Wyciek informacji z CNN to desperacka próba zaprzeczenia zwycięstwu Izraela


Bob Goldberg 2025-06-30

Irańska instalacja nuklearna, przed jej zniszczeniem.
Irańska instalacja nuklearna, przed jej zniszczeniem.

Podczas gdy izraelska i amerykańska precyzja w działaniu niszczyły infrastrukturę Iranu, prasa spieszyła się, by naprawić reputację teokracji.

Media wykonały swoją robotę dobrze — dla Teheranu.

Udało im się przedstawić niszczycielski, precyzyjny atak na irańską infrastrukturę nuklearną i system dowodzenia jako kosztowną stratę czasu. Na podstawie jednej wstępnej, wywiadowczej oceny szkód w irańskich operacjach nuklearnych, udostępnionej wszystkim czołowym mediom jednocześnie, dziennikarze sumiennie przekazali komunikat: ataki Izraela i USA opóźniły Iran zaledwie o kilka miesięcy.

Za tymi nagłówkami kryje się znacznie poważniejsza prawda: sam przeciek stanowił poważne naruszenie bezpieczeństwa narodowego. Osoba odpowiedzialna za jego ujawnienie powinna zostać postawiona w stan oskarżenia.


Wyciek nie był przypadkowy. Miał charakter strategiczny — jego celem było podważenie sukcesu Ameryki i Izraela.


Zdradziecka informacja? Pochodzi z rzekomej analizy Agencji Wywiadu Obronnego (DIA), jednej z osiemnastu agencji amerykańskiej wspólnoty wywiadowczej. W przeciwieństwie jednak do CIA czy NSA, DIA pozostaje schronieniem dla resztek tego, co można słusznie nazwać ostatnim funkcjonującym rozdziałem „głębokiego państwa” epoki Obamy. To nie jest bez znaczenia.


Raport CNN sugeruje, że DIA stwierdziła, iż ataki „nie zniszczyły podstawowych komponentów irańskiego programu nuklearnego” i prawdopodobnie tylko o kilka miesięcy opóźnią jego rozwój. Nawet jeśli ta ocena okaże się trafna — co jest nader optymistycznym założeniem — to nadal jest to tylko opinia jednej agencji. Nie stanowi ona konsensusu wywiadowczego.


Przeciek pokazuje też, jak nisko potrafią się zniżyć krytycy Izraela. To te same głosy, które jeszcze tydzień temu utrzymywały, że Iran nie zdecydował się na broń jądrową. Teraz, z zadyszką, donoszą, że jest niebezpiecznie blisko jej zdobycia. Mamy uwierzyć, że program nuklearny nie ma charakteru militarnego — a działania izraelsko-amerykańskie opóźniły go jedynie o kilka miesięcy.


To gaslighting w skali globalnej — próba uniemożliwienia Izraelowi osiągnięcia hegemonii na Bliskim Wschodzie.


Iluzja JCPOA


W tym wszystkim kryje się gorzka ironia. Ci sami ludzie, którzy dziś twierdzą, że porozumienie JCPOA między Iranem a USA — ograniczające wzbogacanie uranu w zamian za złagodzenie sankcji — zapobiegłoby wojnie, gdyby Trump nie wycofał się z niego podczas swojej pierwszej kadencji.


Obrońcy JCPOA twierdzili, że „zamyka ono wszystkie ścieżki do bomby”. Czego nigdy nie przyznali — co celowo pomijano — to fakt, że irański plan Amad, tajny program prac nad głowicami i środkami przenoszenia, został całkowicie wyłączony z porozumienia. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) nigdy nie zobaczyła zarchiwizowanych dokumentów. Inspektorzy nigdy nie dotknęli projektów bomb. A gdy Izrael w 2018 roku dokonał nalotu na magazyn w Teheranie i przejął dokumentację, nie IAEA, lecz Mossad ujawnił oszustwo.


Nawet po podpisaniu JCPOA Iran zachował dokumentację techniczną, przeprowadzał testy materiałów wybuchowych i rozwijał metalurgię uranu do zastosowań bojowych. Nikt nigdy nie wyjaśnił, po co „cywilnemu” programowi energetycznemu uran wzbogacony do 60% — poziomu niemal równego klasie militarnej.


Co gorsza, JCPOA obejmowało partnerstwa badawczo-rozwojowe, warsztaty i szkolenia w zakresie przeciwdziałania sabotażowi nuklearnemu — informacje te mogły trafiać do Korei Północnej kanałami pośrednimi.


JCPOA całkowicie ignorowało trwającą od dekad współpracę Iranu z Koreą Północną. Reżimy te dzieliły się projektami rakiet, trasami uranu i budową reaktorów. Pjongjang pomógł nawet Assadowi zbudować reaktor w Syrii, zniszczony przez Izrael w 2007 roku. Czy ktoś wierzy, że Iran nie miał w tym udziału? Administracja Obamy postanowiła zignorować tę oś. Porozumienie o nierozprzestrzenianiu, które pomijało najgroźniejsze ogniwa proliferacyjne na świecie, przedstawiono jako postęp. To była głupota.


Współpraca Iranu i Korei Północnej nie była teoretyczna. Zeznania przed Kongresem w 2015 roku określały Koreę Północną mianem „zaplecza wojennego” Iranu. JCPOA zezwalało na szkolenia, warsztaty i programy ochrony infrastruktury nuklearnej, z których mogła skorzystać Korea Północna — za pośrednictwem Iranu. To nie była dyplomacja. To było zaniedbanie bezpieczeństwa narodowego.


Prawdziwa strategia Iranu: piętnastoletnia zasadzka


Iran nigdy nie traktował JCPOA jako drogi do pokoju. Była to piętnastoletnia zasadzka — powolne, metodyczne osaczanie Izraela. Strategia „pierścienia ognia”: Hezbollah w Libanie, Korpus Strażników Rewolucji i irackie milicje w Syrii, Hamas i PIJ w Gazie, rakiety Huti w Jemenie, uśpione komórki na Zachodnim Brzegu, plany destabilizacji Jordanii. Wszystko to finansowane dzięki zniesieniu sankcji.


Po 2015 r. dotacje Iranu dla Hezbollahu wzrosły ze 100 mln do 700 mln dolarów rocznie, a dla Hamasu — z niemal zera (2012–2017) do 350 mln dolarów rocznie do 2023 r., po tym jak administracja Bidena odmroziła irańskie aktywa i zezwoliła Teheranowi na sprzedaż ropy.


Program nuklearny nie miał być użyty od razu. To była polisa ubezpieczeniowa — narzędzie odstraszania na wypadek izraelskiego odwetu, gdy Iran rozpocznie konwencjonalną wojnę zastępczą. Klauzule wygasające JCPOA miały przestać obowiązywać dokładnie wtedy, gdy Iran zamknie krąg.


Ten plan został jednak przerwany przez błędne kalkulacje. Przywódca Hamasu Yahya Sinwar rozpoczął atak 7 października przedwcześnie. Uznał, że Izrael jest słaby, rozdarty protestami i brakiem jedności. Oczekiwał, że reszta osi się przyłączy.


Nie przyłączyła się.


Izrael się poderwał. Ameryka odpowiedziała. A przez ostatnie 20 miesięcy oś została zdegradowana. Hamas został rozczłonkowany. Huti odepchnięci. Hezbollah krwawi. Iran to cień dawnego siebie: zdolności rakietowe zdziesiątkowane, naukowcy jądrowi, producenci bomb i wysokiej rangi dowódcy IRGC — martwi. A program nuklearny? Osierocony wzbogacony uran.


Uspokajanie tyranów: dawniej i dziś


Nie łudźmy się — to nie pierwszy raz. Zachodnie elity, redakcje i politycy, którzy dziś schlebiają ajatollahowi Chameneiemu i powtarzają jego hasła „energia atomowa dla wszystkich, broń dla nikogo”, mają na koncie katastrofalne moralnie błędy.


W latach 30. XX wieku wielu dziennikarzy, dyplomatów i polityków chwaliło Adolfa Hitlera jako człowieka pokoju. Gdy w 1936 r. zajął Nadrenię, londyński „Times” nazwał to „rozsądnym działaniem dumnych ludzi”. Aneksję Austrii i roszczenia wobec Czechosłowacji brytyjska prasa określała jako „zrozumiałe” i nawoływała do dialogu.


Po układzie monachijskim premier Chamberlain ogłosił „pokój dla naszych czasów”. Hitler obiecał: „żadnych więcej żądań terytorialnych”. Sześć miesięcy później zajął resztę Czechosłowacji. A brytyjski rząd chciał kolejnej konferencji — nawet po napaści na Polskę. Tylko Churchill ostrzegał: „Oddawali interesy Wielkiej Brytanii, interesy pokoju i sprawiedliwości”.


Zamieńcie teraz nazwiska.


Chamenei to dzisiejszy tyran, który skrywa ludobójcze ambicje pod pozorami fatwy. Od 2003 r. twierdzi, że broń jądrowa jest „nieislamska” — kłamstwo połykane przez analityków, którzy powinni wiedzieć lepiej. „Nie chcemy bomby atomowej” — mówił w 2005 r. „To niezgodne z naszymi zasadami”. Wydał nawet religijny zakaz.


Prasa mu przytaknęła. Artykuły wstępne chwaliły irańską powściągliwość. Finansowane przez Sorosa organizacje „przeciwdziałania proliferacji” powtarzały to samo. CNN i New York Times dziś bez mrugnięcia okiem donoszą o wzbogacaniu uranu przez Iran, udając, że nie widzą gromadzenia materiałów o czystości 60% i precyzyjnych systemów przenoszenia. Jeśli fatwa jest autentyczna — to po co wirówki?


To kolejne uspokajanie — tym razem opakowane w hashtagi i dyplomatyczne eufemizmy. Jak ostrzegał Churchill w 1939 r.: „Nie chodzi o Gdańsk czy Polskę... Walczymy, by uratować świat przed zarazą tyranii”.

Dziś Izrael znów stoi sam naprzeciw kolejnej zarazy — a świat wciąż szuka konferencji, kawałka papieru do pomachania, kolejnego kłamstwa do połknięcia.


Nie — błędem nie było wycofanie się z JCPOA. Błędem było jego podpisanie. Netanyahu i Trump naprawili ten niemal katastrofalny błąd.


Misja mediów: osłabić Izrael


Tymczasem media rozpoczęły kolejną fazę wojny psychologicznej: odmowa przyznania Izraelowi i Zachodowi zwycięstwa. CNN, New York Times i Reuters rzuciły się na anonimowe źródła, które twierdzą, że ataki niewiele dały. Nikt nie pyta, czemu IAEA nie może wejść do tych miejsc. Nikt nie pyta, czemu Iran nadal odmawia inspekcji.


Te same media, które przez lata twierdziły, że Iran nie buduje bomby, dziś mówią, że działania USA i Izraela opóźniły ją tylko o miesiące. Nie można mieć obu narracji jednocześnie.


I przesłanie jest jasne: skoro Iran został osłabiony, czas naciskać na Izrael. Skoro Hamas pokonany, a Hezbollah wykrwawiony — czas na powrót do stołu. Czas na ryzyko dyplomatyczne. Dwupaństwowość. Wycofanie. Restart.


To żadna nowość. To ta sama pułapka, która pojawia się po każdym zwycięstwie Izraela od 1948 roku.

Pozwól Izraelowi walczyć — a potem każ mu oddać wszystko, co zdobył.


Izrael musi powiedzieć jasno: nie.


Odstraszanie opiera się na sile, nie na podpisach. Nie wyrasta z kompromisu. Wyrasta z wiarygodności — demonstracji gotowości do zniszczenia tych, którzy ci zagrażają.


Marzenie o państwie palestyńskim to nie marzenie o pokoju. To marzenie o wysuniętej placówce Iranu. O rakietach w Samarii. O dronach nad Ben Gurionem. Żadne ogrodzenie ani Żelazna Kopuła nie wystarczą.


Lekcja jest głębsza: Izrael musi być gotowy na świat, w którym Ameryka przestaje być niezawodnym sojusznikiem.


Dziś Partia Demokratyczna jest nie do poznania. To już nie partia Trumana, lecz Tlaib, pogromów na kampusach, iftarów z fanami Hamasu. Jutro to może być partia Ocasio-Cortez — albo coś gorszego. Poza Johnem Fettermanem, wszyscy senatorzy Demokratów potępili uderzenia — włącznie z samozwańczym „strażnikiem Żydów”, Chuckiem Schumerem.


Wyobraźcie sobie prezydecicę Harris z wiceprezydentem TikTokowym aktywistą. Demokratyczną Partię, która widzi w Izraelu nie sojusznika, lecz „reżim apartheidu”, wymagający sankcji. A choć 80% Republikanów mocno popiera Izrael i atak na Iran — przyjaźń to krucha trzcina.


Izrael musi budować sojusze nie z sentymentu, ale z konieczności. Jego odstraszanie musi być suwerenne, skalowalne, bezkompromisowe. Jego gospodarka — bezpieczna. Jego przemysł obronny — globalny. A czerwone linie muszą być egzekwowane bez czekania na aprobatę Departamentu Stanu.


„Nigdy więcej” to nie slogan. To doktryna. To znaczy: nigdy więcej nie będziemy polegać na obcych potęgach w ochronie żydowskiego życia. Nigdy więcej nie zaufamy dobrej woli Europy. Nigdy więcej nie pozwolimy, by ludobójcze ruchy rosły w siłę.


Kiedy świat użyje sukcesu Izraela przeciw niemu — by go osłabić, odizolować, zmusić do odwrotu — odpowiedź nie może być dyplomatyczna. Musi być zdecydowana.


Następna bitwa nie będzie w Gazie. Będzie w Genewie. Brukseli. Foggy Bottom. W antyizraelskich instytucjach ONZ.


A jedynym sposobem na zwycięstwo w tej wojnie jest jednoznaczne oświadczenie: Izrael sam wytyczy swoją politykę zagraniczną. Sam określi swoją przyszłość jako mocarstwo światowe.


A gdy świat zapomni — Izrael mu przypomni. Nie słowami. Czynami. Siła Izraela to nie tylko komunikat. To fakt. Żadne medialne przeinaczenie tego nie zmieni.


Link do oryginału: https://thenewzionisttimes.substack.com/p/the-cnn-leak-is-a-desperate-effort

The New Zionist Times, 25 czerwca 2025

Tłumaczenie: ChatGPT and me


Bob Goldberg współzałożyciel Center for Medicine in the Public Interest (CMPI) i przewodniczący Manhattan Institute’s Center for Medical Progress.