Modne słowo: narracja

Jan Zamojski w ciągu swojego życia trochę się wzbogacił. Pozostawił swojemu spadkobiercy 11 miast i ponad 200 wsi oraz jako dzierżawca dóbr królewskich 12 miast i 612 wsi. Jego roczny dochód szacowany był na 200 000 złotych. W 1580 założył miasto Zamość, w 1595 r. ufundował Akademię Zamojską. Posiadał własne wojsko, w skład którego wchodziło cztery tysiące piechoty (głównie piechoty węgierskiej) oraz 2000 żołnierzy jazdy. Na zdjęciu: Odwiedziny kanclerza Jana Zamoyskiego w Czarnolesie – obraz Karola Millera 1877. Źródło: Wikipedia).
Historia była od zawsze przedmiotem kontrowersji. Zwycięzcy głoszą swoją wyższość nad pokonanymi i starają się zamazać swoje zbrodnie, ofiary próbują usprawiedliwić i osłodzić gorycz porażki, postronni obserwatorzy pomijają niewygodne fakty w pogoni za spójnym sensem dziejów. Patrzymy na przeszłość przez soczewkę teraźniejszości, szukając mądrości w fusach przeszłości. Historia często jest subiektywną opowieścią, chociaż rzetelny badacz nierzadko trafia na dokumenty, które burzą wcześniejszą wizję oglądanego fragmentu dziejów. Nasze sympatie i antypatie dają o sobie znać, nawet jeśli uczciwie próbujemy zachować bezstronność.

Napisałem niedawno, że żyjemy w kraju, w którym ojcem narodu panów niewolników był humanista, Jan Zamojski, ale na kilka tygodni przed wyborami nieodmiennie bardzo interesujemy się losem chłopów.


Żyjemy w kraju, w którym nasi oświeceni pionierzy walki o demokrację wprowadzili zasadę liberum veto, doprowadzając na stulecia do całkowitego paraliżu władzy ustawodawczej i wykonawczej, ale nasi oświeceni są niezmiernie krytyczni wobec izraelskiej reformy sądownictwa.

           

Na łamach „Studia Opinii” obydwa te stwierdzenia wywołały sprzeciw.


Czytelnik pisał:

Nie. Nie, i jeszcze raz nie. To jest narracja skonstruowana przez zaborców i wpajana potem w PRL.


Od 1505 do 1652 liberum veto zapewniało Polsce prawodawcę koncyliacyjnego. Polacy rozumieli, że demokracja nie polega na narzucaniu przez większość swej woli mniejszości — tylko należy zdanie tej mniejszości jakoś uwzględnić. Byli też świadomi swej (ludzkiej) natury — wiedzieli, że król, z jego “rozdawniczymi” możliwościami, łatwo mógłby zapewnić sobie większość i odebrać w ten sposób wolności. Sejmy może i trwały długo, ale też prawo, które ostatecznie uchwalały, było respektowane przez wszystkich jako “nasze”. To, że jak każdy mechanizm równoważenia ustroju, liberum veto w końcu uległo pod atakami rosnących w siłę oligarchów, nie zmienia jego państwowotwórczej i stabilizującej roli w stu pięćdziesięciu latach chwały Rzeczypospolitej. Państwa federacyjnego — nie Polski i Litwy, jak to teraz jest przedstawiane, a wielu ziem, z których każda miała swego reprezentanta wybieranego i zobowiązanego do wypełniania mandatu zgodnie z postanowieniami Sejmiku Ziemskiego.

Ten czytelnik pomija pierwszy element, czyli fakt, że Jan Zamojski był architektem „demokracji” szlachty folwarcznej, której obiecywał walkę z możnymi, żeby zostać pierwszym z możnych i położyć kres politycznym aspiracjom mieszczaństwa i chłopów. Szlachta folwarczna będzie przez kolejne stulecia blokować przez swoich reprezentantów reformy systemu podatkowego, modernizację armii, a przede wszystkim jakiekolwiek próby ograniczenia pracy niewolniczej, do której zmuszona była lwia część narodu. (Naród został ograniczony do narodu szlacheckiego, co czyni dywagacje o mniejszości i większości tego „narodu” nieco wątpliwymi.) Warto zauważyć, że wymóg jednomyślności w odniesieniu na przykład do małego gremium ławników, którzy muszą być zgodni w kwestii winy lub jej braku, różni się od wymogu jednomyślności kilkuset posłów w odniesieniu do każdego projektu ustawy. Liberum veto prowadziło nieuchronnie do paraliżu władzy ustawodawczej i wykonawczej. Jak napisałem potem w mojej odpowiedzi, patrzę na to nie tylko przez pryzmat zablokowanych projektów reform, ale przede wszystkim przez pryzmat historii gospodarczej.


Jan Zamojski, (w młodości protestant), przeważył szalę kontrreformacji. Reformacja była reformą społeczną zanurzoną w religijnym sosie, prowadziła do rozluźnienia systemu stanowego, sprzyjała rozszerzeniu praw obywatelskich, odchodzeniu od pracy przymusowej, wzrostu znaczenia pieniądza i eksplozji innowacji w miarę rozluźniania gorsetu narzuconego przedsiębiorczości.


Czy rzeczywiście jest tak (jak twierdzą niektórzy badacze), że sukces Reformacji był efektem rozwoju sztuki drukarskiej? Tezy przybite na drzwiach kościoła w jednym niemieckim mieście nie miałby wielkich szans na obudzenie umysłów w całej Europie, gdyby nie ich druk po łacinie, a więc w języku dostępnym wszystkim wykształconym.


Zbiegło się wiele czynników. Uderzenie w autorytet Kościoła wyzwalało ferment i pęd do przebudowy struktur społecznych, mieszczaństwo domagało się przypuszczenia do praw obywatelskich, arystokracja dostrzegła szanse nowych dochodów z kopalnictwa i rozwoju rzemiosła. Armia podlegała głębokim przemianom.


W Polsce Konfederacja warszawska z 1573 roku wyprzedzała swój czas o dwa stulecia, ale ta próba oddzielania sfery wiary i polityki była z wielu względów skazana wówczas na przegraną. Czy rację miał Stefan Czarnowski, który 90 lat temu w swoim referacie pod tytułem  „Reakcja katolicka w Polsce w końcu XVI i na początku XVII wieku” twierdził, że losy Reformacji w Polsce (i nie tylko w Polsce) przeważyły się znacznie wcześniej? Jego zdaniem zadecydował o tym kryzys finansowy z 1557 roku:

Wielki kryzys 1557 roku doprowadził do ruiny nie tylko finansistów Lyonu, Niderlandów i Niemiec, wstrząsnął on głęboko sytuacją bankierów krakowskich i chociaż w braku szczegółów badań nie potrafimy ocenić strat, to jednak możemy stwierdzić, że od tego momentu rozmach arystokracji i kalwinizmu zaczyna słabnąć. Od roku 1573 arystokracja myśli już tylko o utrzymaniu swoich pozycji, a niebawem tracić je będzie jedną po drugiej. Towary, z których ciągnął zysk wielki handel w latach ubiegłych, srebro olkuskie, miedź węgierska, towary przemysłowe, tracą z każdym dniem na swej wartości handlowej; pieniądz, którym chłopi opłacają czynsze dewaloryzuje się z rozpaczliwą szybkością, a tymczasem rozszerza się rynek światowy, zgłaszający w Polsce zapotrzebowanie na zboże, popiół, korę dębową, skóry i bydło rogate.” (Czarnowski, Dzieła, t.II, s.161)

Jan Zamojski, trybun ludu szlacheckiego, dobrze odczytał trendy i sposób na to, jak budując republikę właścicieli niewolników i obiecując walkę z możnymi zostać pierwszym z możnych. Zablokowanie sprawczości władz ustawodawczych i wykonawczych przez liberum veto było tylko ostatecznym gwoździem do trumny.


Ciekawym spojrzeniem na tamte zakręty historii może być rozszerzenie cykli Kondratiewa. Elliot Leavy, brytyjski specjalista od sztucznej inteligencji, przypomniał niedawno prace zamordowanego 85 lat temu przez KGB rosyjskiego ekonomisty Nikołaja Kondratiewa. Analizując długie cykle w gospodarce Kondratiew kwestionował marksistowską mądrość, że centralne planowanie będzie zapobiegać kryzysom.     


Analizując innowacje i wahania cen w okresie między rokiem 1770 a 1896 Kondratiew zaobserwował cykle (fale) o długości plus minus 50 lat, które charakteryzował nagły wzrost inwestycji i zmian w całej gospodarce i trwającą ćwierć wieku koniunkturę, po której następowała stagnacja i spadek cen. Te fale związane były z przełomowymi innowacjami, które wpływały na wydajność w całej gospodarce, prowadziły do zmiany i rozbudowy infrastruktury i po pewnym czasie traciły swój impet.


Do takich przełomowych innowacji Kondratiew zaliczał maszyny przędzalnicze, silnik parowy, koleje żelazne. Obserwacje Kondratiewa weszły na stałe do ekonomii. Tego typu innowacje określa się jako "General-Purpose Technologies" (technologie ogólnego zastosowania). Po jego śmierci zidentyfikowano wiele fal i chociaż są tu różne kontrowersje, widzimy ogólny konsensus w kwestii istnienia długich cykli gospodarczych związanych z innowacjami wpływającymi na wszystkie dziedziny życia gospodarczego.


Czy w okresie poprzedzającym Reformację był taką innowacją wynalazek ruchomej czcionki i druk? Wynalazek nie był tak całkiem nowy, łączył znane wcześniej techniki, pojawiał się w momencie historycznym, w którym rozwój miast i rzemiosła, działalność uniwersytetów, zmiany w finansach, popyt na informację, dzięki drukowi otwierały nowe możliwości komunikacyjne i gwałtownie przyspieszyły ferment powodowany zarówno rozwojem nauki jak i bezmiarem zepsucia Kościoła.


Zasada cuius regio, eius religio (czyja władza, tego religia) została wprowadzona na mocy traktatu augsburskiego w 1555 roku, czyli na dwa lata przed wspomnianym przez Czarnowskiego kryzysem finansowym i chociaż po pewnym czasie została anulowana, tam gdzie protestantyzm się zakorzenił, kontrreformacja miała nikłe szanse.


Jan Zamojski cementował to, czego już prawdopodobnie cofnąć nie było można. Czy rzeczywistą przyczyną klęski Reformacji w Polsce była osławiona polska tolerancja, czy może królowa Bona? Pamiętajmy że już w 1538 roku Sejm uchwalił ustawę o przymusie sprzedaży gruntów rolnych posiadanych przez mieszczan, a w pięć lat później zakazał chłopom wykupywania się z poddaństwa oraz zaostrzono kary za samowolne opuszczenie wsi. Jeszcze w 1523 roku królewski edykt zakazywał pod groźbą kary śmierci i utraty dóbr, drukowania, sprzedawania lub posiadania pism Marcina Lutra. Na trwanie w królestwie ciemności złożyło się wiele. Dla szlachty folwarcznej wolność zniewalania była perłą w koronie szlacheckich wolności.  


W Rosji przez stulecia mordowano najlepsze umysły, innych więziono, lub tylko ignorowano, by potem podejmować trud donowocześniania kraju wedle obcych wzorów, budując dom od dachu na fundamencie ziemianki. U nas Zamojski stworzył Akademię, ale drukarnie znikały jedna po drugiej, a te które zostały, były pod ścisłą kościelną cenzurą. Narracja miała być jedna, reszta była zaledwie szeptem. W wielu zachodnich krajach zaczęto używać idiomu „polski sejm” jako synonimu pustego gadania, bez szans na dotarcie do wspólnej decyzji.


Dziś nikt nie walczy o inny Sejm, nie ma liberum veto, są już tylko narracje, nieustanne monologi prowincjonalnych Hamletów i nie widać nadziei w tej beznadziejności, bo z wielkiego świata płynie dziś niekłamany zachwyt dla postmodernistycznego bełkotu i wrzasku.


Narracja jest opowieścią, może być używana w dyskursie, może być również wyznaniem wiary, które wszelką dyskusję zmienia w „polski sejm”. 


A co z tą izraelską reformą sądownictwa? To inna narracja i lepiej po nią nie sięgać w nadwiślańskich sporach, chociaż dla mieszkańców Izraela może być kwestią o kluczowym znaczeniu.  

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version