Gwałtowny wzrost terroru palestyńskiego jest przedsmakiem „rozwiązania” w postaci dwóch państw


Jonathan S. Tobin 2023-07-07

Uzbrojeni Palestyńczycy maszerują po izraelskiej operacji wojskowej w mieście Dżenin na Zachodnim Brzegu [Judei i Samarii], 5 lipca 2023 r. Zdjęcie: Nasser Ishtayeh/Flash90.
Uzbrojeni Palestyńczycy maszerują po izraelskiej operacji wojskowej w mieście Dżenin na Zachodnim Brzegu [Judei i Samarii], 5 lipca 2023 r. Zdjęcie: Nasser Ishtayeh/Flash90.

Pozwolenie, by Dżenin pozostał bazą terrorystycznych ataków, byłoby powtórką izraelskiej katastrofy w Strefie Gazy. Dlaczego więc Biden i liberalni Żydzi wciąż mają obsesję na punkcie przekształcenia tego koszmaru w rzeczywistość?

Międzynarodowa reakcja na niedawny wzrost palestyńskiego terroryzmu i izraelską operację w Dżenin, mającą na celu wyeliminowanie bandytów i infrastruktury ugrupowań odpowiedzialnych za rozlew krwi, była równie przewidywalna, co przygnębiająca. Chociaż administracja Bidena powtarza deklaracje, że Izraelczycy mają prawo do obrony, ogólny ton doniesień prasowych i komentarzy z Waszyngtonu i społeczności międzynarodowej był zwykłą mantrą o bezsensownym „cyklu przemocy” i obawach o malejące szanse na rozwiązanie problemu przez utworzenie dwóch państw.


Krytycy izraelskiego rządu – zarówno krajowi, jak i zagraniczni – słusznie twierdzą, że operacja w Dżeninie nie daje definitywnej odpowiedzi na problem terroryzmu. Nie zauważają jednak głównego wniosku, który należy wyciągnąć. Zamiast tego, by te niepokojące wydarzenia były kolejnym dowodem, że świat musi naciskać na Izrael, by zaakceptował państwo palestyńskie obok Izraela, te walki faktycznie dają nam przedsmak tego, co taki plan oznaczałby dla obu stron.


Dżenin pod rządami koalicji pod hasłem „ktokolwiek, byle nie Bibi”, która przewodziła Izraelowi przez 18 miesięcy w 2021 i 2022 r., stał się mini-Gazą – strefą zakazaną zarówno dla Autonomii Palestyńskiej, jak i sił izraelskich. Ta twierdza terrorystów jest zdominowana przez Hamas i radykalny Palestyński Islamski Dżihad i wspierana przez fundusze ich irańskiego sojusznika. W przeciwieństwie do Strefy Gazy, izraelskie siły lądowe mogą nadal wkraczać do Dżeninu. Ale operacja Sił Obronnych Izraela, która według wszystkich relacji była wielkim sukcesem taktycznym, prowadzącym do eliminacji wielu terrorystów i degradacji ich infrastruktury, nadal była bardzo podobna do innych okresowych wysiłków podejmowanych przez wojsko w Gazie w celu „skoszenia trawy” w tym sensie, że przynosi tylko chwilową ulgę.


Nikt nie powinien żywić złudzeń, że terroryści nie odbudują swoich sił lub że AP – kierowana przez skorumpowaną partię Fatah i jej przywódcę, Mahmuda Abbasa – odbierze ją lub stłumi grupy terrorystów, (do czego są zobowiązani na mocy Porozumień z Oslo). W rzeczywistości agenci Fatahu popierają terroryzm tak samo jak ich islamscy rywale.


Wniosek, jaki należy z tego wyciągnąć, jest taki, że gdyby Izrael był kiedykolwiek na tyle głupi, by ulec obcym naciskom i przyznać suwerenność tamtejszym Palestyńczykom, cały obszar stałby się, podobnie jak Gaza, wielką bazą terrorystyczną.


To prawda, że przynajmniej teoretycznie dwa państwa dla dwóch narodów byłyby najbardziej logicznym sposobem zakończenia stuletniej wojny przeciwko syjonizmowi, którą prowadzą Palestyńczycy. Ale fakt, że nawet tak zwani umiarkowani spośród nich, jak Abbas, nie są gotowi uznać prawomocności państwa żydowskiego bez względu na to, gdzie przebiegają jego granice i którzy wielokrotnie odrzucali takie państwo, jeśli opierałoby się ono na tych warunkach, oznacza, że nie ma „rozwiązania” problemu.


Mówienie o błędnym kole ataków i kontrataków w opisach ostatnich wydarzeń jest głównie zakorzenione w narracji, która odpowiedzialność za obecny stan rzeczy przypisuje rządowi Izraela. Ogólnym założeniem jest twierdzenie, że obecna koalicja partii prawicowych i religijnych premiera Benjamina Netanjahu jest odpowiedzialna za wywołanie oburzenia Palestyńczyków przez pozwolenie Żydom na budowę większej liczby domów w istniejących miastach i wioskach w Judei i Samarii, co jest błędnie określane jako „rozszerzanie osiedli na Zachodnim Brzegu”.


Wzrost krwawych ataków na Żydów na terytoriach, a także w Jerozolimie, Tel Awiwie i innych częściach kraju, które społeczność międzynarodowa uznaje za część państwa żydowskiego, jest najczęściej przypisywany gniewowi z powodu dalszej obecności Żydów w tych „osiedlach” lub z powodu pewnych nielegalnych i godnych ubolewania ataków odwetowych przeprowadzanych przez „osadników” przeciwko Arabom.


Jednak przedstawianie nawet najbardziej makabrycznych aktów arabskiego terroryzmu jako jedynie zrozumiałego, choć godnego ubolewania, scenariusza wet za wet, w którym nikt nie ma racji, przyczynia się do demonizacji Izraela i jego narodu. Dyskurs o konflikcie tkwi w mentalności, która postrzega Palestyńczyków wyłącznie jako ofiary, bez względu na to, co robią. Jest to wspierane przez intersekcjonalny sposób myślenia, który postrzega ich jako naród uciskany przez „biały” kolonialny Izrael. To właśnie pozwala im przedstawić próbę wyeliminowania grupy terrorystycznej, jak zrobiła to jedna z prezenterek BBC, jako kolejny przykład Izraelczyków, którzy „z radością zabijają dzieci”. I pozwala „New York Timesowi” na fałszywe doniesienia, że Hamas i PIJ protestują wyłącznie przeciwko „okupacji” tzw. Zachodniego Brzegu, a nie dążą do unicestwienia Izraela.


Część tych uprzedzeń wobec Izraela i praw Żydów jest zakorzeniona w antysemityzmie. Ale chodzi o to, że zamiast umożliwić położenie kresu przemocy, każde wycofanie się lub ustępstwo Izraela – czy to porozumienia z Oslo, które doprowadziły do tego, że Dżenin stał się bastionem terroru w 2002 r. jak również obecnie, lub wycofanie się z Gazy w 2005 r. – nie dawało pokoju lub współistnienia. Te ustępstwa jedynie motywowały Palestyńczyków do trzymania się swoich fantazji o odwróceniu historii regionu i do wiary, że wciąż mają szansę na ostateczny sukces i zniszczenie Izraela.


Mimo wszystkich błędów, jakie popełnił w ciągu pierwszych 30 miesięcy urzędowania, prezydent Joe Biden, nie powtórzył błędu wszystkich jego niedawnych poprzedników – błędu oferowania własnego planu pokojowego na Bliskim Wschodzie, aby urzeczywistnić rozwiązanie w postaci dwóch państw. Jednak wycofanie się administracji z polityki jej poprzednika, której celem było uświadomienie Palestyńczykom, że przegrali wojnę i muszą zaakceptować rzeczywistość, przyczyniło się do nieustępliwości Arabów, która sprawia, że obecny wzrost przemocy jest nieunikniony.


W szczególności niedawna decyzja Waszyngtonu o zaprzestaniu współpracy naukowej i technologicznej z izraelskimi instytucjami w Judei i Samarii, takimi jak Ariel University, bardziej sprzyja przemocy niż budowa domów dla Żydów w regionie. Ten bojkot w stylu BDS wysyła sygnał grupom, które określa jako terrorystów, i ich zwolennikom, że muszą kontynuować walkę, zamiast się poddać.


Przede wszystkim ci, którzy potępiają zarówno izraelskie, jak i palestyńskie działania jako równie złe, ignorują oczywiste dowody na to, że zamiast zakończenia konfliktu, zrobienie z Dżenin miejsca, do którego siły izraelskie nie będą mogły wejść tak samo, jak nie mogą wejść do Gazy, po prostu powieliłaby tę samą sytuację jaka obecnie panuje w Strefie Gazy. Hamas i PIJ rosną w siłę nie z powodu niepowodzenia Abbasa w stworzeniu państwa palestyńskiego obok Izraela, ale dlatego, że obiecują kontynuować walkę z Izraelem, dopóki nie zostanie zniszczony. Koncepcja dwóch państw nie prowadzi do pokoju. Istnienie państwa palestyńskiego po prostu uczyniłoby i tak już trudny dylemat bezpieczeństwa Izraela jeszcze bardziej niebezpiecznym.


To nie jest coś, co większość ludzi chce usłyszeć. Nieprzejednany charakter palestyńskiej odmowy zaakceptowania Izraela jest zakorzeniony w religijnych i kulturowych ideach, które są obce większości Amerykanów. A zaakceptowanie faktu, że nie ma odpowiedzi na ten straszny problem, jest również sprzeczne z żydowskimi tysiącletnimi i utopijnymi ideałami, które przewidują, że łuk historii zawsze będzie zmierzał ku postępowi, sprawiedliwości i pokojowi. Konfrontacja z przyszłością, w której Izrael zawsze będzie musiał mieć się na baczności przed siłami dążącymi do jego zniszczenia i w której amerykańscy Żydzi są zobowiązani do wspierania ich wysiłków, jest wyjątkowo nieatrakcyjną wizją.


Popieranie terroryzmu i zobowiązanie do dalszego odrzucania Izraela wśród Palestyńczyków, które jest widoczne na tych terytoriach, jest przypomnieniem, że międzynarodowa i amerykańska determinacja, by podwoić pracę na rzecz dwóch państw, w rzeczywistości przyczynia się do problemu, a nie pomaga go rozwiązać. Być może można sobie wyobrazić, że kiedyś, w odległej przyszłości Palestyńczycy przejdą ogromną zmianę swojej kultury politycznej, dzięki czemu dwa państwa nie będą receptą na więcej przemocy. Do tego czasu jest to mrzonka, która wyrządza znacznie więcej szkody niż pożytku.

 

Link do oryginału: https://www.jns.org/israel-palestinianconflict/palestinian-terrorism/23/7/5/300551/

JNS Org., 5 lipca 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

*Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.