Polityka w czasach romantycznej zarazy


Andrzej Koraszewski 2023-06-17

Caspar David Friedrich, Wędrowiec nad morzem mgły, 1818 (Źródło: Wikipedia, hasło \

Caspar David Friedrich, Wędrowiec nad morzem mgły, 1818 (Źródło: Wikipedia, hasło "Romantyzm")



Zderzenie cywilizacji? Upadek cywilizacji? Zniechęcenie do demokracji?

 

Sądząc z głębokich analiz wybitnych lewicowych intelektualistów, jesteśmy świadkami globalnych zmagań lewicy i prawicy. Dokładnie tę samą diagnozę przedstawiają prawicowi publicyści i mógłby się człowiek dziwić, że ci śmiertelni wrogowie tacy zgodni, gdyby nie fakt, iż można zasadnie podejrzewać, że w rzeczywistości obserwujemy zmagania serca z rozumem, w wyniku których rozum coraz częściej cierpi na niedokrwistość. Fakt, że wyznawcy lewicy i prawicy są jakby odmiennie romantyczni, jedni globalnie, drudzy narodowo. Ważna jest jednak romantyczność jako taka, więc wydają się całkowicie zgadzać ze sobą, że rozum w tym sporze wyłącznie przeszkadza. Ważne jest głębokie przekonanie o własnej moralności, szlachetności i mądrości, jak również o głupocie, amoralności i złej woli przeciwników. Ta ostatnia, w miarę wzrostu siły romantyczności wszystkich stron staje się z każdym dniem prawdziwsza.


Słoń w salonie przeciwnika może utrudniać dostrzeganie i analizę własnych błędów. A jakby tego było mało, w poszukiwaniu dowodów na wyższość mojej romantycznej wizji nad ich romantyczną wizją, wpadamy w korkociąg idealizacji i demonizacji. Prawie trzydzieści lat temu znakomity pisarz rosyjski, Wiktor Jerofiejew napisał artykuł pod tytułem „Gdybym był Polakiem”. Pisał w nim:

Systemy pojęciowe są zasadniczo różne. Polak prowadzi dialog według kartezjańskich zasad logicznych, odnosząc się ze zrozumieniem do kwestii sprzeczności i mając jasne wyobrażenie o swoich interesach. Rosjanin za podstawę rozważań przyjmuje ogólne pojęcie witalności, która negliżuje – w imię ludzkości – kwestię sprzeczności interesów. Polski punkt widzenia wydaje się Rosjanom wąski i nieprzyjemnie pragmatyczny. Z kolei rosyjski światopogląd jest dla polskiej świadomości niechlujnie rozmamłany i podejrzanie totalny. 

Jerofiejew często posługuje się ironią i sarkazmem. Wtedy jednak mógł sądzić, że opisuje rzeczywistość. Skąd to idealizowanie polskiej kultury dialogu? Prawdopodobnie z przypadkowych spotkań, które dawały pisarzowi wrażenie, czegoś całkowicie odmiennego, od tego, co doprowadzało go do szału we własnej kulturze narodowej. Zabawne, bo dwadzieścia lat wcześniej miałem podobną reakcję w pierwszych latach pobytu w Szwecji. Prawdopodobne mógłbym wówczas napisać dokładnie to samo, porównując sposób prowadzenia dyskusji w Szwecji i w Polsce.    

 

Ważne są daty. Jerofiejew patrzył z podziwem na naszą kulturę w 1995 roku, kiedy w Rosji rządził zapijaczony Jelcyn, hordy cwaniaków łowiły ryby w mętnej wodzie systemowych przemian, okradając społeczeństwo na potęgę. Turyście z Moskwy Polska mogła się wydawać krajem prawdziwie parlamentarnych sporów i uporządkowanych zmian systemowych. W Czechach Václav Havel pisał, że nazbyt wybujałe nadzieje, przyniosły poczucie zawodu i rozgoryczenia. Wcześniej polski satyryk opisywał te nadzieje inaczej: „w luksusie kąpać się nareszcie, jak Mongoł w spienionym kumysie”.

 

Szybkie bogacenie się jednych i zawiedzione nadzieje innych skłaniały do podejrzeń, że każdy sukces oparty jest na nieuczciwości. To nie była prawda, ale te podejrzenia miały wystarczająco mocne podstawy, żeby to przekonanie było powszechne, skłaniając do wycofania wcześniejszego poparcia. Demokracja zaczęła być podejrzana.

 

Balcerowicz pytany po latach co zrobiłby inaczej, powiedział, że zadbałby o reformę wymiaru sprawiedliwości. Nie mogę wiedzieć, czy taka reforma wiele by zmieniła. Czasy przemian, to czasy okazji; dla jednych to okazja sukcesu opartego na rzetelności i pracowitości, dla drugich na cwaniactwie. Na kursy etyki biznesu chętnych wówczas nie było.   

                

Przypominający artykuł Jerofiejewa Andrzej de Lazari wraca do późniejszej refleksji tego samego autora na temat rosyjskiej mentalności. „Rosjanie – pisał Jerofiejew -  nie wiedzą, czym jest norma. Widzą, że inni żyją inaczej, ale im to nie wychodzi. Mijają lata – nie wychodzi. Niemcom wychodzi, wychodzi Japończykom. Po co tutaj? I wszyscy nie tyle się cieszą, co specjalnie nie niepokoją. Wielkie rzeczy”.

 

Andrzej de Lazari zwraca uwagę, że Putin obejmując po raz pierwszy urząd prezydenta zapowiadał „dyktaturę prawa”, ale w mentalności rosyjskiej nigdy nie było tradycji poszanowania prawa. Prawo to Zachód, Rosja to wiara i łaska. Wielu myślicieli, w szczególności głęboko wierzących, przeciwstawia prawu stanowionemu moralność i to moralność sankcjonowaną przez instytucje religijne. „Prawo moralne zawsze powinno stać ponad prawem stanowionym”. W rosyjskiej literaturze powtarzał to Dostojewski, Tołstoj a potem  Sołżenicyn. Jak pisze Andrzej de Lazari: „Dyktat moralny prowadzi do podporządkowania wszystkiego własnemu pojmowaniu świata, dyktat prawa stanowionego porządkuje sferę polityki, ekonomii i życia społecznego.„

 

Trudno powiedzieć, co miał na myśli Putin zapowiadając „dyktaturę prawa”, prawo i sprawiedliwość zapowiadali bracia Kaczyńscy, łącząc socjalistyczną koncepcję stanowienia prawa z pokusą powrotu do koncepcji o wyższości religijnych praw moralnych nad prawem stanowionym.

 

Tradycja prawa rzymskiego, zmodernizowanego przez myśl oświeceniową, prowadziła do stopniowej zmiany poddanego w obywatela, a władzy z boskiego nadania we władzę z wyboru. Pojęcie wulgaryzacji prawa pojawiło się z okazji upadku Rzymu, kiedy barbarzyńcy już wiedząc, że prawo może być oznaką cywilizacji, zaczęli go używać jako swoistej dekoracji swojego barbarzyństwa. Dyktatura prawa w umyśle barbarzyńcy to dyktatura mojego prawa i mojej sprawiedliwości (w czym doskonałość osiągnęły systemy totalitarne, tak nazizm, jak i komunizm). Praworządność oznacza jednak podporzadkowanie się normom prawnym tak rządzących, jak i szeregowych obywateli.

 

Przyjeżdżając do Szwecji na początku lat siedemdziesiątych byłem przekonany, że dotarłem do kraju, w którym  osiągnięto praworządność bliską doskonałości. Jakież było moje zdumienie, kiedy z biegiem czasu musiałem się zgodzić z prawnikami i innymi specjalistami, że w Szwecji (i innych krajach skandynawskich) zachodzą zmiany prowadzące do osłabienia tej praworządności (i protestanckiej etyki pracy). To nadal był kraj rzetelności i uczciwości, ale socjalistyczna ideologia wzmacniała postawy roszczeniowe z jednej strony, a z drugiej strony zmieniała samą ideę systemu prawnego, jako systemu chroniącego życie, wolność i własność, w system stanowiący prawa orzekające jak ma wyglądać rzeczywistość. Połączenie wzrostu postaw roszczeniowych (państwo ma dać) z ustawodawstwem orzekającym, że ma być dobrze, nie tylko nie służy wzmocnieniu praworządności, może ją w szybkim tempie niszczyć.         

 

Zdaniem niektórych (głównie konserwatywnych) obserwatorów, nowe formy wulgaryzacji prawa były związane z prawami człowieka, które z ogólnych celów przenikały do kodeksów, powodując ponowne przekonanie o wyższości prawa moralnego nad prawem chroniącym normy życia społecznego.

 

Podczas gdy Rosja nie zdołała wydobyć się ze starych kolein, w Polsce udało się stworzyć kulawą demokrację, która nie zaspokoiła oczekiwań, a rozgoryczone społeczeństwo poszło na lep demagogów obiecujących prawo i sprawiedliwość. Tymczasem kraje, które mogliśmy uważać za wzory praworządności zgubiły drogę i również tam widzimy nie tylko utratę zaufania do demokracji, ale upadek praworządności, radykalny spadek zaufania do mediów i systemu przedstawicielskiego, podziały, którym towarzyszy radykalizacja języka, który przestaje się nadawać do opisu rzeczywistości, nie wspominając nawet o dialogu między ludźmi mającymi różne poglądy i różne interesy.

 

Być może stwierdzenie, że racjonalizm przegrał, jest nazbyt pesymistyczne, ostatecznie nigdy nie był dominujący. Obecne zmagania lewicy z prawicą wydaję się z każdym dniem spychać go głębiej do katakumb.