Antysemityzm i syjonofobia
Często słyszymy: „Nie jestem antysemitą, jestem tylko antysyjonistą”. To rozróżnienie – regularnie wykorzystywane jako retoryczna zasłona dymna – dziś się rozpada. Współczesna wrogość wobec Żydów coraz częściej wyraża się nie przez dawne obelgi, lecz poprzez obsesyjny sprzeciw wobec ich państwa. Dlatego potrzebujemy nowego języka, który odzwierciedla tę zmianę. Wiele osób twierdzących, że sprzeciwia się „tylko Izraelowi”, przejawia tak głęboką, nieproporcjonalną wrogość, że zasługuje ona na własną nazwę: syjonofobia.
Ale syjonofobia to nie tylko postawa polityczna – to zjawisko o wymiarze metafizycznym. Ma głębokie korzenie wspólne z antysemityzmem, szczególnie w narracjach teologicznych chrześcijaństwa i islamu, które historycznie próbowały zastąpić i wymazać żydowską tożsamość. Te supersesjonistyczne światopoglądy – często dziedziczone nieświadomie – nadal kształtują dzisiejsze postrzeganie Żydów i Izraela. Nawet w świeckiej formie dawny resentyment się utrzymuje: Żydzi mieli zniknąć. Zamiast tego odbudowali swoją ojczyznę.
Ten artykuł analizuje historyczną i duchową logikę tego resentymentu. Pokazuje, jak religijne zawłaszczenie legło u podstaw zarówno antysemityzmu, jak i jego współczesnej mutacji – syjonofobii. Opisuje, jak instytucje takie jak UNRWA uzbrajają tożsamość i pielęgnują poczucie krzywdy, prowadząc metafizyczną wojnę z żydowską suwerennością. I bada, jak nazwy takie jak „Palestyna” i „Izrael” stały się polami bitwy w walce o legitymację, pamięć i znaczenie.
Ten tekst rozwija tezy zawarte w wcześniejszych esejach, m.in. Syjonofobia i antysemityzm: czas wytyczyć granicę, Bitwa o „Palestynę” oraz Manifest tożsamości palestyńskiej. Razem tworzą one szersze przedsięwzięcie: odzyskanie prawdy i terminologii w walce o historyczną przejrzystość i retoryczną uczciwość.
Zrozumienie syjonofobii wymaga czegoś więcej niż tylko śledzenia politycznych uprzedzeń. Wymaga zmierzenia się z głębszymi narracjami, które traktują żydowską ciągłość jako problem do rozwiązania. To zderzenie zaczyna się właśnie tutaj.
Czym jest antysemityzm?
Antysemityzm to wrogość, uprzedzenie lub dyskryminacja wobec Żydów – jako jednostek, narodu lub religii. Jest jedną z najstarszych i najtrwalszych form nienawiści, przybierającą różne formy w zależności od epoki – od antycznych teorii kozła ofiarnego i średniowiecznych oskarżeń o mordy rytualne, po nowoczesne teorie rasowe i spiskowe.
Traktuje Żydów jako z natury podejrzanych, potężnych lub wywrotowych. Czasem objawia się jako wykluczenie; innym razem jako prześladowanie, przemoc, a nawet eksterminacja. Już nie wymaga wiary w Boga – ale nadal odbija się echem teologicznych schematów, zakładających, że żydowska odmienność nie tylko istnieje, ale jest nie do zniesienia.
Historycznie antysemityzm miał charakter:
- teologiczny (np. oskarżenia o bogobójstwo),
- rasowy (np. ideologia nazistowska),
- ekonomiczny (np. „żydowska kontrola banków”),
- a dziś polityczny (np. negacja żydowskiej tożsamości narodowej lub prawa do samostanowienia).
Czym jest syjonofobia?
Syjonofobia to skrajna niechęć lub nienawiść wobec Izraela i syjonizmu. Nie chodzi tu o zwykłą krytykę izraelskiej polityki – to obsesyjna wrogość wobec samej idei państwa żydowskiego. Syjonofobia nie jest tożsama z antysemityzmem, choć często się z nim pokrywa – a nawet dzieli te same metafizyczne korzenie. W rzeczywistości syjonofobia to często współczesna forma antysemityzmu, przebrana za polityczną krytykę – stąd tak częste nieporozumienia.
Antysemityzm atakuje Żydów jako jednostki lub naród. Syjonofobia uderza w Żydów jako wspólnotę narodową – poprzez delegitymizację ich zbiorowych praw, w tym prawa do samostanowienia w historycznej ojczyźnie.
Nazwanie kogoś antysemitą często wywołuje oburzenie – „Mam żydowskich przyjaciół, a poza tym wielu Żydów też sprzeciwia się okupacji!”. Ale nazwanie kogoś syjonofobem zmusza do innego rodzaju konfrontacji. Trudno zaprzeczyć słowom i czynom, jeśli obsesyjnie atakuje się jedno jedyne państwo na świecie – Izrael – i to wyłącznie dlatego, że jest państwem żydowskim.
Dlaczego nazewnictwo ma znaczenie
Syjonofobia to nie tylko termin opisujący wrogość wobec Izraela – to narzędzie jej demaskowania. Działa jak lustro dla tych, którzy twierdzą, że są „tylko krytykami”, ujawniając głębszą nienawiść w trakcie debaty. To właśnie tu tkwi siła retoryczna tego pojęcia. Antysyjonizm pozwala kreować się na moralnych dysydentów; syjonofobia przebija tę iluzję i nazywa rzeczy po imieniu.
Mapowanie moralnego krajobrazu
Aby zrozumieć dynamikę syjonofobii i antysemityzmu, możemy podzielić globalną populację na cztery ogólne kategorie, uporządkowane według ich liczebności:
Ani antysemiccy, ani syjonofobiczni: To największa grupa, obejmująca dużą część Azji Wschodniej, Afryki i inne regiony o minimalnym historycznym zaangażowaniu w chrześcijańską lub muzułmańską teologię zastąpienia. Żydzi są tu często postrzegani neutralnie, a nawet z ciekawością, nieobciążeni wiekami dziedziczonej niechęci. Oczywiście uprzedzenia mogą się tu pojawiać pośrednio — w coraz bardziej globalnym świecie — za sprawą importowanych narracji lub propagandy politycznej. Do tej grupy należą też osoby afirmujące żydowską tożsamość i suwerenność — jak większość Żydów i syjonistów — którzy z definicji nie są wobec siebie wrogo nastawieni.
Zarówno antysemiccy, jak i syjonofobiczni: Przeważnie społeczeństwa chrześcijańskie i muzułmańskie, ukształtowane przez wieki doktryn teologicznych, które najpierw przywłaszczyły sobie, a potem próbowały unieważnić żydowską tożsamość. Grupy te historycznie rościły sobie prawo do dziedzictwa żydowskich tekstów i przymierza — a mimo to głęboko niepokoi je ciągłe istnienie i suwerenność realnych Żydów.
Syjonofobiczni, ale nieantysemiccy: Obejmuje to część lewicowych środowisk żydowskich intelektualistów (jak tzw. „Nowi Historycy”), ultraortodoksyjne sekty takie jak Neturei Karta oraz niektóre liberalne kręgi nieżydowskie. Nie nienawidzą oni Żydów jako takich, ale sprzeciwiają się żydowskiej suwerenności. Ich sprzeciw wobec syjonizmu często podszyty jest pozorną moralną czystością, choć de facto zasila szersze antyizraelskie narracje.
Antysemiccy, ale niesyjonofobiczni: Najmniejsza grupa. Przykładowo niektórzy ewangeliccy chrześcijanie, którzy wspierają Izrael w ramach eschatologicznej wizji końca czasów, a jednocześnie podtrzymują klasyczne antysemickie stereotypy na temat Żydów. Mogą wspierać państwo żydowskie, jednocześnie żywiąc głęboko problematyczne poglądy wobec samych Żydów.
Religijne zawłaszczenie i źródła antysemityzmu
Teologie chrześcijańska i muzułmańska od wieków praktykują duchowe zastąpienie — głosząc, że Żydzi byli kiedyś wybrani, ale zostali unieważnieni. Według teologii zastąpienia, Żydzi złamali przymierze i zostali zastąpieni przez Kościół lub Ummę.
Narracja ta prowadziła nie tylko do odrzucenia judaizmu, ale do próby jego przejęcia — przy jednoczesnym wymazaniu tych, którzy go praktykują. Od średniowiecznych kazań po nowoczesną propagandę — ogromna energia została włożona w udowodnienie, że chrześcijaństwo lub islam są „lepsze”, ponieważ judaizm jest rzekomo przestarzały, błędny lub skażony.
To właśnie to zawłaszczenie stanowi metafizyczny korzeń antysemityzmu: uraza wobec tych, których tożsamość została przejęta — a którzy uparcie trwają.
Gdy Żydzi odzyskali suwerenność w 1948 roku, ta uraza się pogłębiła. Przez wieki Żydów tolerowano — jeśli w ogóle — jako przypomnienie o boskiej karze. Ta tzw. „tolerancja” często przybierała formę statusu drugiej kategorii, gettoizacji, wypędzeń, pogromów, inkwizycji, a w końcu — Holokaustu. Ale Żydzi, którzy budują, bronią się i odnoszą sukcesy? To wyzwanie dla fundamentalnych założeń teologicznych i ideologicznych.
Religijne zawłaszczenie i źródła syjonofobii
Tak jak antysemityzm zakorzeniony jest w teologicznym zawłaszczeniu żydowskiej tożsamości, tak syjonofobia wynika z zawłaszczenia — i odrzucenia — żydowskiego narodu. Zarówno chrześcijaństwo, jak i islam historycznie rościły sobie prawo do dziedzictwa Izraela. Kościół nazywał się „Nowym Izraelem”; Umma określała się jako duchowy spadkobierca Ziemi Świętej. Te narracje zastąpienia nie tylko odrzucały ciągłość żydowską — one próbowały ją unieważnić.
Ale istnienie współczesnego państwa Izrael burzy te narracje. Zmusza do niewygodnej konfrontacji: Żydzi nie zostali wymazani. Wrócili. Odbudowali się. Przetrwali zarówno wygnanie, jak i eksterminację — i zrobili to właśnie na tej ziemi, do której inni rościli sobie prawo. To nie tylko fakt polityczny — to metafizyka. Dla tych, których doktryny zakładały zniknięcie Żydów, jest to egzystencjalny dysonans.
Syjonofobia nie jest zatem zwykłą krytyką polityki. To alergiczna reakcja na żydowską ciągłość i suwerenność. I tak jak teologiczny antysemityzm znajdował sposoby na marginalizację Żydów w diasporze, tak współczesna syjonofobia szuka sposobów na delegitymizację Żydów w ich ojczyźnie.
Nawet ateistyczny antysemityzm i syjonofobia mają teologiczną wkładkę
Można zapytać: co z antysemitami świeckimi — jak Rosjanie wychowani w ZSRR czy radykalizowani studenci na Zachodzie, którzy nie są religijni?
Odpowiedź jest prosta: uprzedzenia mają pamięć kulturową. Tak jak ateiści stukają w niemalowane drewno lub unikają czarnych kotów, tak społeczeństwa świeckie dziedziczą religijne uprzedzenia długo po utracie wiary. ZSRR może i pogrzebał religię, ale zachował antysemityzm. Na Zachodzie dekady chrześcijańskiej pogardy teologicznej po prostu przekształciły się w świecką formę ideologii antyizraelskiej — syjonofobię pod inną nazwą.
Formy się zmieniają; źródło trwa. Nawet pozbawiony teologii, impuls zastąpienia pozostaje: Żydzi nie mogą przewodzić, nie mogą odnosić sukcesów, nie mogą powrócić — i, dla niektórych, nie mogą istnieć. Niezależnie od tego, czy w Piśmie, czy na kampusie — antysemityzm i syjonofobia płyną z tego samego pradawnego źródła: urazy wobec żydowskiej ciągłości.
Metafizyczna funkcja UNRWA
Ten sam wzorzec duchowego zawłaszczenia i próby wymazania trwa do dziś — nie tylko w retoryce, ale w instytucjach takich jak UNRWA, gdzie metafizyczna wojna toczy się pod pozorem troski humanitarnej.
Syjonofobia nie jest tylko ideologią — została zinstytucjonalizowana. Nigdzie nie widać tego wyraźniej niż w funkcjonowaniu UNRWA, Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim. W przeciwieństwie do innych agencji ONZ, UNRWA utrwala — zamiast rozwiązywać — status uchodźcy. Jej mandat obejmuje wyłącznie Arabów z byłego Mandatu Brytyjskiego, którym przysługuje dziedziczny status „uchodźcy”, niezależnie od rzeczywistego wysiedlenia.
To nie jest humanitaryzm. To wojna narracyjna.
U podstaw tego systemu leży metafizyczny cel: utrzymanie tożsamości krzywdy, która podważa legitymację Izraela. System UNRWA wzmacnia mit wiecznej ofiary — i co istotne, zakotwicza tę tożsamość w nazwie: Palestyna. Nazwa, której przed 1948 rokiem używali Żydzi, została skradziona, a potem wykorzystana do stworzenia tożsamości narodowej w opozycji do Izraela.
Ta nowa tożsamość arabska nie była ani organiczna, ani starożytna. Została skonstruowana na popiołach żydowskiego wysiedlenia i ruinach upadłych imperiów. Przed 1948 rokiem „Palestyńczyk” oznaczało często Żyda. Po 1948 — a szczególnie od lat 60. — stało się to symbolem sprzeciwu wobec żydowskiej suwerenności.
To nie kwestia semantyki. To metafizyczna inwersja: wymazywanie żydowskiej autochtonii przy jednoczesnym wynoszeniu skonstruowanej tożsamości mającej unieważnić żydowskie państwo. UNRWA stała się wehikułem tej inwersji — nie przez rozwiązanie kryzysu uchodźczego, lecz przez jego sztuczne utrwalanie.
Dlaczego tak łatwo było przejąć „Palestynę”
Religijna i ideologiczna matryca przekonań i uprzedzeń — zakorzeniona w teologii supresjonistycznej i wzmacniana przez propagandę polityczną — pomaga wyjaśnić, jak całe narracje, a nawet nazwy narodowe, mogą zostać przedefiniowane lub zawłaszczone.
Jednym z powodów, dla których narracja syjonofobii* zyskała szczególne zakorzenienie kulturowe, jest fakt, że po 1948 roku Żydzi de facto porzucili nazwę Palestyna. Przed powstaniem Izraela określenie palestyński odnosiło się w dużej mierze do Żydów — co widać chociażby w nazwach instytucji takich jak Palestine Post czy Palestine Philharmonic. Po uzyskaniu niepodległości centrum uwagi przesunęło się jednak na Izrael, a termin Palestyńczyk wyszedł z użycia wśród Żydów.
Jak pokazuje historia, wszystko, co zostaje porzucone, może zostać skradzione. A przynajmniej jego znaczenie może zostać przechwycone przez innych.
Świat arabski i jego sympatycy zawłaszczyli to określenie, przekształcili je i zmitologizowali, tworząc współczesną tożsamość narodową oderwaną od jego żydowskiej przeszłości. Pustkę pozostawioną przez syjonizm, który patrzył w przyszłość i koncentrował się na budowie państwa, wypełniła narracja ofiary, wysiedlenia i zaprzeczania.
Dlaczego „Izrael” nie był łatwy do przejęcia
Jeśli Palestynę łatwo było przejąć, ponieważ została porzucona, to Izrael okazał się znacznie trudniejszy — bo nigdy nie został porzucony.
W przeciwieństwie do Palestyny, która po 1948 roku zanikła w żydowskim słownictwie, nazwa Izrael nigdy nie została oddana. Pozostała centralnym punktem nie tylko żydowskiej historii, ale też żydowskiej świadomości: w modlitwie, liturgii, tożsamości. Żydzi nigdy nie przestali nazywać siebie Ludem Izraela. Każda synagoga, każde Pesach, każde wesele i każdy pogrzeb przywołują to imię. Syjonizm go nie wymyślił — on nadał mu formę polityczną.
Właśnie dlatego próby przejęcia Izraela — przez chrześcijańskie i muzułmańskie teologie zastępstwa — ostatecznie się nie powiodły, choć retorycznie nadal są obecne. Zarówno chrześcijaństwo, jak i islam twierdziły, że duchowo zastępują Izrael: Kościół miał być „Nowym Izraelem”, a Umma — prawowitym spadkobiercą Ziemi Świętej. Jednak te roszczenia nigdy nie wymazały ciągłości żydowskiej, bo Żydzi sami jej nie porzucili. Żyli, pamiętali i w końcu wrócili.
To właśnie sprawia, że „Izraela” nie da się łatwo usunąć ani przedefiniować. To nie tylko etykieta — to żywe ogniwo łączące tysiąclecia pamięci, języka, przymierza i ziemi. I to właśnie ta nieprzerwana więź budzi tak silną niechęć u tych, którzy pragnęli odziedziczyć coś, co nigdy nie należało do nich.
Odbudowa nazw, odbudowa rzeczywistości
Nazwa Palestyna musi zostać odzyskana — nie wymyślona na nowo, lecz przywrócona jej historycznemu związkowi z narodem żydowskim. Na długo zanim stała się sztandarem tożsamości antyizraelskiej, opisywała żydowskie instytucje, społeczności i aspiracje pod panowaniem brytyjskim. Jej odzyskanie nie oznacza wymazania innych — ale oznacza naprawienie wymazania Żydów z ich własnej historii.
Podobnie syjonofobia musi wejść do naszego słownika — nie po to, by zastąpić pojęcie antysemityzmu, lecz by je uzupełnić, by ujawnić współczesną mutację tej nienawiści, która przebiera się za rzekomy sprzeciw wobec polityki lub troskę o prawa człowieka. Nadanie tej nienawiści nazwy ma znaczenie — bo zaprzeczanie antysemityzmowi często ukrywa się pod retoryką antysyjonizmu. Syjonofobia nazywa to unikanie po imieniu.
Współczesne pole ideologicznej walki dotyczy w takim samym stopniu języka, jak i ziemi. Słowa kształtują postrzeganie. Narracje definiują legitymizację. Kiedy Żydzi porzucili nazwę Palestyna, została przejęta. Kiedy krytycy ukrywają swoją wrogość pod hasłem „antysyjonizmu”, liczą na dwuznaczność. Nazwanie tego wymazywania jest pierwszym krokiem do odzyskania obecności.
Granica między antysemityzmem a antysyjonizmem mogła się zatrzeć — ale syjonofobia czyni ją znowu widoczną. A kiedy zostanie nazwana, można ją podważyć — nie tylko retorycznie, ale także filozoficznie, politycznie i moralnie.
Zakończenie: Trwałość antysemityzmu i syjonofobii
Antysemityzm i syjonofobia to nie tylko zjawiska polityczne czy tymczasowe uprzedzenia społeczne. Są głęboko zakorzenione w teologicznych i metafizycznych ramach chrześcijaństwa i islamu, które historycznie rościły sobie prawo do zastąpienia lub unieważnienia żydowskiej tożsamości. Narracje założycielskie tych religii opierają się zarówno na przywłaszczeniu, jak i delegitymizacji żydowskiej historii i suwerenności.
Ponieważ te systemy wierzeń nadal istnieją — tak jak istnieje realny naród żydowski i współczesne państwo Izrael — i w wielu przypadkach nie zostały poddane refleksji ani nie rozliczyły się ze swoich supresjonistycznych doktryn, antysemityzm oraz jego współczesna mutacja, syjonofobia, prawdopodobnie będą trwały tak długo, jak długo istnieć będą chrześcijaństwo i islam.
To także wyjaśnia, dlaczego UNRWA i jej system dziedziczonych „uchodźców” prawdopodobnie również będą trwać. Nie jest to wyłącznie agencja humanitarna — to instytucjonalny wyraz nierozwiązanej metafizycznej urazy.
Tak długo jak islam i chrześcijaństwo będą postrzegać siebie jako prawowitych spadkobierców Izraela — duchowo, historycznie czy terytorialnie — nie uznając, że naród żydowski nigdy nie wyrzekł się swojej tożsamości, suwerenności ani przymierza, konflikt ten pozostanie nierozwiązany nie tylko politycznie, ale ontologicznie.
I bądźmy szczerzy: supresjonizm to po prostu teologiczny eufemizm dla kradzieży tożsamości, przymierzy, proroków — i w końcu samego Boga. A nikt nie chce mieć obok siebie kogoś, kogo się okradło. Sam fakt istnienia narodu żydowskiego to nieznośne przypomnienie tej kradzieży — żywe zaprzeczenie narracji zastępstwa.
Zrozumienie tego jest kluczowe: walka z antysemityzmem i syjonobofobią wymaga czegoś więcej niż działań politycznych czy społecznych. Wymaga konfrontacji z wiekowymi narracjami teologicznymi i metafizycznymi urazami, które one podtrzymują — a także z instytucjami, takimi jak UNRWA, które z nich wyrastają.
Link do oryginału: https://blogs.timesofisrael.com/the-metaphysical-root-of-antisemitism-and-ziophobia/
Ivan Bassov blog, 27 czerwca 2025
Tłumaczenie: ChatGPT and me
Dr Ivan Bassov rosyjsko-amerykańsko-izraelski Palestyńczyk — ponieważ Palestyna to Izrael, a prawda wymaga jasności. Wynalazca w dziedzinie informatyki, absolwent Uniwersytetu w Hajfie, posiada ponad 80 patentów w zakresie przechowywania danych. Mieszka w Brookline (obszar metropolitalny Bostonu), pracuje w Oracle i pisze z pasją o Izraelu, żydowsko-palestyńskiej tożsamości i potężnych ideach, które kształtują ludzkie postępowanie i bieg historii.
Od tłumacza:
Organizujcie seminaria wokół tego tekstu. Dla Żydów to ważne, żeby zrozumieć gojów, dla nas, gojów, to ważne, żeby zrozumieć samych siebie.