Najlepsza religia na świecie II.
Motto: „Każda religia jest dobra, ale najgłupsza jest najlepsza”
(papież Aleksander VI).
Następna religijna „prawda”: Sąd Ostateczny. Jak to ma wyglądać wg Ewangelii?:
„Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swym tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych (ludzi) od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów /../ Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! /../ I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego /../ Syn Człowieczy pośle aniołów swoich i ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Urocza perspektywa, nieprawdaż? Szczególnie w kontekście: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”, no, piękne umiłowanie,... nie ma co!
Czy nie wydaje się cokolwiek dziwna ta sytuacja? Ludzie mają być sądzeni za uczynki jakich dopuścili się podczas swojego ziemskiego życia, tak? Jednak rodząc się już z naturą skażoną grzesznymi skłonnościami do czynienia zła i nieprawości (od czego niktnie może uciec), są już z góry skazani na taki wybór drogi życiowej, która prowadzi ich ku złemu raczej, a nie ku dobremu. Czyż nie mówi o tym ludowa mądrość; „Natura ciągnie wilka do lasu”? Otóż to! A natura ludzi – jak wiadomo wszystkim wierzącym – jest skażona grzesznymi skłonnościami (z woli Boga, zresztą). Zatem ta boża sprawiedliwość wygląda tak oto:
Bóg karze ludzi w raju (choć w równym stopniu mógłby im przebaczyć, albo nie dopuścić do ich upadku) i przymusza ich by rozmnażali się ze skażoną grzechem naturą. Potem, kiedy ludzie żyją i zachowują się zgodnie ze swoją grzeszną naturą, Bóg – nie wiedzieć czemu, niezadowolony z tego faktu – karze ich drugi raz, tym razem potopem.Po potopie nie zmienia im natury, więc ludzkość „odradza” się z grzeszną naturą, dopuszczając się w czasie swej historii wszelkiego możliwego zła, jakie może wyrządzić człowiek, człowiekowi. Za co Bóg wielokrotnie karze swój naród wybrany i będzie jeszcze raz osądzał i karał wszystkich ludzi na końcu ich dziejów. I to ma być ta boża „sprawiedliwość”, przejawiająca się głównie w potrzebie karania swego ułomnego stworzenia?!
Zwróćmy uwagę, iż tak w stosunku do swego stworzenia zachowuje się Bóg ponoć miłosierny i miłujący je ponad wszystko (u ludzi byłaby to mściwość po prostu, a u Boga jest to – jak się okazuje – miłowanie swego stworzenia,... dziwne!). Aż strach pomyśleć co też by ludzi czekało, gdyby tak Stwórca ich nienawidził? Potrafilibyście to sobie wyobrazić?
------ // ------
Zatem czas dopełnić ten obraz opatrznościowego planu bożego, względem jednego z Jego stworzeń – człowieka (choć przy okazji zwierzętom też się nieźle dostało!). Ostatnia z analizowanych tu prawd religijnych – piekło. Syn Boży wielokrotnie i zdaje się z upodobaniem, straszył nim współziomków: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny /../ I pójdą ci na mękę wieczną /../ Syn Człowieczy pośle aniołów swoich /../ i tych, którzy dopuszczają się nieprawości i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów (chyba ulubione powiedzenie Jezusa) /../ węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?”. Jest tam także mowa o ognistym jeziorze, pełnym roztopionej siarki, do którego wrzuceni będę wszyscy grzesznicy.
Nie będę się tu rozwodził nad sadystycznym gustem autorów owego pomysłu na zakończenie dzieła bożego jakimś mocnym akcentem, chcę tylko zwrócić uwagę na jeden jego znamienny aspekt: ową wiecznośćw czasie, jaką ta kara będzie doskwierała tym wszystkim nieszczęśnikom tam będącym. Proponuję takie wizualne wyobrażenie sobie: postawcie na kartce papieru kropkę wielkości ziarenka maku, która będzie odzwierciedlała długość naszego życia, a od niej pociągnijcie linię prostą nieskończonejdługości (oczywiście w wyobraźni); przez naszą Ziemię, Układ Słoneczny, naszą Galaktykę, Lokalną Grupę Galaktyk, Supergromadę Galaktyk, Metagalaktykę, resztę Wszechświata i dalej w nieskończoność (cokolwiek miałoby tam być). To będzie owa wieczność właśnie, w czasie której nasz dobry, miłosierny i miłujący nas Bóg, przewidział odbywanie kary dla grzeszników, za ich winy i grzechy popełnione podczas ich króciutkiego życia (to ta mała, niewidoczna prawie kropeczka). Mam więc jedno pytanie w związku z powyższym: Jak bardzo trzeba ludzi „kochać” aby wymyślić coś takiego? Musi być to zaiste miłość nieludzka i nie pojęta wręcz!
------ // ------
A przecież to nie wszystko jeszcze! Wyobraźnia autorów tych okropności, zdaje się nie mieć granic! Nic to, że te makabryczne wizje wzajemnie się wykluczają, ważne aby porządnie postraszyć owieczki, bo wiadomo, że kto się boi, jest niewolnikiem (na co już dawno temu wpadł Seneka, bodajże). Jest bowiem jeszcze jedna biblijna prawda, dotycząca końca dziejów rodzaju ludzkiego: Armagedon i Dzień Sądu Ostatecznego (dziwnym trafem jakoś marginalizowany w katolicyzmie, cieszący się za to dużą estymą u Świadków Jehowy). Na czym to polega?
Kiedy nadejdzie zapowiadany czas, na dźwięk trąb anielskich sfruną z nieba na ziemię aniołowie i wytracą wszystkich ludzi żyjących wtedy na ziemi. Następnie Pan Bóg wskrzesi wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli na naszej planecie (coś tak circa 80 mld) i podda ich tysiącletniemu Dniu Sądu. A będzie to wyglądało w ten sposób: z czeluści piekielnych zostanie wypuszczony przez Boga Szatan wraz ze swymi demonami, po to, by kusić tę wielką masę ludzi i starać się odwieść ich od Boga (bez tego kuszenia jak widać, Stwórca nijak nie mógłby się obejść!). Wyobrażacie to sobie?! Zatem ludzie nie będą sądzeni za czyny jakich dopuścili się podczas swojego krótkiego ziemskiego życia („Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu”), ale za to, jaką postawą wykażą się podczas tej tysiącletniej próby. Ci, którzy ją przejdą pomyślnie, pójdą do życia wiecznego, a ci, którym się nie powiedzie – co oczywiste – do jeziora roztopionej siarki, jeziora ognistego, rozpalonego pieca albo ogólnie rzecz biorąc; w ogień piekielny gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Prawda, że sam mistrz od mocnych wrażeń – Alfred Hitchock lepiej by tego nie wymyślił?
------ // ------
Jak myślicie,... czy to możliwe aby ów papież w podobny sposób analizował te religijne prawdy i wnioski jakie zaczęły mu się narzucać, skłoniły go do wyrażenia owej konstatacji?
------ // ------
Czas zatem pokusić się o podsumowanie powyższego materiału, aby móc wyobraźnią ogarnąć sens całości bożego planu opatrznościowego, względem nas – ludzi. Już na pierwszy rzut oka widać, że w kontekście boskich atrybutów (wszechmoc, wszechwiedza, wszechobecność itd.), nie da się niestety obronić poglądu, że wszystko co Bóg robi w swym dziele, robi dla dobra człowieka, kierując się miłością do niego i miłosierdziem. Nic bardziej błędnego! Jest akurat dokładnie odwrotnie; Stwórca kieruje się własnym dobrem (jak i swego Syna), mając zawszena uwadze i przede wszystkim swój własny interes. Ludzie od samego początku byli jedynie bezwolnymi i nieświadomymi marionetkami, służącymi do realizacji owego bożego planu, zwanego – jak na ironię Opatrznością Bożą. No, bo pomyślcie tak sami:
Zacznijmy od tego niefortunnego dla ludzi początku; czy nie wydaje się dziwna ta niesprawiedliwa kara, jaką Bóg nałożył na ludzi, wiedząc doskonale i dużo wcześniej, że tak a nie inaczej się stanie? Przecież Bóg wcale nie musiał ludzi karać; karze ten kto nie możezapobiec karygodnemu czynowi, a Bóg może, mając ku temunieskończonemożliwości. Jakim mianem określilibyście tego, kto mogąc zapobiec złu, woli jednak za nie ukarać? A wszystko na to wskazuje, że Bóg chciał ludzi ukarać i to nad wyraz surowo (i przy okazji niesprawiedliwie), po to aby rozmnażali się z naturą skażoną grzesznymi skłonnościami.
Ci bardziej wierzący a mniej myślący, powiedzą zapewne: ludzie zasłużyli na tę karę, nie słuchając zakazu bożego. Czy aby na pewno? Przecież Bóg wiedział, że tak się stanie, dużo, dużo wcześniej niż sami ludzie (jest wszak autorem wszystkiegoco w Jego dziele się wydarza). Mógł więc coś zrobić (np. odebrać wężowi mowę, chociażby,... albo jak w przypadku wieży Babel „pomieszać” mu język, aby stał się on niezrozumiały dla niewiasty), gdyby tylko chciał tego i gdyby Mu zależało, by rodzaj ludzki miał doskonałych protoplastów. Bóg jednak miał inne plany w stosunku do ludzi, dlatego nie przeszkadzało Mu, że skusiło ich Jego własne stworzenie, ani to, iż ukarani zostali wszyscy potomkowie Adama i Ewy, którzy kiedykolwiek urodzą się w przyszłości i którzy z winą swych prarodziców nie mają nic wspólnego (prócz tego, że urodzili się ludźmi). Dlaczego zatem Stwórca zachował się w ten sposób?
Odpowiedzi na to pytanie udziela nam sama Biblia, choć bardzo marginesowo i enigmatycznie. W Nowym Testamencie jest taki znamienny fragment, dotyczący roli Jezusa: „On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na nas”. Co to oznacza? Wynika z powyższego – ni mniej ni więcej – że Syn Boży był przewidziany na Odkupiciela i Zbawiciela grzesznej ludzkości zanim ta ludzkość zaistniała, zanim nawet świat został stworzony. Ale co najważniejsze; zanim pierwsi ludzie „przeciwstawili” się Bogu i dostąpili upadku w rajskim ogrodzie. W kontekście powyższego , jak się widzi ta ich „wina”? Wygląda na to, że ludzie musieli upaść, by ich natura została skażona grzesznymi skłonnościami, po to by Syn Boży mógł zostać Odkupicielem i Zbawicielem tejże ułomnej ludzkości. Tak wynikało z planu bożego, o którym św. Tomasz z Akwinu tak powiedział: „Ponieważ wszystko co jest stworzone, zaistniało zgodnie z myślą bożą, przeto idea podporządkowania wszystkiego jednemu celowi, powinna istnieć od całej wieczności w umyśle bożym”. Otóż to!
Jeśliby więc ludzie mieli być czemukolwiek winni, to jak winny musi być ich Stwórca, który to wszystko wymyślił i konsekwentnie swój plan zrealizował, wykorzystując w tym celu nieświadome stworzenia i wmawiając im na dodatek winę za to wszystko? Jak już wcześniej wspomniałem, nie da się obronić poglądu, że Bóg robi wszystko dla dobra człowieka, bo tak bardzo go umiłował, itd., itp. Kościół kat. już dawno na to wpadł, że prawda dotycząca bożego planu opatrznościowego, musi być zupełnie inna, niż ta, którą wmawia się dzieciom na katechezach a dorosłym podczas homilii. Wyraził więc tę inną prawdę poprzez orzeczenia św. Soboru Wat. I. Oto niektóre z nich:
„Plan odwieczny i jego wypełnienie w czasie nazywa się Opatrznością Bożą”.
„Wszystko co stworzone, Bóg swoją opatrznością strzeże i prowadzi od początku do końca, mocno rozrządzając wszystko w słodyczy”.
„Bóg działa w świecie nieustannie. Jest przyjętą tezą przez wszystkich teologów kat., że Bóg współdziała nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej czynności stworzeń”.
„Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu”. Dlaczego to czyni, miast do niego nie dopuścić? Na to pytanie Sobór tak odpowiada:
„Bez dopuszczenia zła moralnego – czyli grzechu – na świecie, nie ujawniłby się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie /../ Dopiero na przykładzie grzesznej ludzkości, grzesznego człowieka, ujawniło się miłosierdzie Boga przebaczającego”. Konkluzja:
„Zło moralne w ostatecznym wyniku służy również celowi wyższemu: chwale bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczanie”.
------- // ------
I wszystko staje się jasne, nieprawdaż?: Gdyby ludzie byli doskonali nie grzeszyliby i Bóg nie miałby im czego przebaczać. W związku z tym nie mógłby się ujawnić piękny przymiot Jego natury, któremu na imię Miłosierdzie. To z kolei odbiło by się niekorzystnie na chwale bożej, która uzewnętrznia się przede wszystkim w tymże miłosierdziu Boga przebaczającego swym grzesznym stworzeniom. Nie mówiąc już o tym, że istotom doskonałym i nieśmiertelnym (jakimi podobno mieli być ludzie) nie byłby do niczego potrzebny Bóg, ani religia, ani moralność, ani tym bardziej ci „wspaniali” kapłani w swych wspaniałych świątyniach, z bogatym zestawem wyszukanym rytualnych obrzędów, z jakąż powagą przez nich celebrowanych. To wszystko byłoby zbędne i nigdy, nikomu do niczego nie potrzebne. Sami widzicie, że – patrząc od strony Stwórcy tego świata (a tak naprawdę tych, którzy wykreowali taki Jego wizerunek, by religie sacerdotalistyczne i rytualistyczne miały sens i uzasadnienie) – nie byłaby to sytuacja korzystna ani pożądana.
Jak myślicie,... czy to możliwe, aby ów papież w podobny sposób analizował te religijne „prawdy” i wnioski jakie zaczęły mu się narzucać, skłoniły go do wyrażenia owej konstatacji? ------ // ------
Na koniec parę słów wyjaśnienia: nie chciałbym abyście pomyśleli, że przedstawiony powyżej wizerunek Boga powinien być wiarygodny, gdyż jest logicznie uzasadniony. To byłby poważny błąd. Traktuję swoje teksty w pewnym sensie całościowoi w związku z tym, staram się nie powtarzać tej samej argumentacji za każdym razem, choć nie zawsze jest to możliwe, ponieważ odnosi się ona do tych samych „prawd” religijnych (jedynie zmienia się punkt widzenia, jak w słynnej karafce la Fontaine,a). W tym konkretnym przypadku – dlaczego taki a nie inny wizerunek Boga został wykreowany przez kapłanów – przedstawiłem o wiele dokładniej w „Bardzo nieeleganckiej hipotezie Boga”. Uznałem więc za zbędne powtarzanie tych samych argumentów po raz kolejny.
Tak naprawdę nie uważam też, aby papież Aleksander VI, wypowiedział tę konstatację na podstawie przemyśleń wynikłych z analizowania prawd religijnych (nie zdradzał wszak większego zainteresowania sprawami religijnymi, jak napisano w jego biografii). Raczej musiało mu chodzić o zupełnie coś innego; coś co ma związek z masowymi odbiorcami tejże religii i ich umysłową kondycją – każda religia jest dobra, która potrafi wykorzystać tę sytuację i uzyskać z niej konkretne korzyści. Ja jedynie potraktowałem tę jego myśl jako pretekst, by pokazać raz jeszcze, wewnętrzne sprzeczności tych ponoć „objawionych” prawd religijnych. Wnioski do wyciągnięcia i przemyślenia pozostawiam inwencji czytających.
Gdyby jednak tę zdumiewającą myśl wyraził np. Friedrich Nietzsche albo dajmy na to Wolter, nie byłoby to takie zaskakujące, sami to przyznacie. Dopiero fakt, iż to najwyższy pasterz tego największego Kościoła ma takie,.. hmm, ekscentryczne zdanie na temat swojej religii, czyni z tego bardzo interesujący (przynajmniej dla mnie) paradoks: z jednej strony jest tak bowiem, jak to bardzo trafnie zauważył Goethe: „Jest wiele głupoty w prawach Kościoła, ale chce on panować i do tego musi mieć ograniczone masy, które się korzą i które się nadają, by nad nimi panować. Wysokie, bogato dotowane duchowieństwo nie boi się niczego bardziej niż oświecenia dołów”.
Zaś z drugiej strony, od czasu do czasu któryś z hierarchów powie nieopatrznie coś takiego, co zdradza ich prawdziwystosunek do tych „nieoświeconych dołów”, jak chociażby cytowana na wstępie konstatacja papieża Aleksandra VI, czy o parę wieków późniejsza wypowiedź papieża Piusa X: „Co do tłumu, nie ma on innych obowiązków jak dać się prowadzić i jak trzoda posłuszna, iść za swymi pasterzami”. Pocieszające w tym wszystkim jest to – mam nadzieję – że to sami pasterze mają taką opinię o swej pracy i o swoich owieczkach, a nie jacyś wstrętni wrogowie Kościoła, religii i samego Pana Boga. Może ze świadomości tego faktu, wyniknie kiedyś jakieś wyższe dobro,... kto wie? Zdarzały się przecież już rzeczy, o których filozofom się nie śniło, prawda?
------//-----
„Wielu ludzi zamyka oczy na to, co widać jak na dłoni. Są niewolnikami i pragną pozostać w tej niewoli. Kochają swą ślepotę jak jakiś skarb. Po prostu nie chcą widzieć. Wzbraniają się zrozumieć, że papież i jego biskupi mają niewiele wspólnego z niebem, ale dużo ze światem doczesnym. Ludzie słusznie nazywani przez swoich papieży „wiernymi”, nie mają prawa poznać, że wszystko może wyglądać inaczej, niż to im ilustruje ich katechizm”
Horst Herrmann „Książęta Kościoła”
*Powyższy tekst pod tym samym tytułem, ukazał się po raz pierwszy w ówczesnym Racjonaliście w 2008 r. i dołączono do niego 15 komentarzy. Obecna wersja różni się wieloma szczegółami, nie mającymi jednak wpływu na jego ogólną wymowę.
2008/2024 r. ------ KONIEC-----