Tak, antysyjonizm to antysemityzm


Brendan O'Neill 2025-08-22

Zarah Sultana, była posłanka brytyjskiej Partii Pracy. (Zrzut z ekranu)
Zarah Sultana, była posłanka brytyjskiej Partii Pracy. (Zrzut z ekranu)

Czy krytykowanie Izraela jest antysemickie? Oczywiście, że nie. Żadne państwo na świecie nie powinno być chronione przed krytyką czy wręcz szyderstwami ze strony obywateli świata.


Ale czy jest antysemityzmem wściekać się na Izrael dzień w dzień? Myśleć wyłącznie o nim? Pozwolić, by to małe państwo zajmowało każdą twoją myśl? Nazywać je wyjątkowo barbarzyńskim, wręcz demonicznym, państwem pałającym krwiożerczą żądzą jak żadne inne? Marzyć o jego zniszczeniu? Tydzień w tydzień maszerować po ulicach, krzycząc o jego unicestwieniu? Nazywać jego obywateli ludobójczymi potworami i szaleńcami? Drwić z nich, odwołując się do eksterminacji ich przodków, nazywając ich „nazistami”? Tak skupić się na wymazaniu tego jednego państwa, że całe twoje polityczne „ja” zostaje zredukowane do tego chorego celu, i z dumą określasz siebie mianem „antysyjonisty”?


Tak. Tak, to jest antysemityzm. Jeśli obsesyjnie skupiasz się na żydowskiej ojczyźnie, jeślinie nawidzisz żydowskiego patriotyzmu bardziej niż jakiegokolwiek innego, jeśli z radością skandujesz o śmierci żołnierzy żydowskiego państwa i fantazjujesz o jego brutalnym wymazaniu „od rzeki do morza” – to masz problem z Żydami. I musimy powiedzieć to głośno.


Debata o antysyjonizmie i antysemityzmie to jedna z najbardziej irytujących dyskusji naszych czasów. Znów się zaogniła w tym tygodniu po wywiadzie, jakiego Zarah Sultana udzieliła New Left Review. To była posłanka Partii Pracy, obecnie niezależna, która tworzy nową partię polityczną razem z Magicznym Dziadkiem z brytyjskiej, wyczerpanej lewicy, Jeremym Corbynem. Pochwaliła jego przywództwo w latach 2015–2020, ale wbiła też kilka szpilek. Powiedziała, że zbyt łatwo „uległ” definicji antysemityzmu przedstawionej przez Międzynarodowy Sojusz na rzecz Pamięci o Holokauście (IHRA). A to było złe, bo IHRA „utożsamia [antysemityzm] z antysyjonizmem”.


Najpewniej chodzi jej o stanowisko IHRA, że niektóre formy atakowania Izraela przekraczają granicę między polityczną krytyką a czymś mroczniejszym i bardziej podejrzanym. Na przykład używanie „symboli i obrazów związanych z klasycznym antysemityzmem”, takich jak „oskarżenia Żydów o zabicie Jezusa”, do „charakteryzowania Izraela lub Izraelczyków”. Dla mnie to brzmi rozsądnie. Sam widziałem transparent na jednej z demonstracji „pro-palestyńskich” z napisem: „Zabili Jezusa, teraz zabijają Palestyńczyków” – każdy, kto zaprzecza, że to brutalny przykład nienawiści wobec Żydów, jest albo głupcem, albo kłamcą.


IHRA wskazuje też, że podejrzane jest porównywanie „współczesnej polityki Izraela” do polityki nazistów. I znowu – to brzmi rozsądnie. Nie chcę, żeby kogokolwiek za to cenzurowano czy anulowano, ale nie zmienia to faktu, że takie porównania są ewidentnie oparte na uprzedzeniach. Modna dziś praktyka nazywania Gazy nowym warszawskim gettem, wojny z Hamasem – nowym holokaustem, a Netanjahu – nowym Hitlerem, ma jeden, jedyny cel: ranić Żydów, odwołując się do wspomnień niemal całkowitej zagłady ich narodu; zawstydzać ich poprzez zestawienia z potworami, przez które kiedyś sami byli zagazowani.


Sultana oberwała trochę na X. Niektórzy nazwali ją antysemitką. Odpowiedziała ostro: „Wasze oszczerstwa tym razem nie zadziałają” – napisała. I dodała stanowczo: „Antysyjonizm to nie antysemityzm.” Ostrzegła swoich oskarżycieli, żeby „załatwili sobie prawników”. Chętnie przyjmuję, że Sultana nie jest antysemitką. Mam nadzieję, że ona i jej nowa partia okażą innym podobną uprzejmość i powstrzymają się od oskarżeń o „islamofobię”. W przeciwnym razie – kto wie – może sami będą musieli „załatwić sobie prawników”. Ale jeśli chodzi o antysyjonizm, to po prostu się myli. Dla niektórych z nas jest całkowicie jasne, że ta dziwaczna, gorączkowa ideologia, która trzyma w żelaznym uścisku umysły młodych i intelektualistów, to w wielu przypadkach po prostu antysemityzm w woke'owej masce.


Zostawmy Sultanę i przyjrzyjmy się szerszej izraelofobicznej nienawiści, która od pogromu Hamasu z 7 października 2023 r. wybuchła na Zachodzie niczym gorączka. Nic nie jest bardziej obłudne niż lewicowi radykałowie i liberalni publicyści mówiący: „Krytykowanie Izraela to nie antysemityzm”, bo przecież nie o krytykę tu chodzi. Mówimy o ślepej nienawiści do Izraela. O histerii. O fantazjowaniu o jego unicestwieniu. O dzikim, obłąkanym przekonaniu, że Izrael to najbardziej mordercze państwo na świecie – a może i w historii – i że sprawuje ogromną władzę nad służalczymi państwami Zachodu. To nie jest krytyka – to rodzaj szaleństwa, opartego na ohydnym przekonaniu, że żydowskie państwo to najbardziej nikczemne, najbardziej krwawe i najbardziej podstępnie wpływowe państwo na Ziemi.


Pokażcie mi inny ruch „antywojenny”, który nie tylko domaga się zakończenia wojny, ale również końca istnienia całego państwa. „Nie chcemy dwóch państw / Chcemy ’48!” – krzyczą owinięci w kefije fanatycy z amerykańskich elitarnych uczelni, sygnalizując, że chcą powrotu do 1948 roku – czyli czasów sprzed powstania współczesnego Izraela. W skrócie: zniszczyć to parszywe państwo. Które inne państwo określa się mianem „świń Ziemi”, „wyjątkowo morderczego”, „państwa-szlamu”, „nowych nazistów”? Wobec którego innego państwa roztacza się wizje całkowitej zagłady przez tę nieświętą koalicję radykalnych islamistów, wzywających do powrotu armii Mahometa, by zabiła ostatniego Żyda, i lewicowych aktywistów, wrzeszczących „Od rzeki do morza”?


I wskażcie choć jedno państwo – tylko jedno – którego nie tylko działania są krytykowane, ale którego samo prawo do istnienia jako państwo jest nieustannie kwestionowane. „Jebać syjonizm”, krzyczą demonstranci. Syjonizm to „rak tej planety”, mówią. Zniszczyć „syjonistyczny twór”, wyją tłumy – jakby to było coś normalnego; jakby to było normalne, by publicznie wzdychać do wymazania państwa zamieszkanego przez dziewięć milionów ludzi. Dopóki nie zobaczę setek tysięcy rozwścieczonych ludzi na ulicach Zachodu, skandujących „Jebać turecką państwowość” albo „Zniszczyć pakistański twór”, nie przyjmę żadnych tłumaczeń, że antysyjonizm to „po prostu krytyka Izraela”. Nie – jeśli twoim jedynym celem jest obalenie i wymazanie projektu żydowskiej państwowości, nie dziw się, że ktoś nazwie cię antysemitą.


Krytyka? Proszę was. Doszliśmy już do takiego punktu, że trudno mi nawet wyobrazić sobie, jak wyglądałaby „krytyka Izraela”. Bo jej nie widać. Widać tylko dziką, podszytą przemocą nienawiść do Izraela, która dawno opuściła sferę geopolitycznej analizy i całkowicie przeniosła się w przestrzeń uprzedzeń. Wszystko, co kiedyś mówiono o Żydach – że kochają przelewać krew, że zabijają dzieci, że mają nieograniczoną władzę, że są rakiem ludzkości – dziś mówi się o żydowskim państwie. Niektórzy mogą uznać, że to czysty przypadek – ja do nich nie należę.


Link do oryginbału: https://www.spiked-online.com/2025/08/20/yes-anti-zionism-is-anti-semitism/

Spiked=on line 20 sierpnia 2025

Brendan O’Neill – brytyjski dziennikarz, publicysta magazynu „Spiked” , autor głośnej książki  A Heretic’s Manifesto: Essays on the Unsayable.