Wyznanie nieświętego Andrzeja


Andrzej Koraszewski 2025-07-25

Zdjęcie: albo Elżbieta Wierzbicka albo jej mąż Andrzej Marciniak.
Zdjęcie: albo Elżbieta Wierzbicka albo jej mąż Andrzej Marciniak.

Kochany Czytelniku,

mam do Ciebie prośbę — przeczytaj hasło w Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wyznania. Preambuła tego hasła brzmi:

„Wyznania (łac. Confessiones) – książka autorstwa św. Augustyna z Hippony, należąca do światowej klasyki literatury duchowej. Składa się z 13 ksiąg napisanych pomiędzy 397 a 401 r. n.e. i zawiera wiele akcentów autobiograficznych.”

Po chociażby pobieżnym obejrzeniu hasła możesz czytać dalej.

Kto wie, która Elżbieta, to dobrze, kto nie wie — też dobrze.

Elżbieta łeb mi ukręci. Trudno, będę dalej grasował z ukręconym łbem.

Na zdjęciu powyżej widzicie moją córkę Martę. Marta nie jest moją biologiczną córką. Jej matkę pierwszy raz zobaczyłem w Lipnie. To był jakiś powiatowy konkurs recytatorski. Gimnazjum w Dobrzyniu zgłosiło dwa zespoły — jeden prowadzony przez polonistkę, drugi mój. Najprawdopodobniej był to rok 1999, mogę się mylić — mógł być już dwutysięczny. Na Elżbietę uwagę zwróciły mi jej dzieci. Wszystko w ich zachowaniach wskazywało na uwielbienie. Bezczelnie przyglądałem się intymnym związkom między nauczycielką a jej uczniami. Jak się później okazalo była to polonistka ucząca w wiejskiej szkole w Mokowie. 

Moje Wyznania — preambuła:


Jestem magistrem socjologii, zawód wykonywany od 27 lat — emeryt, który nadal uprawia dziennikarstwo, utrzymujący się z emerytury wypłacanej przez BBC. Ze swojej pracy nie czerpię żadnych zysków materialnych. Zyski emocjonalne mam ogromne (ale tego państwuch nie zdoła opodatkować).

Doświadczenie zawodowe:

1961–62 — wychowawca w świetlicy dla młodocianych złodziejaszków skazanych przez Sąd dla Nieletnich na przymusowe przebywanie po szkole w świetlicy. (Po dwóch tygodniach szefowa ostrzega: „Pan nadmiernie się angażuje, do takich osób te dzieci szybko się przywiązują. Pan pójdzie dalej, one tu zostaną z poczuciem kolejnej zdrady.”) Adres: Warszawa, ul. Świerczewskiego (dziś Aleja Solidarności).

1962–1966 — badacz w Zespole Humanizacji Pracy przy Zarządzie Głównym Związku Zawodowego Metalowców (Warszawa, ul. Długa)

1967–1968 — kierownik BOS-AR – ośrodka badania opinii społecznej przy Agencji Robotniczej (wrobił mnie w to Marian Turski). Adres: Warszawa, Plac Sokratesa Starynkiewicza, budynek Trybuny Ludu.

1968–1970 — socjolog fabryczny w Fabryce Wyrobów Gumowych w Piastowie.

1970–1971 — dziennikarz w gazecie Gromada Rolnik Polski (Warszawa, ul. Smolna)

Szwecja, lata 1971–1986:

- sprzątacz w szpitalu, stypendysta-doktorant (Lund), stypendysta-doktorant (Uppsala), sprzątacz w knajpie, tłumacz policyjny, badacz charakterów przed rozprawą sądową (personundersökare), dziennikarz (wolny strzelec), redaktor gazety dla polskich imigrantów (wydawanej przez urząd imigracji), nauczyciel języka polskiego, kierownik radia dla polskich imigrantów, publicysta prasy emigracyjnej.

Pracownik badawczy Instytutu Historii Gospodarczej w Lund (1978–1981).

Londyn BBC: 1981 (czerwiec–wrzesień), 1986–1998.

Publicysta paryskiej „Kultury” w okresie szwedzkim, londyńskim i polskim do śmierci Redaktora. (Laureat nagrody im Mieroszewskiego.)

Ani socjologia, ani dziennikarstwo nie były moim prawdziwym powołaniem. Mam wrażenie, że z powołania jestem pedagogiem. Jednym z pierwszych odruchów po kupnie domu w Dobrzyniu był kontakt z tutejszym gimnazjum i propozycja poprowadzenia — nieodpłatnie — uczniowskiego kółka dziennikarskiego.

                                                              ***
Widząc w Lipnie stosunek dzieci do tej nauczycielki, zapytałem, czy mógłbym z nią przeprowadzić wywiad dla Kultury. Do dziś nie jestem pewny, czy to ona poprosiła, żebym uczył Martę angielskiego, czy ja zaproponowałem, że chętnie to zrobię. (To drugie jest bardziej prawdopodobne.)

Mój niemal codzienny kontakt z Martą zaczął się jesienią 2000 roku.
W środę, 23 lipca 2025 r., zwróciłem się do Marty z następującą prośbą:
________________________________________
Droga Pani Marto,

Zwracam się do Pani z prośbą o informację na temat ewolucji mojego statusu. Miałem wrażenie, że do niedawna byłem znajomym Pani Matki, na którego widok jakiś nieznany atawizm popychał Panią do rzucania mu się na szyję. Czy jest możliwe, że ma Pani rzadką w przyrodzie, nieprzepartą skłonność do starszych mężczyzn, a ten akurat staruszek budzi w Pani dziką potrzebę przytulenia się?

Co do mnie, nigdy nie byłem zdziwiony, przyjmowałem Pani ataki czułości dość naturalnie, odczuwałem przyjemność — gdyby ich nie było, byłbym zrozpaczony.

Więc tak — status wyjściowy: niezrozumiała bliskość, która nie wymaga analizy.

Niedawno, zupełnie niespodziewanie, ten znajomy Matki nazwał Panią swoją córką.
Odpowiedziała Pani gniewnie. Było to bowiem jakieś dziwactwo, (niestosowne novum).

Wspomniała Pani o pracy z terapeutką, która bardzo Pani pomaga walczyć z depresją. Łzami zareagowała Pani na moją reakcję, że to zbrodniarka.

Wspomniałem o książce Tomasza Witkowskiego pt.: „Przepędźcie guru, którzy radzą, jak żyć i inne eseje.”

Co do mnie, jestem troszkę krytyczny wobec tej książki Witkowskiego i byłbym rad, gdyby Pani sięgnęła po moją recenzję z tej książki, gdyż odpowiada ona wprost na Pani gniewne pytanie: „Co masz przeciw terapeutom?”
(Moją recenzję znajdzie Pani tu: https://www.listyznaszegosadu.pl/notatki/wedralwki-sceptyka-sygnalisty?fbclid=IwY2xjawFWWVRleHRuA2FlbQIxMQABHSiofaCCBJHwX0XqPtE35oEw6t9tuD-ZIDOTBuj111BzRiO8j4yaWBX_zw_aem_RHAC0Elr72OH6HsRDiSKuQ)

Wróćmy jednak do mojego pytania o ewolucję mojego statusu w Pani świadomości. Nie przeczę, że poczyniłem pewne kroki, iżby wyrwać Panią z lęku przed zdefiniowaniem tego statusu. Dostrzegam postęp. Jestem wręcz pewien, że coś się zmienia. Nie ponaglam, uchowaj Boże, ale ucieszyłbym się, gdyby Pani była gotowa do udzielenia mi informacji — kim dla Pani jestem.

Chwilowo tyle
Szczerze oddany
Bliżej nieokreślony
Ktoś