ONZ musi zakończyć wykluczanie Tajwanu — zanim będzie za późno


Jeff Jacoby 2023-10-05

Z tajwańskim paszportem podróżni mogą swobodnie wjechać do 145 krajów. Jeśli jednak pojawią się w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, prawdopodobnie nie zostaną wpuszczeni.
Z tajwańskim paszportem podróżni mogą swobodnie wjechać do 145 krajów. Jeśli jednak pojawią się w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, prawdopodobnie nie zostaną wpuszczeni.

AMINA MOHAMMED, nigeryjska polityczka i dyplomatka, od 2017 r. jest zastępczynią sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych. Na początku tego miesiąca popełniła straszną gafę: niechcący powiedziała prawdę.


Na konferencji prasowej Jimmy Quinn z „National Review” zapytał Mohammed o rażącą politykę tej organizacji polegającą na dyskryminowaniu mieszkańców Tajwanu. Od lat każdy odwiedzający z tajwańskim paszportem ma zakaz wstępu do budynków ONZ w dowolnym miejscu na świecie. Quinn zapytał: Czy to wykluczenie osób z Tajwanu nie powstrzymuje wysiłków ONZ na rzecz osiągnięcia jej najważniejszych deklarowanych celów, a mianowicie pokoju, dobrobytu, postępu i zrównoważonego rozwoju?


„Myślę, że wykluczenie kogokolwiek utrudnia osiągnięcie celów” – odpowiedziała natychmiast Mohammed. „Powiedzieliśmy, że nie pozostawiamy nikogo w tyle i myślę, że państwa członkowskie muszą znaleźć sposób, aby upewnić się, że nie będziemy w sytuacji, w której wykluczamy ludzi. Każda osoba ma znaczenie, niezależnie od tego, czy pochodzi z Tajwanu, czy nie, i myślę, że znalezienie rozwiązania tego problemu jest naprawdę ważne dla państw członkowskich”.


Jednak ledwie druga najwyższa osoba w tej organizacji wypowiedziała te uczciwe słowa, biurokracja ONZ rzuciła się, by je zamazać. Kiedy rzecznik ONZ, Farhan Haq, zapytano wprost, jak w świetle słów zastępczyni sekretarza generalnego ONZ może usprawiedliwić „wykluczenie Tajwańczyków poprzez niewpuszczanie ich do siedziby ONZ”, jego zagmatwana i wyjąkana odpowiedź polegała na udawaniu, że zapytano go o Chiny. Nawet nie odważył się na użycie nazwy Tajwanu.


„My — nie mamy zamiaru pozostawiać żadnego narodu chińskiego w tyle i wspieramy cały naród chiński, ale — ale — ale trzymamy się polityki jednych Chin, jak — jak zdecydowało Zgromadzenie Ogólne” – wybełkotał.


Tyle że Zgromadzenie Ogólne nigdy nie zdecydowało, że 24 miliony obywateli Tajwanu należy uważać za osoby pozbawione praw. Początki „polityki jednych Chin” sięgają rezolucji z 1971 r., zgodnie z którą Chiny będą odtąd reprezentowane w Organizacji Narodów Zjednoczonych przez komunistyczny rząd w Pekinie, zastępując tajwański rząd w Tajpej. Od tego czasu Tajwan przekształcił się w nowoczesną, liberalną demokrację, aktywnie prowadzącą handel ze światem. Jego mieszkańcy w przeważającej mierze uważają swoją narodowość za tajwańską, a nie chińską. Jednak Chiny mają czelność twierdzić, że Tajwan nie jest prawdziwym krajem, a jedynie chińską prowincją-renegatem. Jest to całkowicie niedorzeczne twierdzenie, zwłaszcza dlatego, że Komunistyczna Partia Chin nigdy nie rządziła Tajwanem.


Niemniej urzędnicy ONZ zgadzają się z twierdzeniami Pekinu. Odmawiają Tajwanowi, jednemu z najbardziej wolnych i najbardziej rozwiniętych krajów Azji, miejsca na forach światowych. Co gorsza, personel ONZ traktuje poszczególnych obywateli Tajwanu jak pariasów. Posiadacze zwykłego tajwańskiego paszportu mogą podróżować bez wiz do 145 krajów, w tym do Stanów Zjednoczonych, Japonii, Izraela i większości krajów Europy. Ale jeśli pojawią się w ONZ i przedstawią swój tajwański paszport jako dowód tożsamości, zamyka się im drzwi przed nosem.


W zeszłym tygodniu rozmawiałem z Lennonem Changiem tajwańskim profesorem kryminologii na australijskim Uniwersytecie Monash. Opisał, jak wygląda takie traktowanie. Pewnego razu, przybywając na spotkanie naukowców do Centrum Konferencyjnego ONZ w Bangkoku, przedstawił tajwański paszport i odmówiono mu wejścia. Dopiero po okazaniu dokumentu tożsamości, w którym nie widniała nazwa jego kraju, pozwolono mu dołączyć do kolegów.


Przy innej okazji Chang współpracował z agencją ONZ przy projekcie częściowo gwarantowanym przez rząd australijski. Będąc pod wrażeniem jego umiejętności, urzędnicy agencji zaproponowali mu współpracę nad kolejnym projektem. Kiedy jednak dowiedzieli się, że jest Tajwańczykiem (wcześniej ta sprawa nie pojawiła się), nagle wycofali ofertę.


Takie stronnicze traktowanie jest rutynowo stosowane wobec tajwańskich reporterów, studentów i turystów, którzy są winni jedynie tego, że są obywatelami kraju, do którego rości sobie pretensje najpotężniejsza dyktatura na świecie. To tak, jakby Moskwa upierała się, że Ukraina jest Rosją i że Ukraińcom należy zabronić wstępu na wszelkie fora i teren obiektów ONZ.


Warto powtórzyć: żadna uchwała ONZ nie wymaga wykluczenia Tajwanu. Samo koncepcja jest absurdalna: ONZ została utworzona, zgodnie ze zdaniem początkowym swojej Karty, by stać na straży „godności i wartości osoby ludzkiej [oraz] równych praw… dużych i małych narodów”. Nie należy ulegać skandalicznemu żądaniu Chin, aby Tajwan był traktowany jak międzynarodowy trędowaty. Należy to zdecydowanie odrzucić.


Niejednokrotnie Pekin groził rozpoczęciem wojny w celu podboju Tajwanu. Ostatnią rzeczą, jaką powinna robić Ameryka i jej sojusznicy, jest próba udobruchania tak groźnego tyranaZa każdym razem, gdy Chinom pozwala się nakłonić ONZ do upokorzenia ich małego sąsiada, wojna staje się o wiele bardziej prawdopodobna. Oczernianie demokratycznego Tajwanu jest zarówno złe, jak i niebezpieczne. Dlaczego wolny świat to toleruje?


Link do oryginału: https://jeffjacoby.com/27234/the-un-blackball-of-taiwan-must-stop-before-it

Pundicity, 27 września 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Jeff Jacoby
amerykański prawnik i wieloletni publicysta “Boston Globe”.