Świat pełen ludzi zatroskanych
Prezydent największego mocarstwa przeszedł następnie do omówienia sytuacji w Gazie, gdzie podkreślił potrzebę dyplomacji, bo on się troszczy o izraelskich zakładników przetrzymywanych przez ten Hamas, czy coś takiego. Prezydent zakończył rozmowę zapowiadając dalszy kontakt.
Istotnie, 13 października izraelski minister obrony otrzymał list-ultimatum od zatroskanego Departamentu Stanu największego mocarstwa świata, w którym stwierdza się, że to wielokrotne nakłanianie palestyńskiej ludności w Gazie do odsunięcia się z obszaru walk naraża cywilów na nieludzki ścisk na małych obszarach, a co gorsza Departament niepokoi się opóźnieniami w dostawach żywności, w szczególności na obszary, gdzie toczą się walki.
Zatroskaniu towarzyszyła groźba wstrzymania dostaw broni i amunicji, wyrażona jeszcze bardziej stanowczo niż wcześniej. Co oczywiście związane jest wyłącznie z zatroskaniem o wysoką jakość przestrzegania norm prawa humanitarnego przez najmniejsze supermocarstwo świata, które oczywiście ma prawo się bronić, nie zapominając jednak, że zatroskani są bardzo zatroskani.
Czternastego października telefon zadzwonił na biurku izraelskiego prezydenta. Dzwonił zatroskany wódz Irlandczyków, premier Simon Harris. Irlandia (podobnie jak Polska) rzuciła swoich żołnierzy do walki sił pokojowych ONZ w obronie terrorystów Hezbollahu. Wódz Irlandczyków chciał przekazać Żydom, że jest poważne zaniepokojony pogarszającą się sytuacją w południowym Libanie i musi podkreślić, że jego rząd oczekuje, iż rola i mandat UNIFIL będą w pełni respektowane w każdej sytuacji.
Nie wiemy dokładnie jak zareagował jego rozmówca, czy podzielił zaniepokojenie brakiem respektowania mandatu sił pokojowych przez siły pokojowe, ale wiemy że premier (prawdopodobnie, gdyż konkurencja jest bardzo ostra i nie wszystko daje się dokładnie zmierzyć) najbardziej antysemickiego dziś kraju Europy Zachodniej przekazał, że bezpieczeństwo wypoczywających w Libanie irlandzkich żołnierzy jest sprawą priorytetową, jak również, że „celowe ostrzeliwanie posterunków UNIFIL-u stanowi skandaliczne i całkowicie niedopuszczalne naruszenie prawa międzynarodowego oraz jest przyczyną najgłębszego zaniepokojenia narodu irlandzkiego”. Zapewne dowiedział się, że izraelskie priorytety są inne, że żadnego celowego ostrzeliwania UNIFIL nie było, być może premier Irlandczyków dowiedział się również, że jego żołnierze nie powinni osłaniać terrorystów, bo to jest niebezpieczne i kiedy terroryści odpalają rakiety zza posterunku sił ONZ, bezpieczeństwo żołnierzy w błękitnych hełmach może być zagrożone.
Kto zna angielskie dowcipy o Irlandczykach może mieć dziwne skojarzenia czytając, że Simon Harris powiedział następnie, iż irlandzcy wojacy służą z poświęceniem i należy im umożliwić „nieskrępowane wykonywanie funkcji” sił pokojowych, zaapelował o natychmiastowe zawieszenie broni przez Żydów i umożliwienie wdrożenia przez Irlandczyków rezolucji 1701 z 2006 roku.
Prasa izraelska napisała, co wódz Irlandczyków powiedział, więc pewnie dotarło to również do premiera izraelskiego rządu (chociaż to akurat nie jest pewne, bo on naprawdę ma na głowie wiele ważniejszych spraw i może niektóre zatroskanie głosy ignorować).
We wtorek 15 października do premiera Netanjahu zadzwonił prezydent Francji. Ponownie
znamy tylko fragmenty tej rozmowy, które skłaniają do pytań o jakość europejskich mężów stanu. Emmanuel Macron zażądał, żeby Izrael natychmiast zawiesił broń i usłyszał od premiera Izraela wymijającą odpowiedź. Podobno premier Netanjahu powiedział Francuzowi, co myśli o jego pomyśle zwołania w Paryżu konferencji pokojowej z udziałem Hezbollahu, Republiki Południowej Afryki, Algierii i podobnych, na którą również Izrael byłby zaproszony. Francuz w rewanżu za cierpki ton skarcił izraelskiego polityka, i powiedział, że Izrael musi uszanować decyzje Organizacji Narodów Zjednoczonych i nie wolno mu wywierać presji na UNIFIL, żeby wycofał się z południowego Libanu.
W końcowej fazie rozmowy francuski prezydent wzmocnił swój dyplomatyczny wysiłek i oznajmił, że Netanjahu „nie może zapomnieć, że jego kraj został stworzony decyzją ONZ” (i tak dobrze, że nie powiedział, że Izrael jest bękartem Traktatu Wersalskiego, a przecież z taką wiedzą historyczną mógł).
Tego było chyba nawet jak na niezwykle opanowanego izraelskiego premiera zbyt dużo, bo jak czytamy w doniesieniach izraelskich mediów, odpowiedział, że Izrael ogłosił niepodległość 14 maja 1948 r., po wygaśnięciu Brytyjskiego Mandatu Palestyny, ustanowionego przez Ligę Narodów po I wojnie światowej. Przypomniał również francuskiemu prezydentowi, że „To nie decyzja ONZ doprowadziła do powstania państwa Izrael, ale zwycięstwo osiągnięte w wojnie o niepodległość dzięki krwi naszych bohaterskich bojowników, z których wielu to byli ocaleni z Holokaustu, w tym z czasów reżimu Vichy we Francji”.
Nie mamy informacji, na temat tego, co i jakimi słowami mamrotał francuski mąż stanu po zakończeniu tej rozmowy, wiemy natomiast, że Sekretarz Generalny ONZ skarży się, że izraelski premier nie chce z nim rozmawiać i nie podnosi słuchawki telefonu, a on jest taki zatroskany i poważnie obawia się, że Izrael jednostronnie wprowadzi w życie rezolucję 1701 z 2006 roku o rozbrojeniu Hezbollahu. Takie działanie poważnie utrudniłoby wysiłki dyplomatyczne.
Tymczasem 17 października dowiedzieliśmy się o nagłej śmierci najwyższego przywódcy Hamasu w Gazie, Jahji Sinwara. Wielu jest poważnie zaniepokojonych, co teraz będzie, zaś pracownicy ONZ badają możliwości przedstawienia tego faktu jako kolejnej izraelskiej zbrodni wojennej. (Jahja Sinwar zginął w Rafah. w pobliżu granicy z Egiptem. Wszystkie oczy na Rafah.)