Machina mobilizacji do burzenia starego świata
Urodzony w Kanadzie Friedman zapewne otrzymał solidną porcję historii w szkole, jednak bez syntezy łączącej teologię chrześcijańską z teologią muzułmańską i paralelnego połączenia filozofii marksistowskiej z filozofią nazistowską. Mnie w szkole też tej syntezy nie uczono, chociaż, jeśli idzie o katolicyzm, marksizm i nazizm, była ona stosunkowo łatwa do wydedukowania, jeśli się miało odrobinę szczęścia do właściwych nauczycieli i właściwych lektur pozaszkolnych.
Możemy się długo zastanawiać nad zdumiewającym sojuszem Chin, Rosji, Iranu, Północnej Korei, ale czy powinniśmy się dziwić ich wspólnemu zainteresowaniu „Palestyną”? Frustracje z powodu utraconej potęgi, sen o wielkości, wszyscy chcą być pierwszymi i prędzej czy później skoczą sobie wzajemnie do gardeł. Dumni Chińczycy patrzą z politowaniem i pogardą na Rosjan, a jedni i drudzy kpią po cichu z muzułmańskich ambicji podboju całego świata. Dziś łączy ich niechęć do wczorajszego zwycięzcy igrzysk, głębokie przekonanie, że przewaga technologiczna Zachodu skurczyła się na tyle, że zwycięstwo jest już w zasięgu ręki i wiedzą, że przekonanie świata, że to właśnie my walczymy ze złem, wymaga powrotu do wypróbowanej metody połączenia wszelkiego zła z Żydami.
Iran jest tu sojusznikiem niezbywalnym. Nie tylko wykonuje niebezpieczną pracę harcownika, nieustanie sprawdzającego morale wspólnego wroga, ale otwarcie deklarując chęć rozpoczęcia generalnej rozprawy z Zachodem od dokończenia dzieła Adolfa Hitlera budzi ducha Republiki Weimarskiej i niemal powszechne przyzwolenie na „walkę ze złem, czyli z Żydami”.
Absurdalna prezentacja Izraela jako kolonialnego supermocarstwa, opowieści o apartheidzie i uciśnionych Palestyńczykach, o ludobójstwie, dzieciobójstwie i głodzeniu są dziś bronią równie potężną jak bomby atomowe. Na szczycie NATO zauważono wsparcie Chin dla Putina i jego wojny z Ukrainą, ale obecność chińskiej broni w Gazie jak również aresztowanie w Gazie chińskich specjalistów od budowy tuneli, przeszła pod radarem, albo raczej potraktowana została jako nieistotna lub wręcz przeszkadzająca w walce o pokój.
Dzisiejsze państwa osi, podobne jak sojusz niemiecko-włosko-japoński podczas drugiej wojny światowej, mają na celu zniszczenie zachodniej dominacji, która od dawna nie jest przewagą nagiej siły, ale głównie przewagą gospodarczą, wynikającą z wolnej przedsiębiorczości. Chiny, podobnie jak Adolf Hitler próbują udowodnić, że sukces gospodarczy nie jest uzależniony od poziomu swobód obywatelskich. Jak dotąd chiński nacjonalizm okazał się tysiąckrotnie bardziej skuteczny zarówno od radzieckiej wersji komunizmu, jak i od niemieckiej wersji nacjonalizmu. Droga do supremacji wymaga nie tylko dogonienia na polu technologii, innowacyjności i masowej produkcji, ale również na polu taktyki i wykorzystania potencjalnych sojuszników w wojnach zastępczych.
Wojowniczość sfrustrowanej Rosji, która tak niedawno, pod nazwą ZSRR, była drugim mocarstwem świata, jest dla Chin ważna, ale prawdopodobnie drugoplanowa. Islamskie marzenie o podboju świata ma inną wartość. Religijny fanatyzm, wsparty nowoczesną bronią, może pozwolić na przekroczenie wszystkich dotychczasowych czerwonych linii, włącznie z użyciem broni nuklearnej.
Nie mamy pełnej jasności (nigdy nie mamy pełnej jasności). Wróżymy z fusów różnych wypowiedzi, ze skrawków raportów wywiadów, z rozważań analityków, którzy lubią się mylić.
Słowa Matti Friedmana są fragmentem jego artykułu na łamach The Free Press pod znamiennym tytułem Źle zrozumieliśmy nazizm. W zakończeniu tego artykułu Friedman pisze, że dzisiejszy postchrześcijański Zachód powstał jako system ideologiczny, który zapożyczył elementy judaizmu, „a następnie rozwinął wściekłą niechęć do jego dalszego istnienia, ustanawiając w ten sposób cywilizacyjny wzorzec, który wydaje się być skazany na powtarzanie się w nieskończoność”.
Istotne są tu dwa inne elementy, pierwszy pojawienie się islamu, drugiej wielkiej religii, która również zapożyczyła elementy judaizmu i również uznała nienawiść do Żydów jako zwornik swojej religijnej wspólnoty, oraz siła zakorzenienia tej podejrzliwości i nienawiści w kulturze chrześcijańskiej i muzułmańskiej, która powoduje, że łatwość wywołania nawrotów skłania do instrumentalnego wykorzystywania tej gotowości w konfliktach wymagających szybkiego budowania wspólnot na rzecz zniszczenia.
Matti Friedman kończy swój artykuł pisząc:
„Judaizm jest religią o bardzo długiej pamięci, a żydowskie teksty zawierają historie ucisku i eksterminacji sięgające faraona z Księgi Wyjścia. Europejscy Żydzi postrzegali zagrożenie jako kontinuum, które nie zaczęło się ani nie skończyło wraz z Hitlerem. Wiedzieli, że to był symptom problemu, a nie sam problem. To właśnie ten wgląd, w przeciwieństwie do szczegółów hierarchii SS czy sadyzmu doktora Mengele, ma moc pomagania nam w nadaniu sensu światu, który widzimy teraz.”
To spojrzenie Izraelczyka, przedstawiciela społeczności, której wymazania z mapy świata domaga się dziś przede wszystkim Islamska Republika Iranu, mając nadzieję, że jest to cel otwierający drogę do hegemonii wśród narodów muzułmańskich, a dalej do podboju świata. (Czy rzeczywiście wierzą w taką możliwość? Oczywiście, trudno o wątpliwości, wystarczy popatrzeć z jakim przekonaniem i żarem o tym mówią.) Dla Chin i Rosji to front walki z Ameryką, dla zachodniej lewicy to nadzieja na bój ostatni z kapitalizmem i liberalizmem. Na polu propagandowym powtarza się jedno, utożsamianie zła z Żydami, bo to jest to, co ludzie rozumieją i więcej niż chętnie akceptują.
Friedman zdobył międzynarodowy rozgłos głównie swoimi artykułami o działaniu zachodnich dziennikarzy w Jerozolimie. Przez wiele lat był dziennikarzem Associated Press i z bliska obserwował mechanizmy funkcjonowania instytucji mających nas informować o strasznych Izraelczykach. Koncentracja zachodnich dziennikarzy w Jerozolimie przebija zainteresowanie Chinami, Rosją i wszystkimi miejscami, gdzie ludzie mrą z głodu oraz giną pod bombami. Nieustający popyt na opowieści o złych Żydach wydaje się płynąć z poszukiwania sensu świata, głębokiej empatii i walki o dobro.
Machina mobilizacji do burzenia starego świata działa nadspodziewanie sprawnie. Jest wypróbowana, argumenty trafiają do serc i umysłów. Wzywanie do sprawdzania faktów jest oburzającą herezją karaną w najlepszym przypadku ostracyzmem.
Chwilowo antyliberalny sojusz przeciw Zachodowi wydaje się zwyciężać i to głównie na polu propagandowym, niszcząc gotowość obrony. Przyszłości lepiej nie przewidywać, ale powodów do optymizmu nie widać.