Fotografowie, którzy dołączyli do pogromu z 7 października, zasługują na krytykę, a nie nagrody

Shani Louk, obywatelka izraelsko-niemiecka zamordowana przez Hamas 7 października 2023 r. Źródło: za zgodą Nissima Louka.
Jaki jest obowiązek reportera lub fotografa wiadomości relacjonującego akt terroryzmu lub działań wojennych? Czy chodzi tylko o udokumentowanie tego, co się wydarzyło? A może istnieją jakieś ograniczenia dotyczące tego, co dziennikarz powinien zrobić, żeby zdobyć materiał lub obraz? Jak dziennikarz godzi prawo opinii publicznej do wiedzy i potrzebę dokumentowania momentów, które można uznać za część pierwszego szkicu historii, z innymi względami? Granica pomiędzy byciem przysłowiową muchą na ścianie obserwującą wydarzenia, w których reporter/fotograf nie jest aktorem, w odróżnieniu od aktywnego uczestnictwa w nich, bywa czasem cienka jak włos. I jest mnóstwo sytuacji, kiedy niełatwo rozpoznać tę granicę.

Jednak w przypadku „niezależnych” fotografów w Gazie, którzy 7 października udali się na przejażdżkę z Hamasem, pogląd, że produkt ich codziennej pracy powinien być postrzegany jako po prostu normalny reportaż, jest wypaczeniem wszelkich koncepcji uczciwego i etycznego dziennikarstwa.


Potencjalny współudział tych fotografów i głównych mediów, takich jak Reuters, „New York Times” i Associated Press, które opublikowały ich zdjęcia okrucieństw popełnionych przez Palestyńczyków, był przedmiotem burzy protestów po opublikowaniu badania HonestReporting na ten temat.


Jadąc razem z mordercami


W publikacjach tych zaprzeczano, jakoby redakcje miały jakąkolwiek wcześniejszą wiedzę o atakach Hamasu, podobnie jak fotografowie. Ci ostatni twierdzili, że jedynie podążali za tłumem terrorystów i zwykłych Palestyńczyków, którzy przekroczyli granicę, by wziąć udział w orgii morderstw, gwałtów, tortur, porwań i szaleństwa niszczenia w 22 społecznościach żydowskich, które zostały zaatakowane tego dnia, zanim siły izraelskie rozpoczęły kontratak.


Sprawa powróciła na pierwsze strony wraz z ogłoszeniem, że Instytut Dziennikarstwa im. Donalda W. Reynoldsa na Uniwersytecie Missouri przyznał prestiżową nagrodę za „Zdjęcie roku” wykonane przez Alego Mahmuda. Widać na nim terrorystów Hamasu, siedzących z tyłu pickupa, wymachujących bronią i pokazujących półnagie ciało 22-letniej Shani Louk, niemiecko-izraelskiej artystki, która brała udział w festiwalu muzycznym Nova zaatakowanym przez hordę ciężko uzbrojonych Palestyńczyków.


Nie wiadomo, czy Louk jeszcze żyła, kiedy robiono zdjęcie. Początkowo pojawiały się doniesienia, że widziano ją, choć w strasznym stanie, w Gazie. Później jednak siły izraelskie znalazły kość podstawy jej czaszki na drodze prowadzącej z terenu festiwalu, co oznacza, że oficjalnie uznano ją za zmarłą. Niezależnie od tego, czy była martwa, czy umierająca, zdjęcie przedstawia terrorystów pokazujących jej ciało jako trofeum podczas triumfalnego powrotu do Gazy wśród wiwatów Palestyńczyków, którzy wtedy i obecnie, według wielu badań, wspierali okrucieństwa z 7 października.


Aby dosypać soli do rany, podpis na nagrodzie – sam w sobie stronniczy dokument, w którym zaniża się liczbę porwanych Izraelczyków i akceptuje mocno przesadzone i fałszywe statystyki Hamasu dotyczące ofiar palestyńskich – nawet nie wspomina o Shani Louk. Dla AP, Uniwersytetu Missouri i Instytutu Reynoldsa była jedynie rekwizytem wystawianym przez jej morderców, niewartym nawet wspomnienia jej imienia.


Nagroda ponownie wywołała falę gniewu Izraelczyków, Żydów i każdego, kto ma choć odrobinę przyzwoitości w związku z postępowaniem tych konkretnych fotografów i wykorzystaniem ich prac przez szanowane serwisy informacyjne.


Zasługujący na pogardę


Jak napisał 
angielski historyk Simon Sebag Montefiore na koncie X, nagroda wydaje się „złowrogim i przerażającym żartem”. Jak dalej zauważył, AP zasługuje na naszą pogardę „za wykorzystanie produktu bestii, która podróżowała z terrorystami i gwałcicielami, gdy mordowali kobiety i dzieci, a potem zatrzymała się, by upozować i sfotografować ten obraz bezdusznego, diabelskiego triumfu: zabójców i sprawców przemocy wobec niewinnej dziewczyny, pozujących z jej nagim, pokaleczonym ciałem jako trofeum”. To, że ten ewidentny skandal został uhonorowany, sugeruje, stwierdził Montefiore, że organy przyznające nagrody „mają głęboką pustkę tam, gdzie powinna być ich moralność, człowieczeństwo i choćby odrobina taktu”.


To, co AP, która z radością przyjęła nagrodę, oraz ci, którzy ją przyznali, robią, to „celebrowanie pozowania do zdjęcia zrobionego pomiędzy schwytaniem, gwałtem i zabiciem, a następnie radosnej parady nagiego ciała niewinnej dziewczyny w środku procesu niewypowiedzianego bestialstwa i szyderstwa, gdzie samo fotografowanie jest aktem niewybaczalnego znęcania się i nieludzkiej postawy. Nie mówiąc już o przerażającym zepsuciu etyki dziennikarskiej.”


Ale nie wszystkich to oburza. 


Cytowano
, że ojciec Shani Louk, Nissim Louk, powiedział, że jest zadowolony z nagrody, ponieważ utrwala ona chwilę, o której należy pamiętać jako o straszliwej niegodziwości, i dlatego jest jednym z najważniejszych zdjęć ostatnich 50 lat. Chociaż ma rację co do wagi tego, co wydarzyło się 7 października, myślę, że nie rozumie, że nagrodę przyznano nie tyle genialnemu przykładowi kompozycji fotograficznej – bo zdjęcie tym nie było – ale fotografowi za bycie tam, mimo że żadna przyzwoita osoba nie powinna się na to zgodzić. Zamiast dokumentować deprawację, jest to jej celebracja.


Ron Kampeas, szef Biura Waszyngtońskiego Jewish Telegraphic Agency, również bronił nagrody, pisząc, że „reporterzy i fotografowie, którzy podejmują ryzyko, aby ujawnić okrucieństwa, zasługują na uznanie… ponieważ podejmują ryzyko, aby ujawnić okrucieństwa. Ponieważ powinniśmy mieć dowody okrucieństw. Nie rozumiem, jak ktoś, kto ma cokolwiek wspólnego z reportażem, nie może tego zrozumieć”.


Być może w obecnej kulturze dziennikarskiej wielu pracowników liberalnej prasy zgadza się z Kampeasem. Ale jego komentarz nie wytrzymuje krytyki. Ci, którzy przyłączyli się do orgii okrucieństw 7 października, nie podejmowali ryzyka. W najlepszym wypadku, jeśli przyjąć ich twierdzenie, że nie wiedzieli z góry, co wydarzy się tego dnia, po prostu przyłączali się do krwiożerczego tłumu dokonującego pogromu. A biorąc pod uwagę, że osoby dopuszczające się tych zbrodni same robiły zdjęcia i nagrywały filmy kamerami Go-Pro podarowanymi im przez Hamas, pogląd, że potrzebowaliśmy tych zdjęć, aby dostarczyć dowodów tych wydarzeń, jest śmieszny. W każdym razie fotografowie starali się uczcić te zbrodnie w podobny sposób, w jaki wielu nazistów fotografowało żydowskich mężczyzn, kobiety i dzieci, których mordowali podczas Holokaustu.


Naruszenia zasad etycznych


Nie jest to jedynie normalizacja tego, co nie powinno być normalizowane. Jest to, jak napisał Montefiore, naruszenie etyki dziennikarskiej. Istotnie, postępowanie fotografów współpracujących z Hamasem naruszało liczne postanowienia Kodeksu Etyki Stowarzyszenia Dziennikarzy Zawodowych.


W kategorii „Nie szkodzić” zdjęcia te naruszały zasady nakładające na dziennikarzy obowiązek traktowania swoich bohaterów jako „istot ludzkich zasługujących na szacunek”. Nie okazano takiego szacunku Shani Lauk. Szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę, że prawdopodobnie była ofiarą – o czym fotografowie musieli wiedzieć, ponieważ byli na miejscu – przestępstw na tle seksualnym, które zgodnie z kodeksem SPJ należy traktować z „podwyższoną wrażliwością”. Kodeks wymaga także, by fotografowie „unikali zaspokajania chorej ciekawości” – to przynajmniej można powiedzieć o robieniu, a następnie publikowaniu zdjęcia półnagiej ofiary (bez zgody jej rodziny) zarówno ataku terrorystycznego, jak i gwałtu.


Kolejne kluczowe naruszenie etyki dziennikarskiej wiąże się z działem kodeksu dotyczącym niezależnego działania. W kontrolowanej przez Hamas Gazie nie było niezależnych dziennikarzy. Jak często dokumentowano, wszyscy wolni strzelcy w Gazie, z których zatrudniały media zachodnie, byli w taki czy inny sposób zniewoleni przez ruch terrorystyczny, który tyrańsko rządził Strefą jako pod każdym względem niezależnym państwem palestyńskim. Wszystko, co napisali lub sfotografowali, było tylko tym, o czym Hamas chciał, aby świat się dowiedział. 


Każdy z tych fałszywych dziennikarzy towarzyszących pogromom Hamasu był już skompromitowany, a ich rola tego dnia – w którym wielu z nich świętowało wraz z terrorystami – jedynie potwierdza, że byli oni częścią zbrodni, a nie niezależnymi dziennikarzami, którzy zbrodnię dokumentują. Byli tak samo współwinni tych okrucieństw, jak każdy, kto dołączył do jakiejkolwiek innej grupy przestępców, aby robić zdjęcia ich barbarzyńskim czynom.


Ale problemem nie jest tylko brak etyki ze strony AP i innych, którzy zatrudniali Mahmuda oraz wielu fotografów, którzy przyłączyli się do ataku terrorystycznego, czy nawet dają im niezasłużone nagrody. Mówi o zepsuciu moralnym, które jest tak powszechne w kulturze współczesnego dziennikarstwa.


Utrata naszego zaufania


Tylko w czasach, w których wielu, jeśli nie większość osób pracujących w dziennikarstwie, uważa je za formę aktywizmu politycznego, a nie poszukiwanie prawdy, coś takiego jak obrzydliwe zdjęcie z Shani Louk można uznać za godne uhonorowania jako zdjęcie roku.


Tylko w środowisku dziennikarskim, w którym Izraelczycy są rutynowo delegitymizowani i oczerniani przez „przebudzonych” ideologów, ponieważ fałszywie nazywa się ich „białymi ciemiężycielami” lub „osadnikami/kolonialistami” w kraju, w którym rdzenną ludnością są wyłącznie Żydzi, mógłby ktoś, kto był częścią ataków terrorystycznych 7 października, otrzymać nagrodę główną.


Tylko w czasach, gdy krytyczna teoria rasy i intersekcjonalność zawładnęły głównymi instytucjami dziennikarstwa, ten gatunek „dziennikarstwa” może być nagradzany.


Tylko w momencie w historii, kiedy antysemityzm nie tylko nasilił się, ale został włączony do głównego nurtu przez strażników dziennikarstwa, obraz poniżania Żydówki przez terrorystów można uznać nie tylko za akceptowalny, ale za przykład wybitnej pracy fotoreportera.


Decyzja Instytutu Reynoldsa jest zgodna ze sposobem, w jaki znaczna część prasy stała się tubami Hamasu i jego towarzyszy na amerykańskiej lewicy. To tylko kolejny sygnał dla opinii publicznej, że prasa liberalna zasługuje nie tylko na naszą nieufność, ale także na naszą odrazę z powodu jej nikczemnej aprobaty dla masowych mordów.


Link do oryginału: https://www.jns.org/photographers-who-joined-the-oct-7-pogrom-deserve-censure-not-awards/

JNS Org., 1 kwietnia 2024

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Jonathan S. Tobin
 jest redaktorem naczelnym amerykańskiego magazynu JNS (Jewish News Syndicate).    

  

Od redakcji „Listów z naszego sadu”


Jonathan Tobin przywołuje historię zdjęć robionych przez niemieckich nazistów, którzy z dumą dokumentowali swoje zbrodnie. Nikt nie zamierzał po wojnie nagradzać autorów tych zdjęć. Byli również inni dziennikarze i fotoreporterzy, którzy w najtrudniejszych warunkach i z narażeniem życia dokumentowali zbrodnie, żeby poinformować o nich świat. Gereth Jones był pierwszym dziennikarzem, który poinformował o wielkim głodzie na Ukrainie. Został zamordowany (prawdopodobnie przez agentów NKWD w Mongolii w 1935 roku. (Jego doniesienia były żarliwie podważane przez ówczesne media głównego nurtu.) Innym fascynującym przykładem dokumentowania zbrodni był Jan Karski. Jeszcze inny przykład to John Roy Carlson, amerykański dziennikarz i fotograf ormiańskiego pochodzenia, który w 1948 roku, udając amerykańskiego faszystę pojechał dokumentować arabski nazizm. Spotkał się w Kairze z przywódcą Bractwa Muzułmańskiego i opisał powiązania tego ruchu z niemieckim nazizmem, jako fotograf dołączył do ochotników BM, którzy poszli na wojnę z Żydami. W swojej książce Cairo to Damascus pokazywał zarówno ideologię, jak i dokumentację zdjęciową. Jest zasadnicza różnica między dziennikarstwem ujawniającym i dokumentującym zbrodnie i dziennikarstwem szukającym sensacji, które w efekcie zbrodnie gloryfikuje, już chociażby przez fakt nagradzania fotografa będącego wspólnikiem zbrodniarzy.  

(0)
Listy z naszego sadu
Chief editor: Hili
Webmaster:: Andrzej Koraszewski
Collaborators: Jacek Chudziński, Hili, Małgorzata Koraszewska, Andrzej Koraszewski, Henryk Rubinstein
Go to web version