Słowa nasze i wasze
Bret Stephens jest amerykańskim publicystą, konserwatywnym przeciwnikiem Donalda Trumpa, który na łamach „New York Times’a" tak definiuje liberalizm:
Przez liberalizm nie mam na myśli tego słowa w zwykłym ideologicznym lub politycznym sensie. Mam na myśli nawyk otwartości umysłu, pasję do prawdy, pogardę dla dogmatów, dystans do polityki, sceptycyzm, wiarę w znaczenie dowodów, logiki i rozumu, miłość do argumentów zakorzenioną w inteligentnej różnicy. Przede wszystkim ciekawość, dociekliwość, niezależny duch. To były cnoty, które wielkie uniwersytety miały cenić, pielęgnować i przekazywać studentom, którzy przez nie przechodzili. To było doświadczenie, które miałem jako student na uniwersytecie w Chicago ponad 30 lat temu i które starsi czytelnicy prawdopodobnie pamiętają z własnych doświadczeń na studiach w poprzednich dekadach.
Wynika z tego, że „zwykłe” rozumienie tego pojęcia jest upolitycznione, odbiegające od pierwotnego i interpretowane z frywolną dowolnością. Walka o jednolite rozumienia słów jest beznadziejna, chociaż w wybranym towarzystwie daje się czasem ustalić, o czym właściwie rozmawiamy. Bywa również, że jakiś polityk podejmuje heroiczną próbę przywrócenia ważnemu słowu jego pierwotnego znaczenia. Brytyjscy torysi wybrali Kemi Badenoch na stanowisko przewodniczącej, a więc nie dość, że jest to kobieta na tym stanowisku, to na dodatek czarna, ale wszyscy są przekonani, że ten wybór nie ma nic wspólnego z preferencjami dla płci i koloru skóry.
„Prawdziwy konserwatyzm powraca” – mówi Kemi Badenoch w wywiadzie dla gazety „Telegraph”. Ma na myśli fakt, że w ostatnich latach różnice między konserwatystami i ludźmi z Partii Pracy zatarły się, trudno było zauważyć zasadniczą różnicę systemów wartości, więc nowa przewodnicząca chce pokazać, na czym właściwie te różnice polegają. Oczywiście przede wszystkim budżet, bo jak lubiła powtarzać Margaret Thatcher, państwo nie ma własnych pieniędzy, wydaje cudze pieniądze. Jest tu również odmienne podejście do życia. Życie jest zawsze trudne, więc Badenoch ostrzega swoje dzieci, żeby nie próbowały zrzucać winy za swoje problemy na kolor skóry. Problemy należy rozwiązywać, a nie szukać winnych.
Oskarżenie, że przeciwnicy polityczni po prostu nie rozumieją otaczającej ich rzeczywistości, to standard, ale Badenoch mówi o konkretach, o podatku spadkowym dla rolników, który przy niskiej stopie zysku prowadzi z konieczności do bankructwa, ucieczki od zawodu i utraty wielopokoleniowych doświadczeń, o kosztach zatrudnienia i ubezpieczeń, które wpływają na rynek pracy, o działaniach, które pozbawiają ludzi sprawczości.
Posłanka Partii Pracy Dawn Butler udostępniła na Twitterze wpis, w którym napisała, że Badenoch reprezentuje „białą supremację z twarzą pomalowaną na czarno”.
Gdyby ta posłanka była biała miałaby kłopoty z prawem, ale dziś w Wielkiej Brytanii prawo interpretuje się dość dowolnie, w zależności od koloru skóry lub wyznania sprawcy.
„Podstawową zasadą konserwatystów jest konkurencja – mówi Badenoch - Wierzymy w wolną i uczciwą konkurencję. Więc wszyscy konkurujemy. Konkurujemy o wybór, a jeśli gdzieś dojdziesz, to dlatego, że jesteś najlepszy. Partia Pracy uważa, że każdy potrzebuje pomocy. Więc będą tworzyć listy kandydatów złożone wyłącznie z kobiet i listy kandydatów złożone wyłącznie z czarnych. I to, co się zwykle zdarza, to to, że kobieta, która wygrywa z listy kandydatów złożonej wyłącznie z kobiet, różni się od kobiety, która pokonałaby mężczyzn. Kobieta, która pokonała mężczyzn, ma większe szanse zostać dobrym liderem niż ktoś, kto wyeliminował wszystkich mężczyzn z konkursu, zanim mógł wygrać”.
Brytyjska partia konserwatywna jest po świeżej dramatycznej porażce wyborczej, czy Kemi Badenoch zdoła odbudować zaufanie do torysów? Z pewnością jest wyrazista, wielu porównuje ją do Margaret Thatcher, w najbliższych wyborach samorządowych „jej strategia polega na skupieniu się raczej na ograniczeniu marnotrawstwa i pokazaniu, że rady konserwatywne są ostrożniejsze z pieniędzmi podatników, niż na rozmowach o sprawach krajowych”.
Porównanie z Thatcher jest chwilowo na wyrost, to są nadal pierwsze tygodnie jej przywództwa. Ona sam mówi:
„Nie boję się. Nie zrobię wszystkiego dobrze. Nie jestem idealna, ale wiem, dlaczego podejmuję się tej pracy. Nie chodzi o mnie. Chodzi o wszystkich ludzi, takich jak farmerzy, którzy potrzebują kogoś, kto będzie się za nimi wstawiał. Nie wiem, za kim [Sir Keir Starmer] się wstawia. To w zasadzie biurokraci i związki zawodowe. To są jego ludzie”.
Urodzona w 1980 roku w Londynie, wychowała się w Nigerii, gdzie jej matka wykładała na uniwersytecie fizjologię, a ojciec był lekarzem, jako szesnastolatka wróciła sama do Londynu, skończyła szkołą średnią zrobiła studia politechniczne, potem prawo, ma doświadczenie pracy w bankach, zajmowała się cyfryzacją „Spectatora”, zdążyła już pracować na stanowiskach ministerialnych. Jej idolami są brytyjski filozof Robert Scruton i amerykański ekonomista Thomas Sowell. (To sporo mówi, chociaż nie wszystko.)
W dzisiejszych czasach jednym z kluczowych pytań do zachodniego polityka jest stosunek do imigracji.
Badenoch ostrzega przed naiwnością. Imigrant nie porzuca swojej kultury na granicy. „To jest nasz dom. Od tych, których witamy, oczekujemy, że będą podzielać nasze wartości i dawać wkład w nasze społeczeństwo”. To wymaga nowej strategii integracji, ponieważ wcześniejsze podejście zawiodło.
Kemi Badenoch została wybrana na przewodniczącą partii torysów na trzy dni przed wyborami w USA. Wygrana Trumpa stwarza nowe możliwości współpracy z Ameryką, a biorąc pod uwagę antypatię lewicowego rządu do Trumpa, pokazywanie tych możliwości będzie spoczywać na opozycji.
To niesłychanie ciekawa postać i można się zastanawiać, czy uda jej się przywrócić pojęciu konserwatyzm jego pierwotne znaczenie. Jak długo stoi na czele opozycji, prawdopodobnie będzie wierna swoim przekonaniom, jeśli stanie na czele rządu, stanie przed wyborem ułatwiających życie kompromisów, bądź pójścia drogą Margaret Thatcher i zostania „żelazną damą”, która musi toczyć nieustanną wojnę ze wszystkimi.
To przypomina o drodze życiowej Donalda Tuska, który na początku naszej transformacji zakładał wraz z innymi Kongres Liberalno-Demokratyczny, czyli polską partię polityczną otwarcie powiązaną z thatcheryzmem, na której czele stanął Janusz Lewandowski.
W programie nowa partia deklarowała rozszerzenia zakresu działania wolnego rynku, integrację Polski ze strukturami zachodnimi oraz neutralność światopoglądową państwa. Partia zdobyła w 1991 roku 37 miejsc w parlamencie, a wywodzący się z niej Krzysztof Bielecki został premierem. Niebawem wszystko się skomplikowało na polskiej scenie politycznej. Po kolejnych trzech latach KL-D, której teraz przewodził Donald Tusk, połączyła się z Unią Demokratyczną tworząc Unię Wolności i Tusk został jej wiceprzewodniczącym. Prawdę mówiąc Donald Tusk miał dużo szczęścia, że po odejściu Balcerowicza nie został przewodniczącym Unii Wolności, bo zapewne byłby to ostateczny koniec jego politycznej kariery. Utworzył wówczas z Andrzejem Olechowskim i Maciejem Płażyńskim Platformę Obywatelską, która nie miała już wiele wspólnego z programem Kongresu Liberalno-Demokratycznego.
Donald Tusk nadal czasem twierdzi, że jest liberałem, a nawet, że do jego wzorów należy Karl Popper oraz Friedrich von Hayek. O tych wzorach mówił jako przewodniczący Rady Europy podczas przejęcia prezydencji w Unii Europejskiej przez Austrię w czerwcu 2018 roku:
„Jako wierny czytelnik dzieł waszych wielkich rodaków, takich jak Karl Popper i Friedrich August von Hayek, chciałbym przestrzec wszystkich, którzy szukają porządku i bezpieczeństwa w życiu publicznym, aby nie czynili tego kosztem wolności. W historii Europy i Austrii, Polski i Bułgarii droga do bezpieczeństwa zbyt często stawała się drogą do poddaństwa.”
Ten cytat stał się punktem wyjścia artykułu dwóch ekonomistów „Gdyby tylko Donald Tusk był tak zafascynowany Hayekiem jak twierdzi, że jest.”
Mikołaj Pisarski, prezes Mises Institute of Economic Education oraz Kai Weiss członek zarządu Hayek Institute w Austrii, próbowali zbadać, na ile ta wierność ideom Hayeka znajduje odbicie w jego polityce. Jego okres premierostwa uważany jest za sukces, Początkowo wpływ Hayeka i Misesa znajdował wyraz w partyjnej retoryce, jednak jak czytany w tym artykule:
„Niestety, ten pozorny wpływ rzadko przekładał się na działania polityczne. Podczas gdy w wyborach parlamentarnych w 2007 r. Platforma Obywatelska startowała na prorynkowych hasłach, obiecując niższe podatki, niższe zatrudnienie w sektorze publicznym i prywatyzację przedsiębiorstw państwowych, ostatecznie wycofała się ze wszystkich tych obietnic.
Tylko w latach 2008–2012 Platforma Obywatelska zatrudniła prawie 20 000 nowych urzędników – wzrost o ponad dziesięć procent. Rząd Tuska był również odpowiedzialny za gwałtowny wzrost długu publicznego Polski, który wzrósł z 530 mld zł do 935 mld zł w latach 2007–2013.”
Co więcej, rząd Tuska w obliczu dziur w budżecie publicznym postanowił przejąć ponad 51 mld zł z Otwartego Systemu Emerytalnego, wywłaszczając tym samym oszczędności milionów Polaków. Leszek Balcerowicz, powiedział wówczas, że „Sięganie po zgromadzone oszczędności emerytalne jako sposób na wyleczenie finansów publicznych jest lekarstwem gorszym od choroby”.
„Co więcej, pomimo prowadzenia kampanii pod hasłem ‘niedrogiego państwa, Platforma Obywatelska faktycznie podniosła podatki, aby wesprzeć swoje programy wydatków publicznych. W 2010 r. podniosła podatek VAT o jeden procent, a później zwiększyła składki emerytalne z 4,5 do 6,5 procent. Rząd Tuska podniósł również podatki akcyzowe na tytoń i alkohol.”
Nic dziwnego, że Ewa Kopacz, która przejęła stery po odejściu Donalda Tuska do unijnej biurokracji była od pierwszego dnia na straconej pozycji. (I nie zmieniłby tego również ktoś z lepszymi kwalifikacjami niż ona.)
W unijnej biurokracji jest dużo pustych deklaracji i mało działań. Miłość do wolnego rynku okazuje się gołosłowna.
„Zawsze miło jest widzieć czołowych polityków w Europie cytujących Hayeka i innych klasycznych myślicieli liberalnych. Nierozsądne byłoby jednak wyciąganie z tego wniosku, że naprawdę poważnie podchodzą do wprowadzania swoich idei w życie.” – kończyli autorzy swój artykuł przed sześciu laty.
My zostajemy z pytaniem: ile będzie tego liberalizmu w Wielkiej Brytanii i czy może pojawi się jakieś, nie tylko teoretyczne, zainteresowanie nim w Polsce.
Kemi Badenoch szczególnie ceni Thomasa Sowella, który zaczynał jako marksista, ale potem zaczął badać efekty lewicowej polityki i gdyby ktoś szukał postaci idealnie pasującej do definicji liberała przedstawionej przez Breta Stephensa, to Thomas Sowell wydaje się najlepszym kandydatem. Tu jednak wracamy do problemu znaczenia słów, które jeśli są dowolnie definiowane, uniemożliwiają jakikolwiek rzeczowy spór.
P.S. Postać Thomasa Sowella jest w Polsce mało znana, dla tych którzy chcieliby się dowiedzieć, kto to taki, proponuję na początek ten film: