Antysyjonizm i jego korzenie

Antysyjonistyczna karykatura z  radzieckiego pisma  „Krokodil,” 1972. 

Czytałem o odejściu jakiegoś francuskiego artysty i była dyskusja na temat jego antysemityzmu i tego, czy był to może tylko „antysyjonizm”… przypominano jego obsesję na punkcie Izraela i to, że nawet wydawał się kpić z masakry w Monachium.

 

Dało mi to do myślenia. Zawsze dyskutujemy rzeczowo o „antysyjonizmie”. Na przykład „oto uprzywilejowany facet X z jakiegoś miejsca w europejskim kraju Y i jest antysyjonistą”… i mamy o tym rozmawiać, jakby to było zupełnie normalne, że ktoś po prostu ma obsesję, nienawidzi jednego kraju… i robi z tego filozofię. Czy powinniśmy dociekać za pomocą krytycznej teorii ras, jak do tego dotarł?

Chodzi mi o to, że oto umiera człowiek, a my chcemy dyskutować, czy jego „antysyjonizm” nie był przesadny, czyli w rzeczywistości był antysemityzmem.

 

Proponuję jednak zadać głębsze pytanie. Weźmy przypadkowego francuskiego reżysera, brytyjskiego lorda, niemieckiego pianistę lub szwedzką aktorkę… jakiś przypadkowy przykład… i zapytajmy… jak to jest, że urodzili się w latach czterdziestych lub sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a ich rodzice byli zupełnie otwarcie rasistowskimi antysemitami… może nawet pro-nazistowscy… i tak się złożyło, że skierowali swoją obsesję przeciwko jednemu krajowi z 200… jakby po prostu zaadoptowali „antysyjonizm”… czy ich koledzy i rówieśnicy przypadkowo adoptują inną ideę z przedrostkiem anty? Na przykład syjonizm jest narodowym ruchem narodu żydowskiego… więc jeśli weźmiemy losowo 100 próbek, to czy stwierdzimy, że istnieje też anty-chinizm i anty-biafryzm, anty-turkizm… czy też jest tylko jeden ruch, który przyjął „anty-narodową” ideologię?

 

To ciekawe, że w Europie są dwa tuziny państw narodowych, od Łotwy po Irlandię, kraje jednego języka i w większości jednej religii… i że jakoś nikt nie wstaje rano we Francji i nie ma obsesji na punkcie sprzeciwu wobec Bułgarii lub Kosowa, Szwecji lub baskijskiego nacjonalizmu… wstają i rozglądają się po świecie i mają obsesję na punkcie „syjonizmu”… a ich rodzice również mieli obsesję, ale byli antysemitami. Na przykład ich rodzice nie lubili widoku synagogi, ale dzieci wstają i nie lubią kraju, który ma na swojej fladze Gwiazdę Dawida.

 

Gdyby dyskusja była normalna, spodziewalibyśmy się, że na Zachodzie równie wielu ludzi ma obsesję na punkcie chińskiego nacjonalizmu, Hindutwy, nacjonalizmu greckiego i tureckiego, Łotwy… Katangi… Suazi … na uniwersytetach byliby profesorowie, będący ekspertami i aktywistami anty-suazi … ale ich nie ma.

 

Jest tylko jedna rzecz, którą Zachód wymyśla jako wspólną sprawę antynarodowych aktywistów. I wymyślono ją w 1945 roku, w dniu zakończenia wojny. Ludzie przeszli od antysemityzmu do antysyjonizmu. Tam, gdzie kiedyś ich antysemityzm był smakowity w ekskluzywnych klubach,  teraz otrzymują pochwały za profesjonalny „antysyjonizm”… towarzyszy temu porozumiewawcze przymrużenie oka, że wiedzą, co robią…

 

Gdyby cokolwiek z tego było uczciwe, spodziewalibyśmy się, że wielu z nich będzie miało obsesję na punkcie Sahary Zachodniej. Nie mają. A to dlatego, że zachodni antysyjonizm jest ich nowoczesną formą antysemityzmu.

 

Mówią „no cóż, ja tylko krytykuję rząd Izraela” lub „Nie wierzę w etniczne państwa narodowe”… z wyjątkiem tego, że oczywiście z innymi państwami narodowymi nie mają problemu. Nie robią tego wobec żadnego innego kraju. Nie jest „uprawnioną” krytyką Izraela przyjęcie „antysyjonizmu”, ponieważ nie jest to częścią całego ruchu „anty” dla czegokolwiek innego. Niektórzy z nich krytykują Rosję, ale nie są zawodowymi „antysłowianami”…. Ponieważ nie ma porównania z niczym innym, można wywnioskować, że krytyczna teoria rasy pokazuje, że zawsze mieli tę jedną obsesję.

 

Kiedy jakiś klub uniwersytecki w jakimś miejscu mówi, że sprzeciwia się tylko „syjonistom”, ale żadnym innym ruchom narodowym, to jest to po prostu antysemityzm. Tu nie ma miejsca na debatę. Jak doszli do wniosku, że wyodrębnili jedną grupę etniczną i jeden kraj?

 

Jeśli chcą krytykować Izrael w „uprawniony” sposób, jedynym sposobem, w jaki mogą to zrobić uczciwie, jest szersza krytyka innych krajów… przyjęcie poglądu „antysyjonistycznego” jest wyłącznie formą nienawiści. Nie powinno być żadnego „antysyjonizmu” i nie powinno się o tym dyskutować. Powinno to być postrzegane jako równie dziwaczne, jakby ktoś powiedział, że jest zawodowym działaczem „anty-Liberii”… czego nikt by nie słuchał, bo dlaczego ktoś z Zachodu miałby obsesję mieć na punkcie Liberii …

 

Ci, którzy prezentują swój antysyjonizm jako przykrywkę dla nowej formy starej nienawiści, nigdy nie powinni być wysłuchiwani ani usprawiedliwiani… a fakt, że jakiś reżyser lub „artysta” to przyjął, powinien automatycznie wyjaśniać, kim ten człowiek jest. To część środowiska, zachodni znak kulturowy.

 

*Dodam, że czasami usprawiedliwiający antysyjonizm mówią coś takiego: „nie akceptujemy syjonistycznych członków naszego klubu uniwersyteckiego, to nie jest antysemityzm, ponieważ mamy wielu żydowskich członków, którzy są antysyjonistami; jeśli jesteś antysyjonistą, możesz do nas dołączyć”... na co powtórzyłbym raz jeszcze, że wyraźnie widzimy obsesję na temat tylko jednego ruchu narodowego i jest jeszcze gorzej, ponieważ mówią, że akceptują członków określonej rasy/etniczności/ mniejszości religijnej, tylko jeśli odrzucają konkretne państwo za granicą, które podziela jego status wyznaniowy/etniczny/narodowy. Wyobraź sobie, że mówią: „akceptujemy jako członków Greków i Beludżów, ale tylko wtedy, gdy są antygreccy i antybeludżowcy”… to byłoby z miejsca odrzucone. Fakt, że niektórzy Żydzi są „antysyjonistami” tak jak niektórzy Turcy są przeciw tureckiemu państwu, to jest w porządku, ludzie, którzy są członkami grupy, mają prawo sprzeciwiać się wewnętrznie nacjonalistycznym aspektom grupy… jak Łotysze mogą poprzeć konfederację bałtycką, jeśli chcą… Kosowianie mogą być przeciw niepodległości Kosowa lub kosowskiemu ruchowi narodowemu… to zależy od nich… ale nikt spoza Kosowa nie może za nich decydować… więc żadna grupa na jakimś kampusie w USA nie powinna mówić kosowskiemu Albańczykowi, że musi odrzucić Kosowo, aby dołączyć do zupełnie niepowiązanej z tą sprawą grupy… i oczywiście nikt by tego nie zrobił… robią to tylko z Izraelem… jedynym krajem, który wyróżniają. Nikt nie mówi studentom z Bangladeszu, że muszą odrzucić Bangladesz i wspierać zjednoczenie Bangladeszu z Indiami lub proponować coś dziwacznego, tak jak ludzie robią z Izraelem, starając się go wymazać z mapy świata.

 

Dlatego musimy badać same korzenie „antysyjonizmu” i nigdy nie akceptować idei, że ma on jakąkolwiek legitymację. Z pewnością nie ma żadnej (poza starą obsesją antyżydowską).

 

Wpis na stronie Facebooka Setha Frantzmana z 14 września 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

*Seth J. Frantzman - publicysta "Jerusalem Post".   

 

 

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version