Afryka: dzielenie kury, która znosi złote jaja


Amir Taheri 2023-09-30

<span>(Źródło: iStock)</span>
(Źródło: iStock)

"Reset!" Magiczne słowo często używane podczas pierwszej wizyty sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena w Afryce, z przesłaniem, że „lata zaniedbań” pod rządami Trumpa dobiegły końca i że za prezydentury Bidena nadejdzie nowy złoty świt w stosunkach USA z tym burzliwym kontynentem. Niewiele osób pamiętało wówczas, że Hillary Clinton podczas pierwszej administracji Obamy posługiwała się frazesem „resetu” w sprawie stosunków USA-Rosja.

Ale jeśli „reset” Hillary Clinton potrzebował dziesięciu lat, zanim okazał się niebezpieczną iluzją, „reset” Blinkena okazał się kolejną monumentalną gafą w ciągu niecałych dwóch lat. Oczywiście, administracja Bidena urządza zwykłą dyplomatyczną farsę, organizując szczyt USA-Afryka, robiąc niezliczone sesje zdjęciowe połączone z fantastycznymi obietnicami. Waszyngton poszedł jeszcze dalej, wysyłając siły ekspedycyjne do Nigru, aby przy pomocy sił francuskich i innych sił Unii Europejskiej zniszczyć „grupy terrorystyczne” w Sahelu.


Od tego czasu jednak „reset” działał przeciwko strategicznym interesom USA i ich europejskich sojuszników. Cztery kraje Sahelu doświadczyły wojskowych zamachów stanu, które wyniosły do władzy antyzachodnich generałów z piersiami ozdobionymi brzęczącymi medalami. Gabon, niedaleko Sahelu, również był świadkiem zmiany reżimu spowodowanej czymś, co wyglądało na zamach stanu. We wszystkich zainteresowanych krajach rosyjskie flagi i insygnia najemnej armii Grupy Wagnera pojawiały się podczas „spontanicznych” antyzachodnich demonstracji poparcia dla puczystów.


Jeśli doświadczeni obserwatorzy Afryki mają rację, co najmniej osiem innych krajów na kontynencie również może doświadczyć wojskowych zamachów stanu w ciągu najbliższego roku lub dwóch.


Obecna sesja Zgromadzenia Ogólnego ONZ, która odbyła się w Nowym Jorku, zwróciła uwagę na Afrykę jako najnowszą scenę rywalizacji wielkich mocarstw z Chinami, Rosją, Francją i USA oraz, na mniejszą skalę, Turcją, próbujących rozszerzyć swoje wpływy lub przynajmniej chronić wpływy, jakie już mają. Francuscy dyplomaci przekazują wiadomość, że świat może potrzebować międzynarodowej konferencji w celu ustalenia dyplomatycznych linii demarkacyjnych w Afryce. Brzmi to jak powrót do konferencji berlińskiej z lat 1884-1885, kiedy europejskie mocarstwa kolonialne podzieliły między siebie „czarny kontynent”, dając Stanom Zjednoczonym kęs w postaci Liberii, państwa utworzonego przez Waszyngton w nadziei przekonania Afroamerykanów do „powrotu do domu”.


Dziś Afryka nie jest już jedynie przedmiotem w swojej własnej historii. Dwa pokolenia po uzyskaniu niepodległości – niepodległości naznaczonej wieloma porażkami, a jednak budzącej dumę i nadzieję wśród Afrykanów – „wielkie mocarstwa” nie mogą już prowadzić gry według własnych zasad. Afryka jest dziś postrzegana zarówno jako zagrożenie, jak i obietnica. Domniemane zagrożenie wynika z eksplozji demograficznej, która może wysłać nieskończoną liczbę potencjalnych imigrantów nie tylko do Europy, ale także na Bliski Wschód. Niektóre części kontynentu stają się także rajami dla różnych grup terrorystycznych lub, jak określiłby to Obama, „brutalnych ekstremistów”, idąc śladami Afganistanu i ogarniętej wojną Syrii.


Obietnica wynika z ogromnych i w dużej mierze niewykorzystanych zasobów naturalnych Afryki. Na kontynencie zamieszkuje około 18 procent światowej populacji, ale przypada na niego około 60 procent niewykorzystanych gruntów ornych na planecie.


A jednak według Światowego Programu Żywnościowego co najmniej 14 z 56 krajów kontynentu dzieli zaledwie kilka miesięcy od klęski głodowej, a 30 innych cierpi na niedobory żywności i chroniczny głód. W wielu przypadkach gospodarka oparta na uprawach rynkowych, dostarczających to, czego chcą bogate kraje, uniemożliwia produkcję podstawowych artykułów spożywczych dla mieszkańców. Na przykład kawa, kakao i bawełna uzależniają prawie wszystkie narody Afryki Zachodniej od importu ryżu, pszenicy i innych zbóż, stąd niszczycielski wpływ wojny rosyjskiej w Ukrainie.  Sama Gwinea mogłaby być spichlerzem regionu pod warunkiem, że jej zasoby zostaną przeznaczone na wyżywienie regionu.


Ogromne zasoby mineralne Afryki, w tym jedne z najrzadszych i najbardziej pożądanych, budzą równie duży, jeśli nie większy, apetyt na dominację kolonialną, aczkolwiek w nowych formach, w tym na kontrakty długoterminowe, pożyczki, których część trafia do nielicznych kieszeni, i oczywiście, w większości symboliczne siły zbrojne w ponad dwudziestu krajach. Niepewne swojej przyszłości lokalne elity rządzące zawsze próbują zbudować dla siebie bezpieczne gniazdko na czarną godzinę w byłych stolicach kolonialnych. Nowi władcy wojskowi w Gabonie ujawnili, że obalony dyktator Ali Bongo i jego zmarły ojciec, prezydent Omar Ali Bongo, przez ponad pół wieku finansowali wszystkie francuskie partie polityczne, lewicowe i prawicowe (z wyjątkiem Partii Komunistycznej).


Problem w tym, że chociaż w „wielkich mocarstwach” narósł duży apetyt na afrykańskie zasoby, żadne z nich nie ma siły, czy powiedzmy, zębów, niezbędnych do narzucenia na kontynent programu neokolonialnego. Zarówno Chinom, jak i Rosji, nowicjuszom Wielkiej Gry, brakuje wiedzy, sieci powiązań i polityczno-kulturowego seksapilu, bez których jakikolwiek imperialistyczny lub neoimperialistyczny plan nie może odnieść sukcesu.


Krajom europejskim, zwłaszcza Wielkiej Brytanii i Francji, które nadal cieszą się takimi przewagami, przeszkadza fakt, że ich opinia publiczna nie jest zainteresowana, żeby nie powiedzieć wroga, jakimkolwiek specjalnym stosunkom z „czarnym kontynentem”. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, wydają się one tak pogrążone we własnej kulturowo-politycznej wojnie domowej, że niewielu chce polegać na nich jako na długoterminowym sojuszniku i/lub partnerze.


Pomysł zorganizowania dużej konferencji na temat Afryki jest nietrafny. Nie tylko uruchomi dzwonki alarmowe o neokolonializmie, ale jest również mało prawdopodobne, że zdobędzie poparcie społeczne na kontynencie i poza nim, bez czego najlepiej ułożone plany z pewnością się nie powiodą. Co, być może, ważniejsze, narody afrykańskie mają zbyt wiele własnych problemów dwustronnych i wielostronnych, aby móc zaprezentować jednolity front w jakimkolwiek międzynarodowym „resecie”.


Dzisiejsza Afryka składa się z 56 różnych doświadczeń w budowaniu narodu, z kilkoma niezwykłymi sukcesami i wieloma nieuniknionymi porażkami. W wielu krajach afrykańskich do gry wszedł nowy gracz: młodsze pokolenie, lepiej wykształcone, bardziej ambitne, a jednocześnie mniej naiwne niż jego przodkowie w XIX wieku, którzy odwracali wzrok, podczas gdy mocarstwa imperialne dzieliły kurę znoszącą złote jaja.


Ponieważ nie ma mowy o uniwersalnym schemacie, być może najlepszym sposobem na „zresetowanie” stosunków z Afryką są stosunki dwustronne. Ponieważ państwo narodowe powraca nawet w starej Europie, nie ma powodu, dla którego nie miałoby ono być postrzegane jako najlepsze narzędzie do ponownego zdefiniowania roli Afryki w przekształcaniu globalnego systemu.


Link do oryginału: https://www.gatestoneinstitute.org/19986/africa-golden-goose

Gatestone Institute, 24 września 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


*Amir Taheri

Pochodzący z Iranu dziennikarz amerykański, znany publicysta, którego artykuły publikowane są często w ”International Herald Tribune”, ”New York Times”, ”Washington Post”, komentuje w CNN, wielokrotnie  przeprowadzał wywiady z głowami państw (Nixon, Frod, Clinton, Gorbaczow, Sadat, Kohl i inni)  jest również  prezesem Gatestone Institute).