Dlaczego lewica musi kłamać o Hamasie i gwałtach


Jonathan S. Tobin 2024-03-13

Izraelki, które zostały porwane przez terrorystów Hamasu 7 października, wywiezione do Strefy Gazy i przetrzymywane w niewoli, a następnie wypuszczone kilka miesięcy później, biorą udział w konferencji prasowej w Tel Awiwie, 7 lutego 2024 r. Zdjęcie: Avshalom Sassoni/Flash90.
Izraelki, które zostały porwane przez terrorystów Hamasu 7 października, wywiezione do Strefy Gazy i przetrzymywane w niewoli, a następnie wypuszczone kilka miesięcy później, biorą udział w konferencji prasowej w Tel Awiwie, 7 lutego 2024 r. Zdjęcie: Avshalom Sassoni/Flash90.

Nie trzeba czytać lewicowych publikacji, takich jak „Intercept” lub „The Nation”, ani oglądać programu „Democracy Now” dostępnego w NPR i Pacifica, by spotkać się z zaprzeczeniami okrucieństw z 7 października. Są one powszechne w mediach społecznościowych, i jeśli nie śledzisz wyłącznie małych wysepek proizraelskich mediów, trudno tego uniknąć. Jednak nacisk na zaprzeczanie, że gwałt był nie tylko powszechny, ale stanowił ważny element planów i taktyki Hamasu w jego atakach transgranicznych, nie jest związany tylko ze sceptycyzmem wobec tych wydarzeń.

Tym zaprzeczeniom, jak najdalszym od uczciwego wysiłku dotarcia do prawdy i pełnych powszechnego szydzenia z izraelskich ofiar gwałtów na platformach internetowych, prawie zawsze towarzyszy retoryka wykraczająca poza fakty dotyczące 7 października i pogromów palestyńskich, które przetoczyły się przez społeczności żydowskie w południowym Izraelu. Piszący czują się wręcz urażeni tym, że ktokolwiek okazuje współczucie wobec ofiar lub oburzenie wobec sprawców. Takie dyskusje tak naprawdę nie są o tym, czy zeznania licznych ofiar i świadków na temat straszliwych zbrodni popełnionych przez zbirów Hamasu i zwykłych Palestyńczyków 7 października, wystarczająco dowodzą, że gwałt stanowi stały czynnik ich działań.


Przeciwnie, z pomocą całej litanii wytycznych z podręcznika ideologii przebudzonych, zgodnie z którymi Palestyńczycy żyją w „okupowanej” Gazie, (podczas gdy w rzeczywistości żyli w pod każdym względem poza nazwą niepodległym państwie palestyńskim), angażowali się w uzasadnione akty oporu przeciwko białym ciemiężycielom – kolonialnym osadnikom. Ludzie zaprzeczający gwałtom są nie tyle zainteresowani wymazaniem cierpień kobiet zgwałconych przez Palestyńczyków, ile zaprzeczaniem, że Żydzi mają jakiekolwiek prawo do życia w swojej starożytnej ojczyźnie, więc muszą również uważać, że morderstwa, gwałty, tortury i porwania były zasłużone.


Wojna domowa w „New York Timesie”


Taki jest kontekst tej dziwacznej dyskusji na temat gwałtów dokonanych przez Hamas, która wybuchła w ostatnich tygodniach wśród lewicowych dziennikarzy.


Kontrowersje skupiały się na spóźnionym artykule w „New York Timesie”, który wreszcie potwierdził realność horroru z 7 października. Został opublikowany dopiero 28 grudnia, prawie trzy miesiące po popełnieniu zbrodni. Przypominało to niektóre inne przyznania horroru 7 października przez redakcje i grupy, które powinny były wypowiedzieć się lub publikować swoje prace znacznie wcześniej, ze skwapliwością, jaką zwykle okazują, gdy zgłaszane są przestępstwa na tle seksualnym. Ale artykuł w „New York Timesie” zatytułowany „Screams Without Words”: How Hamas Weaponized Sexual Violence on Oct. 7  [Krzyki bez słów: Jak Hamas użył przemocy na tle seksualnym z 7 października] był gruntowny i nie owijał niczego w bawełnę, ujawniając historię „gwałtów, okaleczania i skrajnej brutalności” ze strony Palestyńczyków wobec Izraelczyków. Podobnie jak filmy wideo przedstawiające niektóre wydarzenia z 7 października, które często nagrywali sami terroryści Hamasu, gdy przechwalali się swoim przestępczym zachowaniem i filmowali je, powoduje, że jest to bardzo trudna lektura. Rzeczywiście, jak zauważyło wielu z tych, którzy komentowali to na stronie internetowej „New York Timesa”, trudno sobie wyobrazić, jak jakakolwiek osoba posiadająca choćby odrobinę przyzwoitości mogłaby po przeczytaniu wspierać Hamas lub sprzeciwiać się wysiłkom Izraela zmierzającym do jego likwidacji.


Ale mimo, że gazeta dysponująca prawdopodobnie największymi zasobami opóźniała publikację artykułu, sam fakt, że artykuł ukazał się, był nie do zniesienia dla niektórych na lewicy, którzy nawet nie czekali na rozpoczęcie izraelskiego kontrataku na Gazę, zanim zmienili narrację z faktu o potwornościach dokonanych przez terrorystów na opowieści o trudnej sytuacji Palestyńczyków, (z których większość wspierała rozpoczęcie przez Hamas ludobójczej wojny mającej na celu zniszczenie państwa żydowskiego).


Nie było zaskoczeniem, gdy „Intercept” – redakcja bardziej skłaniająca się w lewo niż nawet „New York Times” – opublikowała nie jeden, ale dwa artykuły mające na celu obalenie tej tezy. Wysiłki skupiały się na pewnych sporach między izraelskimi ofiarami i skupiały się przede wszystkim na próbie delegitymizacji izraelskiej freelancerki, która pracowała nad tą historią z powodu postów w mediach społecznościowych, w których dawała upust swojej złości na Hamas i Palestyńczyków po 7 października. To hipokryzja lewicowych dziennikarzy, którzy nie ukrywają swoich uprzedzeń. Mimo to nic opublikowanego przez „Intercept” nie podważało podstawowej prawdy doniesień „New York Timesa” ani dowodów na to, że przestępstwa na tle seksualnym były integralną częścią ataku Hamasu na Izrael.


Ale złość z powodu tej historii nie ograniczała się do dziennikarzy „Intercept”.


Jak wkrótce wyszło na jaw, wielu dziennikarzy „New York Timesa” również było niezadowolonych z powodu artykułu Screams Without Words. Ta historia miała posłużyć za podstawę odcinka „The Daily”, popularnego podcastu „New York Timesa”, w którym omawiane są wiadomości na podstawie relacji gazety. Pracownicy działu podcastów, wspierani przez innych pracowników redakcji, byli najwyraźniej oburzeni faktem, że ich gazeta dokumentowała palestyńskie zbrodnie wojenne. W czymś, co można określić jedynie jako echo wpisów w mediach społecznościowych, które odmawiają przyjęcia jakichkolwiek dowodów na zbrodnicze postępowanie Hamasu i wykorzystywanie przez niego gwałtu, osoby zaangażowane w wydawanie „The Daily” były zdeterminowane, aby wyszukać w tym artykule dziury i traktować tych, którzy go przygotowali, jako proizraelskich propagandystów.


To także nie jest zaskakujące. Wykazano, że pracownicy „New York Timesa” zachowali się jak lewicowy tłum, który rzucił się na kilka osób pracujących w dziale opinii gazety, kiedy w czerwcu 2020 roku ukazał się artykuł senatora Toma Cottona (R-Ark.) krytyczny wobec zamieszek pod sztandarami ruchu Black Lives Matter. Późniejsze czystki w dziale opinii doprowadziły do decyzji Bari Weiss o rezygnacji z pracy w tej gazecie, ponieważ redakcja stała się „nieliberalnym” środowiskiem, w którym aktywizm był ważniejszy niż dziennikarstwo.


Następny zwrot w historii nastąpił, gdy szefowie „New York Timesa”, niezadowoleni z tego, że zaatakował ich „Intercept”, odkryli że atak na ich solidnie podbudowany artykuł opierał się w dużej mierze na przeciekach od pracowników „New York Timesa”. Według doniesień NPR doprowadziło to do wszczęcia przez „New York Times” śledztwa, w którym stwierdzono, że ludzie znajdujący się na liście płac gazety byli źródłem skandalicznego ataku na jej wiarygodność.


To z kolei wywołało oburzenie pracowników „New York Timesa”, którzy twierdzili, że celem śledztwa w sprawie wycieku byli dziennikarze „pochodzący z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej”, co stanowi dowód dyskryminacji. „New York Times” odrzuca ten zarzut jako „niedorzeczny”. Jednak wynik kontrowersji jest taki, że kierownictwo „New York Timesa” znajduje się w defensywie. Należy również zauważyć, że pomimo najnowszego – i zarazem bardzo spóźnionego – potwierdzenia przez ONZ przestępstw seksualnych popełnionych 7 października, dział podcastów „New York Timesa” w dalszym ciągu nie dotknął tej historii, mimo że nadał już szereg odcinków o sytuacji Palestyńczyków podczas wojny.


Aktywiści udający dziennikarzy


To wiele mówi o współczesnej kulturze amerykańskiego dziennikarstwa. Było już jasne, że wielu spośród osób pracujących w najbardziej prestiżowych wydawnictwach i stacjach nadawczych, zwłaszcza tych, którzy rozpoczęli pracę w ostatniej dekadzie i tych, którzy specjalizują się w nietradycyjnym dziennikarstwie, takim jak media cyfrowe czy wideo, jest przywiązanych do uważania tego zawodu jako sposobu propagowanie swoich stronniczych poglądów, a nie poszukiwania obiektywnej prawdy. Ich postawa wobec wojny z Hamasem świadczy przede wszystkim o sposobie, w jaki rozprzestrzenianie się krytycznej teorii rasy i intersekcjonalności, a także powiązanych idei dotyczących przywilejów białych, w podobny sposób skaziło ich rozumienie Bliskiego Wschodu.


Przecież to w dużej mierze ta sama grupa, która uważa ruch #MeToo za kluczowy moment w amerykańskim społeczeństwie i kulturze. Z entuzjazmem propagowali pogląd,  że „uwierz wszystkim kobietom” to jedyny sposób podejścia nawet do tych kontrowersyjnych spraw związanych z molestowaniem seksualnym, co do których istniały uzasadnione wątpliwości.


Ale tak jak w Stanach Zjednoczonych istniały podwójne standardy, jeśli chodzi o oskarżenia o molestowanie seksualne, w zależności od poglądów politycznych, kiedy oskarżenia wobec Republikanów, takich jak sędzia Brett Kavanaugh, były akceptowane natychmiast, podczas gdy kobieta, która twierdziła, że prezydent Joe Biden zaatakował ją seksualnie, prezentując  równie mętne dowody, co oskarżycielka sędziego, została uznana za szaloną i niewiarygodną – jest równie jasne, że reakcje na stosowanie gwałtu jako broni wojennej są w podobny sposób zdeterminowane tym, co myślisz o Izraelu. Jest to nie tyle miara hipokryzji osób nienawidzących Izraela, ile funkcja ideologii. Jeżeli, podobnie jak wielu Amerykanów na lewicy – szczególnie młodych ludzi, którzy zostali zindoktrynowani mitologią „przebudzenia” – zawsze jesteście gotowi wierzyć, że Izrael nie ma racji, a Palestyńczycy są ofiarami bez względu na to, co robią, to po prostu robicie to co nakazują dogmaty o intersekcjonalności. W obliczu oskarżeń skierowanych przeciwko osobom uważanym za prześladowców, „przebudzeni” wierzą wszystkim kobietom. Kiedy przestępstwa popełniają rzekomo bezsilne ofiary, żądają nadzwyczajnych dowodów i odrzucają fakty, nawet jeśli już mają je na talerzu.


Kontrowersje wokół gwałtów dokonanych przez Hamas 7 października, w połączeniu z wojnami toczonymi na ich temat na łamach takich jak „New York Times”, wskazują na to, jak bardzo toksyczny wpływ „krytycznych studiów” wypaczył zarówno dziennikarstwo, jak i dyskurs publiczny. Ujawniła się nieuczciwość grup feministycznych i organów międzynarodowych, które milczały, gdy powinny były zabrać głos.


Przede wszystkim niezbicie pokazuje to związek między nowymi lewicowymi ortodoksjami ideologicznymi, które dominują w środowisku akademickim i w kulturze popularnej – a najbardziej prymitywną formą nienawiści do Żydów. Tłumy na ulicach skandujące wezwania do zniszczenia Izraela i zabijania Żydów nie różnią się od tłumów w liberalnych redakcjach; są równie mało zainteresowani prawdą. Im zależy na pomaganiu w wojnie z Izraelem i Żydami, a jeśli to oznacza zaangażowanie się w coś, co można określić jedynie jako nową wersję zaprzeczania Holokaustowi, to właśnie to zrobią. Ale jak wiemy z wcześniejszych dyskusji na temat negowania Holokaustu, nikt nie powinien mieć złudzeń w sprawie podnoszonych pytań o prawdziwość doniesień o rzezi i złym traktowaniu Żydów. Takie głosy są zawsze niezawodnym wskaźnikiem ludobójczego antysemityzmu.


Link do oryginału: https://www.jns.org/why-the-left-must-lie-about-hamas-and-rape/

JNS Org., 6 marca 2024

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Jonathan S. Tobin
 jest redaktorem naczelnym amerykańskiego magazynu JNS (Jewish News Syndicate).