Jak USA starają się związać ręce Izraela przed ogłoszeniem nowej umowy z Iranem


Michael Doran 2023-06-24

Antony Blinken i premier Netanjahu, spotkanie w stolicy Izraela Jerozolimie 25 maja 2021r. (Źródło: Wikipedia)
Antony Blinken i premier Netanjahu, spotkanie w stolicy Izraela Jerozolimie 25 maja 2021r. (Źródło: Wikipedia)

W listopadzie ubiegłego roku, po 22 miesiącach nieudanych negocjacji z Irańczykami, prezydent Joe Biden powiedział, że porozumienie nuklearne z Iranem jest „martwe”. Jednak w ostatnich tygodniach wznowił rozmowy z Teheranem, podobno dążąc do „zmniejszenia napięć”. Ale to zdanie więcej ukrywa niż ujawnia. Podczas gdy Biden i jego zespół twierdzą, że pracują nad powstrzymaniem postępu irańskiego programu broni nuklearnej, ich niewypowiedzianym celem jest trwałe związanie rąk Izraela.

Obejmując urząd w 2021 r., Biden powrócił do strategii na Bliskim Wschodzie, pierwotnie nakreślonej przez prezydenta Baracka Obamę, którego gwiazdą przewodnią było porozumieniem z Iranem. Podczas gdy strategia Obamy stanowiła ambitną, regionalną zmianę polityki amerykańskiej, przedstawił ją jako wąskie porozumienie o kontroli zbrojeń. Prawdę mówiąc, Joint Comprehensive Plan of Action (JCPOA), jak oficjalnie nazywa się umowę nuklearną, nie spełnił swojej roli jako niezawodnej bariery blokującej wszystkie drogi Iranu do bomby. Udało się jednak odsunąć kontrowersje wokół irańskiego programu nuklearnego na bok, tak aby Obama i jego zespół mogli otworzyć bezpośrednie kanały do Teheranu, co ich zdaniem miało pomóc w ustabilizowaniu Bliskiego Wschodu.


Podjęta przez Obamę próba obejścia kwestii nuklearnej zamiast jej rozwiązania była kluczem do całej natury i struktury JCPOA. Fundamenty tego porozumienia powstały w 2013 r., na początku drugiej kadencji Obamy, kiedy prezydent USA ugiął się przed żądaniem Iranu, by Stany Zjednoczone uznały samozwańcze „prawo” do wzbogacania uranu. Za jednym zamachem ustępstwo Obamy usunęło najpoważniejszą barierę uniemożliwiającą Iranowi opracowanie broni nuklearnej – mianowicie amerykańską wolę polityczną.


W publicznych wypowiedziach administracja Obamy ukrywała kluczową rolę swojego ustępstwa w rozpoczęciu negocjacji, przedstawiając zamiast tego swoją irańską dyplomację jako wynik wyboru Hassana Rouhaniego, prezydenta Iranu, który objął urząd w sierpniu 2013 roku. Z pomocą „jaskini ech”, by użyć określenia Bena Rhodesa, zastępcy doradcy Obamy ds. stosunków między Zachodem a Iranem, Obama i jego zespół stworzyli wrażenie, że zmiana postawy Teheranu (i to w wyniku wyborów) dała nowe otwarcie w stosunkach między Zachodem a Iranem. Co więcej, przedstawiając negocjacje jako pociąg pokojowy prowadzony przez bliźniaczych maszynistów, Obamę i Rouhaniego, postawili polityczną przeszkodę nie do pokonania przed izraelskim atakiem na Iran. To jest, dali mata izraelskiemu premierowi Benjaminowi Netanjahu.


Członkowie administracji Obamy otwarcie napawali się zwycięstwem. W 2014 r., gdy negocjacje w sprawie JCPOA były już w toku, a impet w kierunku zawarcia umowy był nie do powstrzymania, wykręcali akrobatyczne salta na łamach magazynu „Atlantic”, ich ulubionej tuby. Pod przykrywką anonimowości jeden z oficjeli nazwał Netanjahu „kurzym łajnem”. Rozwijając temat, inny powiedział: „Jest już za późno, aby [Netanjahu] cokolwiek zrobił. Dwa, trzy lata temu była taka możliwość. Ale ostatecznie nie mógł się zmusić, by pociągnąć za spust. Było to połączenie naszej presji i jego własnej niechęci do zrobienia czegoś dramatycznego. Teraz jest za późno".


Istotnie, teraz wiemy, że Obama i jego zespół pracowali równolegle lub wręcz razem z życzliwymi im izraelskimi politykami, aby uniemożliwić Netanjahu rozpoczęcie izraelskiego uderzenia w latach 2009-12. Biden, który obsadził swój zespół ds. Bliskiego Wschodu wyłącznie weteranami administracji Obamy, pracuje dziś dokładnie według podręcznika Obamy. Gdy Netanjahu i jego doradcy rozważają nowy jednostronny atak, zespół Bidena ponownie uruchamia pociąg pokoju, wznawiając „martwe” negocjacje z Teheranem. Jednocześnie wywiera presję wewnątrz izraelskiej struktury politycznej i sił bezpieczeństwa. Głównym celem dzisiejszej polityki Bidena wobec Izraela jest stworzenie atmosfery politycznej, która zachęci izraelskich oficjeli i oficerów wojskowych do identyfikowania się z Waszyngtonem, a nie z wybranymi przywódcami kraju i interesami geostrategicznymi.


Obecnie głębokość zaangażowania Partii Demokratycznej w regionalną strategię i taktykę Obamy powinna być oczywista. Niemal dwa lata temu przedstawiciele Bidena bronili swojej biernej polityki wobec Iranu, sugerując, że jest to tymczasowa postawa, że ich cierpliwość wobec Teheranu jest na wyczerpaniu i że jeśli wyniki nie nadejdą, zaowocuje to ostrzejszą polityką. „Jesteśmy oddani dyplomacji, ale ten proces nie może trwać w nieskończoność” – powiedział sekretarz stanu Antony Blinken w lipcu 2021 r. „Czas ucieka Iranowi” – powiedział miesiąc później. „Jeśli [Iran] nie chce wrócić do umowy, jeśli nadal będzie robić to, co wydaje się robić teraz, czyli ociągać się przy nuklearnym stole dyplomatycznym i przyspieszać tempo, jeśli chodzi o nuklearny program, jeśli to jest ścieżka, którą wybierze, będziemy musieli odpowiednio zareagować” – powiedział miesiąc później.


Jeśli cierpliwość jest cnotą, Blinken jest świętym. Od czasu tych wyrazów słabnącej cierpliwości Republika Islamska, by wymienić tylko kilka wydarzeń, brutalnie stłumiła najostrzejsze protesty w swojej historii, znacznie rozwinęła swój program broni nuklearnej, prowadziła spiski mające na celu zamordowanie byłych amerykańskich przedstawicieli na amerykańskiej ziemi i rozwinęła system militarnej współpracy przemysłowej z rosyjskim wojskiem – a wszystko to przy odmowie zaakceptowania hojnych warunków odnowienia umowy nuklearnej oferowanych przez Waszyngton. Żadne z tych wydarzeń nie potrafiło naruszyć cierpliwości administracji Bidena.


Dlaczego? Krajowe kalkulacje polityczne częściowo wyjaśniają łagodność Bidena wobec złowrogiego zachowania Iranu. Wyobraź sobie, jak zareagowałby nurt progresywny, ten najbardziej dynamiczny element Partii Demokratycznej, gdyby Biden stanął przed nimi i przyznał, milcząco lub wprost, że prezydent Donald Trump miał rację: nie ma czysto dyplomatycznych środków, aby przekonać Iran do rezygnacji z programu nuklearnego. „Maksymalna presja” to jedyny racjonalny sposób radzenia sobie z Teheranem. Bunt byłby gwałtowny i natychmiastowy. Progresiści uważają, jako artykuł ślepej wiary, że istnieje dyplomatyczna droga do lepszych stosunków z Teheranem. Nienawidzą Izraela, jego amerykańskich zwolenników i wszelkiej polityki mającej mu pomóc.


Ale polityka wewnętrzna to nie wszystko. Wśród amerykańskiej elity bezpieczeństwa narodowego istnieje głęboko zakorzeniona szkoła myślenia popierająca przegrupowanie Iranu, która nie reklamuje swojego istnienia zbyt głośno, z obawy przed konfliktem ze społecznością proizraelską. Ta szkoła myślenia opiera się na pięciu podstawowych przekonaniach. Po pierwsze, Bliski Wschód nie ma już takiego znaczenia dla Stanów Zjednoczonych, jak kiedyś. Po drugie, sojusznicy Ameryki, Izrael i Arabia Saudyjska, historycznie zmuszali Stany Zjednoczone do zajęcia twardszego stanowiska wobec Iranu, niż jest to bezwzględnie konieczne na podstawie zimnej kalkulacji amerykańskich interesów. Po trzecie, poważny konflikt izraelsko-irański grozi wciągnięciem Stanów Zjednoczonych w kosztowną i niepotrzebną wojnę z Iranem. Po czwarte, ofensywne środki zaradcze, w postaci karnych uderzeń wojskowych lub agresywnych sankcji ekonomicznych, takich jak te nałożone przez administrację Trumpa, mogą prowadzić do wojny. Po piąte i najważniejsze, wojna mająca na celu powstrzymanie Iranu przed zdobyciem broni nuklearnej jest gorsza niż po prostu powstrzymanie Iranu uzbrojonego w broń nuklearną, podobnie jak Korea Północna, Pakistan i inne państwa uzbrojone w broń nuklearną zostały mniej lub bardziej skutecznie powstrzymane.


Przekonania te nieubłaganie prowadzą do konkluzji, zawsze niewypowiedzianej, że wrogość Izraela wobec Iranu stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Zamieniają tłumienie rzekomej wojowniczości Izraela, w strategiczny priorytet amerykańskiej polityki zagranicznej.


Urzędnicy Bidena uważają Netanjahu za bête noire nie tylko dlatego, że otwarcie sprzeciwia się ich podejściu lub dlatego, że opowiada się po stronie Republikanów, ale dlatego, że ma lepszą pozycję niż ktokolwiek inny, aby ujawnić rażące wady preferowanej przez nich strategii, która opiera się na założeniach że porozumienie z Iranem jest zarówno możliwe, jak i leży w interesie Ameryki. Netanjahu jest najrzadszą z rzeczy w dyplomacji: jest zagranicznym przywódcą, którego Amerykanie słuchają bezpośrednio, jakby był jednym z nich. Izraelski potencjał wojskowy wzmacnia jego głos i wprawia w zakłopotanie administrację.


Począwszy od samego Obamy, zwolennicy reorientacji w stosunkach z Iranem nigdy nie byli otwarci i szczerzy wobec narodu amerykańskiego w kwestii swoich prawdziwych przekonań. Dla prowadzenia swojej polityki, zawsze polegali na wprowadzaniu w błąd, zaciemnianiu celów i półprawdach. Netanjahu ma wyjątkowy dar ujawniania tej nieuczciwości.


Opiera swoje argumenty na rzecz działań militarnych na sprawdzonej logice odstraszania. Jeśli Stany Zjednoczone i Izrael naprawdę chcą powstrzymać Iran przed zdobyciem bomby, muszą przekonać Teheran, że zażądają ceny, która jest dla niego zbyt bolesna do zaakceptowania. Perswazja oznacza podejmowanie działań wojskowych, które wykazują zarówno polityczną, jak i militarną zdolność nie tylko do ukarania przywódców Iranu raz lub dwa, ale do dynamicznego stanowczego reagowania, gdy wspinają się po drabinie militarnej eskalacji, do absorbowania wszelkich kontrataków, jakie rozpętają, i odpowiadania na nie jeszcze mocniejszymi ciosami.


To zadanie perswazji najlepiej wykonywać wspólnie. Ron Dermer, izraelski minister spraw strategicznych i jeden z najbliższych powierników Netanjahu, wyjaśnił wyzwanie w podcaście w grudniu zeszłego roku, zanim dołączył do rządu. Dermer wyjaśnił, że dla reżimu irańskiego program nuklearny jest królową na szachownicy; sam reżim jest królem. „Jedynym sposobem, aby skłonić Iran do pokojowej rezygnacji ze swojego programu, jest zagrożenie królowi” – powiedział. „Poświęcą królową tylko po to, by ocalić króla”. Sam Izrael nie jest w stanie zagrozić istnieniu reżimu. Tylko Stany Zjednoczone mogą zagrozić królowi. „Bez wiarygodnego zagrożenia militarnego ze strony USA żadna dyplomacja nie osiągnie pozytywnego rezultatu. Nic, co zrobisz, nie przyniesie pozytywnego rezultatu” – dodał.


Według Dermera, sam Izrael być może ma wystarczające zdolności militarne, aby powstrzymać Irańczyków przed zbudowaniem bomby, „ale nie zmusi ich to do demontażu ich potencjału nuklearnego”. Dermer mógł dodać, że nawet działając całkowicie samodzielnie, zdolność Izraela do wymuszania ustępstw od Iranu rośnie wykładniczo, jeśli Stany Zjednoczone zaoferują mu nieograniczone wsparcie dyplomatyczne. Izrael może uderzyć w irańskie obiekty nuklearne pierwszego dnia wojny, ale w drugim i trzecim dniu potrzebuje przekonującej groźby amerykańskiej interwencji, aby powstrzymać Iran przed rozszerzeniem konfliktu.


Opierając się na tym myśleniu, Izraelczycy proponują administracji Bidena podział pracy: będą przeprowadzać ataki na wrażliwe cele, ale wojsko Stanów Zjednoczonych musi być widoczne w tle, by odstraszyć Iran, aby nie uległ pokusie poszerzenia wojny. Chociaż jest to całkowicie racjonalne, Biden nigdy nie zaakceptuje tej propozycji. Nie odrzuci jej też wprost. Chociaż korzenie przegrupowania w Iranie sięgają głęboko w postępową glebę, Partia Demokratyczna nie może rządzić bez poparcia proizraelskich wyborców. Ponadto musi także poradzić sobie z niezadowolonymi sojusznikami, przede wszystkim z Izraelem, który uważa punkt widzenia Obamy i Bidena w sprawie Iranu za całkowite złudzenie.


Sformułowanie polityki, która wygląda, smakuje i sprawia wrażenie orientacji proizraelskiej, ale która zapewnia ugłaskanie Iranu, jest nie lada wyczynem. Aby osiągnąć tę iluzję, Biden i jego zespół poruszają się jednocześnie po czterech torach.


Po pierwsze, wyrażają silne retoryczne poparcie dla Izraela i jego bezpieczeństwa. „Nie ma wątpliwości, że robimy, a nie tylko gadamy, kiedy mówimy, że nasze zaangażowanie w bezpieczeństwo Izraela jest żelazne” – powiedział doradca Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan podczas niedawnego wystąpienia.


Po drugie, sponsorują wspólne planowanie i manewry armii amerykańskiej i izraelskiej.


Po trzecie, teraz, gdy Izrael jest członkiem Centralnego Dowództwa USA (CENTCOM), dowództwa odpowiedzialnego za Bliski Wschód, Stany Zjednoczone sponsorują lepszą koordynację między armią Izraela a siłami zbrojnymi innych mocarstw regionalnych, pracując nad zintegrowaną obroną przeciwrakietową.


Po czwarte, Biden i jego zespół promują normalizację z Arabią Saudyjską.


Żaden z tych torów – widziany w odosobnieniu – nie budzi zastrzeżeń. Wręcz przeciwnie, należą one, indywidualnie i zbiorowo, do kategorii „zdecydowanie wskazane”. Jednak dla niewprawnego oka stwarzają wrażenie, świadomie zamierzone, że administracja buduje koalicję regionalną, skupioną wokół Izraela, mającą na celu uniemożliwienie Iranowi zdobycia broni nuklearnej. W rzeczywistości Biden i jego zespół budują nowy porządek regionalny, skoncentrowany na wyjściu naprzeciw Iranowi. Celem czterech polityk wymienionych powyżej jest wprowadzenie w błąd i powstrzymanie Izraela i jego zwolenników. Weźmy je jedno po drugim.


Jeśli chodzi o odstraszanie wojskowe, działania wysyłają najważniejsze komunikaty. Niedawna wymiana zdań między senatorem Tomem Cottonem a sekretarzem obrony Lloydem Austinem podczas przesłuchania w Senacie była pouczająca. Wymiana ujawniła, że odkąd Biden objął urząd, Iran i wspierane przez Iran bojówki zaatakowały siły amerykańskie 83 razy. Stany Zjednoczone dokonały odwetu tylko cztery razy. „Jaki sygnał wysyła to Iranowi?” — zapytał Cotton. Jeśli Stany Zjednoczone odmawiają kiwnięcia palcem w celu powstrzymania ataków na Amerykanów, nigdy nie podejmą działań wojskowych w celu ochrony Izraelczyków.


Społeczności proizraelskiej administracja przedstawia pełną listę wspólnych manewrów wojskowych jako wyraz głębokiej miłości i przywiązania. W rzeczywistości jest to taktyka „brania w niedźwiedzi uścisk”, mająca na celu uniemożliwienie armii izraelskiej prowadzenia niezależnych działań, takich jak atak na irańskie obiekty nuklearne. Ścisła współpraca obu sił zbrojnych pozwala USA dokładniej monitorować swojego partnera oraz penetrować i wpływać na korpus oficerski, który dzięki zawirowaniom w izraelskiej polityce jest coraz bardziej spolaryzowany, a niektórzy oficerowie są głęboko niezadowoleni z Netanjahu.


Zintegrowana obrona przeciwrakietowa, to również taktyka niedźwiedziego uścisku; z pewnością dostarczy przydatnych zdolności Izraelowi i państwom arabskim, które również współpracują z CENTCOM, ale ich wartości nie należy przeceniać. Są to zdolności czysto obronne. Według generała McKenziego, byłego dowódcy CENTCOM, Iran posiada teraz przewagę - „overmatch”. Ta ocena, oparta na naukach wojskowych, która nie podlega dyskusji wśród poważnych specjalistów bezpieczeństwa narodowego, oznacza, że Teheran i jego marionetki mogą wysłać drony, pociski balistyczne i  pociski samosterujące, które przytłoczą najnowocześniejsze systemy obronne na świecie. Stany Zjednoczone i Izrael nie mogą powstrzymać irańskich ataków ani zapobiec atakowi nuklearnemu środkami czysto obronnymi.


Jeśli chodzi o normalizację stosunków z Arabią Saudyjską, prawdopodobnie nastąpi to pewnego dnia, być może stosunkowo szybko, ale nie wcześniej niż w listopadzie 2024 r. Saudyjczycy mają uzasadnione obawy co do zaangażowania administracji Bidena w ich bezpieczeństwo – obawy oparte na udowodnionej niechęci Waszyngtonu do uniemożliwienia Iranowi zdobycia broni nuklearnej i powstrzymania stale rosnącego zagrożenie, jakie stwarza jego konwencjonalna potęga militarna. W zamian za normalizację stosunków z Izraelem Rijad zwrócił się do Waszyngtonu m.in. o gwarancje bezpieczeństwa. Urzędnicy Bidena sprzeciwili się właśnie dlatego, że wymagałoby to od nich porzucenia dążenia do strategicznego porozumienia z Teheranem.


Ze wszystkich forteli Bidena mających na celu wprowadzenie w błąd proizraelskich wyborców, opowiadanie się za normalizacją stosunków między Izraelem a Arabią Saudyjską jest najrozkoszniejszy ze wszystkich. Polityka ta nie przyniesie rezultatów, przynajmniej nie w krótkim okresie. Waszyngton nigdy nie da Saudyjczykom tego, o co proszą, ponieważ, by powtórzyć to raz jeszcze, zatopiłoby to porozumienie USA z Teheranem. Niemniej premier Netanjahu chętnie przyłącza się do pokojowego teatru kabuki Bidena, stwarzając w ten sposób wrażenie większej przyjaźni między nim a Białym Domem niż w rzeczywistości. W końcu żaden izraelski przywódca nie może publicznie sprzeciwiać się Stanom Zjednoczonym ani pokojowi z Arabią Saudyjską. Więc Netanjahu jest uwięziony.


W końcu, gdy polityka nie przyniesie namacalnych rezultatów, Biden i jego zespół będą mieli wspaniałą możliwość wyboru, czy obwiniać Saudyjczyków, Izraelczyków, czy jednych i drugich. „Staraliśmy się bardzo”, powiedzą nam w listopadzie 2024 r., „ale Rijad po prostu nie był gotowy do podjęcia ryzyka”. Postępowcy chętnie zauważą, że Netanjahu, przywódca „ekstremistycznego” rządu, nie był skłonny do ustępstw w sprawie palestyńskiej państwowości, które mogły przekonać Saudyjczyków. Nazwij to pułapką pokoju.


Przydomek „ekstremista” prowadzi nas wreszcie do skrzyżowania między izraelską polityką wewnętrzną a reorientacją Bidena w sprawie Iranu. Gdy tylko w Izraelu wybuchły kontrowersje wokół reformy sądownictwa, administracja Bidena podniosła sztandar antyreformatorski. „Nie mogą dalej podążać tą drogą”, powiedział Biden w marcu o poparciu rządu Netanjahu dla reformy. Zapytany w reakcji na to oświadczenie, czy zamierza zaprosić Netanjahu do Białego Domu, Biden odpowiedział: „Nie, nie w najbliższym czasie”. W ostatnich dniach podwoił ten afront, zapraszając prezydenta Isaaca Herzoga, który sprawuje czysto ceremonialny urząd, do odwiedzenia Białego Domu.


Dla Bidena kontrowersje związane z reformą sądownictwa są darem niebios. W rzeczywistości, w odniesieniu do jego priorytetów zapobieżenia izraelskiemu uderzeniu na Iran i zachowania irańskiego przegrupowania, jest to potrójny dar. Po pierwsze oferuje kamuflaż. Przeciwnicy przedstawiają reformę sądownictwa jako atak na demokrację ze strony skorumpowanego władcy, który jest zdecydowany ustanowić autokrację opartą na skrajnie religijnych elementach nacjonalistycznych. Wiążąc się z tą krytyką, Biden kamufluje swoją walkę z Netanjahu o politykę wobec Iranu tak, by wyglądała jak pryncypialny spór o „demokratyczne wartości”, w którym to Biden, a nie Netanjahu, zajmuje wyżyny moralne.


Po drugie, spór rozprasza diasporę żydowską. Im więcej proizraelska społeczność Ameryki debatuje nad reformą sądownictwa i ideologicznym charakterem rządu Netanjahu, tym mniej będzie koncentrować się na walce z ustępstwami Bidena wobec Iranu.


W zeszłym tygodniu wysoki urzędnik administracji Bidena ostro skrytykował Amichaja Chikliego, izraelskiego ministra ds. diaspory, za określenie żydowskiej, postępowej organizacji J Street „wrogą organizacją” i za nazwanie jednego z jej założycieli, miliardera i postępowego aktywistę, George’a Sorosa, „jednym z największych izraelożerców w naszych czasach”. Chikli, powiedział anonimowy urzędnik Bidena, „nie rozumie amerykańskiej diaspory żydowskiej”. Urzędnik dodał, że „komentarze Chikliego mają konsekwencje. Administracja Bidena patrzy”. Oczywiście, jeśli Bidenowi uda się, wielu Żydów zobaczy w nim, a nie w Netanjahu, prawdziwego orędownika ich społeczności.


Po trzecie i najważniejsze, reforma sądownictwa sieje niezgodę między najwyższymi rangą dowódcami izraelskiego wojska a przywódcami politycznymi. „Rosnący rozłam w społeczeństwie przenika IDF i instytucje obronne – powiedział 25 marca minister obrony Joav Gallant. - Jest to wyraźne i aktualne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa” – kontynuował w publicznym apelu o wstrzymanie reformy legislacyjnej. Netanjahu odpowiedział zwolnieniem Gallanta, by dwa tygodnie później przywrócić go na stanowisko w odpowiedzi na publiczne oburzenie. Nawet niektórzy zwolennicy reformy sądownictwa sprzeciwiali się reakcji Netanjahu. Rozumieli, że Gallant, zawodowy oficer wojskowy (przed wstąpieniem do polityki), szczerze przekazuje obawy oficerów armii kierownictwu narodowemu.


Kiedy Netanjahu debatował nad tym, czy przywrócić Gallanta, bez wątpienia rozmyślał nad konfliktem między nim a kierownictwem IDF w latach 2009-2012 w związku z planowanym wówczas atakiem na Iran. Czołowi izraelscy funkcjonariusze bezpieczeństwa, w tym podobno bliski powiernik Ariela Szarona, Meir Dagan, odgrywali rolę powstrzymującą, komunikując się cały czas z Amerykanami. Cokolwiek Gallant myśli o reformie sądownictwa, w sprawie Iranu zgadza się z premierem. Jak przyjdzie co do czego, nie opowie się po stronie Bidena. Rzeczywiście, Netanjahu wypełnił cały gabinet bezpieczeństwa politycznymi lojalistami i antyirańskimi jastrzębiami właśnie po to, by uniknąć powtórki z lat 2009-12.


Ale każda strategia ma swój słaby punkt. Na szczególną uwagę zasługują trzy nazwiska w gabinecie bezpieczeństwa: minister sprawiedliwości Jariv Levin, minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gvir oraz minister finansów Bezalel Smotrich. Kiedy przeciwnicy reformy sądownictwa przedstawiają ją jako religijny pucz nacjonalistyczny, wskazują na tych trzech ludzi, wraz z Simhą Rothmanem, przewodniczącym Komisji Konstytucji, Prawa i Sprawiedliwości Knesetu, jako na architektów rzekomego puczu. Niezależnie od prawdy, oskarżenia te wpływają dziś na atmosferę w Izraelu. Gdyby Netanjahu miał polegać na tych ministrach, aby zarządzić atak na Iran, administracja Bidena niewątpliwie ukradłaby kolejną stronę z podręcznika Obamy i wzmocniłaby oskarżenia, podsycając amerykańskie i izraelskie media hasłami takimi jak: „Najbardziej ekstremistyczny rząd w historii Izraela lekkomyślnie wciąga Izrael i Stany Zjednoczone w wojnę przeciwko Iranowi”.


Ta perspektywa niewątpliwie ciąży dziś na dylematach izraelskich generałów. Atak na Iran na tyle duży, by cofnąć irański program nuklearny na lata, może potencjalnie wywołać poważną wojnę między Iranem a Izraelem. Wyszkoleni w myśleniu założyciela Izraela, Dawida Ben-Guriona, izraelscy generałowie powstrzymują się od rozpoczynania wojen bez wsparcia wielkiego mocarstwa. Zwłaszcza w 2012 r. wyrazili oni znaczny sprzeciw wobec planowanego uderzenia na Iran i tym samym odmówili Netanjahu niezbędnej większości w gabinecie bezpieczeństwa. Czy dzisiaj zachowaliby się inaczej?


Zaatakowanie Iranu byłoby wyzwaniem życia dla Netanjahu, nawet w najlepszych okolicznościach. Rozpoczęcie uderzenia, gdy jego społeczeństwo jest zaciekle podzielone w sprawie jego premierostwa, gdy jego gabinet bezpieczeństwa jest w konflikcie z dowództwem wojskowym, a Amerykanie wlewają truciznę do uszu jego własnych generałów, byłoby prawie niemożliwe.


Być może z tego powodu Netanjahu wykazuje oznaki zgody na tymczasową umowę, którą Biden przygotowuje teraz z Irańczykami. Według doniesień prasowych Iran powstrzyma się od wzbogacania uranu powyżej 60%, a w zamian USA powstrzymają się od nałożenia surowszych sankcji i uwolnią irańskie aktywa warte miliardy dolarów. Umowa jest zwycięstwem Iranu, ponieważ zatwierdza status quo w zakresie wzbogacania, które narusza poprzednie czerwone linie wytyczone zarówno przez Izrael, jak i Stany Zjednoczone, a jednocześnie nie odnosi się do obszarów innych niż wzbogacanie, w których irański program broni jądrowej nadal rozwija się. Oczywiście, izraelski premier stoi na straży swojej swobody działania, mówiąc, że Izrael nie będzie związany żadnym porozumieniem między Waszyngtonem a Teheranem. Ale 14 czerwca podobno powiedział również: „To, co jest obecnie na porządku dziennym między Waszyngtonem a Teheranem, to nie umowa nuklearna, to mini-umowa. Będziemy mogli z nią sobie poradzić”.


Tym oświadczeniem Netanjahu, bête noire Bidena, zasygnalizował, że od teraz do listopada 2024 r. nie podejmie żadnych działań militarnych, które zakłóciłyby perspektywy reelekcji prezydenta. Nie zakłóci też przegrupowania stosunków z Iranem. Z każdym mijającym dniem ustępstwa wobec Iranu stają się podstawową polityką amerykańską wobec Bliskiego Wschodu. Irańskie przedsięwzięcie produkcji broni atomowej staje się coraz większe, bardziej wyrafinowane i bardziej odporne na ataki. Administracja Bidena twierdzi, że chroni Izrael i uniemożliwia Iranowi zdobycie broni nuklearnej. Robi jednak dokładnie na odwrót.

 

This story originally appeared in English in Tablet Magazine, at tabletmag.com, and is reprinted with permission.

 

Link do oryginału: https://www.tabletmag.com/sections/israel-middle-east/articles/ties-that-bind-biden-israel-iran-michael-doran

Tablet, 21 czerwca 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

*Michael Doran jest dyrektorem Center for Peace and Security in the Middle East.