Afganistan i Gaza: tragedia i farsa


Ben Cohen 2024-09-21

Afgańskie kobiety przy pracy w fabryce włókienniczej w Kabulu w styczniu 2012 r. Zdjęcie: Senior Airman Andrea Salazar/U.S. Armed Forces.
Afgańskie kobiety przy pracy w fabryce włókienniczej w Kabulu w styczniu 2012 r. Zdjęcie: Senior Airman Andrea Salazar/U.S. Armed Forces.

Zastanawiasz się, dlaczego gwałciciel z Hamasu, który otrzymuje to, na co zasłużył, zostaje zmieniony w niewinnego cywila zamordowanego w ramach “ludobójstwa”, podczas gdy afgańskie kobiety zostają zamienione w własność ruchomą i niewolnice, a świat milczy.

Uważni czytelnicy moich artykułów wiedzą, że lubię od czasu do czasu cytować obserwację Karla Marksa, że historia się powtarza, „pierwszy raz jako tragedia, drugi raz jako farsa”. W tych słowach pierwotnie opublikowanych w 1852 r. Marks odnosił się do zamachu stanu we Francji przeprowadzonego w poprzednim roku przez Ludwika Napoleona, siostrzeńca znacznie bardziej znanego Napoleona Bonaparte. Jednak od tego czasu jego aforyzm był stosowany w wielu kontekstach, w których bieżące wydarzenia nawiązują do przeszłości.

Patrząc na ostatnie wydarzenia w Afganistanie, znów przypomniał mi się cytat Marksa. Kiedy talibowie po raz pierwszy przejęli władzę w tym zniszczonym kraju w 1996 r., była to niewątpliwie tragedia; najpierw dla narodu afgańskiego, po raz kolejny pozbawionego możliwości utworzenia demokratycznego ustroju, a później dla Stanów Zjednoczonych i reszty świata. Terrorystyczne okrucieństwa z 11 września 2001 r. w Stanach Zjednoczonych — których 23. rocznica została uroczyście obchodzona w zeszłym tygodniu — wylęgły się w Afganistanie po tym, jak talibowie zapewnili tam schronienie Osamie bin Ladenowi i Al-Kaidzie. Ta straszna zbrodnia na przełomie tysiącleci zmieniła bieg historii, rozpoczynając epicką bitwę między zachodnią liberalną demokracją, kładącą nacisk na pluralizm i prawa jednostki, a islamistyczną formą totalitaryzmu, która dąży do zmiażdżenia wszystkiego, co uważa za odstępstwo od swojej wizji.


Jak można się było spodziewać, przyszły wojny, najpierw w Afganistanie, a następnie w Iraku, a istniejące i nowe zagrożenia, zwłaszcza ze strony Islamskiej Republiki Iranu, pogłębiły się dokładnie w momencie, gdy zachodnie społeczeństwa zmęczyły się zagranicznymi interwencjami i zagranicznymi wojnami, co przygotowało grunt pod odrodzenie się zarówno lewicowego antyimperializmu, jak i prawicowego izolacjonizmu. Wreszcie w 2021 r., po katastrofalnym wycofaniu się Amerykanów z Afganistanu, Talibowie powrócili do władzy, obracając wysiłek poprzednich 20 lat w kolosalną stratą krwi i pieniędzy.


To także była tragedia, a jednak są tu elementy farsy, które moim zdaniem sugerują, że historia może powtarzać się jednocześnie jako tragedia i jako farsa.


Gdy XX wiek ustąpił miejsca XXI, tylko kilku regionalnych specjalistów i ekspertów politycznych pojęło poważne zagrożenie, jakie stanowili Talibowie. Reszta z nas została wyrwana ze snu, gdy samoloty pasażerskie uderzyły w World Trade Center, Pentagon i pole w Pensylwanii. Dwadzieścia lat później, gdy nowe pokolenie dorastało, przestaliśmy się przejmować i chcieliśmy po prostu stamtąd odejść. Wszystko to było i jest tragedią, a przywrócenie Talibów jest najtragiczniejszym aspektem ze wszystkich. Ale gdzie jest farsa?


Można to podsumować jednym słowem: Gaza. Mimo niekompetencji i korupcji swoich przywódców, Palestyńczycy od dawna są biegli w wykorzystywaniu poczucia winy z powodu kolonializmu oraz korzystaniu z długiej tradycji antysemityzmu w krajach zachodnich, choć większość z nich lekceważy wartości, które reprezentują nasze cywilizacje. Pokazywali to wielokrotnie, od bezpośrednich następstw masakry 11 września, kiedy wielu tańczyło na ulicach i rozdawało cukierki na znak radości, po pogrom 7 października ubiegłego roku, kiedy Hamas i sprzymierzone z nim grupy terrorystyczne mordowały, gwałciły i porywały ludzi w południowym Izraelu. Rezultat? Jak nieustannie podkreślają zwolennicy Izraela w mediach społecznościowych, (wydaje się, że bezskutecznie), na naszych ulicach nie ma protestujących, gdy krew przelewana jest w Ukrainie, w Sudanie, a nawet w Afganistanie, ale gdy tylko rakieta Sił Obronnych Izraela uderza w centrum dowodzenia Hamasu w mieście Gaza lub Rafah, wyłażą jak szczury z kanalizacji. I w tym tkwi farsa.


Dlatego trzeba rozumieć, że w ruchu poparcia dla Hamasu chodzi o coś znacznie więcej niż tylko o Izraelczyków i Palestyńczyków. Fiksacja na punkcie Palestyny jest jednym z głównych powodów, dla których zachodnie społeczeństwa pozostają w dużej mierze obojętne, a wręcz lekceważą cierpienia ludzi, którzy nie są Palestyńczykami. I być może żadna obecna sytuacja nie ilustruje tego lepiej niż Afganistan.


Trzy tygodnie przed tegorocznymi obchodami 11 września Talibowie wprowadzili „Ustawę o propagowaniu cnoty i zapobieganiu występkom”. Jej głównymi celami są kobiety, którym zabrania się chodzenia do pracy lub do szkoły; które mogą korzystać z transportu publicznego tylko w towarzystwie męskiego opiekuna; i które muszą całkowicie zakrywać twarze i ciała, gdy znajdują się w miejscach publicznych. Co najbardziej obrzydliwe, afgańskim kobietom zabrania się teraz — pod groźbą więzienia lub egzekucji — mówienia w miejscach publicznych. Nazywanie tych środków „średniowiecznymi” jest krzywdzące dla okresu średniowiecza.


Nie ma żadnych znaczących protestów. Miliony ludzi, którzy uczestniczyli w demonstracjach poparcia dla Hamasu na całym świecie, nie przejmują się tym. W zachodnich kręgach politycznych potworne prawo talibów jest ledwie omawiane; gdy kandydat Republikanów Donald Trump i kandydatka Demokratów Kamala Harris kłócili się o osiągnięcia USA w Afganistanie podczas debaty prezydenckiej 10 września, żadne z nich nie pomyślało, żeby o tym wspomnieć. W Radzie Bezpieczeństwa ONZ zebrano jedynie oświadczenie potępiające — i nawet to nie było jednomyślne, poparte przez 12 z 15 członków rady. Nieprzypadkowo trzy kraje, które sprzeciwiły się oświadczeniu — stali członkowie Rosja i Chiny oraz niestały członek Algieria — są zdecydowanie sprzymierzone z Iranem i jego pełnomocnikami, takimi jak Hezbollah i Hamas.


Tak więc daremnie zastanawiasz się, czy „pieprzone bachory bogaczy” na Uniwersytecie Columbia i innych kampusach — by zacytować niezapomniane określenie urzędnika związku zawodowego, którego ciężko pracujący członkowie byli zastraszani i nękani przez tłum w kefijach w zeszłym semestrze — kiedykolwiek staną w obronie afgańskich kobiet (nie staną). Daremnie zastanawiasz się, czy sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych, który codziennie potępia Izrael, znajdzie czas, by potępić systematyczne maltretowanie afgańskich kobiet z podobnym zaniepokojeniem i analogiczną częstotliwością. Daremnie zastanawiasz się, dlaczego gwałciciel z Hamasu, który otrzymuje to, na co zasłużył, zostaje zmieniony w niewinnego cywila zamordowanego w ramach rzekomo dokonywanego przez Żydów “ludobójstwa”, podczas gdy afgańskie kobiety zostają zamienione w własność ruchomą i niewolnice, a cisza wokół tego — podobnie jak cisza narzucona im — jest ogłuszająca. Daremnie zastanawiasz się, dlaczego tolerujemy świat, w którym moralność jest tak obrzydliwie wypaczona. I wtedy zdajesz sobie sprawę: gdziekolwiek tragedia podnosi głowę, farsa nie jest daleko w tyle.


Link do oryginału: https://www.jns.org/afghanistan-and-gaza-tragedy-and-farce/

JNS Org, 13 września 2024

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Ben Cohen
– amerykański dziennikarz, stały felietonista JNS.