Pastor Kamali Harris, Durban i jeszcze gorzej
Harris musi uwolnić się od kosmopolitycznej wrogości wobec Stanów Zjednoczonych jako narodu, jaka panuje wśród wielu osób w jej otoczeniu.
Podczas nabożeństwa żałobnego poświęconego ofiarom ataków terrorystycznych z 11 września, które odbyło się zaledwie sześć dni po tym, jak Al-Kaida zamordowała blisko 3000 Amerykanów, [Amos] Brown wykorzystał okazję, aby wskazać oskarżycielskim palcem na Stany Zjednoczone w uwagach, które według „San Francisco Chronicle” „zdenerwowały wiele osób” i „oszołomiły polityków”.
„Ameryko, czy zrobiłaś coś, żeby stworzyć tę atmosferę?” – zapytał Brown publiczność. „Ochhhh – Ameryko, co zrobiłaś?”
„Ameryko, co zrobiłaś dwa tygodnie temu, kiedy stałem na światowej konferencji na temat rasizmu, kiedy nie chciałaś się pojawić?” Brown kontynuował, odnosząc się do swojego udziału w Światowej Konferencji Przeciwko Rasizmowi ONZ, którą Stany Zjednoczone i Izrael zbojkotowały, powołując się na niepokój o szalejący tam antysemityzm.
W mojej książce o transformacjach zachodniej sfery publicznej na przełomie ostatniego stulecia/tysiąclecia (Can “The Whole World” Be Wrong?: Lethal Journalism, Antisemitism and Global Jihad) napisałem o związku między konferencją ONZ w Durbanie, która zakończyła się 8 września 2001 r., a atakami z 11 września, które miały miejsce trzy dni później:
Czy globalny triumf demopatycznej nienawiści skierowanej przeciwko USA i Izraelowi w Durbanie miał coś wspólnego z 11 września? Nie bezpośrednio. Plan potrójnego ataku był realizowany od lat. Jednak biorąc pod uwagę atmosferę w Durbanie, Osama [bin Laden] miał wszelkie powody, by oczekiwać, że jego spektakularny czyn znajdzie oddźwięk zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz świata muzułmańskiego: w jego umyśle, akt nawrócenia świata. Kiedy dał zielone światło, przeniósł festiwal nienawiści w Durbanie na nowy poziom, łącząc muzułmańską i postępową narrację o odkupieniu świata jako walkę z bliźniaczym zachodnim złem, „Wielkim i Małym Szatanem”, USA i Izraelem. Tak jak Arafat rozkoszował się aprobatą jego osoby przez światową prasę, tak bin Laden miał powody, by oczekiwać, że on również zyska powszechną aprobatę.
Gdybym znał przypadek pastora Amosa Browna, z pewnością bym go przytoczył, ponieważ ilustruje on moje poglądy na temat dynamiki, dzięki której Durban przygotował światową opinię publiczną na powitanie 11 września.
Brown był w Durbanie i najwyraźniej z wielkim entuzjazmem uczestniczył w festiwalu nienawiści przeciwko USA i Izraelowi. Kiedy przemawiał w następnym tygodniu w (już „przebudzonym”) San Francisco, oskarżając USA o to, że zasłużyły na cios, doskonale zilustrował moje domniemane powiązanie między Durbanem a reakcją na 11 września: Durban zapewnił radość globalnej publiczności z tego ciosu wymierzonego w rzekomego złego, duszącego hegemona.
Podniosły się krzyki brytyjskich dziennikarzy, francuskich „filozofów ” i amerykańskich radykałów: USA sobie na to zasłużyły. Mówiąc wprost, Durban przygotował postępowców do powitania i świętowania ich dżihadystycznych wrogów za najbardziej okrutne czyny popełnione przeciwko nim samym. (Robili to już w odniesieniu do Izraela przez prawie cały rok.)
Jeśli chodzi o apokaliptyczną dynamikę milenijną, Durban oznacza formalne małżeństwo miłośników światowego kalifatu (tych aktywistów muzułmańskich, którzy pracują na rzecz globalnego kalifatu w naszych czasach) z (radykalną) postępową lewicą, w którym oba ruchy milenijne, pomimo ich zasadniczo przeciwstawnych wizji przyszłego tysiąclecia pokoju, połączyły się wokół kluczowego elementu swoich apokaliptycznych scenariuszy, co było głównym impulsem dla ich (teraz wspólnej) rewolucyjnej mocy. Obie strony tego mariażu zidentyfikowały apokaliptycznego wroga (dwóch szatanów, których ajatollah Chomeini potępił około dwadzieścia lat wcześniej) jako USA i Izrael.
Eric Hoffer napisał na początku lat 50.: „Ruchy masowe mogą powstawać i rozprzestrzeniać się bez wiary w Boga, ale nigdy bez wiary w diabła”.
Po 11 września wielu Amerykanów pokłoniło się identyfikacji wroga ze swoim własnym narodem: niektórzy w postawie pokutnej („Co zrobiliśmy, żeby wywołać ich nienawiść?”), a inni w postawie triumfalno-agresywnej („Ameryka wreszcie doigrała się”) .
Kiedy wielebny Brown powiedział: „Ameryko, czy zrobiłaś coś, żeby stworzyć tę atmosferę?”, umieścił się w obozie tych, którzy „obwiniają demokrację” za dziką nienawiść dżihadystów w dążeniu do globalnego kalifatu.
W normalnych okolicznościach dorośli uciszyli by go i odrzucili. Ale to nie były zwykłe czasy. Wręcz przeciwnie, zgromadzony tłum w Bill Graham Civic Auditorium dopingował go, a domniemani dorośli, Dianne Feinstein i Nancy Pelosi, zachęceni do działania przez mężczyznę, którego przyjaciel zginął w walce z dżihadystami na pokładzie lotu United Airlines 93, wyszli w cichym proteście.
Polityk i aktywista praw LGBT Thomas Ammiano wyjaśnił: „Co można powiedzieć? To był w dużej mierze lewicowy i pro-pokojowy tłum, a Amos grał pod publiczkę”. Więc tutaj aktywista praw LGBT założył, że pro-pokojowy tłum będzie wiwatować na cześć mizoginicznego, homofobicznego ataku dżihadystów, w którym zginęło 3000 cywilów.
Czy Amos Brown, którego Harris uważa za wspaniałą, duchowo inspirującą osobę, jest naiwniakiem, czy demopatą? Czy naprawdę wierzy, że ta koalicja dżihadystów i postępowych sił rzeczywiście będzie miała zbawczy wpływ i że gdy nadejdzie czas przejęcia władzy, miłośnicy kalifatu nawrócą się na postępową wizję („Wyobraź sobie wszystkich ludzi…”), zamiast cofnąć się do polityki siły z VII i początku XX wieku?
Czy też rozpoznaje cele i pragnienia, które ożywiają jego sojusznika, co oznacza zagładę dla Żydów i demokratycznego Zachodu, a on po prostu pomaga w tym procesie, mówiąc w nowomowie? Dżihad oznacza pokój, więc dlaczego pacyfiści nie mieliby go popierać?
Jedno jest pewne: jeśli Harris chce zapisać się w historii wszech czasów – a czasy postawiły ją w centrum uwagi, dając jej ku temu szansę – musi uwolnić się od kosmopolitycznej wrogości wobec Stanów Zjednoczonych jako narodu, która uzewnętrznia się wśród wielu osób wokół niej, z jednej strony oikofobów nawołujących do autodestrukcyjnej polityki zagranicznej, a z drugiej strony popierających program zaprzysiężonego wroga Stanów Zjednoczonych jako demokracji.
W przeciwnym razie aż strach pomyśleć, jak będzie zapamiętana i kto będzie ją pamiętał.
Perspektywy? Niezbyt dobre. Ale zawsze można mieć nadzieję. Może Emhoff zda sobie sprawę, że jest Esterą.
Link do oryginału: https://www.jns.org/kamala-harriss-pastor-durban-and-worse/
JNS Org., 11 sierpnia 2024
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Richard Allen Landes
Amerykański historyk, wykładowca na Boston University, dyrektor bostońskiego Center for Millennial Studies. Autor szeregu książek o średniowieczu i ruchach apokaliptycznych. Obserwator konfliktu na Bliskim Wschodzie (to on ukuł pojęcie „Pallywood” na wyprodukowane ze statystami filmy mające być „dowodami” przeciwko Izraelowi). Jest również autorem dwuczęściowej druzgoczącej analizy tzw. „Raportu Goldstone’a”.
- "Goldstone's Gaza Report, Part I: A Failure of Intelligence", Middle East Review of International Affairs (MERIA), January 2010.
- "Goldstone's Gaza Report, Part II: A Miscarriage of Human Rights," Middle East Review of International Affairs (MERIA), January 2010.
W lutym 2023 r. ukazała się jego nowa książka pod tytułem Can the Whole World Be Wrong?