Ostatni bastion: starożytne chrześcijańskie serce regionu walczy o przetrwanie
Górska przystań
Azja jest najludniejszym kontynentem, ale jednocześnie tym, na którym chrześcijanie stanowią najmniejszy odsetek ludności. Oczywiście, żyje tu ponad dwieście milionów chrześcijan, rozciągających się od Bliskiego Wschodu po Daleki Wschód. Dwa azjatyckie państwa mają większość chrześcijańską – Timor Wschodni i Filipiny. Wyspa Flores w Indonezji jest w większości katolicka, a trzy z 28 stanów Indii – Nagaland, Mizoram i Meghalaya – mają większość chrześcijańską. Wszystkie te wspólnoty są efektem działalności misjonarskiej krajów zachodnich – od XVI do XX wieku – zarówno katolickiej Portugalii i Hiszpanii, jak i anglo-amerykańskich protestantów.
Ale istnieje też inne chrześcijańskie skupisko – żywe i jedyne tej wielkości w Azji Zachodniej – które ma znacznie starszą historię niż wspomniane wyżej regiony. Rozciąga się ono od wybrzeża Morza Śródziemnego w Koura, przez górskie miasteczko Bszarri, aż po miasto Zahlé i dalej na zachód, aż do wschodniego Bejrutu. To chrześcijańskie serce w granicach Republiki Libanu. Choć chrześcijanie stanowią około 37 procent populacji Libanu, to w tym regionie są zdecydowaną większością. Większość mieszkańców stanowią maronici, z istotną obecnością grekokatolików melchickich oraz prawosławnych.
Region ten jest podobny do, choć większy niż, terytorium kontrolowane przez chrześcijańskie milicje podczas libańskiej wojny domowej (1975–1990), znanego niekiedy jako kanton Wschodni Bejrut albo – z przekąsem – „Marounistan”. Współczesny chrześcijański Liban, podobnie jak cały kraj, pogrążony jest w głębokim kryzysie. Presja gospodarcza i polityczna, która dotyka niemal wszystkich Libańczyków, szczególnie uderza w zazwyczaj klasę średnią wśród chrześcijan, zagrażając przetrwaniu wyjątkowej, obecnie unikalnej wspólnoty.
Enklawa ta przez wieki przesuwała się na północ lub południe, kurczyła się i rozszerzała w zależności od ataków lub wsparcia ze strony sił zewnętrznych. Wiadomo, że „naród maronicki”, sławiony jako łucznicy, powitał krzyżowców w XI wieku, gdy ci maszerowali wzdłuż wybrzeża Libanu w drodze do Jerozolimy. Ci sami maronici zostali wieki później zepchnięci w najwyższe i najbardziej niedostępne górskie rejony Libanu przez tryumfujących Mameluków w XIII i XIV wieku. Przetrwali masakry w XIX wieku i głód o charakterze ludobójczym na początku XX wieku, a mimo to pozostali. I na długo przed powstaniem Republiki Libańskiej istniała już polityczna rzeczywistość na górze Liban, zamieszkiwana głównie przez druzów i maronitów.
Bywało, że także inne regiony Azji Zachodniej miały chrześcijańską większość – na przykład syryjsko-prawosławny Tur Abdin w południowej Anatolii. Jednak wojna, zamieszki i prześladowania w ciągu ostatnich dekad niemal całkowicie opróżniły te tereny z chrześcijan – tak stało się lub dzieje się obecnie w Iraku, Syrii i Ziemi Świętej. Na tle tego wszystkiego region większości chrześcijańskiej w Libanie pozostaje (na razie) nienaruszony.
Jest jak reszta Libanu – ale inny
Widać tu przydrożne kapliczki poświęcone Matce Bożej lub św. Szarbelowi, liczne kościoły i klasztory, pomniki bojownikom chrześcijańskiego ruchu oporu przeciwko najeźdźcom – Palestyńczykom i Syryjczykom. Wzgórza są często tarasowo obsadzane drzewami oliwnymi i owocowymi. Zadbane, przeważnie średnioklasowe miasta i wsie w górach i na wzgórzach przechodzą w miejski chaos i koszmarny ruch uliczny wybrzeża oraz Wielkiego Bejrutu. Korki i zanieczyszczenie powietrza są takie same w „chrześcijańskim” Jounieh, jak i w „muzułmańskiej” Hamrze czy Dahiye.
Trwały kryzys
Pięćdziesiąt lat po rozpoczęciu libańskiej wojny domowej, chrześcijańska egzystencja – a może lepiej powiedzieć: chrześcijańska niezależność decyzyjna lub autonomia – stoi przed większym zagrożeniem niż kiedykolwiek. Wynika to głównie z dwóch kryzysów: gospodarczego załamania Libanu, zapoczątkowanego kryzysem płynności w 2019 roku, oraz kryzysu politycznego, wywołanego przez dominację tzw. „szyickiego duopolu” (Hezbollah i jego sojusznik – partia Amal Nabih Berriego) nad decyzjami rządowymi i finansami państwa.
Rezultatem szyickiego duopolu, wspieranego pieniędzmi z Iranu, było uczynienie z już skorumpowanego i dysfunkcyjnego systemu jeszcze bardziej skorumpowanego i dysfunkcyjnego. Czyni to wewnętrzne reformy mało prawdopodobnymi, a jednocześnie umożliwia pasożytnicze wykorzystywanie państwowych środków i stosowanie groźby przemocy wobec przeciwników wewnętrznych, co służy też jako strategiczne narzędzie do ponownego wciągnięcia Libanu w wojnę w wybranym przez nich momencie. Hezbollah jest według doniesień głęboko zamieszany w zabójstwa zarówno muzułmanów, jak i chrześcijan, takich jak Lokman Slim w 2021 roku czy Elias Hasrouni w 2023. W obecnym systemie politycznym chrześcijanie (podobnie jak druzowie i sunnici) są zakładnikami kaprysów sojuszu Amal–Hezbollah.
Kryzys gospodarczy doprowadził do dewaluacji libańskiej waluty o 98 procent. Inflacja osiągnęła w 2024 roku poziom 45,23 procent, a oficjalne bezrobocie przekracza 11 procent. Bank Światowy opisał „celową depresję” w Libanie jako jedno z najpoważniejszych załamań gospodarczych na świecie od lat 50. XIX wieku.
Upadek ten szczególnie uderzył w sektory zdominowane przez chrześcijan: bankowość, edukację i medycynę. Pensje i zatrudnienie drastycznie spadły. Wzrosła emigracja. Młodzi Libańczycy, jeśli chcą mieć jakąkolwiek przyszłość, planują wyjazd – albo do dynamicznych gospodarek Zatoki Perskiej, albo na Zachód. Jeśli wybiorą Dubaj czy Kuwejt, jest szansa, że wrócą kiedyś do Libanu. Jeśli trafią do Europy, Ameryki czy Australii – prawdopodobnie zostaną tam na stałe.
„Spójrz dookoła – nie ma tu młodych ludzi”
Jeden z biskupów katolickich obrządku melchickiego w Zahlé powiedział mi niedawno: „Spójrz dookoła – nie ma tu młodych ludzi. Albo starzy, albo dzieci, które jeszcze chodzą do szkoły i są za młode, żeby wyemigrować.” Praca w chrześcijańskich miastach takich jak Zahlé czy Bszarri staje się coraz trudniejsza do znalezienia, usługi zanikają lub pogarszają się, a mieszkańcy czują się zmuszeni do przeprowadzki do Bejrutu albo codziennych dojazdów, a następnie – do szukania szans poza granicami Libanu. Arabowie z Zatoki wiedzą, że mogą zatrudniać Libańczyków taniej ze względu na dramatyczną sytuację gospodarczą w ich kraju.
Tytuł oryginału: Last Bastion: An Ancient Christian Heartland Struggles To Survive
Źródło: MEMRI Daily Brief No. 802