa i błędna logika są uderzające. Nie chodzi tu tyle o rzekome dzielenie przyszłego państwa palestyńskiego, co o podwójne standardy stosowane wobec jedynego istniejącego państwa żydowskiego.


Oczywiście Lammy nie jest osamotniony. Jego słowa papugują innych polityków i przedstawicieli globalnej wioski, którzy wzywają do jednostronnego ogłoszenia państwa palestyńskiego i powrotu do wyświechtanej mantry „rozwiązania dwupaństwowego”. W czasach, które wymagają niestandardowego myślenia, brakuje oryginalnych idei – szczególnie tych, którzy rozumieją rzeczywistość na miejscu.


Podwójne standardy wobec Izraela


Choć zagraniczne rządy nie powinny ingerować w wewnętrzne sprawy innych państw, nie jest to rzadkość. Jednak tylko w przypadku Izraela zagraniczni politycy i instytucje rutynowo decydują, co można budować i gdzie.


Na dodatek to tylko Izraelowi odmawia się prawa do samodzielnego określenia swojej stolicy. Wyobraźmy sobie, że ktoś ogłasza, iż Londyn lub Paryż nie są stolicami Wielkiej Brytanii i Francji – bez względu na to, co sądzą o tym Brytyjczycy czy Francuzi. A następnie nakazuje im, gdzie mogą, a gdzie nie mogą rozwijać swoich miast. Idźmy dalej – zaproponujmy, by oddali niezależność dzielnicom z dużą populacją muzułmańską – na przykład autonomię dla londyńskiej dzielnicy Tower Hamlets.


Słowa Lammy’ego – „Jeśli zostanie zrealizowany, doprowadzi do podziału państwa palestyńskiego na dwie części” – to przykład pokrętnego myślenia. Potrzeba osobliwej logiki, by narzekać na przecięcie jeszcze nieistniejącego państwa palestyńskiego, ignorując jednocześnie fakt, że jeśli plan nie zostanie zrealizowany, istnieje zagrożenie odcięcia Jerozolimy – stolicy Izraela – od jej satelitarnych miast. Jedynym powodem, by sprzeciwiać się zamieszkaniu tam Izraelczyków, jest chęć wybudowania tam palestyńskich osiedli.


Absurdalna logika „ciągłości terytorialnej”


Ironią losu jest fakt, że te same kraje i organizacje jak UE czy ONZ, które sprzeciwiają się budowie E1, rzekomo w trosce o ciągłość przyszłego państwa palestyńskiego, popierają coś znacznie bardziej radykalnego: utworzenie państwa palestyńskiego na Zachodnim Brzegu (Judei i Samarii) oraz w Strefie Gazy. To zaś podzieliłoby to osobliwe państwo Izraelem – by mogło go wziąć w dwa ognie.


Dlaczego kwestia ciągłości terytorialnej nie stanowi problemu, gdy chodzi o utworzenie państwa palestyńskiego na dwóch granicach Izraela, podwójnie zagrażając jego bezpieczeństwu? Połączenie tych dwóch obszarów przecięłoby Izrael na pół; ich rozdzielenie nie jest rozwiązaniem dwupaństwowym, lecz komplikacją trzy-państwową. (A właściwie cztero-, jeśli liczyć Jordanię, gdzie większość stanowią Palestyńczycy).


Ślepa obsesja na punkcie Izraela


Trwa wzmożona aktywność dyplomatyczna przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ w Nowym Jorku w tym miesiącu. Obsesyjne skupienie się na tej części Bliskiego Wschodu sprawia wrażenie, że gdyby tylko udało się rozwiązać konflikt izraelsko-palestyński, zapanowałby pokój na całym świecie.


Zapomnijmy więc o głodach w Sudanie i Jemenie; wojnach islamistycznych przeciwko chrześcijanom w Afryce; zagrożeniu ze strony Chin wobec demokratycznego Tajwanu; inwazji i ciągłych atakach Rosji na Ukrainę – by wymienić tylko kilka konfliktów i katastrof. Ignorujmy fakt, że Islamska Republika Iranu wciąż dąży do zdobycia broni nuklearnej, mimo porażki, jaką poniosła po zakończonej sukcesem 12-dniowej wojnie z Izraelem, i nie zmieniła ani serca, ani ideologii.


Klęska misji UNIFIL


Tymczasem w tym tygodniu pojawiła się jedna dobra wiadomość z ONZ: decyzja o nieprzedłużaniu mandatu UNIFIL po grudniu 2026 r. to krok we właściwym kierunku. Tymczasowe Siły Zbrojne ONZ w Libanie, powołane w 1978 r., nie zdołały utrzymać pokoju na granicy z Izraelem. Wręcz przeciwnie – organizacja terrorystyczna Hezbollah była w stanie zgromadzić rakiety i broń, wykopać tunele terrorystyczne i przeprowadzać ataki oraz porwania – dosłownie pod nosem i nogami sił ONZ.


Po tym, jak Izrael zlikwidował lidera Hezbollahu Hassana Nasrallaha i większość jego kierownictwa w zeszłym roku, organizacja terrorystyczna została na tyle osłabiona, że rząd libański – oficjalna władza – mógł rozpocząć rozbrajanie terrorystów. Bardziej niż Izraelowi, przynosi to korzyść narodowi libańskiemu, który być może wreszcie zdoła okiełznać wspieraną z zagranicy organizację, która zniszczyła ich kraj.


Ale nie oczekujmy, że ktoś podziękuje Izraelowi. Hipokryzja ONZ pracuje na najwyższych obrotach. W lutym, po porwaniu ośmiu pracowników ONZ w Jemenie i śmierci jednego z nich w więzieniu Huti, sekretarz generalny António Guterres ogłosił wstrzymanie pomocy dla tego regionu do czasu ich uwolnienia. To ten sam Guterres, który nalega, by Izrael umożliwiał niemal nieograniczoną pomoc humanitarną dla Gazy – mimo że reżim Hamasu wciąż przetrzymuje zakładników (izraelskich i zagranicznych).


Kolejna dawka moralnego relatywizmu


W zeszłym tygodniu Guterres znów się odezwał: „Konieczne jest natychmiastowe zawieszenie broni w Gazie i bezwarunkowe uwolnienie wszystkich zakładników oraz uniknięcie masowej śmierci i zniszczeń, które nieuchronnie przyniosłaby operacja wojskowa przeciwko Gazie.” Nie omieszkał jednak dodać dawki moralnego relatywizmu: „Równocześnie decyzja władz izraelskich o rozszerzeniu nielegalnej budowy osiedli, która doprowadziłaby do podziału Zachodniego Brzegu, musi zostać cofnięta. Wszelka budowa osiedli stanowi naruszenie prawa międzynarodowego.”


Tyle że – chociaż „budowa osiedli” może być kwestią sporną – nie jest automatycznie „naruszeniem prawa międzynarodowego”. Chyba że robi to Izrael.


Huti i „solidarność z Gazą”


W tym tygodniu, gdy 11 pracowników ONZ zostało porwanych przez Huti, którzy przejęli siedzibę Światowego Programu Żywnościowego i mienie ONZ w stolicy Jemenu, Guterres wydał oświadczenie, w którym stwierdził: „Huti, znani także jako Ansar Allah, od ponad dekady walczą z siłami rządu Jemenu, wspieranymi przez koalicję pod przywództwem Arabii Saudyjskiej, o kontrolę nad krajem.”


Dodał także: „Od października 2023 roku atakują również Izrael i statki handlowe na Morzu Czerwonym, w solidarności z palestyńską sprawą w Gazie.”


A więc oto oficjalny powód ONZ ataków rakietowych na izraelskich cywilów i aktów piractwa na morzu – „solidarność ze sprawą palestyńską w Gazie.” Z zapomnieniem tego, że – jak sam Guterres zauważa – atak Huti na reżim jemeński rozpoczął się co najmniej dziesięć lat wcześniej. Jak zdaje sobie sprawę koalicja saudyjska, Huti są częścią sponsorowanego przez Iran globalnego dżihadu – podobnie jak Hezbollah i Hamas.


A co wydarzyło się w październiku 2023? 7 października miał miejsce najazd Hamasu – wspieranego przez Iran – na południowy Izrael, podczas którego zamordowano 1200 osób, a 250 uprowadzono (z których 48 wciąż znajduje się w rękach terrorystów, 20 z nich prawdopodobnie żyje).


Specjalny wysłannik ONZ do Jemenu, Hans Grundberg, powiedział w niedzielę, że „z wielkim niepokojem śledzi ostatnie wydarzenia w kraju” i „powtórzył, że Jemen nie może stać się polem bitwy w szerszym konflikcie geopolitycznym…”


Jak nie bez ironii ujęła to redakcja Jerusalem Post: „Nie sposób nie zapytać pana Grundberga, gdzie był przez ostatnie lata, jeśli nie w Jemenie, skoro wydaje się, że uważa, iż Jemen nie jest częścią geopolitycznego pola bitwy Bliskiego Wschodu.”


W zeszłym tygodniu Izrael uderzył w kierownictwo wspieranych przez Iran Huti w Jemenie, likwidując „premiera” i kilku czołowych ministrów oraz funkcjonariuszy tej organizacji terrorystycznej. Siły Powietrzne Izraela po raz kolejny ryzykowały życiem pilotów, by zlikwidować zagrożenie o zasięgu międzynarodowym. Świat chętnie pozwala Izraelowi robić za siebie brudną robotę – a następnie nagradza Palestyńczyków za atakowanie państwa żydowskiego.


Długa lista krajów zapowiedziała, że wykorzysta Zgromadzenie Ogólne ONZ do ogłoszenia państwa palestyńskiego. A kto zapewni, że nie będzie nim rządzić reżim terrorystyczny? ONZ? Co za kiepski żart.


Dla polityków takich jak Lammy łatwo jest rzucać oświadczeniami – kiedy to nie ich kraj znajduje się na linii ognia.


Link do oryginału: https://www.jpost.com/opinion/article-866443?fbclid=IwY2xjawMouo5leHRuA2FlbQIxMQBicmlkETF2TzVHa2psUE90WmlnNTg3AR6uu8-De88g2tYCsGutvcCQWYdGnGvrK4RXijMKw6cNKZsldK2ROPvDCIlGqw_aem_t9GLeJiqN88aLrjx12HSTg

Jerusalenm Post: 5 września 2025

 

Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracowała w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Przez wiele lat kierowała The International Jerusalem Post. Obecnie na emeryturze.