Gaza, Trump, prawda i… „transfer”
Propozycja Trumpa zawiera osobliwość, która oznacza wyraźne zerwanie z dotychczasowymi trendami i trzeźwe uznanie daremności dawnych dążeń do znalezienia mitycznego palestyńskiego „partnera pokojowego”.
Izrael stoi na progu wielkiej historycznej zmiany. Pytanie tylko, czy jego przywódcy wykorzystają ten moment, czy, co może okazać się tragiczne, pozwolą mu się wymknąć.
Potencjalną bramę do nowego jutra stworzyła śmiała propozycja prezydenta Donalda Trumpa usunięcia ludności Gazy jako warunku wstępnego do pokoju — lub przynajmniej stabilizacji — w tej ogarniętej wojną enklawie nadmorskiej.
Istotą rewolucyjnej innowacji w doktrynie Trumpa było odrzucenie „fałszywego aksjomatu”, który leżał u podstaw wszystkich poprzednich propozycji politycznych od lat 90. i nierozważnego jednostronnego wycofania się Izraela z Gazy — tj. że z jakiegoś jeszcze nieokreślonego powodu Gaza musi być administrowana przez palestyński samorządny podmiot w takiej czy innej formie. W istocie wszystkie propozycje polityczne, które unikają idei przesiedlenia ludności, przewidują istnienie jakichś (jeszcze nieznalezionych) „umiarkowanych” Palestyńczyków, którzy mają zarówno wolę, jak i autorytet w społeczeństwie, by żyć w pokoju — lub przynajmniej z długotrwałym brakiem agresji — z państwem żydowskim.
Wszystkie te propozycje są w taki lub inny sposób niczym więcej niż jakąś odmianą nieudanej formuły Oslo… lub jedną z jej źle pomyślanych pochodnych. Jednym z najbardziej zagadkowych aspektów tych fatalnie wadliwych wytworów jest nie tylko szerokie poparcie, jakim cieszyły się w „uczonych” kręgach akademickich, ale także fakt, że pomimo jaskrawych i krwawych porażek, ich dominacja w debacie trwa aż tak długo. Nie istniały przecież żadne realne podstawy teoretyczne, na których takie koncepcje mogłyby się opierać, ani żadne dowody empiryczne na poparcie tych błędnych prognoz. Były zatem jedynie triumfem bezpodstawnego optymizmu i/lub stronniczości politycznej nad niewygodnymi faktami i opornymi realiami.
Tak więc propozycja Trumpa zawiera osobliwość, oznaczającą ostre zerwanie z dotychczasowymi trendami i trzeźwe uznanie daremności dawnych dążeń do znalezienia jakiegoś mitycznego palestyńskiego „partnera pokojowego”, którą to daremność pokazują powtarzające się niepowodzenia w ciągu ostatnich trzech dziesięcioleci. Ucieleśnia ona uznanie, że możliwa struktura rządów w Strefie Gazy jest zawarta w dedukcyjnym, niemal matematycznym algorytmie: Izrael może określić, kto rządzi Gazą i jak jest rządzony, jeśli i tylko jeśli sam nią rządzi. Ale Izrael może rządzić Gazą tylko wtedy, gdy nie naraża się na oskarżenia o rządzenie „innym narodem”.
Propozycja Trumpa demaskuje również błędne przekonanie, które dominowało przez dziesięciolecia w dyskursie na temat Gazy — że ogół społeczeństwa w Gazie jest w jakiś sposób niechętną ofiarą radykalnego islamistycznego przywództwa. W rzeczywistości jednak, jak pokazały nieupiększone obrazy z 7 października, ludność Gazy nie jest ofiarą swoich terrorystycznych władców. Wręcz przeciwnie, jest tyglem, w którym ukształtowało się to przywództwo i inkubatorem, z którego się wyłoniło. Hamas i jego barbarzyńskie okrucieństwo nie są zewnętrznie narzucone niechętnej ludności, są prawdziwym odzwierciedleniem jej najgłębszej duszy i najgłębszych pragnień.
Od czasu, gdy Trump przedstawił propozycję usunięcia ludności Gazy, była ona atakowana przez zwolenników Oslo jako niepraktyczna lub niemoralna, lub jedno i drugie. Te twierdzenia są ewidentnie błędne.
Jeśli chodzi o moralność, trudno dostrzec jakąkolwiek korzyść moralną w skazywaniu mieszkańców Gazy na dożywocie pod mizoginiczną, homofobiczną tyranią islamską, jaką nieuchronnie stanie się każda władza palestyńska, zamiast umożliwienia im osiągnięcia lepszego, bardziej dostatniego życia w jakimś państwie trzecim, poza „kręgiem przemocy”, który znoszą od dziesięcioleci.
Jeśli chodzi o praktyczną wykonalność, cała populacja Gazy licząca około 2 milionów ludzi stanowi nieskończenie małą liczbę ludzi w porównaniu do globalnej populacji migrantów, która wynosi ponad ćwierć miliarda (281 milionów). W rzeczywistości, dodanie całej populacji Gazy do całkowitej globalnej liczby migrantów skutkowałoby ledwo zauważalnym wzrostem mniejszym niż 1%.
Całkowita populacja Gazy stanowi nieco ponad 1,6% populacji Egiptu (prawie 118 milionów) i 2,2% populacji Turcji (prawie 88 milionów). Ogólnie rzecz biorąc, populacja Gazy stanowi zaledwie 1% łącznej populacji Egiptu i Turcji, zatem jej wchłonięcie przez te dwa kraje — oba są głośnymi sympatykami Gazy — byłoby praktycznie niezauważalnym obciążeniem. Kilka dodatkowych muzułmańskich państw-gospodarzy, takich jak państwa Zatoki Perskiej i Arabia Saudyjska, zmniejszyłoby to niewielkie obciążenie jeszcze bardziej — zwłaszcza jeśli towarzyszyłaby temu międzynarodowa pomoc finansowa.
Zatem koncepcja przesiedlenia ludności z Gazy, którą poruszył Trump, nie jest jakąś dziwaczną, wykraczającą poza granice przyzwoitości propozycją. Nie jest też przepisem na radykalny prawicowy ekstremizm. Wręcz przeciwnie. To nic innego, jak poszukiwanie rzeczywistego rozwiązania.
Natychmiastowe wdrożenie tej propozycji jest pilną koniecznością.
Link do oryginału: https://www.jns.org/gaza-trump-truth-and-transfer/
JNS Org., 25 marca 2025
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Martin Sherman
Przez wiele lat był w armii. Pracował następnie jako doradca Icchaka Szamira, od ponad 20 lat jest wykładowcą na wydziale nauk politycznych i stosunków międzynarodowych na uniwersytecie w Tel Awiwie.