Dyplomacja Zachodu zawiedzie, bo jest pusta
Po roku wojny, która rozpoczęła się od brutalnej masakry izraelskich cywilów przez Hamas, Zachód wciąż powtarza te same mantry o dyplomatycznych rozwiązaniach, mantry, których nie chce porzucić, mimo ich oczywistego braku istotności.
Prezydent Francji Emmanuel Macron dąży do „powrotu do rozwiązania politycznego”, a nawet wielu rozwiązań politycznych. Wiceprezydentka USA Harris mówi to samo, używając innych słów, wzywając do „porozumienia o zakładnikach i zawieszenia broni” w wojnie z Hamasem i „rozwiązania dyplomatycznego w regionie granicznym Izraela i Libanu”, w oświadczeniu, które całkowicie unika użycia tego nieprzyjemnego słowa, Hezbollah.
Rząd Niemiec w jakiś sposób „przekonał” sam siebie, że „musi istnieć dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu” między Izraelem a Hezbollahem i oczywiście, że „wynegocjowane rozwiązanie w postaci dwóch państw jest jedynym sposobem na doprowadzenie do trwałego rozwiązania konfliktu na Bliskim Wschodzie”.
Dyplomacja bez konsekwencji za masowe morderstwa
Wszystkie te nadęte frazesy o dyplomacji wygodnie i starannie ignorują naturę ludzi i organizacji po drugiej stronie. Jak Bruce Hoffman wyjaśnił na łamach „The Atlantic” rok temu, karta założycielska Hamasu z 1988 r. wzywa do ludobójstwa Żydów. Zaktualizowana wersja z 2017 r. nie jest inna. Zasady przewodnie Hezbollahu są jeszcze łatwiejsze do przyswojenia. Zawierają one następujące oświadczenie, jakby przeznaczone dla niechętnych czytelników:
„Kategorycznie potępiamy wszelkie plany negocjacji z Izraelem i uważamy wszystkich negocjatorów za wrogów, ponieważ takie negocjacje są niczym innym, jak uznaniem legalności syjonistycznej okupacji Palestyny”.
Zarówno Hamas, jak i Hezbollah są wspierane przez Iran, którego najwyższy przywódca, ajatollah Ali Chamenei, 4 października tego roku powiedział każdemu, kto chciał słuchać, że sadystyczne masakry Hamasu były „logiczne i legalne” i że Izrael „nie przetrwa długo”.
Zachód, obsesyjnie dążący do uniknięcia wojny, nie ma do zaproponowania Iranowi żadnej odpowiedzi, poza grożeniem palcem.
Wniosek powinien być oczywisty. Terroryści z Hamasu i Hezbollahu oraz ich patroni w Iranie to okrutni przestępcy, nastawieni na masowe morderstwa. Nie ma z kim rozmawiać ani żadnego możliwego tematu do dyskusji. A jednak Zachód unika tego wniosku za wszelką cenę. Dzieje się tak, ponieważ, jak już wcześniej omawiałem, stara się uniknąć konsekwencji dojścia do takiego wniosku, a mianowicie, że nie ma alternatywy dla wojny.
Zachód, obsesyjnie dążący do uniknięcia wojny, nie ma do zaproponowania Iranowi żadnej odpowiedzi, poza grożeniem palcem. Macron mówi, że „ataki na Izrael… muszą ustać”, podczas gdy kanclerz Niemiec Olaf Scholz nakazuje Hezbollahowi i Iranowi „natychmiastowe zaprzestanie ataków”. Ci dwaj panowie najwyraźniej nie rozumieją, że gdyby chcieli pokazać, że nic nie znaczą i nie są godni uwagi, nie mogliby wybrać do tego celu skuteczniejszych słów.
Ani Francja, ani Niemcy nie mają zamiaru używać siły, aby zmusić któregokolwiek z wrogów Izraela, ani też nikogo innego do czegokolwiek. Nic nie stoi za żądaniami, które rzekomo stawiają Iranowi. Ich retoryka, tak odrażająca, jak i żałosna, służy jedynie jako otwarte zaproszenie dla wszystkich przestępców na planecie, aby przejrzeli ją na wylot. Zachęca również przestępców do zastanowienia się, czy nie nadszedł czas, aby urwać coś z Francji i Niemiec, które nie okazują żadnych oznak chęci walki z kimkolwiek.
Obsesja na punkcie katastrofalnego zawieszenia broni
W obliczu bojaźliwości Zachodu, jego wezwania do Izraela, by zaakceptował zawieszenie broni, są szczególnie odrażające. Mimo to Japonia wzywa do „realizacji zawieszenia broni”, a Niemcy zamierzają „nadal opowiadać się za zawieszeniem broni”. Żaden z krajów nie ma nic do powiedzenia na temat tego, co konkretnie nastąpi po zawieszeniu broni. Oznacza to, że Izrael powinien po prostu przestać strzelać, w zamian za nic.
Człowiekiem, który krótko ale szczegółowo opisał, co w rzeczywistości oznaczałoby zawieszenie broni, jest brytyjski sekretarz obrony John Healey. Powiedział:
„Zawieszenie broni w Libanie, które pozwoli ONZ zaplanować strefę separacji między Izraelczykami a … Hezbollahem … i zawieszenie broni w Strefie Gazy, abyśmy mogli uwolnić wszystkich zakładników”.
To jest gorsze niż nic. Oznacza to, że Hezbollah przetrwałby, dozbroiłby się, zreorganizował i przygotował do przekroczenia tej tak zwanej „strefy separacji” pod osłoną morderczego ostrzału rakietowego wszelkiego rodzaju, aby zabić setki, a może i tysiące Izraelczyków. Hamas, który jest równie nastawiony na morderstwo i który wziął zakładników na samym początku, również przetrwałby i przygotował się do popełnienia dalszych okrucieństw. Iran, naturalnie, nadal wyposażałby i organizował obie mordercze organizacje, jednocześnie wzmacniając własne siły i całkiem prawdopodobnie produkując bomby atomowe.
Nie ma żadnego przyznania, że te plany zawieszenia broni są nie tylko bezsensowne, ale że oznaczałyby katastrofę dla Izraela. Zamiast tego, luźno mówi się, jak na przykład korespondent Sky News na Bliskim Wschodzie Alistair Bunkall, że „izraelskie wojsko osłabiło zdolność Hamasu” do przeprowadzania przyszłych masakr, bez żadnych ustępstw na rzecz rzeczywistości, że zdolności Hamasu mogą i zostaną szybko przywrócone, jeśli zostanie uzgodnione zawieszenie broni.
Presja na zawieszenie broni jest w istocie wyrazem psychologicznego separatyzmu, jednej z chorób, które obecnie nękają umysły Zachodu. Nie mówiąc o tym formalnie, Zachód działa w praktyce tak, jakby Izrael nie był Zachodem, a żywotne interesy bezpieczeństwa Izraela są zupełnie odrębne od interesów Zachodu i dlatego można je oddawać w negocjacjach bez żadnych skrupułów. Polityka ta nie tylko jest nieskrępowana moralnością, ale jest również praktycznie bankrutem.
Polityka bankructwa
W żadnym innym obszarze bankructwo zachodniej polityki nie jest bardziej widoczne niż w dostawach broni do Izraela. Macron oświadczył, że „Francja nie wysyła żadnej” i że „dostawy broni… nie mogą zapewnić” bezpieczeństwa, podczas gdy Healey podkreślił, że „zawiesiliśmy te licencje [na broń], które mogłyby wpłynąć na życie w Strefie Gazy”. Tak więc Izrael ma walczyć z morderczymi terrorystami bez francuskiej broni, a jedynie z taką brytyjską, która, w jakiś nieznany ludzkości sposób, „nie wpływa na życie”. Jest to w zasadzie formalne zaproszenie dla Hamasu, Hezbollahu i Iranu do kontynuowania ataków.
Stany Zjednoczone, jeden z najważniejszych sojuszników Izraela, udzieliły 17,9 mld dolarów pomocy wojskowej w ciągu ostatniego roku, ale jest to mniej niż mogłoby się wydawać. W raporcie Uniwersytetu Browna na ten temat ukryty jest fakt, że kwota ta obejmuje 3,8 mld dolarów rocznej pomocy, która została wcześniej uzgodniona przez administrację Obamy, co oczywiście nie brało pod uwagę obecnej wojny.
Gdy weźmiemy pod uwagę koszty nowoczesnej amunicji, praktyczny efekt amerykańskiej pomocy staje się jeszcze mniej imponujący. 17,9 miliarda dolarów to gigantyczna suma pieniędzy dla jednej osoby, ale można za nią kupić około 5000 pocisków balistycznych Arrow, po cenie około 3,5 miliona dolarów za sztukę, dla kraju w stanie wojny. Oczywiście Izrael może nie potrzebować tak wielu pocisków, ale potrzebuje bardzo szerokiej gamy amunicji i sprzętu, a wszystko to kosztuje. Dla porównania, Ameryka do tej pory udzieliła Ukrainie pomocy wojskowej w wysokości 61,3 miliarda dolarów, ale nawet ta ogromna suma zapłaciła za ograniczoną ilość ciężkiego sprzętu, którego Ukraina najbardziej potrzebuje.
Amerykańska pomoc rzeczywiście pomaga IDF, ale Ameryka ani zamierza, ani nie jest zdolna do fundamentalnej zmiany kontekstu strategicznego. Oznacza to, że nawet jeśli pomaga Izraelowi w walce, nie pozwala Izraelowi zniszczyć Hamasu i Hezbollahu, nie mówiąc już o radzeniu sobie z programem nuklearnym Iranu. Wrogowie Izraela wiedzą o tym i dodatkowo zachęca to ich to do kontynuowania wojny.
Kończenie wojen zamiast ich wygrania
Nawet gdy polityka zbrojeniowa Zachodu wydłuża wojnę, Kamala Harris mówi o „konieczności zakończenia tej wojny”. Podczas gdy to robi, ani ona, ani jej rozmówcy nie wspominają o wojnie, którą Ameryka rzeczywiście zakończyła w 2021 roku. Była to wojna w Afganistanie, a prezydent Joe Biden ogłosił, że zakończy ją wycofaniem wszystkich sił amerykańskich w symboliczną dwudziestą rocznicę ataków Al-Kaidy 11 września 2001 roku.
Talibowie zakończyli wojnę dla Bidena, nie czekając na rocznicę. 15 sierpnia 2021 r. zdobyli Kabul, a następnego dnia Afgańczycy umierali spadając z nadkola amerykańskiego samolotu transportowego C-17 startującego z lotniska. Ostatniego dnia sierpnia Ameryka opuściła Afganistan. Dopiero w marcu bieżącego roku były przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, obecnie emerytowany generał Mark Milley, publicznie powiedział, że „cała sprawa była strategiczną porażką”. Strategiczną porażką, za którą nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności.
Administracja Bidena-Harris zakończyła wojnę z Afganistanem, a wraz z nią własną wiarygodność. Zdolność Ameryki do odstraszania agresorów została wylana w błoto. Niecałe sześć miesięcy później, 24 lutego 2022 r., Władimir Putin najechał Ukrainę z wielu kierunków. Niesławny generał Milley, wówczas jeszcze na stanowisku, przewidywał, że Ukraina może upaść w ciągu 72 godzin. Tak się nie stało, ponieważ Ukraińcy byli wtedy i są nadal mniej zainteresowani zakończeniem wojen za wszelką cenę niż Zachód.
Teraz Harris chce bez żadnego planu zakończyć inną wojnę, nie zastanawiając się, co może zdarzyć się lub co się zdarzy, jeśli to się stanie. W istocie amerykańska administracja i inni przywódcy zachodni popierają powszechną bliskowschodnią praktykę „hudny”, taktycznego zawieszenia broni, jak to czynił prorok Mahomet w wojnie z plemieniem Kurajszów. Gdy Mahomet ponownie się uzbroił i był gotowy zmiażdżyć Kurajszów, porzucił zgodnie z planem hudnę i zdobył Mekkę. Było to dawno, w 628 r. n.e., więc można się zastanawiać, dlaczego Zachód do tej chwili nie dowiedział się, że bliskowschodnie zawieszenia broni są warte tyle samo, co zużyty papier toaletowy.
Konsekwencje słabości
Ponieważ dyplomacja Zachodu nie jest wspierana przez żadną siłę i nie ma żadnego istotnego celu, nieuchronnie poniesie porażkę. Nawet zanim ostatecznie poniosła porażkę, już konsekwencje są bardzo poważne.
Administracja Bidena jest zmuszona przyznać, że „istnieją granice tego, co możemy zrobić”, aby wpłynąć na Izrael, nawet jeśli nie próbuje już wywierać skutecznego wpływu na Iran. Jej polityka ograniczonych ataków na Hutich nie powstrzymuje nawet tych ostatnich przed wystrzeleniem kolejnej pary pocisków dalekiego zasięgu na centralny Izrael, nie wspominając o ciągłym zagrożeniu ze strony Hutich dla bliższych celów, takich jak statki handlowe. Współczesna Ameryka jest bliżej uzyskania statusu pośmiewiska niż utrzymania statusu supermocarstwa.
Rosja obserwuje to wszystko i bierze więcej amerykańskich zakładników. Najnowszym jest Stephen Hubbard, lat 72, oskarżony (z typowym dla Rosji niedbaniem o jakiekolwiek prawdopodobieństwo oskarżenia) o to, że jest najemnikiem w służbie ukraińskiej. Hubbard jest po prostu najnowszą ofiarą popadania Zachodu w bezmyślną impotencję. Będzie wiele milionów innych ofiar, jeśli będzie kontynuacja obecnej polityki.
Link do oryginału: https://www.ynetnews.com/article/rys1pifkje
Ynet News, 8 października 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Dan Zamansky
Historyk izraelsko-brytyjski. Autor blogu The New World Crisis.