Sokrates, Trump i Ukraina
Po drugiej stronie oceanu amerykańska lewica obawia się, że Trump spowoduje koniec świata szwoleżerów, Europa drży, że Trump każe nam płacić za obronę europejskich granic, posiadacze synekur w ONZ drżą, że Tramp zabierze amerykańskie pieniądze i wyrzuci ONZ z Nowego Jorku. O lękach Egiptu, Jordanii i Arabii Saudyjskiej lepiej nie mówić. Polscy dziennikarze piszą na wszystkich płotach, że Trump jest głupi.
Podobno Trump chce być Ronaldem Reaganem, a Reagan pomógł umrzeć ZSRR, odratował amerykańską gospodarkę, po kryzysie niby związanym z tzw. kryzysem sztucznego wzrostu cen ropy naftowej z 1973 roku, który w rzeczywistości odsłonił wielką przemianę związaną z utratą zachodniego monopolu na produkcję najbardziej skomplikowanych towarów przemysłowych.
Jakie Trump ma priorytety? Pewnie codziennie sam się nad tym zastanawia. W polityce wewnętrznej, to z pewnością zatrzymanie rzeki nielegalnej imigracji i zatrzymanie obłędu „woke”, ale on akurat nie musi pisać karteczki z przypomnieniem „ekonomia, głupcze”, a odbudowa amerykańskiej gospodarki, to wojna z Chinami i ponowne postawienie na nogi amerykańskiej przedsiębiorczości, nauka i rozwój zamiast subsydiowania technologicznego zastoju.
Tymczasem rozminować trzeba nie tylko Gazę. Bliski Wschód jest nadal beczką prochu, Putin zagraża nie tylko Ukrainie, Chiny patrzą łakomie na Tajwan. Prawdopodobnie Trump domyśla się, że w Afryce dzieją się nie tylko rzeczy straszne, ale i groźne dla Ameryki i wolnego świata.
Dla nas, patrzących z nad Wisły największy niepokój wywołuje jego gra z Putinem. Co on knuje? W środę 12 lutego miał długą rozmowę z Putinem i obaj panowie byli z niej zadowoleni. Trump określił ją jako niezwykle produktywną. Amerykański prezydent proponuje zawieszenie broni na dzisiejszych liniach frontu. Obecny amerykański sekretarz obrony, Pete Hegseth, przekazał przedstawicielom Europy w Brukseli zarys tego, czego chciałaby administracja Trumpa w kwestii ukraińskiej.
Po pierwsze stwierdził, że powrót do granic sprzed 2014 roku jest nierealny. Dążenie Ukrainy do odzyskania wszystkich utraconych terenów włącznie z Krymem, przedłużyłoby tę wojnę w nieskończoność, powodując więcej cierpień.
Hegseth uznał również za nierealne przyjęcie Ukrainy do NATO. (Nie informując, że byłoby to tak trudne lub trudniejsze niż wyrzucenie Turcji z NATO.) Ukraina musi otrzymać gwarancje bezpieczeństwa.
„…wszelkie gwarancje bezpieczeństwa muszą być poparte przez [rozmieszczenie w Ukrainie] europejskich i nieeuropejskich sił militarnych. Jeśli te wojska zostaną wysłane na Ukrainę jako siły pokojowe powinny być misją spoza NATO i nie objęte Artykułem Piątym."
Pete Hegseth powiedział stanowczo, że amerykańscy żołnierze nie wejdą w skład takiej misji pokojowej.
W podobnym duchu wypowiedział się wiceprezydent Vance na konferencji w Monachium 14 lutego.
Chwilowo mniej więcej tyle wiemy o amerykańskich planach i jest to powód do poważnego niepokoju. Włodymyr Zełenski nie traci nadziei, że to wszystko nie wygląda tak źle, jakby się mogło wydawać i że współpraca z administracją Trumpa będzie bardziej pozytywna niż na to w tej chwili wygląda.
Jakie byłyby konsekwencje zawieszenia broni i pogodzenia się Ukrainy ze stratami terytorialnymi? Pisze o tym bardzo konkretnie Natalia Gumenyuk na łamach „Foreign Affairs”. Ta wojna zaczęła się od okupacji Krymu w 2014 roku. Ostatnie trzy lata to niezwykle bohaterska obrona Ukraińców przed próbą wchłonięcia całej Ukrainy przez Rosję. Ukraińska armia zdołała obronić 80 procent swojego terytorium, równocześnie prawdopodobieństwo wyparcia Rosjan z zajętych terenów jest rzeczywiście niewielkie.
Zagrożenie radykalnym zmniejszeniem amerykańskiej pomocy wojskowej może postawić ukraiński rząd w sytuacji przymusowej. (Liczenie na to, że Wuja Sama zastąpi Europa, to gruszki na wierzbie.) Mimo to, zdaniem autorki artykułu, większość ukraińskiego społeczeństwa popiera dalszy wysiłek wojenny. W oczach Zachodu ten upór, aby mimo strat i kosztów kontynuować walkę, może wydawać się irracjonalny. Ukraińcy wydają się wiedzieć, że walczą z wrogiem gorszym niż śmierć. To nie tylko pamięć „wielkiego głodu”, ale przede wszystkim tego, co dzieje się na zajętych terytoriach. Mordy, gwałty, rabunek, aresztowania, porywania i wywożenie dzieci, zmuszanie do zmiany obywatelstwa, wcielanie do rosyjskiej armii, odbieranie własności i używanie ukraińskiej ludności jako żywych tarcz. Ukraińcy zdają sobie sprawę z faktu, że zawieszenie broni na obecnej linii frontu ani nie daje im gwarancji na pokój, ani nie chroni ukraińskiej ludności na zajętych terenach, na których Rosjanie pospiesznie zmieniają demografię sprowadzając tam ludność rosyjską.
Równocześnie mimo wojny, w ostatnich dwóch latach ukraińska gospodarka się rozwija i odnotowano wzrost na poziomie 4,4 procent PKB. Ukraina intensywnie rozwija swój przemysł zbrojeniowy. Około 40 procent broni zużywanej na froncie jest krajowej produkcji.
Jak pisze Natalia Gumenyuk:
„Problemem nie jest tylko to, co dzieje się z tymi, którzy są pod rządami Rosji, ale w jaki sposób Moskwa wykorzystała swoją kontrolę nad znaczną liczbą Ukraińców do podważenia stabilności całego kraju, nawet bez zajmowania większego terytorium. Nie jest to również hipotetyczne zagrożenie: jak Ukraińcy wiedzą aż za dobrze, Kreml, udając negocjacje, wykorzystał osiem lat tak zwanego zamrożonego konfliktu z Ukrainą po 2014 r. do stworzenia platformy startowej dla większej inwazji. Mówiąc prościej, rosyjska kontrola nad jakąkolwiek częścią Ukrainy podważa i niszczy ukraińską suwerenność wszędzie.”
Jak się wydaje, prezydent Trump uważa, że Stany Zjednoczone angażują się na zbyt wielu frontach, tracąc pole na każdym. Podczas gdy administracja Bidena próbowała doprowadzić do zawieszenia broni w wojnie Izraela z Hamasem, Hezbollahem i Iranem wspierając wojnę obronną Zełenskiego, Trump chce zamrożenia rosyjskich zdobyczy i wstrzymania wojny przez Rosję, mając prawdopodobnie nadzieję, że wyczerpana tą wojną Rosja zrezygnuje z dalszej agresji.
Ukraińcy mogą się zasadnie zastanawiać, ile warte są gwarancje w postaci bliżej nieokreślonych sił pokojowych, bez stałej obecności wojsk amerykańskich. Natalia Gumenyuk, która jest ukraińską dziennikarką przypomina, że Prokuratura Generalna Ukrainy zarejestrowała od lutego 2022 r. ponad 150 tysięcy naruszeń Konwencji Genewskiej przez siły rosyjskie na terenie Ukrainy. Powtarzalność i spójny schemat zbrodni wojennych popełnianych przez rosyjskie jednostki wskazuje, że mamy do czynienia raczej z państwową polityką niż tylko z nadużyciami i brakiem nadzoru. Moskwa po 2014 roku zmieniła Krym w bazę wojskową, pozwolenie jej na zachowanie zdobytych terytoriów okaże się, zdaniem ukraińskiej dziennikarki, kolejną dyplomatyczną pułapką, pozwoli Rosji nabrać sił i przygotować się do kolejnej próby przejęcia całej Ukrainy, a być może również innych krajów.
Czytając setki opinii na temat polityki Trumpa mam wrażenie, że najczęściej pojawia się w nich słowo „powinien”. Powinien zrozumieć, powinien zrobić, powinien zmienić swoje priorytety. Zasadnie obawiamy się o przyszłość, świadomie lub podświadomie zdając sobie sprawę z tego, że działania amerykańskiej administracji są w tej grze o jutro ważniejsze niż wszystko inne. Barack Obama nie chciał, żeby Ameryka występowała w roli globalnego szeryfa. Mam wrażenie, że Donald Trump nie tyle wyrzeka się tej roli, co chciałby, żeby inni przyjęli na siebie więcej odpowiedzialności. Nigdy nie kusi mnie słowo „powinien”. Trump jest, jest jedną z wielu zmiennych w tym naszym świecie. Bez wątpienia to ważna zmienna, a jego polityka będzie miała ogromny wpływ nie tyko na Amerykę.
Co to wszystko ma wspólnego z Sokratesem? Kiedy pytam młodych ludzi o Sokratesa, ich wiedza ogranicza się zazwyczaj do sentencji „wiem, że nic nie wiem”.
Agnes Callard urodziła się w 1976 roku w Budapeszcie, matka lekarka, ojciec prawnik, dziadkowie z obydwu stron ocaleli z Holokaustu. Agnes Callard jest amerykańską filozofką, studiowała filozofię starożytną, niedawno wydała książkę pod tytułem Open Socrates: The Case for a Philosophical Life. Free Press publikuje rozdział z tej książki pod tytułem „Czego Sokrates uczy nas o miłości, polityce i śmierci”, być może warto go przeczytać, zanim z dumą opublikujemy kolejną infantylną karykaturę, która ma być dowodem naszej nieskończonej mądrości.
Komu potrzebny Sokrates w czasach sztucznej inteligencji? Nie zostawił po sobie żadnych książek, wiemy o nim tylko z opowieści innych, a jednak, być może zostawił wskazówki pozwalające lepiej poruszać się również w dzisiejszym świecie.
Agnes Callard pisze, że to powszechnie znane powiedzenie „wiem, że nic nie wiem” nie jest mądrością, którą możemy powiesić sobie na ścianie, nie jest pustym wyrazem sceptycyzmu, ale planem na życie. Opisuje historię jednodniowego procesu Sokratesa, oskarżonego o bezbożność i demoralizowanie młodzieży, podczas którego Sokrates opowiedział ławie przysięgłych o przyjacielu, który wybrał się do Delf i zapytał Pytii, czy jest ktoś mądrzejszy od Sokratesa. Wyrocznia delficka odpowiedziała, że nie ma. Jak opisuje Platon, Sokrates był zdumiony:
„Kiedy usłyszałem tę odpowiedź, zapytałem siebie: Co Bóg ma na myśli? Co jest jego zagadką? Jestem świadomy, że wcale nie jestem mądry; co zatem ma na myśli, mówiąc, że jestem najmądrzejszy? Bo z pewnością nie kłamie; nie byłoby słuszne, aby tak czynił”.
Sokrates był przekonany, że jego mądrość nie jest w żaden sposób niezwykła i ostatecznie znalazł sposób, aby zrozumieć wypowiedź wyroczni:
„Prawdopodobne jest, panowie, że w rzeczywistości bóg jest mądry, a jego wyrocznia oznaczała, że ludzka mądrość jest mało lub nic nie warta, a kiedy mówi Sokrates, używa mojego imienia jako przykładu, jakby powiedział: ‘Ten człowiek spośród was, śmiertelnicy, jest najmądrzejszy, który, podobnie jak Sokrates, rozumie, że jego mądrość jest nic nie warta’”.
Ogrom naszej ignorancji i wątpliwe podstawy naszej wiedzy powinny nas skłaniać do dociekliwości, do ustawicznego podważania nierozważnej pewności, że znamy prawdę.
Sokrates, pisze Callard, przekonywał, że najwspanialszym darem, jaki możemy otrzymać od drugiego człowieka, jest pokazanie błędu w naszym myśleniu, a kwestionowanie pochopnych sądów jest wyrazem szacunku.
Oskarżenie Sokratesa o bezbożność, o deprawowanie młodzieży było całkowicie bezpodstawne, chciano się go pozbyć, bo swoimi dociekliwymi pytaniami zbyt często obnażał głupstwa możnych.
W końcowej partii tego rozdziału Agnes Callard pisze:
„Były trzy obszary ludzkiego życia, w których Sokrates uważał, że nasza ignorancja jest największa: polityka, miłość i śmierć. Dwa i pół tysiąca lat później nadal są to obszary największych problemów ludzkości. Nawet jeśli eksplozja wiedzy naukowej i technologicznej doprowadziła do ogromnych ulepszeń na wielu obszarach naszego życia, pozostajemy na oceanie ignorancji, jeśli chodzi o zarządzanie państwami, radzenie sobie z miłością i stawianie czoła naszej śmiertelności. Etyka sokratejska polega na prowadzeniu prawdziwie filozoficznego życia i mówi, że sposób, w jaki powinieneś postępować w każdej z tych trzech dziedzin, to dociekliwość.”
Sam Sokrates uważał się za „akuszerkę” prawdy. Proponował przybliżanie się do prawdy przez kwestionowanie pewności, że już w tej czy innej sprawie wszystko wiemy.
Wróćmy zatem do Donalda Trumpa i budzącej uzasadniony niepokój kwestii przyszłości Ukrainy. Czy jest możliwe, że Ameryka odda Ukrainę na pastwę Putina, tak jak Biden oddał Afganistan na pastwę Talibanu? Po pierwsze, tego nie wiemy, po drugie, nie mamy wpływu na amerykańskiego prezydenta. Jako postronni obserwatorzy możemy tylko ugrzęznąć w pochopnych sądach, równie gorących i równie błędnych jak oceny polityki prezydenta Reagana i premier Thatcher w czasach, gdy głębokie zmiany w światowej gospodarce, wymagały przystosowania gospodarki zachodniej do nowej rzeczywistości. Wiedzę mamy kruchą, wpływu nie mamy żadnego, z pomocą Sokratesa możemy ferować ostrożniejsze sądy, żeby przynajmniej trochę lepiej rozumieć, co się dzieje. Świata nie zmienimy, ale możemy być nieco mądrzejsi w sokratesowym tego słowa rozumieniu, nie udając mądrych.