Eugenika była modna w intelektualnych kręgach lewicowych i prawicowych, wśród pisarzy, dziennikarzy i polityków, ale również w środowisku lekarzy. Ratowanie wcześniaków uważano za rzecz naganną, zgoła amoralną. (Polski czytelnik może dowiedzieć się więcej o wielbicielach eugeniki z książki Macieja Zaremby Bielawskiego,
Higieniści. Z dziejów eugeniki.) Wśród gigantów nauk społecznych promujących eugenikę była para lewicowych szwedzkich naukowców, Gunnar i Alva Myrdal, których praca
Crisis in the Population Question (1934) dała teoretyczne podstawy pod
szwedzki program przymusowej sterylizacji osób „nieprzydatnych społecznie”.
Sama Alva Myrdal urodziła się jako zdrowa i silna dziewczynka w 1902 roku, kiedy eugenika już była bardzo popularna. Trzydzieści dwa lata wcześniej, w Krotoszynie, w rodzinie żydowskiej urodził się Michael Cohen, znany póżniej jako Martin Arthur Couney (1870–1950). Czy miał europejski dyplom lekarza? Wątpliwe. Twierdził, że był uczniem słynnego francuskiego lekarza-położnika Pierre-Constanta Budina. Twierdził, że pierwszy inkubator (Budina właśnie) pokazywał na berlińskim Expo w 1896 roku. Jego udokumentowana historia zaczyna się w 1901 roku w Nowym Yorku. Szpitale nie były zainteresowane jego pomysłem ratowania przedwcześnie urodzonych dzieci. Couney postanawił, że będzie mimo wszystko ratował wcześniaki i zorganizował pokazy ratowanych w inkubatorach niemowlaków w lunaparku na Coney Island. Za drobną opłata 25 centów można było zobaczyć jak to działa. Wpływy pozwalały na utrzymanie działalności i oszczędzenie rodzicom kosztów opieki medycznej nad dzieckiem. Szacuje się, że w latach 1901-1943 uratował między sześć a siedem tysięcy przedwcześnie urodzonych niemowląt. Wycofał się kiedy w Nowym Jorku wreszcie założono pierwszy oddział dla wcześniaków. (Ciekawe, bo w Polsce pierwszy oddział dla wcześniaków powstał zaledwie w siedem lat później w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie.)
Amerykańska neonatologia rodziła się w lunaparku. Jak twierdzi Dawn Raffel, autorka wydanej przed rokiem książki “The Strange Case of Dr. Couney: How a Mysterious European Showman Saved Thousands of American Babies,” żadnych informacji o medycznym doświadczeniu Martina Couneya w Europie nie udało się potwierdzić. Jedno pewne, wiedział co robi i faktycznie od samego początku skutecznie ratował wcześniaki.
Wielu odwiedzających było przekonanych, że to pokazy dla pieniędzy, ale Couney zajmował się ratowaniem życia. Jego „wystawa” była nieskazitelnie czysta. Kiedy przerażeni rodzice przyjeżdżali z maleństwem, dziecko było kąpane, odkażane, karmione i wkładane do inkubatora. Co dwie godziny maleńką windą podróżowały na pierwsze piętro, gdzie czekały mamki.
Jak pisał w New York Post Larry Getlen, inkubatory dla wcześniaków nie były wymyślone przez niego, pierwsze inkubatory pojawiły się w Rosji, w Niemczech i we Francji, budząc ograniczone zainteresowanie. Sam Couney twierdził, że Budin wysłał go na wystawę w Berlinie, żeby tam pokazywał to urządzenie i tam właśnie doszedł do wniosku, że ludzie zainteresują się wynalazkiem dopiero, kiedy im się pokaże jak to działa w pratyce.
I rzeczywiście pokazywał przez 40 lat wbrew niechęci świata medycznego, wykorzystując zainteresowanie gawiedzi i dając szansę zrozpaczonym rodzicom. Getlen opisuje historię z maja 1920 roku. Marion Conlin urodziła przedwcześnie bliźniaczki. Jedno zmarło natychmiast po porodzie, lekarz w szpitalu na Brooklinie brutalnie powiedział rodzicom, żeby nie spieszyli się z pogrzebem, bo to drugie też nie ma żadnych szans przeżycia. Ojciec dziecka wiedział o działalności Martina Couney, złapał ważące niewiele ponad kilogram maleństwo i wskoczył w taksówkę. Dziewczynka przeżyła.
Wielu patrzyło na tę działalność podejrzliwie, zarzucano mu nawet, że jest hieną zarabiającą na ludzkim nieszczęściu. Dziennikarz lokalnej gazety „The Brooklyn Eagele”, pisał o „najdziwniejszym miejscu na Ziemi, gdzie karmi się ludzkie maluchy”. Ich popiskiwanie zmienia się w niemal odrażający spektakl, pisał, ale w końcowej części artykułu podziwia jednak niezwykle troskliwą opiekę.
Faktycznie musiało to wszystko robić dziwne wrażenie. Lunapark, jacyś podejrzani faceci wzywający odwiedzających, żeby nie pominęli możliwości zobaczenia zbyt wcześnie urodzonych niemowląt. Czasem do publiczności wychodził sam Couney opowiadając o tym, co robi.
Okazuje się, że jego inkubatory były sprowadzane z Francji. Taki inkubator miał półtora metra wysokości, ogrzewany był od spodu ciepłą wodą, termostat regulował temperaturę, do wnętrza dostarczane było świeże powietrze przepuszczane przez filtr.
Koszty nie były małe. W 1903 roku opieka nad jednym dzieckiem kosztowała dziennie około 15 dolarów czyli sumę odpowiadającą dziś plus minus 400 dolarom. Couney dawał personelowi uczciwe wynagrodzenie, nie brał ani grosza od rodziców, a co więcej, przynajmniej w końcowym okresie, był dość zamożnym człowiekiem. Nic dziwnego, że wielu patrzyło na tę działalność niesłychanie podjerzliwie.
Couney wiedział jednak swoje. Nie tylko każdego roku ratował życie dziesiątkom wcześniaków, ale uratował również własną córkę, która urodziła się sześć tygodni przed terminem i ważyła niespełna półtora kilograma. (Hildegarda została później pielęgniarką i sama zajmowała się ratowaniem wcześniaków.)
"Nikt nie dawał mi żadnych szans” powiedziała BBC Beth Allen, która urodziła się w Brooklinie ponad osiem tygodni przed terminem. Kiedy ktoś zaproponował jej matce, żeby szukała pomocy u Couneya w pierwszej chwili odmówiła, mówiąc, że jej dziecko nie jest dziwolągiem na pokaz. Okazało się jednak, że dało się dziecko uratować.
Couney ratował 85 procent przywiezionych do niego wcześniaków. Powtarzał, że jeśli uda mu się utrzymać dziecko przy życiu przez pierwsze siedem dni szansa na pełen sukces jest niemal pewna.
Nadmierna podejrzliwość prowadzi czasem do tragedii. Kiedy szykowano się do światowego Expo w St. Louis organizatorzy postanowili, że pokażą wcześniaki w inkubatorach, ale bez Couneya. Zatrudnili lekarza, który co prawda miał dyplom, ale nie miał żadnego doświadczenia z wcześniakami. Okazało się, że spośród 43 dzieci, którymi miano się opiekować, 39 zmarło. Couney w liście do gazety nazwał to zbrodnią dziesięciolecia.
On sam organizował czasem spotkania wcześniaków, które udało mu się uratować, a czasem jego sukces zaglądał do niego. W 1939 roku podeszła do niego na wystawie dziewiętnastoletnia dziewczyna, przedstawiając się jako jedno z ocalonych przez niego dzieci. To była Lucille Conlin, jedna z bliźniaczek, które lekarz z Brooklinu radził pochować hurtem.
Czarodziej z Brooklinu pojawił się w czasach szalejącej mody na eugenikę. O eugenice paplają dziś ludzie, dla których ratowanie zarodków jest ważniejsze niż prawdziwe ratowanie życia, przeciwnicy in-vitro, badań prenatalnych i medycyny zgodnej z przysięgą Hipokratesa. Powołują się przy tym na swoją klauzulę sumienia.