Dwie koncepcje zbawienia ludzi (III)


Lucjan Ferus 2024-06-16


- O nie! Wiem z doświadczenia jacy są ludzie! Mogą oni bardzo mocno wierzyć w jakąś ideę, która ma w założeniu uczynić człowieka lepszym, a jednocześnie mogą – w imię tejże idei – czynić innym ludziom zło! Bo taki zakłamany i obłudny jest człowiek! –

Bóg kończy z goryczą w głosie.

- Nie rozumiem wobec tego, po co im była potrzebna ta moja „ofiara”? – Syn boży zwraca się do Boga, ale ten rozkłada ręce z miną mówiącą:

- No, masz ci los! –


Satanael podchodzi do Syna bożego i siadając obok mówi:

- To proste! Ludzie ubzdurali sobie, że śmierć jest karą. Swą śmiertelność, a także swą skłonność do grzeszenia – uznali za karę od Boga za jakiś dawny, pierworodny grzech. A człowiek jest na tyle pyszny, iż nie pogodził się na stałe z wygnaniem z raju. Uważa, że jego właściwe miejsce jest tam! Więc obmyślił sposób w jaki Bóg miałby mu darować grzechy i przywrócić nieśmiertelność... –

- I co, czy ci co wierzą we mnie rzeczywiście stają się nieśmiertelni? – pyta Syn boży z ciekawością w głosie. Satanael przecząco kręci głową.

- Nie! Choć oni wierzą na przekór faktom, iż po śmierci czeka ich wieczność. –

 

Syn boży jakby z niedowierzaniem, mówi cicho:

- A więc odrzucili moją pomoc w możliwość uzyskania swej poprawy, w swoim ziemskim świecie – w imię wiary w nieśmiertelność, w jakimś bliżej nieokreślonym świecie nadprzyrodzonym? Czy to możliwe? Odrzucili moją pomoc w możliwości stworzenia sobie raju na ziemi, bo woleli wierzyć, że wrócą do raju wymyślonego przez siebie? To mi się nie mieści w głowie... –

- Ani mnie! – dodaje archanioł.

- Może im z tym łatwiej żyć? – pyta cicho Syn boży jakby sam do siebie.

- Może... – odpowiada równie cicho Satanael.

 

Syn boży z błyskiem w oku i z nagłym postanowieniem zwraca się do Boga:

- Posłuchaj Ojcze!... a nie mógłbyś naprawdę dać nieśmiertelność tym, którzy w życiu stosowali się do moich nauk?... którzy żyli zgodnie z moimi zaleceniami? Bóg patrzy na niego jakby nie rozumiał pytania lub pobudek pytającego.

- Mam ich nagrodzić za to co Ci uczynili? A w życiu... – przerywa, bo Syn boży kładzie mu dłoń na ramieniu.

- Ojcze, daj spokój – mówi z wyrzutem, patrząc w Jego oczy.

Bóg unika tego otwartego spojrzenia i tłumaczy jak dziecku:

- Pokaż mi choć stu... tylko bez targowania się! – dodaje szybko widząc, że Syn chce się wtrącić.

 

- A więc jak mówię, pokaż mi choć stu, którzy przeżyli życie stosując się do twych nauk, a zastanowię się nad tym problemem... obiecuję ci to! Może o tym nie wiesz, ale kiedyś zostaną wypowiedziane znamienne słowa:

„Był tylko jeden chrześcijanin, ale On zginął na krzyżu”. I wiesz co ci powiem? Chociaż ten człowiek, który to powiedział uważał się będzie za Twego wroga – w tym stwierdzeniu zawarł gorzką, ale głęboką prawdę!

 

Iluż to ludzi będzie powoływało się na wartości chrześcijańskie, jednocześnie pałając nienawiścią do bliźnich. Iluż to w imię miłości bliźniego będzie mu czynić zło,... a iluż pod pozorem przestrzegania twych nauk, będzie ograniczać wolność drugiemu człowiekowi? –

Bóg potrząsnął głową, jakby odganiał złe myśli i natrętne wizje. Uśmiechnął się z przymusem.

 

- Ale nie odbiegajmy od tematu! Ludzie pragną wieczności, oni którzy marnują większość czasu danego im do przeżycia w głupi i bezmyślny sposób – chcieliby istnieć wiecznie! Czy oni zastanowili się kiedyś czym jest wieczność? Co oni by z sobą zrobili przez ten nieograniczony czas? Jestem pewien, że nie minąłby nawet pierwszy milion lat – a ludzie prosiliby Mnie abym przywrócił im śmierć. To co ma swój początek musi mieć i swój koniec. Tylko to co nie ma początku, może nie mieć i końca – dokończył sentencjonalnie.

 

- Takie są prawa, a Ja nie mam zamiaru ich zmieniać dla ludzkiego widzimisię! Po czym ujął za rękę Syna i patrząc mu głęboko w oczy, rzekł:

- A więc pozostaje nam teraz postanowić o karze, jaka ma ludzi dosięgnąć –

Syn boży ściskając dłoń Ojca mówi:

- Karze? O jakiej karze mówisz Ojcze? – Bóg marszczy brwi:

- Jak to o jakiej?! Czy za to co ludzie uczynili tobie nie należy im się kara?

 

Czy fakt, że zniweczyli twoją misję i przeinaczyli ją po swojemu – nadając jej całkowicie inny sens – nie zasługuje na karę? Czy to, że wykorzystano ją do zbudowania nowego systemu władzy człowieka nad człowiekiem i to jeszcze na dodatek w Moim i Twoim imieniu – nie domaga się kary z Mojej strony? Czy to wreszcie, że ludzie przez cały czas próbują Mi dyktować jak mam nimi rządzić – mam to zostawić bez należytej kary? Czy ta bezgraniczna pycha ludzi, która nakazuje mi Bogu, składać im ofiarę z własnego Syna – ma pozostać nie ukarana?! Każde pytanie Bóg wypowiadał o ton wyżej, ciskając z oczu błyskawicami.

 

Satanael zaszył się gdzieś w kącie, przestraszony gniewem Boga.

Lecz Syn boży odważnie patrzył w oczy Ojcu, jakimś takim smutnym, proszącym wzrokiem, a gdy Ten wykrzyknął prawie ostatnie pytanie, spokojnie rzekł:  - Nie Ojcze, nie możesz ich karać... –

 

Bóg znieruchomiał z otwartymi ustami, wlepiwszy w niego zdziwione spojrzenie spod nastroszonych, uniesionych zdumieniem brwi.

- Co takiego? – wyjąkał skonsternowany.

Syn boży potwierdził skinieniem głowy:

- Tak Ojcze!... Dobrze słyszałeś; Nie możesz ich karać!

                                               ------ // ------

Zapomniałeś o swoim przyrzeczeniu danym im tuż po potopie? Swoje rozbrajające spojrzenie skierował ku Ojcu. Bóg, który stał groźnie pochylając się nad nim, usiadł teraz, a cała groza i złość jakby nagle Go opuściły. Wymamrotał cicho: - Przyrzekałem im tylko, że nie ukarzę ich drugim potopem... tylko tyle... Syn boży położył mu dłoń na ramieniu i rzekł:

- Tak, lecz jest jeszcze dużo ważniejszy powód Ojcze dla którego nie możesz ich karać... Czyżbyś zapomniał, że to dzięki tobie człowiek ma naturę tak skłonną do grzechu? – Przecież to Ty obraziłeś się na ludzi w ogrodzie Eden tak bardzo, iż wygoniłeś ich na Ziemię z natura skażoną grzesznymi skłonnościami, skazując ich niejako na rozmnażanie się z tą ułomną naturą! Czyżbyś zapomniał o tym, Ojcze? – Jego pytanie zawisło w ciszy.

 

Bóg zgarbił się jeszcze bardziej i siedział tak w milczeniu ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dali. A potem bez słowa wstał i wyszedł. Jednak przechodząc obok Syna, zatrzymał się na chwilę i kładąc Mu dłoń na głowie, spojrzał nań takim wzrokiem, jakby chciał powiedzieć:

- I ty Synu przeciwko mnie? –

Ale może ten gest i to spojrzenie miało oznaczać co innego, może miało mówić: - Niestety masz rację mój Synu. Całkowitą rację. Chociaż nie powinieneś Mi tego przypominać,.. Właśnie Mnie! –

                                               ------ // ------

Kiedy zostali już sami, archanioł Satanael podszedł do Syna bożego i powiedział:

- No, no! Zaimponowałeś mi Panie odwagą! Każdemu innemu odradzałbym takie zagrywki ze starym... pardon! Z Bogiem – poprawił się szybko.

 

Syn boży roześmiał się swobodnie. Był teraz wyraźnie odprężony.

- Jeśli ktoś może to robić – to tylko Ja jeden! Chociaż to co ty powiedziałeś było nie mniej odważne. I miałeś dużo szczęścia, że Ojciec był zamyślony! – pogroził mu palcem, a po chwili namysłu dodał:

- Wiesz, trochę obawiałem się tej rozmowy z Ojcem! I dobrze, że mam ją już za sobą. Odetchnę teraz pełną piersią! – wyprostował się i przeciągnął z głębokim westchnieniem, a potem pochylając się ku Satanaelowi, dodał konfidencjonalnym tonem:

- Muszę ci się przyznać Luciferusie – ale nich to pozostanie pomiędzy nami – że z tym zbawieniem ludzi według mojej koncepcji, to był naprawdę głupi pomysł. I aż dziwne, że Ojciec nie chciał Mnie ukarać? –

- A jak myślisz? Dlaczego więc tak bardzo chciał ukarać ludzi? – Satanael spytał Syna bożego, który ze zdziwieniem uniósł brwi do góry, a w Jego oczach pojawił się wyraz zrozumienia.

- Myślisz, że to dlatego? – spytał cicho.

 

- Jestem pewien! Nie mogąc, czy nie chcąc ukarać Ciebie – chciał ukarać ludzi! A chciał tym mocniej, iż musiał odreagować na nich strach o Ciebie! – wyjaśnił Satanael fachowo.

- A ja Mu popsułem wszystko... – powiedział Syn boży cicho, jakby do siebie.

- I z tym Jego pomysłem i z zakończeniem tej całej sprawy, - dodał z niewesołą miną.

- Na to wygląda! – skwitował krótko archanioł.

- Ale nie martw się! – dodał, klepiąc Go po ramieniu.

 

- O ile znam twego Ojca – na pewno będziesz miał okazję zrehabilitować się!.. Zobaczysz – odczeka, odczeka i znów będzie próbował wysłać Cię na ziemię z nowym pomysłem zbawienia ludzi.

To, że teraz Mu nie wyszło wcale Go nie zniechęci, wspomnisz moje słowa Panie – a w myślach dodał- To już chyba stało się Jego obsesja, czy co? –

 

Gdy spojrzał na Syna bożego przeraził się. Jego twarz była kredowo-biała, a wzrok miał zaszczutego zwierzęcia. Dłoń Satanaela ściskał bezwiednie z taką siłą, że aż ten syknął z bólu.

Wyswobadzając się z tego uścisku, archanioł pomyślał:

- Coś mi się wydaje, iż będą kłopoty z paruzją. Chyba, że Bóg wymyśli inny sposób naprawy swego niedoskonałego dzieła – człowieka.

Który to już raz z kolei?

 

2003/2024 r.                            ------ KONIEC ------