Wojna z Źydami


Michael Oren 2023-11-02


Graffiti na zewnątrz apartamentowca w Berlinie.


„Dzień Sądu nie nadejdzie, dopóki muzułmanie nie będą walczyć z Żydami. Kiedy Żyd ukryje się za kamieniami i drzewami, kamienie i drzewa powiedzą: „O muzułmanie, za mną jest Żyd, przyjdźcie i zabijcie go”. ” – 
Karta Hamasu


„Konwencjonalna wojna podboju miała być prowadzona równolegle do wojny ideologicznej z Żydami, a także miała ją zakamuflować”. — Lucy Dawidowicz, 
Wojna z Żydami 1933–1945


To nie były wiece z plakatami „ Utrzymuj świat w czystości ” i skandowaniem „Żydzi do gazu”. Nie była to także gloryfikacja paralotniarzy Hamasu przez chicagowski oddział Black Lives Matter ani zrywanie w Nowym Jorku i Londynie plakatów ze zdjęciami izraelskich dzieci przetrzymywanych jako zakładnicy przez Hamas. Nie przekonał mnie nawet niespodziewany wzrost liczby incydentów antysemickich w Niemczech (240 procent), Wielkiej Brytanii (641 procent) i Stanach Zjednoczonych (prawie 400 procent).


Była to raczej jedna z tych refleksji, jakich doświadczyło wiele pokoleń Żydów przede mną. Świadomość, którą oni, podobnie jak ja, z pewnością próbowali wypchnąć ze swoich umysłów, aż rzeczywistość stała się jednoznaczna. 


Ta wojna nie toczy się tylko pomiędzy terrorystami Hamasu a Izraelczykami. To jest wojna przeciwko Żydom. 


Uświadomiłem to sobie czytając relacje międzynarodowych mediów z tego konfliktu. I znów nie chodziło o naleganie prasy, by nazywać masowych morderców „bojownikami”, lub powoływanie się na Hamas i jego „Ministerstwo Zdrowia” jako wiarygodne źródło. Przez blisko pięćdziesiąt lat – jako działacz studencki, dyplomata, żołnierz, rzecznik rządu i wojska, a przede wszystkim jako historyk – zmagam się z uprzedzeniami mediów wobec Izraela. Od dawna wiem, że terroryści są „bojownikami” tylko dlatego, że ich ofiarami są Żydzi i tylko w konflikcie z Izraelem terrorystów uważa się za całkowicie wiarygodnych. 


Było to przewidywalne przejście mediów z narracji empatycznej wobec Izraela na narrację demonizującą Izrael, w miarę jak obraz cierpienia Palestyny wyparł obraz przedstawiający ściętych, poćwiartowanych i spalonych Izraelczyków. Była to dokuczliwa świadomość, że martwi Żydzi budzą w nas tylko przelotne współczucie. 


Prawdopodobnie istnieje pewien wzór. Sześć milionów ofiar Holokaustu zapewniło nam około 25 lat łaski, zanim Europejczycy odmówili zatankowania paliwa amerykańskim samolotom przywożącym Izraelowi ratującą życie amunicję podczas wojny Jom Kippur w 1973 r. 1400 zamordowanych Żydów kupiło nam trochę mniej niż dwa tygodnie energii na odrobinę empatii. 


Od dawna powtarza się, że Europejczycy nigdy nie przebaczyli Żydom Holokaustu. Ich wina była zbiorowa, a ich antysemityzm nie był już społecznie akceptowalny. Jaką ulgę odczuło wielu z nich, gdy uznano za obowiązkowe używanie słowa nazizm na traktowania Palestyńczyków przez Izrael. Podobnie nienawidzący Izraelczyków nie mogą Żydom wybaczyć masakry dokonanej przez terrorystów Hamasu 7 października i odczuli ulgę, gdy 19 października mogli wrócić do oczerniania „kolonialnego państwa apartheidu”.


19 października – to była data incydentu w szpitalu arabskim al-Ahli. Hamas twierdził, że izraelska bomba uderzyła w szpital i zabiła 500 cywilów. Powtórzę raz jeszcze: nie było nic nowego w tym, że Hamas obwiniał Izrael za okrucieństwa, które nigdy nie miały miejsca i informował o śmierci tych, którzy nigdy nie zginęli. Bezprecedensowa była szybkość, z jaką świat zaakceptował to potrójne kłamstwo – nie w szpital, ale na jego parking uderzyła palestyńska rakieta, a nie izraelska bomba, zabijając znacznie mniej niż 500 osób. Niemniej jednak świat odruchowo przypisał Izraelowi zło. 


W ciągu kilku godzin od upadku palestyńskiej rakiety na parking al-Ahli zarówno Izrael, jak i Stany Zjednoczone ujawniły kryjącą się za nim prawdę. Mimo to prawie nikt w mediach nie przeprosił. Cały tydzień po eksplozji „New York Times” w dalszym ciągu wzywał do pomocy „ekspertów”, aby zasygnalizować winę Izraela. Gazeta subtelnie dawała do zrozumienia, że przecież Izrael jest zdolny do bombardowania szpitali i (pomimo przytłaczających dowodów, które temu zaprzeczały), ergo, prawdopodobnie zbombardował także i ten.


To, co wcześniej było przeczuciem, 19 października stało się objawieniem. To był moment, w którym w końcu dostrzegłem tło za tytułami gazet i rozpoznałem ich starożytny, okrutny rdzeń. 


Przez wiele stuleci określenie „niewinny Żyd” było oksymoronem. Żydzi byli winni z powodu urodzenia w żydowskich rodzinach, wiary i pochodzenia. Istnieje religijna zasada judaizmu, odtwarzana co roku podczas Paschy, że wszyscy Żydzi byli obecni podczas wyjścia z Egiptu i kiedy Bóg nadał Mojżeszowi prawa na Synaju. Parodią tego jest chrześcijańskie przekonanie, że wszyscy Żydzi byli obecni przy ukrzyżowaniu i byli za nie odpowiedzialni. Bardziej niż Piłat, bardziej niż Judasz – to imię nie jest wybrane przypadkowo – Żydzi byli potępieni za bogobójstwo.


Ale zabicie Boga to tylko jeden z grzechów, za które Izraelczycy – czytajcie: Żydzi – są demonizowani w tej wojnie. Za doniesieniami o celowych izraelskich bombardowaniach dzielnic palestyńskich – raportami, które skrupulatnie podkreślają liczbę zabitych dzieci – kryje się „informacja” o 144 tysiącach dzieci mitycznie zmasakrowanych przez judejskiego króla Heroda. 


Chociaż, co zrozumiałe, mimo pragnienia zemsty wobec Hamasu i jego sojuszników w Gazie, zdecydowana większość Izraelczyków nie chce śmierci niewinnych Palestyńczyków. Hamas umieszcza jednak swoje bunkry, wyrzutnie rakiet i kwaterę główną na obszarach cywilnych. Chociaż Izrael ostrzega tych niewalczących, aby się ewakuowali, Hamas próbuje zapobiec ich ucieczce, czasami strzelając do uciekających rodaków. Cel jest dwojaki: zabić jak najwięcej Izraelczyków i zabić Palestyńczyków, aby zdobyć sympatię świata i aby Izrael mógł zostać potępiony na arenie międzynarodowej za zbrodnie wojenne. 


Strategia Hamasu jest jasna. Jednak znaczna część prasy woli to ignorować. Wielokrotnie media oskarżały Izrael o dążenie do spowodowania jak największej liczby ofiar śmiertelnych wśród cywilów, a zwłaszcza dzieci. W przekazywanym przez media obrazie Izrael jest nowym Herodem mordującym niewinnych Palestyńczyków. 


Zapominiano o tysiącach Gazańczyków, którzy podążali za terrorystami Hamasu przez rozwalony mur graniczny do Izraela, gdzie przyłączyli się do orgii mordów i gwałtów. Zapomniano o Gazańczykach, którzy bili i pluli na dziewiętnastoletnią Izraelkę, która została zgwałcona i była oprowadzana po ulicach Gazy. Nie było w mediach zdjęć Gazańczyków, którzy rozdawali słodycze i świętowali rzeź 1400 naprawdę niewinnych cywilów.


Wreszcie pojawia się medialny mem, że Żydzi są odpowiedzialni za własne cierpienia. To również ma korzenie w już chrześcijańskim starożytnym Rzymie — w przekonaniu, że rozproszenie i prześladowania były karami, które należały się Żydom nie tylko za zabicie Boga, ale także za odrzucenie Jego zmartwychwstałego syna. Każdy, kto podobnie jak ja udziela wywiadu prasie międzynarodowej, wielokrotnie otrzymuje pytanie: „Czy Izrael, sprzeciwiając się pokojowi z Palestyńczykami, nie ponosi jakiejś odpowiedzialności za atak Hamasu?”


Moją odpowiedzią jest przypomnienie, jak Hamas sprzeciwiał się procesowi z Oslo i każdej późniejszej inicjatywie pokojowej oraz to, że Hamas mordował nie tylko Żydów, ale także Palestyńczyków, którzy popierali rozwiązanie w postaci dwóch państw. Wyjaśniam, że powodem, dla którego większość Izraelczyków sprzeciwia się teraz temu rozwiązaniu, jest to, że wiedzą, iż Hamas w ciągu jednego dnia przejmie rodzące się państwo palestyńskie. Przyznaję, że Izrael ponosi dużą odpowiedzialność za napięcia na Zachodnim Brzegu. 


Ale kryzys humanitarny w Gazie jest wyłącznie winą Hamasu. Jako wiceminister w Kancelarii Premiera w latach 2017–2018 miałem za zadanie poprawę warunków życia w Gazie. Dowiedziałem się, jak Hamas wykorzystywał rury z wodociągów Gazy do produkcji rakiet, kopał tunele pod warstwą wodonośną i osuszał ją. Dowiedziałem się, jak Hamas przekierował energię elektryczną na oświetlenie swoich podziemnych bunkrów i drastycznie ograniczył dostawy podstawowych towarów dla ludności, utrzymując ją w zależności od terrorystów. Dowiedziałem się, że jeśli chodzi o Hamas, w ich działaniach nie było cienia ludzkiej przyzwoitości.


To są moje odpowiedzi udzielone dziennikarzom. Słuchają, ale rzadko, jeśli w ogóle, są przekonani. Zrozumiałem, że znaczna część dziennikarzy zinternalizowała antysemicki mit, że Żydzi są sami sobie winni.


Zgodnie z tą logiką rezerwiści Noam i Jiszai Slotki, którzy na wiadomość o ataku 7 października, bez namysłu włożyli mundury i opuścili swoje rodziny, aby walczyć tylko po to, by umrzeć i zostać pochowani obok siebie w Jerozolimie – zdaniem większości komentujących te wydarzenia dziennikarzy, zasłużyli na swoją śmierć.   Według większości doniesień medialnych interpretujących tę wojnę, zarówno Noam, jak i Jiszai na to właśnie zasłużyli. W tym samym duchu powiedzą, że Tamarę Kedem-Siman Tov, działaczkę społeczną, która wraz z mężem i trójką cudownych dzieci została zastrzelona przez Hamas, spotkało to, na co zasłużyła.


Media są zarówno lustrem, jak i instrumentem nagłaśniania idei, a ta ich podwójna funkcja jest astronomicznie wzmocniona przez Internet. Zatem to założenie o żydowskiej winie i niewinności Palestyńczyków przenika petycje podpisane przez gwiazdy Hollywood i pracowników Starbucks, które czasem marginalnie wspominają o niewyobrażalnych zbrodniach Hamasu, podkreślając wyimaginowane zbrodnie Izraela. Tak więc, obraz Żydów jako zabójców dzieci, jak i mit o ich niezwykłej mocy przekłada się na oskarżenia, że Izraelczycy w rzeczywistości czerpią przyjemność z mordowania kobiet i dzieci, celowo zabijając dziennikarzy i mordując pięknych i bezsilnych Palestyńczyków. To wyobrażenie, że my Żydzi dostaliśmy to, na co zasłużyliśmy, ujawniło się w liście ponad 30 organizacji studentów Harvardu stwierdzającym, że barbarzyństwo Hamasu „nie pojawiło się w próżni” i że „winny jest wyłącznie reżim apartheidu” Nie jest przypadkiem, że Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres rozpoczął 23 października  swoje przemówienie skierowane do Rady Bezpieczeństwa stwierdzeniem, że „ataki Hamasu nie wydarzyły się w próżni”. 


Kiedy sam Hamas twierdzi, że jego celem są Żydzi, a nie Izraelczycy, kto może mieć pretensje do zwolenników Hamasu za granicą, którzy też nie dokonują tego rozróżnienia? Kiedy terrorysta Hamasu dzwoni do swoich rodziców ze zniszczonego kibucu i przechwala się: „Własnymi rękami zabiłem dziesięciu Żydów!” kto będzie się zastanawiał, dlaczego do berlińskiej synagogi wrzucono bombę zapalającą? Kiedy ONZ i inne organy międzynarodowe odmawiają potępienia masowego patroszenia, palenia i brutalnego przetrzymywania Żydów w tunelach pod Gazą, kogo zaskoczy milczenie aktorów, pisarzy, artystów i rektorów uczelni? A kto będzie zdziwiony, gdy rosnąca liczba Żydów z diaspory powie, że czują się bezpieczniej w ogarniętym walką Izraelu niż na ulicach Londynu, Paryża czy Nowego Jorku? Minęło pięć lat po masakrze jedenastu wiernych w synagodze Drzewo Życia w Pittsburghu. Kto dziś będzie zszokowany, jeśli celem stanie się kolejna społeczność diaspory?


Jak na ironię, Hamas i jego zwolennicy odnieśli sukces tam, gdzie Żydzi od dawna ponoszą porażkę. Obecnie bezsprzecznie antysyjonizm jest antysemityzmem. Nienawiści do żydowskiego państwa narodowego nie można odróżnić od nienawiści do narodu żydowskiego. Wojna między Hamasem a Izraelem, obejmująca największą i najokrutniejszą masakrę Żydów od czasu Holokaustu, jest wojną przeciwko Żydom na całym świecie. Parafrazując historyczkę Holokaustu Lucy Dawidowicz, jest to kolejna wojna z Żydami.

 

Link do oryginału: https://www.thefp.com/p/this-isnt-a-war-against-israel

The Free Press, 28 października 2023r.,

Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski


Michael Oren
były ambasador Izraela w Stanach Zjednoczonych, członkiem Knesetu i były wiceministrem dyplomacji w gabinecie premiera Netanjahu. Więcej jego artykułów na temat Izraela można znaleźć w jego Substack, Clarity