Trump i Rubio odrzucają narrację o palestyńskim cierpieniu
Sekretarz stanu USA Marco Rubio wywołał na całym świecie oburzenie, ogłaszając w zeszłym tygodniu, że Stany Zjednoczone zakazują urzędnikom Palestyńskiej Autonomii wjazdu na terytorium kraju w celu uczestnictwa w tegorocznym wrześniowym Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w Nowym Jorku. Decyzja ta wywołała przewidywalną falę krytyki wobec prezydenta Donalda Trumpa ze strony tych, którzy uważają, że nie przestrzega on zasad międzynarodowego postępowania ustalonych przez środowiska zajmujące się polityką zagraniczną. Rozpętała także poważniejszą debatę na temat tego, czy decyzja ta nie narusza Umowy o siedzibie ONZ z 1947 roku, która została zatwierdzona przez Senat USA jako traktat, a zatem ma moc prawną.
Jednak cofnięcie wiz liderowi Palestyńskiej Autonomii Mahmudowi Abbasowi oraz reszcie jego skorumpowanej świty kleptokratów, którą co roku przywozi ze sobą, by wygłosić swoją rutynową tyradę z mównicy ONZ, to tylko część sprawy. Jak donosił dwa dni później New York Times, zakaz wjazdu dotyczy nie tylko nich. 18 sierpnia Departament Stanu USA wysłał do wszystkich ambasad i konsulatów amerykańskich na świecie instrukcję, by nie wydawały wiz odwiedzających osobom posiadającym paszporty wydane przez Palestyńską Autonomię.
Jak napisała Ruthie Blum, redaktorka JNS, rozporządzenie Rubio to gest mający na celu storpedowanie wysiłków krajów zachodnich – w tym Francji, Wielkiej Brytanii, Kanady i Australii – by na forum ONZ forsować fikcję palestyńskiej państwowości, w której 89-letni Abbas, obecnie odbywający już 20. rok swojej czteroletniej kadencji, pełniłby funkcję głównego rekwizytu.
Kolejny „zakaz dla muzułmanów”?
Zakaz wjazdu dla wszystkich Palestyńczyków w celach innych niż legalna imigracja oznacza de facto wprowadzenie zakazu dla Palestyńczyków – nie tylko dla ich nieudolnych reprezentantów.
To z pewnością zostanie potępione jako akt uprzedzeń, podobnie jak miało to miejsce w przypadku tzw. „zakazu dla muzułmanów”, który Trump wprowadził w styczniu 2017 roku. Ówczesny dekret prezydencki obejmował jedynie osoby z Iranu, Iraku, Libii, Somalii, Sudanu, Syrii i Jemenu, a więc nie dotyczył ponad 80% światowej populacji muzułmańskiej. Pierwsza wersja zakazu została skutecznie zaskarżona w sądzie i zastąpiona bardziej precyzyjnym zapisem, który obowiązywał aż do jego zniesienia przez byłego prezydenta Joe Bidena w pierwszym dniu jego urzędowania.
Debata na temat tamtej decyzji była jak dialog głuchych. Trump i jego zwolennicy twierdzili, że chodziło o zapobieganie wjazdowi osób, które mogłyby stanowić zagrożenie terrorystyczne dla USA. Jego przeciwnicy, w tym niemal wszystkie główne media, uznali zakaz za przejaw nietolerancji i rasizmu, twierdząc, że tylko bigot mógłby wybrać takie kraje.
Można się spodziewać, że podobna retoryka powróci teraz w kontekście Palestyńczyków.
Jak pokazał sam artykuł w Timesie, każda próba pociągnięcia Palestyńczyków do odpowiedzialności lub wyciągnięcia jakichkolwiek wniosków na ich temat postrzegana jest przez liberalne media nie tylko jako uprzedzenie, ale wręcz jako szczególna niesprawiedliwość wobec narodu, który tak bardzo cierpiał w ostatnim stuleciu. Ostatnie słowo w tekście oddano burmistrzowi Turmus Ayya, miejscowości w Samarii zamieszkanej przez wielu Palestyńczyków z obywatelstwem amerykańskim, który powiedział: „Czuję, że Palestyńczycy są zawsze traktowani niesprawiedliwie.”
Ale to właśnie ta narracja o palestyńskim cierpieniu jest przedmiotem sporu – i nie powinna pozostawać bez odpowiedzi.
Pociągnięcie Abbasa do odpowiedzialności
To, co zrobił Rubio, nie jest jedynie próbą storpedowania farsy, jaką jest promowana przez Francję, Wielką Brytanię, Kanadę i Australię kampania nadania Palestyńczykom państwowości – jako nagrody za zbrodnie popełnione przeciwko Izraelczykom 7 października 2023 roku oraz za wywołanie wojny, jaka po tym nastąpiła. Samo zablokowanie tych działań jest istotnym celem, ponieważ wydarzenia z 7 października jasno pokazują, co Palestyńczycy zrobiliby, gdyby przyznano im suwerenność nad Judeą, Samarią i Strefą Gazy.
Twierdzenie, że Abbas to umiarkowany przywódca pragnący pokoju, które stanowi fundament wysiłków na rzecz palestyńskiej państwowości, to mit – i to obraźliwy. Autonomia Palestyńska wciąż dotuje terrorystów poprzez swój program „nagród za zabijanie”, obejmujący także sprawców zbrodni z 7 października, jak i wcześniejszych aktów przemocy. Abbas może współpracować z izraelskimi siłami bezpieczeństwa, by chronić się przed Hamasem, ale również on sam odrzucił propozycje pokojowe, nie uznając legitymacji istnienia państwa żydowskiego – niezależnie od granic.
Abbas dopiero po 20 miesiącach i jedynie w liście do prezydenta Francji Emmanuela Macrona potępił masakrę z 7 października, i to w sposób niejednoznaczny. Nigdy nie zrobił tego w języku arabskim, kierując słowa do własnego narodu.
USA mają pełne prawo, by pociągnąć go do odpowiedzialności i odmówić udziału w przedstawieniu na forum ONZ, w którym odgrywa on rolę głowy nieistniejącego państwa – państwa, którego popieranie tylko zachęca Hamas do kontynuacji walki.
Odrzucenie medialnej narracji
Decyzja USA to coś więcej. To długo oczekiwane odrzucenie międzynarodowej narracji medialnej, przedstawiającej Palestyńczyków jako ofiary wojny, którą sami rozpoczęli i którą nadal popierają. Tak, cierpią – ale fakty zostały wypaczone przez globalną kampanię propagandową wymierzoną w Izrael.
Niestety, nie da się zaprzeczyć, że znaczna część palestyńskiego społeczeństwa została zindoktrynowana nienawiścią do Izraela i Ameryki poprzez propagandę płynącą z ich mediów i szkół. Dotyczy to zarówno tych, którzy żyją pod autorytarnymi rządami Abbasa na Zachodnim Brzegu, jak i pod władzą Hamasu w Gazie. Wydarzenia ostatnich dwóch lat, ich poparcie dla 7 października i 78-letnia historia odrzucania wszystkich propozycji państwowości mówią same za siebie.
Owszem, indywidualni Palestyńczycy mogą nie zgadzać się ze swoimi liderami i organizacjami terrorystycznymi, które zdominowały palestyńską politykę. Prawdą jest również, że w USA ogromna większość Palestyńczyków z obywatelstwem amerykańskim przestrzega prawa.
Ale nie jest niczym nieracjonalnym, by amerykańska administracja spojrzała na kulturę polityczną, która odrzucała wszystkie propozycje pokojowe, również te zakładające utworzenie państwa obok Izraela, i dodała do tego pokolenia krwawego terroryzmu, którego kulminacją były zbrodnie z 7 października – i wynikający z nich szczególny rodzaj ludobójczego antysemityzmu.
To właśnie zostało rozmyte przez upowszechnienie propagandy Hamasu i oszczerstw krwi kierowanych przeciwko Izraelowi – oskarżeń o „ludobójstwo” w Gazie czy celowe głodzenie Palestyńczyków. Właściwą odpowiedzią na tę narrację, w której Palestyńczycy przedstawiani są jako ofiary wojny po 7 października, jest przypomnienie, że rozpoczęła się ona orgią masowych mordów, gwałtów, tortur, porwań i bezmyślnego zniszczenia, których dopuścili się nie tylko bojownicy Hamasu, lecz także zwykli Palestyńczycy. Jak dowiadujemy się od zakładników, którzy zostali odbici lub uwolnieni w ramach wymiany, większość z nich była przetrzymywana przez cywilnych Palestyńczyków, a nie przez bojowników Hamasu.
Twierdzenia Bidena na temat tej wojny — a także wypowiedzi wielu Izraelczyków i Żydów, którzy wolą ignorować prawdę — głoszące, że jest to konflikt wyłącznie między państwem żydowskim a organizacją terrorystyczną, która zawłaszczyła palestyńską sprawę i wprowadziła ludzi w błąd, są po prostu błędne. To wojna między dwoma narodami, a nie jedynie z terrorystami.
Zachodnia projekcja
Zachodni sposób myślenia zakłada, że inne kultury są lustrzanym odbiciem ich własnej – bez względu na to, jak bardzo rzeczywistość temu przeczy. Narzucamy własną wrażliwość i oczekiwania wobec systemów wierzeń, które opierają się na zupełnie innych założeniach. W efekcie większość Amerykanów i Europejczyków podchodzi do konfliktu żydowsko-arabskiego o ziemię Izraela tak, jakby można go było rozwiązać kompromisem. Wielu Izraelczyków również uległo tej iluzji. Ignorują przy tym smutny fakt, że Arabowie zawsze postrzegali jakiekolwiek dzielenie suwerenności nad obszarem, który kiedykolwiek znajdował się pod panowaniem muzułmańskim, jako nie do przyjęcia — a wręcz jako niewybaczalne upokorzenie godności zbiorowej, którego nie są w stanie zaakceptować.
Dlatego właśnie izraelski mąż stanu Abba Eban mylił się, mówiąc, że „Palestyńczycy nigdy nie przegapiają okazji do przegapienia okazji” — bo oni po prostu nie postrzegali proponowanych kompromisów jako szans.
To także tłumaczy, dlaczego przez 30 lat procesu pokojowego poprzedzającego 7 października nie udało się osiągnąć pokoju. Tłumaczy też, dlaczego całkowite wycofanie się Izraela z Gazy latem 2005 roku — ewakuacja wszystkich osadników, żołnierzy i społeczności żydowskich — doprowadziło do powstania państwa terrorystycznego i budowy podziemnej twierdzy wielkości nowojorskiego metra, która umożliwiła kontynuację trwającej już ponad sto lat wojny, zamiast stworzyć podwaliny pod pokój.
I właśnie dlatego Amerykanie powinni spojrzeć na tych, którzy to wszystko zrobili — palestyńskie przywództwo, w tym Abbasa i jego partię Fatah, Hamas i Palestyński Islamski Dżihad, a także przytłaczającą większość palestyńskiej populacji, która ich popiera — i uznać, że nie jest to coś, co chcielibyśmy sprowadzać do Stanów Zjednoczonych.
Lewicowe złudzenia o imigracji
Wielu ludzi lewicy, zwłaszcza liberalnych Żydów, uważa, że imigracja do Ameryki powinna być podstawowym prawem dla każdego. Błędnie utożsamiają masową imigrację z końca XIX i początku XX wieku oraz próby ucieczki Żydów przed zagładą w nazistowskiej Europie z czymś, co w istocie stanowiło inwazję milionów nielegalnych imigrantów za prezydentury Bidena. Dla nich każde działanie Trumpa mające na celu egzekwowanie obowiązującego prawa imigracyjnego to oznaka autorytaryzmu.
Tymczasem podejście Trumpa było rozsądną odpowiedzią na poważny problem, który zagraża dobrobytowi i bezpieczeństwu wielu społeczności. To także uzasadnione działanie na rzecz ochrony interesów klasy pracującej, którą Demokraci porzucili.
Ochrona granic USA
Wysiłek włożony w zabezpieczenie amerykańskich granic — co Trump osiągnął w krótkim czasie po czterech latach polityki otwartych granic i zaniedbań ze strony Bidena — dotyczy także pytania, jakich ludzi należy legalnie wpuszczać do Stanów Zjednoczonych.
Z tej perspektywy odmowa wydawania wiz to opóźniona, lecz całkowicie uzasadniona reakcja na stuletnią palestyńską kulturę nienawiści i nietolerancji, w której wojna przeciwko Żydom stała się nieodłącznym elementem tożsamości narodowej. Sprowadzanie do USA populacji, dla której odrzucenie Zachodu i antysemityzm są tak istotne, to szaleństwo. Tak samo, jak pozwalanie dużej liczbie osób z tej grupy na przyjazd do USA na studia, gdzie mogą uczestniczyć w przekształcaniu uczelni wyższych w bastiony nienawiści do Żydów i wrogości wobec zachodniej cywilizacji.
Cokolwiek można powiedzieć o niespójności pierwotnego „zakazu dla muzułmanów”, który nie obejmował krajów równie zagrożonych islamizmem, zakaz wizowy skierowany konkretnie do Palestyńczyków jest w pełni uzasadniony.
Co więcej — powinien on zapoczątkować uczciwsze spojrzenie na osoby objęte zakazem wjazdu zgodnie z rozporządzeniem Rubio.
Wielu Palestyńczyków to niewinne ofiary obecnej wojny. Ale jako całość, palestyńska populacja arabska wybrała wojnę i terror. Hamas nie mógłby utrzymać kontroli nad Gazą przez 17 lat, przeznaczając miliardy dolarów pomocy na cele terrorystyczne, gdyby nie miał na to przyzwolenia społeczeństwa. A Abbas odmawia przeprowadzenia kolejnych wyborów w Judei i Samarii, ponieważ wie, że wygrałby je Hamas.
Zakaz wjazdu Palestyńczyków do Stanów Zjednoczonych to nie tylko rozsądna decyzja wynikająca z rozpoznania faktu, że przyznanie im państwa oznaczałoby możliwość powtórki zbrodni z 7 października. To także uznanie rzeczywistości palestyńskiej kultury politycznej, która świadomie dąży do kolejnej nakby – katastrofy podobnej do tej z listopada 1947 roku, gdy odrzucono ofertę utworzenia państwa arabskiego obok żydowskiego i rozpoczęto wojnę mającą na celu zniszczenie nowo powstałego państwa żydowskiego.
To odrzucenie narracji medialnej, która przedstawia ludobójczą wojnę rozpoczętą przez Palestyńczyków 7 października jako element ich męczeństwa — zamiast jako niepodważalny dowód, że stanowią zagrożenie dla Zachodu i Izraela, dopóki nie przejdą gruntownej przemiany, która pozwoli im zaakceptować pokój.
Dla amerykańskiej administracji uznanie tych faktów nie jest przejawem uprzedzeń, rasizmu ani islamofobii. To po prostu zdrowy rozsądek.
Jonathan S. Tobin jest redaktorem naczelnym Jewish News Syndicate (JNS).
Link do oryginału: https://www.jns.org/trump-and-rubio-reject-the-palestinian-victimhood-narrative/
JNS, 2 września 2025