Strategia status quo Zachodu wali się
W sytuacji raptownego przyspieszenia wydarzeń, data 16 września odeszła już w odległe tło, mimo że minęły zaledwie dwa tygodnie. Jednak dzień ten pozostaje niezwykle ważny dla zrozumienia natury współczesnej strategii Zachodu i oznacza początek jej upadku.
Strategia nierobienia niczego
Tego dnia w połowie września wysłannik administracji Bidena, Amos Hochstein, odwiedził Izrael, aby powtórzyć kilka prostych i oklepanych pomysłów. Konkretnie, mocniejsze uderzenie w Hezbollah nie pomogłoby Izraelowi i zwiększyłoby niebezpieczeństwo wielkiej wojny, więc administracja szuka rozwiązania dyplomatycznego. Wszystko to zostało ogłoszone w 345. dniu, od kiedy Hezbollah zaczął strzelać do Izraela 8 października ubiegłego roku.
To, co Hochstein przekazał Izraelowi, jest esencją tego, co obecnie, jesienią 2024 r., uchodzi za strategię Zachodu. Strategię nie pogarszania sprawy, nie pogarszania sytuacji jeszcze bardziej przez robienie bardzo niewiele, a najlepiej nierobienie niczego. Celem jest zachowanie status quo, wciąż dość wygodnej i bezpiecznej dla Zachodu teraźniejszości, choć nie dla Izraela, Ukrainy i innych krajów.
Towarzysząca temu, nieunikniona obsesja dotyczy dyplomacji. Jeśli zadaniem jest utrzymanie bezpieczeństwa w najbliższym czasie przez wyeliminowanie niemal całego ryzyka, nieuchronnie staje się rażąco niewłaściwe rozważanie możliwości wojny. W końcu nawet głupiec wie, że wojny nie są wolne od ryzyka. Dlatego głupiec sięga po tę magiczną różdżkę, dyplomację.
Dyplomacja jako złudzenie
Czego głupiec nie wie, będąc głupcem, to tego, że osiągnięcia zachodniej dyplomacji w ciągu ostatnich wielu dekad charakteryzują się całkowitym brakiem rezultatów. W moim poprzednim artykule na ten smutny temat, omówiłem katastrofę, która dotknęła Półwysep Koreański w wyniku dziesięcioleci amerykańskiej dyplomacji. Stalinowski reżim Kima jest u władzy, wyposażony w międzykontynentalne pociski i broń jądrową i nie znajduje się pod żadną skuteczną presją.
Wszędzie indziej na świecie dyplomacja była podobnie daleka od triumfu. Weźmy przypadek Iranu. Ponad 22 lata temu, 14 sierpnia 2002 r., Narodowa Rada Oporu Iranu (NCRI), grupa opozycyjna, oskarżyła Iran o tajne rozwijanie broni jądrowej, w tym budowę zakładu wzbogacania uranu w Natanz. Później zasugerowano, że amerykański wywiad odkrył to kilka miesięcy wcześniej, ale tak czy inaczej minęło kolejne 16 miesięcy, zanim doszło do pierwszego z kilku nieudanych porozumień dyplomatycznych z Iranem.
21 października 2003 r., nieprzypadkowo zaledwie sześć miesięcy po zdobyciu Bagdadu przez siły koalicji, Iran uzgodnił z Wielką Brytanią, Francją i Niemcami, że odpowie na nierozstrzygnięte pytania dotyczące swojego programu nuklearnego i zawiesi wzbogacanie uranu. To rzekome osiągnięcie dyplomatyczne trwało nieco dłużej niż dwa lata, po czym Iran wznowił wzbogacanie w Natanz w styczniu 2006 r.
To jest ogólny schemat zachodniej dyplomacji z wrogimi państwami. Nawet do zainicjowania dyplomacji potrzebna jest kombinacja trudnej pracy wywiadowczej i nacisku militarnego, przynajmniej pośredniego. Następnie, gdy negocjacje się rozpoczną, wrogie państwo ostatecznie zgadza się na niewykonalne ustępstwa, aby wycofać się z nich we właściwym czasie. Zachód, zdeterminowany, aby uniknąć nieprzyjemnego wyniku, wojny, stopniowo zmierza w kierunku najgorszego możliwego wyniku, większej wojny w późniejszym terminie.
W istocie dyplomacja Zachodu daje swoim wrogom jedynie czas i spokój ducha, których potrzebują, aby zagrożenie z ich strony mogło być większe. Tak było z Iranem. Po kolejnych ośmiu latach marnowania czasu Zachód został doprowadzony przez całkowicie nieodpowiedzialną administrację Obamy do haniebnego porozumienia nuklearnego z Iranem. Był to Wspólny Plan Działań z 24 listopada 2013 r., który umożliwił Iranowi kontynuowanie wzbogacania uranu i testowanie bardziej zaawansowanych wirówek do wzbogacania uranu w przyszłości.
Prezydent Obama i jego sekretarz stanu John Kerry posiadali niezbędną kombinację niemoralności i głupoty, aby upierać się przy tym aż do 20 lipca 2015 r., kiedy to zamienili okropną umowę z 2013 r. na katastrofalny Wspólny Kompleksowy Plan Działań (JCPOA). Formalnie pozwolił on Iranowi na eksploatację 5060 wirówek wzbogacających i prowadzenie badań nad uranem na bardziej zaawansowanych wirówkach. W dniu podpisania umowy ówczesny sekretarz obrony Ash Carter bezczelnie obiecał Izraelowi, że „będziemy bardzo uważnie obserwować Iran”.
Wszystkie niekończące się lata dyplomacji, wszystkie długie obietnice okazały się nic nie warte w kwietniu 2018 r. Wtedy Izrael, a nie Stany Zjednoczone ani żaden inny sygnatariusz tej odrażającej umowy z Iranem, upublicznił, że jego służba wywiadowcza wydobyła z tajnego archiwum w Teheranie plany irańskiego programu broni jądrowej, Projekt Amad. Administracja prezydenta Trumpa wyraźnie odniosła się do ukrycia tych planów przez Iran jako dowodu złej wiary Iranu w podpisaniu umowy i niedotrzymania jej warunków, więc USA wycofały się z umowy 8 maja 2018 r.
Ani Trump, ani jego następca prezydent Biden, ani żaden inny przywódca żadnego innego zachodniego sygnatariusza katastrofalnego porozumienia z 2015 r., nigdy nie znaleźli siły woli, aby wyciągnąć wniosek, który należy wyciągnąć. Dyplomacja z wrogimi państwami w ogóle, a z Iranem w szczególności, jest drogą do katastrofy.
Jeśli irański program nuklearny ma zostać zdemontowany, wojna jest jedynym sposobem. Jednak ponieważ celem zachodniej strategii jest zachowanie status quo i unikanie wojny, daremne i odrażające próby prowadzenia dyplomacji z Iranem trwają do dziś. W międzyczasie Donald Trump bezsensownie porównuje atak Iranu na Izrael do „dwojga dzieci bijących się na szkolnym podwórku”, podczas gdy jego przeciwniczka w wyborach, Kamala Harris, mówi o kontynuowaniu „współpracy z naszymi sojusznikami... w celu zakłócenia agresywnego zachowania Iranu”. Żadna z tych dwóch miernot nie rozumie, jak nieistotne stały się ich słowa.
Zachodnia retoryka stała się nieistotna w lutym 2022 r., kiedy Rosja, (która wraz z Chinami jest niezachodnim sygnatariuszem umowy z Iranem), dokonała inwazji na Ukrainę. Od tamtej pory Rosja otwarcie angażuje się w nuklearny szantaż Zachodu. Już w czerwcu owego roku Chiny i Rosja wspólnie sprzeciwiły się nieśmiałej krytyce Zachodu dotyczącej niewystarczającej współpracy Iranu z inspektorami nuklearnymi. Prawie 20 lat po rozpoczęciu dyplomacji wokół irańskiego programu nuklearnego, program ten publicznie załamał się. Przez te dwie dekady Zachód całkowicie stracił kontrolę nad wydarzeniami, podczas gdy Iran dotarł blisko do produkcji głowic nuklearnych.
Tymczasem katastrofalne porozumienie z 2015 r. nadal wydaje zatrute owoce. 18 października 2023 r., jedenaście dni po masakrze izraelskich cywilów przez Hamas, wygasły ograniczenia ONZ dotyczące irańskich programów rakietowych i dronów. Iran, który już dostarczał drony do Rosji z naruszeniem tych ograniczeń, może teraz to robić, wiedząc, że istnieją niewielkie, jeśli w ogóle jakiekolwiek, ograniczenia jego działań i że może swobodnie wykorzystać dochody ze sprzedaży dronów do Rosji na dalszy rozwój własnego arsenału.
Jedyna zaleta umowy z 2015 r., zdolność Zachodu do „błyskawicznego przywrócenia” wszystkich sankcji nałożonych wcześniej na Iran, okazała się oczywiście pusta. Zajęte próbami „deeskalacji napięć”, żałosnym eufemizmem na udawanie, że rozpadający się status quo nadal można utrzymać, państwa zachodnioeuropejskie pozostają stronami umowy i odmawiają rozważenia „błyskawicznego przywrócenia” sankcji. Z zachodniej dyplomacji nie pozostało nic poza desperacją.
Szesnaście dni desperacji
Desperacja połączona z całkowitym moralnym bankructwem stanowiła gwiazdę przewodnią tego, co uchodziło za dyplomację zachodnią, od wizyty Hochsteina 16 września do irańskiego ataku rakietowego na Izrael pierwszego października.
Po przewidywalnie nic nie wartej wizycie Hochsteina w Izraelu szybko nastąpiły różne udane izraelskie akcje ofensywne przeciwko Hezbollahowi, aż do zabicia dowódcy jego oddziału rakietowego, Ibrahima Kubaisiego, po południu 24 września. Zamiast wywołać pewną trzeźwość w myśleniu i działaniu Zachodu, doprowadziło to do groteskowej demonstracji desperacji, słabo zamaskowanej jako dyplomacja.
Wspólne oświadczenie z 25 września wydane przez 38 krajów, w tym 27 członków Unii Europejskiej, a także Stany Zjednoczone, jest jednym z najbardziej obscenicznych dokumentów w wielu stuleciach międzynarodowej dyplomacji. Ponieważ Izrael wyrządzał Hezbollahowi znaczne szkody, oświadczenie to wzywało do „natychmiastowego 21-dniowego zawieszenia broni”, co dałoby terrorystom w Libanie istotną ulgę od presji ze strony Izraela.
W tym tekście nie ma nawet słowa „terroryzm” ani żadnego jego pochodnego. Pominięto też wszelkie wzmianki o Hezbollahu. Wezwano do „dyplomatycznego rozwiązania” w Libanie, a także do zawieszenia broni w Strefie Gazy. Nie było to nic innego, jak próba zmuszenia Izraela do kapitulacji, umożliwienia terrorystom w bazach na jego granicach przetrwania, reorganizacji i przygotowania się do mordowania Izraelczyków skuteczniej i na jeszcze większą skalę.
Administracja Bidena była na tyle zdesperowana, by narzucić to najbliższemu sojusznikowi Ameryki, że anonimowo poinformowała wielu dziennikarzy, że „spodziewamy się umowy w nadchodzących godzinach”. Benjamin Netanjahu i jego gabinet zasługują na najwyższe uznanie za traktowanie tego histerycznego spektaklu z pogardą i przeciwstawienie się formie dyplomatycznego wymuszenia, które jest wręcz przestępcze ze względu na zagrożenie, jakie stwarza dla przetrwania Izraela.
Dwa dni po tym oświadczeniu, w piątek 27 września, doradca Departamentu Stanu Tom Sullivan nadal próbował naciskać na „rozwiązanie dyplomatyczne” i uparcie nie przyznawał, że żadne takie rozwiązanie nie jest obecnie możliwe ani nie było możliwe w przeszłości. Izrael zakończył ten dzień likwidując Hassana Nasrallaha.
Likwidacja Nasrallaha była nie tylko ważnym sukcesem w walce z terroryzmem, ale także wepchnęła administrację Bidena jeszcze głębiej do kąta, który sama sobie stworzyła. 29 września rzecznik bezpieczeństwa narodowego John Kirby musiał przyznać, że śmierć Nasrallaha i innych była „dobra dla regionu, dobra dla świata”. Kirby nie wyjaśnił, że to znaczyło, iż administracja desperacko próbowała zapobiec tym dobrym wydarzeniom, narzucając Izraelowi zawieszenie broni.
Administracja nie jest osamotniona w swojej desperacji. Rzecznik brytyjskiego premiera Keira Starmera wezwał „wszystkie strony do wykazania się powściągliwością, odsunięcia się od krawędzi i uniknięcia dalszej eskalacji” dzień po telewizyjnym wystąpieniu Kirby’ego. Nawet po ataku rakietowym Iranu 1 października ten sam rzecznik nadal wzywał do „deeskalacji”, jednocześnie rutynowo potępiając Iran. Izrael ma przestać walczyć o swoje przetrwanie, po prostu dlatego, że Brytania nie wie i nie chce wiedzieć, jak powstrzymać Iran.
Praktyczna odpowiedź Zachodu na atak Iranu miała bardzo ograniczoną wartość. Dwa niszczyciele marynarki USA, USS Bulkeley (DDG-84) i USS Cole (DDG-67), wystrzeliły kilkanaście rakiet przechwytujących, ale to była ułamek całkowitego wysiłku potrzebnego do odparcia ataku, w którym Iran wystrzelił około 200 pocisków balistycznych. Marynarka, która ma 237 okrętów bojowych w służbie, w tym dziesiątki niszczycieli, mogła zrobić o wiele więcej, ale nie została zorganizowana ani nie otrzymała rozkazu, by to zrobić.
Reszta Zachodu nie przechwyciła ani jednego pocisku balistycznego, a Wielka Brytania nie przyczyniła się niczym więcej niż dwoma myśliwcami Typhoon, o których absurdalnie twierdzi się, że zapewniły odstraszanie, nie atakując żadnych celów. Brytyjskie i inne samoloty alianckie nie mogą w rzeczywistości atakować żadnych celów balistycznych, ponieważ to, co nazywano inicjatywą Air-Launched Hit-to-Kill (ALHTK), obejmującą wystrzeliwanie pocisków Patriot Advanced Capability-3 (PAC-3) z samolotów przeciwko pociskom balistycznym, co reklamowano w 2007 r., nigdy nie doprowadziło do niczego. Jest to naturalna konsekwencja niezdolności Zachodu do poważnego rozważania wojny i przygotowania się do niej.
Mając minimalny bezpośredni wkład militarny w obronę Izraela, wiodące narody Zachodu tkwią w pętli, w której nadal podkreślają własny brak znaczenia i niemoc. 24 września G7 wezwało do „zatrzymania obecnego destrukcyjnego cyklu”. Drugiego października nadal twierdziło uparcie, bez żadnych dowodów i próby oryginalnej myśli, że niesprecyzowane „rozwiązanie dyplomatyczne jest nadal możliwe”. Przekaz jest jasny. Przetrwanie Izraela jest problemem Izraela, a Zachód nie ma odpowiedzi na nic, nie ma innego pragnienia niż kontynuowanie neutralnego biegu. To nie może trwać i nie będzie trwało długo.
Link do oryginału: https://www.ynetnews.com/article/s1jtcxnac
Ynet News, 3 października 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Dan Zamansky
Historyk izraelsko-brytyjski. Autor blogu The New World Crisis.