Palestyńczycy nie są małymi dziećmi
Niezależnie od tego, czy nazywam to [zachodnim założeniem] Westplainingiem, czy apeluję do amerykańskich i europejskich decydentów, aby po prostu słuchali Palestyńczyków i okazywali im szacunek i wierzyli im na słowo – to znaczy traktowali Palestyńczyków jak dorosłych – raz po raz natrafiam na coś, co wydaje się barierą nie do przebycia. Kiedy przedstawiam wszystkie dowody z jednej strony – że Palestyńczycy, słowami i czynami, dali jasno do zrozumienia, że ich stuletnia walka jest przeciwko samemu istnieniu państwa żydowskiego w jakichkolwiek granicach – i kiedy dzielę się moją podróżą do znalezienia chociażby jednego palestyńskiego głosu po drugiej stronie, wzywającego do życia w pokoju obok państwa żydowskiego (a więc nie ma "prawa powrotu") – nadal widzę, że moi rozmówcy mają potrzebę usprawiedliwiania się: "Ale oni muszą żyć w strachu" (Tak? Dlaczego więc żaden Palestyńczyk w Nowym Jorku, Los Angeles, czy w Londynie nie zabiera głosu? Dlaczego Palestyńczycy nie bali się krytykować Arafata i Abu-Mazena za to, że ośmielili się negocjować z Izraelem, ale nie było żadnej krytyki, kiedy odeszli od jasnych i konkretnych szans na państwowość?).
Czasami moi rozmówcy – poważni, doświadczeni politycy – po prostu zmieniają to w artykuł wiary: "Nie wierzę wam, ci Palestyńczycy muszą istnieć" – i na tym poprzestają, nawet jeśli rzucam im wyzwanie, by znaleźli tych Palestyńczyków (a nie tych tylko trzech, których już znam z imienia i nazwiska).
Niedawno, kiedy poprosiłam wysoką rangą urzędniczkę europejską, aby po prostu posłuchała, co Palestyńczycy mówią o UNRWA – że dla nich nie jest to organizacja pomocowa, ale polityczna, "gwarant prawa powrotu" – odpowiedziała szokująco neokolonialnym żargonem "Oni nie mogą decydować" (na co nie mogłem nie odpowiedzieć po cichu: "Ależ jak najbardziej mogą...").
Jakoś nigdy nie przychodzi do głowy amerykańskim, europejskim, a czasem izraelskim urzędnikom, by traktować Palestyńczyków jak dorosłych i po prostu im mówić: "dopóki nie pokażecie nam, że Hamas was nie reprezentuje, słowem i czynem, zakładamy, że tak jest" lub "dopóki nie wyjaśnicie słowem i czynem, że chcecie żyć obok żydowskiego państwa Izrael", zakładamy, że zniszczenie Izraela pozostaje waszym celem".
Kiedy sugeruję, że przyjmę taką postawę i zrzucę ciężar dowodu na Palestyńczyków, biorąc pod uwagę, że są oni w stanie temu wyzwaniu sprostać, jeśli kiedykolwiek tego zechcą, ci urzędnicy uznają to za tak szokujące, jakbym właśnie poprosiła ich o przeciwstawienie się prawom natury. Zaczynam podejrzewać, że istnieje głęboka, być może mroczna, psychologia w ich działaniu. Co sprawia, że ludzie Zachodu, w tym wielu Izraelczyków, nie może po prostu traktować Palestyńczyków jak dorosłych, wierzyć im na słowo, przestać ich usprawiedliwiać, zrzucić na nich ciężar dowodu i stawiać im wymagania z realnym oczekiwaniem, że zostaną spełnione? Nigdy nie stworzymy żadnej innej pozytywnej przyszłości, jeśli Palestyńczycy nie będą traktowani jak dorośli.
Z konta X Einat Wilf: https://twitter.com/EinatWilf/status/1776188541422260435
5 kwietnia 2024r.
Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski
EINAT WILF jest autorką książki We Should All be Zionists: Essays on the Jewish State and the Path to Peace (2022) i byłą posłanką izraelskiego Knesetu z ramienia Partii Pracy.