Powróćmy jak za dawnych lat w zaczarowanych bajek świat


Andrzej Koraszewski 2023-08-29


Podwyżki dla pracowników budżetówki o 20 proc. i 35-godzinny tydzień pracy - takie rozwiązania zaproponowała Lewica w sobotę w trakcie spotkania z mieszkańcami Częstochowy. Adrian Zandberg ma jeszcze wiele innych pomysłów na zdobycie głosów.


Kiedy rozleciał się wreszcie komunizm, wielu miało nadzieję, że to koniec szaleństwa państwowej biurokracji. Szybko okazało się, że budżetówka rozrasta się niezależnie od ustroju politycznego.


Oczywiście natychmiast pojawia się argument, że szkolnictwo i opieka zdrowotna to  największe segmenty tzw. budżetówki i że nauczyciele są skandalicznie niedopłaceni.

 

Osobiście zgadzam się z brytyjskim politykiem, że gdyby jakiekolwiek prywatne przedsiębiorstwo było tak niewydajne jak szkoły państwowe, to musiałoby zbankrutować w ciągu kilku miesięcy.


Badania przeprowadzone w krajach znacznie bogatszych niż Polska pokazały, że wysokie płace w instytucjach państwowych (w tym płace nauczycieli), mają nikły związek z jakością ich działania.

 

Czytelnik zastanawia się dlaczego ludzie najgorzej wykształceni głosują na polityków takich jak Stalin, Hitler, Trump czy Kaczyński. Zacznijmy od tego, że zestawienie Stalina i Hitlera z Trumpem i Kaczyńskim jest delikatnie mówiąc niestosowne. Warto natomiast zwrócić uwagę na fakt, że bolszewicka rewolucja mogła się tak wspaniale udać dzięki aktywizmowi najlepiej wykształconych, pisarze, poeci, malarze, tłumy dziennikarzy oddali swoje talenty na usługi rewolucji, by przekonać masy, że oto zaczynamy budować  nowy wspaniały świat. To najlepiej wykształceni tworzą obietnice, które zwodzą masy, a których solidne wykształcenie zaniedbała inteligencja. Czy inaczej było z nazizmem? Hitler nie miał wielkich szans bez poparcia rektorów uniwersytetów, prawników, pastorów, księży, pisarzy i dziennikarzy. Nazistowskie obietnice tworzyli i przekazywali do mas doskonale wykształceni. 

 

Populiści obiecują cudowne naprawienie świata, nierzadko sami w te swoje obietnice wierzą i to tak mocno, że gotowi są niewierzących zabijać. Romantyzm bywa ludobójczy. Pozytywizm, z jego pracą od postaw i z jego rzemieślniczą skrupulatnością jest mało porywający. Opłacanie nauczycieli za ich wyniki, a nie za staż i dyplomy, zmienia jakość szkoły. Do tego potrzebny jest jednak nadzór ze strony rodziców i samorządu, a nie ministerialnych biurokratów ze stolicy. Protestantyzm okazał się etyką kapitalizmu, ponieważ brutalnie oczekiwał od każdego odpowiedzialności za życie własne i za życie swoich dzieci.

 

Po dziesięcioleciach socjalizmu, z jego państwową własnością, zastojem i niezdolnością zaspokojenia elementarnych potrzeb społeczeństwa, marzenie o kapitalizmie było w Polsce niemal powszechne. Przeskok wymagał terapii szokowej, wielkiej prywatyzacji, która siłą rzeczy była nie tylko uwolnieniem przedsiębiorczości, ale i okazją dla wszelkiego rodzaju cwaniaków.

 

Nie ma tu żadnych badań, trudno powiedzieć, które środowiska rodziły tych cwaniaków najwięcej. Kraj był bez kapitału, bez ludzi mających kwalifikacje zarządzania przedsiębiorstwami zorientowanymi na zysk, a nie na plan. Kościół i działacze ZSL rzucili się na własność ziemską. Działacze PZPR przejmowali fabryki, kapitał zagraniczny dostarczał nie tylko pieniędzy, ale kompetencji w zakresie nowoczesnej produkcji. Czy w tym zamieszaniu więcej było przekrętów niż uczciwości? Prawdopodobnie nikt na to pytanie nie może odpowiedzieć, ale w ostatecznym rachunku najgorsze dolegliwości socjalistycznego systemu gospodarczego zaczęły w błyskawicznym tempie zanikać. Oczywiście pojawiły się nowe problemy związane z naszą kulawą demokracją, ociężałym, i niezreformowanym sądownictwem, niezaradnością znacznej części społeczeństwa, które prawdziwego kapitalizmu nie doświadczyło nigdy, a w socjalizmie zostało całkowicie ubezwłasnowolnione i przestawione na bierne oczekiwanie, że państwo wszystko załatwi.

 

Fakt, że nasz kapitalizm nie wyrastał powolnie z rzetelnego rzemiosła prowadził do przekonania, że ktokolwiek ma cokolwiek, to z pewnością zdobył to w nieuczciwy sposób. To fałszywe, chociaż nie tak całkiem bezpodstawne przekonanie wzmacniała zarówno prasa, jak i konkurujący ze sobą politycy. (Co dodatkowo podkopywało i tak mizerne zamiłowanie do uczciwości.)     

 

Po trzydziestu czterech latach od upadku komunizmu patrzyłem w niemym zachwycie na wymianę zdań między Mateuszem Morawieckim i Donaldem Tuskiem.  



Gdzie są nasze pieniądze z waszej prywatyzacji? Dla ludzi urodzonych już po zmianie ustroju to demagogiczne pytanie może być przekonujące. Dla nich opowieści o wielogodzinnym staniu w kolejkach po chleb, puste sklepy, poszukiwanie papieru toaletowego, niemożność wyremontowania łazienki, to odległa historia opowieści o jakimś średniowieczu. Dla młodego pokolenia ten skok cywilizacyjny jest czymś oczywistym. Mają swoje problemy i swoje powody do krytyki. Co jest całkowicie zrozumiałe. Odpowiedź Tuska, że te nasze pieniądze są na koncie u Morawickiego, jest cięta, ale nie jest nawet ćwierćprawdą. Nasz kapitalizm jest równie niedoskonały jak nasza demokracja, ale tamta prywatyzacja przyniosła nam wszystkim stokrotne zyski. Morawiecki jest człowiekiem nieuczciwym i takich ludzi mamy w Polsce tysiące, na lewicy i na prawicy.  

 

Donald Tusk rozpoczynał swoją karierę polityczną jeszcze jako student od poparcia wolnych związków zawodowych, ale to było już pokolenie, które przestało walczyć o socjalizm z ludzką twarzą, (co okazało się kompletną utopią), oni chcieli cywilizowanego kapitalizmu. Młody Tusk był współzałożycielem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, partii, która głosiła pragmatyczny liberalizm, budowę wolnego rynku, integrację z Zachodem, silniejszy samorząd i mniej władzy centralnej  oraz neutralność światopoglądową państwa.

 

W tym Kongresie byli ludzie, którzy przynajmniej teoretycznie wiedzieli, jaki kapitalizm chcą budować. Pierwszym ministrem przekształceń własnościowych był Janusz Lewandowski, nie tylko doskonały fachowiec, ale człowiek nieskazitelnie uczciwy. Ta przebudowa systemu nie była zadaniem łatwym. (Sam należałem do krytyków, ponieważ uważałem, że droga do solidnego kapitalizmu musi prowadzić przez wieś i musi zaczynać się od naprawy złodziejskich relacji między producentami żywności i przemysłem.) Ci ludzie wykonali gigantyczną robotę, która utknęła w pół drogi w bagnie tęsknoty za socjalizmem. Dziś odnosi się wrażenie, że jedynymi obrońcami kapitalizmu są cwaniacy z Konfederacji.

 

Jarosław Kaczyński i jego banda wracają do idei państwa zarządzającego gospodarką, słabego samorządu i przedsiębiorczości opartej na partyjnej lojalności.

 

Liberalizm i wolny rynek są dziś chłopcem do bicia przez zdominowaną przez lewicę prasę opozycyjną i przez radiomaryjną prawicę, która proponuje nam moralność Jędraszewskiego, kapitalizm Rydzyka i państwową oświatę nadzorowaną przez Czarnka. Tym ultrakatolickim cwaniakom przeciwstawiają się cwaniaczkowie z Konfederacji oferujący kapitalizm bandycki, dalej mamy awangardę prekariatu. Politycy dzisiejszej opozycji boją się promować pragmatyczny liberalizm, dążący do kapitalizmu opartego na wymuszanej przez państwo uczciwości, bo to takie niemodne, tak mało przekonujące, tak mało romantyczne.


W radiu od czasu do czasu powraca przedwojenna piosenka Jerzego Jurandota „Powróćmy jak za dawnych lat, w zaczarowanych bajek świat” - w polityce ten świat zaczarowanych bajek, to książę z Rady Ministrów rozdający kopciuszkom wyczarowane z kapelusza pieniążki. Konfederaci kpią z pisowskiej polityki rozdawnictwa, politycy Platformy Obywatelskiej boją się narazić Żakowskiemu i jemu podobnym i powiedzieć głośno, że kapitalizm to rzecz dobra, ale trudna i że warto go budować wspólnie, w oparciu o inną moralność niż nam proponuje Mateusz Morawiecki, Sławomir Mentzen i Adrian Zandberg. Pora przestać opowiadać bajki i uznać wreszcie, że możemy się wybić na dorosłość.