Pokolenie Homo sovieticus
Jan Hartman pisze na swoim blogu w „Polityce” o Flotylli Wolności. Zastanawia się, jak ci działacze, dziennikarze i politycy myślą, dlaczego sądzą, że pomagają Palestyńczykom, czemu zwracają się przeciwko Izraelowi, wspomagając Hamas? Gdzie powinniśmy szukać odpowiedzi na takie pytania?
Najnowszy sondaż przeprowadzony przez Uniwersytet Harvarda i Harris Research Foundation ujawnił wyraźny podział pokoleniowy w podejściu do Izraela i Hamasu, podkreślając, jak głęboko debata na temat konfliktu na Bliskim Wschodzie przekształca amerykańską kulturę polityczną. Badanie przeprowadzono online w dniach 20–21 sierpnia 2025 roku na próbie ponad dwóch tysięcy zarejestrowanych wyborców. Wyniki pokazały, że 60 procent przedstawicieli Pokolenia Z (w wieku od 18 do 24 lat) zadeklarowało poparcie dla Hamasu w konflikcie z Izraelem. Była to jedyna grupa wiekowa, która opowiedziała się w ten sposób, co pozostaje w ostrym kontraście do starszych Amerykanów, którzy nadal w przeważającej większości wspierają Izrael.
Jak doszło do tej dramatycznej zmiany postaw i poglądów? Być może powinniśmy się cofnąć o ponad pół wieku — do czasów, kiedy po wojnie sześciodniowej świat zachodni zalany był radziecką propagandą antysyjonistyczną. Wielką operację walki o rząd dusz organizował ówczesny szef KGB, Jurij Andropow, i to z jego walnym wsparciem Sekretarzem Generalnym ONZ został były oficer Wehrmachtu i niemieckiego wywiadu, Kurt Waldheim, który jako pierwszy zaprosił międzynarodowego terrorystę, Jasera Arafata, na Zgromadzenie Ogólne ONZ.
Warto tu wspomnieć o pozornie drobnym incydencie z 11 września 1972 roku, kiedy ugandyjski dyktator Idi Amin wysłał telegram do Kurta Waldheima, w którym „pochwalił masakrę izraelskich sportowców olimpijskich w Monachium i stwierdził, że Niemcy były najbardziej odpowiednim miejscem na ten akt, ponieważ to tam Hitler spalił ponad sześć milionów Żydów”. Amin wezwał także „do usunięcia Izraela z Organizacji Narodów Zjednoczonych i do wysłania wszystkich Izraelczyków do Wielkiej Brytanii, która ponosi winę za stworzenie państwa żydowskiego”.
Sekretarz Generalny nie zareagował, ale kiedy Idi Amin wystąpił w 1975 roku z propozycją zrównania syjonizmu z rasizmem, ten sam Kurt Waldheim urządził dla niego ucztę w ONZ (w rok później stanowczo potępił Izrael za naruszenie suwerenności Ugandy w związku z operacją Entebbe — ratowania zakładników porwanych przez niemieckich, komunistycznych terrorystów).
Związek Radziecki dysponował demokratyczną większością w tej międzynarodowej organizacji, mając za sobą nie tylko cały „obóz socjalistyczny”, ale również kraje tzw. Trzeciego Świata.
Być może warto tu również przypomnieć, że na stan umysłów mieszkańców Zachodu dodatkowo wpłynęły wydarzenia po wojnie Jom Kipur w 1973 roku. Sztuczny wzrost cen ropy naftowej, spowodowany decyzją państw OPEC o ograniczaniu wydobycia tego surowca, doprowadził do największego kryzysu gospodarczego od czasu drugiej wojny światowej. Głównym aktorem była tu Arabia Saudyjska, która wraz z innymi arabskimi dostawcami ropy naftowej chciała zmusić Amerykę do porzucenia wsparcia dla Izraela.
W zasadzie był to tylko katalizator zmian, na które nie zwracano wcześniej uwagi. Kraje azjatyckie (Japonia, Korea Południowa, Tajwan i Hongkong) zaczęły zarzucać świat zachodni towarami technicznymi po znacznie niższych cenach. Gwałtowny wzrost cen ropy naftowej spowodował załamanie się przemysłu samochodowego, okrętowego, maszynowego, a następnie wydobywczego we wszystkich krajach zachodnich. Ten głęboki wstrząs miał z jednej strony doprowadzić do zwycięstwa Ronalda Reagana w USA i Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii, a z drugiej strony — do wzmożonej aktywności zachodnich socjalistów (głównie w mediach i na uniwersytetach).
Dla Moskwy druzgocąca klęska ich arabskich klientów w 1973 roku była kolejnym poważnym ciosem, ale szok gospodarczy na Zachodzie po tej wojnie był darem niebios, pozwalającym na przekonanie mieszkańców Zachodu, że wszystko jest winą Żydów, a nadzieją na ich zniszczenie są tylko palestyńscy terroryści.
Tę „dobrą nowinę” z Moskwy podchwycili zachodni politycy tacy jak ówczesny kanclerz Austrii Bruno Kreisky, szwedzki premier Olof Palme, oraz francuska, włoska, hiszpańska i portugalska lewica. Antyimperializm mieszał się tu z obsesyjną nienawiścią do USA i nieustannymi pokłonami wobec Arafata i jego zbirów. O tym zagubieniu zachodniej lewicy bodaj najwcześniej pisał francuski filozof Jean-François Revel w wydanej w 1977 roku książce Ani Marks, ani Jezus. Już wtedy widać było wyraźnie, że zachodnie uniwersytety były nie tylko naszpikowane radzieckimi agentami, ale wręcz zdominowane przez przeciwników gospodarki rynkowej i konstytucyjnego ładu.
W Ameryce guru uniwersyteckiej lewicy został Edward Said — członek władz Organizacji Wyzwolenia Palestyny, mieszkający w USA i pracujący jako profesor literatury angielskiej. „Najbardziej wpływowy intelektualista naszych czasów” – pisała o nim prasa, nie wspominając, że jest członkiem organizacji terrorystycznej. Nie jest przesadą twierdzenie, że Said ustanowił moralną grę Nowej Lewicy, atakując Zachód za grzechy kolonializmu i unosząc flagę Trzeciego Świata jako symbol sprawiedliwości. Ziarno padło na dobrze przygotowany grunt — zachodnia lewica od dłuższego czasu czekała na tego proroka palestyńskiej sprawy.
Dla tych, którzy obserwowali radziecką propagandę, nie było tu niczego nowego.
Jeśli dziś lwia część wchodzącego w dorosłe życie pokolenia opowiada się za nazistami z Hamasu i ich mecenasami z Bractwa Muzułmańskiego oraz z Teheranu, to nie powinno budzić zdumienia. To efekt długiego procesu, w którym politycy tacy jak pobożny chrześcijanin Jimmy Carter i gorący sympatyk Bractwa Muzułmańskiego Barack Obama kontynuowali dzieło Andropowa, Kurta Waldheima i innych — z walną pomocą legionu Gebertów z mniej lub bardziej niedorozwiniętych krajów, którzy wieszczyli nieustannie, że Izrael to faszystowski kraj, który broniąc się przed zagładą z rąk ich arabskich przyjaciół popełnia zbrodnie wojenne. Ten końcowy efekt był od dawna do przewidzenia, a dziś pozostaje tylko dawanie świadectwa, że jeszcze nie wszyscy godzą się na oklaskiwanie szaleństwa nowego zapału do polowań na czarownice.