Prawda

Piątek, 29 marca 2024 - 16:42

« Poprzedni Następny »


Wolność słowa i technika


Andrzej Koraszewski 2015-02-05


Nie można wykluczyć, że wynalazek wolnego słowa jest znacznie starszy od koła, ale korzystano z niego pokątnie i częściej anonimowo niż publicznie.

 

Podniesienie wolnego słowa do zasady ustrojowej przypisujemy Grekom. „W naszym życiu państwowym kierujemy się zasadą wolności”, mówił Perykles w swojej słynnej mowie zapisanej przez Tukidydesa. Oczywiście nie jesteśmy całkowicie pewni, czy tę słynną mowę Tukidydes zapisał, czy napisał, pewni jesteśmy jednak, że podniesienie wolności, również wolności słowa, do zasady ustrojowej zawdzięczamy Atenom i podejmowaliśmy w Europie próby powrotu do tej zasady w czasach Renesansu, Reformacji, Oświecenia i demokracji parlamentarnej, znajdując, że wolność słowa jest dobrodziejstwem, z którego należy korzystać z umiarem, gdyż grozi ptasim radiem lub, jak to od stuleci mówią Szwedzi, „polskim sejmem”.



 

W czasach Renesansu, odkąd wynalazek Gutenberga umożliwił obrzucanie się wolnym słowem bez podnoszenia przyłbicy, ideałem był pamflet in quarto. Osiem stron tekstu (nie mniej i nie więcej), co można było wydrukować dwustronnie na jednym arkuszu papieru składanego na czworo i rozcinanego od góry puginałem. Z ekonomicznego punktu widzenia był to wówczas ideał, pozwalał na maksymalną oszczędność kosztownego papieru i docieranie z wolnym słowem nawet na jarmarki. Te pamflety były zazwyczaj anonimowe i zawierały czasem treści, za które autor mógł głowę stracić. Tezy Lutra pozostałyby nic nie znaczącym epizodem, gdyby nie prasy drukarskie i duży popyt na obrazoburczy i niedrogi pamflet, który rozchodził się jak ciepłe bułeczki.

 

Korzystających z możliwości anonimowego druku wolnego słowa było wielu, jako że zarówno szlachta, jak i mieszczanie coraz lepiej rozpoznawali kształt liter, skutecznie przełamując wcześniejszy monopol duchownych na słowo pisane. Od SMS i twittera klientów pierwszych drukarzy dzieliło jeszcze ponad pół millenium, więc formuła ośmiu stron druku była z wielu względów ideałem.     

 

Kontrreformatorzy zamykali drukarnie i ścigali drukarzy, kładąc kres rozbuchanej wolności słowa i innowacjom technicznym, które jej sprzyjały. Powrót do punku wyjścia nie był jednak możliwy, a w podzielonej Europie to i owo dawało się wydrukować u sąsiadów i przeszmuglować do kraju.

 

Wolne słowo prześladowane było wszędzie, ale nie wszędzie tak samo. Protestanci oczekiwali powszechnego czytania Biblii, a tym samym powszechnej umiejętności czytania i pisania. Siłą rzeczy mieli więcej drukarń i dużo więcej wolnego słowa, które bocznymi furtkami w cenzurze wkradało się do przestrzeni publicznej. (Było tu również ciekawe sprzężenie zwrotne – im więcej słowa drukowanego krążyło w społeczeństwie, tym bardziej przyspieszała innowacyjność. Osobiście obserwowałem to na przykładzie rolniczych kalendarzy pojawiających się obok książeczek do nabożeństwa.)

 

Wolne słowo wolało pozostać anonimowe nie tylko ze względu na państwową i kościelną cenzurę. Jak pamiętamy „Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego” pierwotnie nie nosiły nazwiska jakiegoś mieszczanina o nazwisku Stanisław Staszic, bo szlachta nie zniżałaby się do czytania rozważań kogoś tak nisko urodzonego. Wolne słowo musiało się sposobem wkręcić w łaski czytelników.

 

Ani “Uwagi” ani “Przestrogi” Polski nie uchroniły i zapewne na tym etapie uchronić nie mogły; kiedy były pisane, Szwedzi od lat o bezładnej paplaninie mówili „polski sejm”, uważając że wolność słowa wymaga również pewnego porządku, w szczególności tam, gdzie wolność słowa jest również zasadą ustrojową.

 

Wraz z utratą suwerenności kwestia sposobu korzystania z wolnego słowa stała się w pewnym sensie bezprzedmiotowa. Nocne Polaków rozmowy nie wymagały porządku, punktów do dyskusji, ani protokołów. Troską było szerzenie idei, a więc dostęp do drukarń, które w zaborze rosyjskim pilnowane były staranniej, ale granice miedzy zaborami nie były murami i dawało się drukować, czy to w innych zaborach, czy w innych krajach, jednak ze względów bezpieczeństwa wolne słowo pozostawało anonimowe lub ukryte za znanym tylko przyjaciołom pseudonimem.

 

Parlamentarna demokracja miała być szkołą parlamentarnych sporów. Wolni obywatele mieli wolność słowa, ale ze sporów miał się wyłaniać porządek, co wymagało unikania „polskiego sejmu” i tłumienia tumultu w zarodku. W parlamentach wolne słowo wpływało do laski marszałka, ten udzielał głosu i głos odbierał, gdy spory zmieniały się w warcholstwo lub jałowe pieprzenie kotka przy pomocy młotka. Nowymi Atenami był Londyn, ale nie należało tego mówić głośno w Paryżu, bo w pysk mógł człowiek oberwać.

 

Wraz ze stopniowym zanikaniem struktury stanowej idea parlamentarnych sporów przenikała do społeczeństwa. Przenikała z oporami, bo chociaż od wieków szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie, ale co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie. Chłop zaś po staremu miał czapkę w rękach miętosić i do kolan się panu kłaniać a nie mędrkować o wolności słowa.  Chłopskie wolne słowo było pokątne i nieparlamentarne. Buraki uczyły się parlamentarnych dyskusji budując zręby spółdzielczości z pomocą rzadkich jak szlachetny kruszec Lemańskich, bo masy inteligenckie darzyły demokrację miłością platoniczną, zakorzenioną w tradycji „polskiego sejmu”. (Szlachta nasza, tracąc majątki, przedzierzgała się w inteligencję obiecującą chłopom, że robotnikom będzie lepiej.)  

 

Miało być o technice i o wolnym słowie. Na rubieże cywilizacji parlamentarnej dotarł komunizm, a komunizm głosił wolność nie znosząc sprzeciwu. Nazbyt wolne słowo pociągało za sobą nakaz milczenia, karę więzienia, obozu pracy lub rozstrzelania.

 

Wcześniej już pożary wolnego słowa gaszono płomieniami stosów, teraz sprawę kończył strzał w potylicę, ale z tortur nie zrezygnowano, chociaż zmieniły się techniki. Poeta Osip Mandelsztam, czytając napisaną zapewne przez filozofa i podpisaną przez Stalina pochwałę wolności, dziwił się w liście przeszmuglowanym z łagru do żony: „nie wiedziałem, że dostaliśmy się w łapy humanistów”. Wielu dowiedziało się o tym zbyt późno, by cofnąć swoje poparcie. W radzieckiej strefie wpływów wolne słowo obudziło się z letargu po śmierci Stalina, w czasach odwilży. Jak pisał pisarz, „szuflady były puste”. Nie było to cała prawda, ale zapiski z łagrów musiały jeszcze pewien czas poczekać.

 

Jak się wydaje, najmłodsze pokolenie rzadko dziś wraca do lektury takich pisarzy jak Pasternak, Sołżenicyn i inni, większości te nazwiska nic już nie mówią. Dla nas w tamtych czasach źródłem wolnego słowa było radio. Wolne słowo było zagłuszane, ale upór pozwalał wyłapać to i owo, dać poczucie kontaktu z wolnym słowem i dzielić się nim z tymi, których darzyliśmy zaufaniem.

 

Po odwilży wróciły przymrozki, w Związku Radzieckim pojawiło się pokolenie młodszych pisarzy, gotowych szmuglować swoje książki na Zachód, by wracały do kraju drogą radiową. Wyłapywano ich sprawnie i wysyłano na zsyłkę, czasem deportując lub wymieniając na złapanych radzieckich agentów. U nas było inaczej, nieco bardziej swobodnie, nie tylko radio było źródłem wolnego słowa, ale docierały czasem wydawane na Zachodzie książki, również oficjalna wolność słowa była inaczej limitowana dla ludu, inaczej dla wybranych. W warszawskich kabaretach można było usłyszeć żarty, za które w Szczecinie można było słono zapłacić.  Błazeńska czapka od wieków pozwalała na nieco więcej wolności słowa (pod warunkiem, że błazen harcował pod bokiem względnie oświeconego władcy, gotowego powstrzymać nie znających się na żartach strażników granic wolnego słowa).  

 

Ciekawe, Orwell pisząc „Rok 1984” przesunął zegar tylko o 36 lat. Zabieg podobny do znanego w księgowości mechanizmu tak zwanego czeskiego błędu (czort wie skąd ta nazwa), przestawiając cyfry w 1948 napisał 1984. Oglądając pierwsze programy telewizyjne, przewidywał że rozwój techniki uszczelni granice wolnego słowa. Stało się dokładnie odwrotnie. Najzabawniejsze, że rewolucja zaczęła się niewinnie, od konieczności przyzwolenia na masowy dostęp do rzeczy tak prymitywnej jak maszyna do pisania. Musiały być w biurach i urzędach, trzeba było przyzwolić na ich dostępność dla osób prywatnych. Na maszynie do pisania można było sporządzić tekst w trzech, a nawet w czterech kopiach.

 

Słowo „samizdat” (wydanie własne), to teksty powielane i rozprowadzane bez pozwolenia. W końcu lat 60. ubiegłego wieku opowiadano w Moskwie dowcip o sekretarce, którą koleżanka chce zaprosić na imieniny, ale ona odmawia i tłumaczy, że przepisuje „Cichy Don”, bo to obowiązkowa lektura w szkole, a córka czyta tylko książki w maszynopisie. (Dziś trzeba wyjaśniać, że „Cichy Don” to powieść o objętości wszystkich tomów Harry Pottera, bo ani tytuł, ani autor, który prawdopodobnie nie był autorem tylko pospolitym złodziejem manuskryptu, nic nikomu z młodszej generacji nie mówią). Tak czy inaczej, powszechność maszyn do pisania, cofnęła tę część świata do czasów pierwszych drukarni i dla wolnego słowa był to pewien postęp. Kolejną rewolucją był magnetofon i kopiarka. Magnetofon okazał się ważniejszy, bo śpiewane wolne słowo było płomienne jak pamflet in quarto. Magnetofon wybił cenzurze zęby, chociaż strażnicy wolnego słowa nie spodziewali się, że jest groźniejszy od książek i filozoficznych esejów. Śpiewane wolne słowo docierało do najbardziej niespodziewanych miejsc, budziło bunt, nie ucząc jednak parlamentarnej dyskusji, docierania do wniosków w warunkach swobody słowa. O swobodzie słowa nie wiedzieliśmy nic, zachłystywaliśmy się wolnym słowem pod nosami strażników granic wolnego słowa, popijając wódkę i marząc o państwie, w którym wolność będzie zasadą ustrojową.  

 

Samizdat przerodził się w wolną podziemną prasę. Mieszkałem już na Zachodzie i byłem szmuglerem, wysyłałem całe transporty książek, wysyłaliśmy również powielacze. Zbuntowani pisarze pisali książki, które drukowane były w podziemnych drukarniach, w podziemiu drukowano również książki przeszmuglowane z Zachodu. Cenzura okazała się bezsilna wobec techniki na długo przed pojawieniem się Internetu. Czy rzeczywiście? Rzeczywiście, chociaż zasięg wolnego słowa był dość skromny, a przekazywane szeptem wolne słowo nie uczyło sztuki korzystania z wolności. Wolne słowo podsycało bunt, budziło pragnienie wolności, nie informowało, że wolność może być trudna, że wymaga opanowania sztuki tworzenia ładu opartego na swobodnym słowie.

 

Komunizm runął i nad Wisłą spierano się zażarcie, czy obaliła go „Solidarność”, czy Papież (przegrana wojna w Afganistanie, gwiezdne wojny, Reagan, Gorbaczow, to były ciekawostki, których nad Wisła nie traktowano poważnie). Nie można wykluczyć, że nadmierna duma z powodu sukcesu naszego wolnego słowa mogła również utrudniać pojawienie się świadomości, że swobody słowa trzeba się uczyć. Polski Sejm w wolnej Polsce dziwnie przypominał „polski sejm” z szwedzkiego idiomu. Było gorzej, nikt nie odważył się głośno powiedzieć, że nie znamy sztuki posługiwania się wolnym słowem.

 

My, którzy wcześniej przekazywaliśmy wolne słowo drogą radiową, przestaliśmy szczęśliwie być potrzebni, chociaż niektórzy z nas sądzili, że mogliby jeszcze trochę pomóc w uczeniu sztuki posługiwania się wolnym słowem w wolnym kraju. (Czasem przypominam zabawną opowieść jak młody człowiek, a nawet podwładny, z szatańskim śmiechem zbył moją prośbę o analizę partyjnych programów, informując mnie z wyżyn weterana bojów o wolne słowo, że przecież  w Polsce tych partyjnych programów nikt nie czyta i czytać nie zamierza.)

 

Uczciwie mówiąc, nadzieja była nie w polskim Sejmie, bo tam był „polski sejm”, i nie w szkole, bo tam nie miał kto uczyć sztuki posługiwania się wolnym słowem, nie w mediach, bo media były teraz szkołą monologów i nie w Kościele, bo ten o ładzie opartym na wolnym słowie wiedzieć nic nie mógł z natury rzeczy.

 

Transformacja na początek pospiesznie likwidowała spółdzielczość, bo awangarda pluratelarizmu nie miała pojęcia, że to spółdzielczość była szkołą wolności słowa i parlamentarnych sporów u samych podstaw. Prywatna przedsiębiorczość nie była tym samym, ale mogła powoli zwiększać obszar wolnego słowa jako źródła ładu. „Polski sejm” w przedsiębiorstwie prowadzi do porażki. Wybór jest między tyranią szefów, a uporządkowaną wolnością słowa, ta pierwsza hamuje innowacyjność, ta druga wyzwala potencjał intelektualny zatrudnionych, więc teoretycznie, niewidzialna ręka rynku powinna wskazywać, że (przynajmniej w gospodarce) wolne słowo czyni cuda. Dowody potwierdzające tę tezę znajdujemy w innych krajach. Nie widać ich w Polsce, nie mogę wykluczyć, że mam zbyt mało informacji.

 

Ćwierć wieku wolności nie zmieniło jakości polskich zebrań, ani jakości obrad polskiego Sejmu, jedne i drugie sprawiają wrażenie „polskiego sejmu”.  

 

Tymczasem wolne słowo zdobyło nowe medium – Internet. Samizdat wymagał trudu, łączył się z ryzykiem, nikt nie chciał ryzykować z błahych powodów. Inaczej z samoklikiem, samoklik pozwala wrócić do czasów przed Gutenbergiem, do wolnego słowa na jarmarku i w knajpie. Samoklik uczynił „polski sejm” zjawiskiem światowym.   

 

Zanim wyjaśnię opowiem historię rodzinną - w końcu lat 20. ubiegłego wieku brat mojej matki, Zbigniew Jasiński, zbudował kryształkowe radio, kiedy wszystko działało włożył urządzenie do porcelanowej wazy na zupę i zaprosił domowników na pokaz cudu nowej techniki. Z wazy popłynęła muzyka, która rozmarzyła mojego dziadka – orzekł, że teraz kultura i nauka trafią wreszcie pod strzechy. W kilka lat później zmienił zdanie słuchając przez radio przemówienia Hitlera. Radio dostarczało pod strzechy inne słowa i inną muzykę niż mu się marzyło kiedy po raz pierwszy patrzył na wynalazek dający nowe możliwości przekazywania dźwięków.

 

Internet i samoklik, kolejna rewolucja otwierająca bramy dla wolnego słowa. Dopiero Internet pokazuje naprawdę jak bardzo chybiony był pesymizm Orwella. Wielki Brat zmalał do rozmiarów bezsilnego karła, bo już nie tylko książki, ale same drukarnie trafiły pod strzechy. Publikuje kto chce, zaś Wielki Brat pospiesznie szuka możliwości wyłapania przynajmniej tych, którzy nawołują do mordów. Dyktatorzy próbują różnych sztuczek, domyślając się, że żadne tamy nie będą skuteczne i tak czy inaczej wolne słowo będzie grasować w przestrzeni publicznej. Jeśli dodamy do tego cyfrowy aparat fotograficzny i telefon komórkowy, można poniekąd ogłosić zwycięstwo. Czyje? Aten, Peryklesa czy „polskiego sejmu”?

 

Pesymiści i optymiści zbierają się osobno, a z ich narzekań i festynów radości wynika mało. Internet otworzył świat i w miasteczku, które do niedawna było zabitą dechami dziurą, mogę słuchać wykładów olimpijczyków nauki, korzystać z książnicy mającej ponad dwa miliony książek, rozmawiać z przyjaciółmi w Chicago, w Indiach, czy w Australii, jakby byli w pokoju obok. Na stacji benzynowej sprzedawca przegląda gazetę na tablecie, a dzieciaki w gimnazjum częstują się na smartfonach zakazanymi filmikami (nie tylko o seksie). Nauczyciel w klasie pokazuje na dużym ekranie tajemnice mikro i makrokosmosu.

 

Internet otworzył świat, przekreślił granice, ale (poprawcie mnie jeśli jestem w błędzie), wygasił potrzebę uczenia się sztuki posługiwania się wolnym słowem tak, by tworzyło parlamentarny porządek i mogło prowadzić do uporządkowanych dyskusji.


Samoklik w Internecie jest jak liberum veto, byle dureń może zerwać obrady i zamienić ważne wirtualne spotkanie w symfonię bełkotu. Działy komentarzy zmieniają się w forum dla warcholstwa, a nawet gorzej dla propagowania treści jadowicie sprzecznych z tekstami, pod którymi te komentarze są umieszczane. Często sprawia to wrażenie połączenia wodociągu z systemem ścieków. Im większe forum, im ciekawsze nazwisko, im ważniejszy temat dyskusji, tym silniejszy magnes dla piewców nienawiści i miłośników paplania od rzeczy.   

 

W redakcjach drukowanych gazet 99 procent listów do redakcji lądowało w koszu na śmieci. Teraz samoklik pozwala obwieścić światu to wszystko, co niedawno kończyło karierę na drzwiach toalety.


Internet jest królestwem wolnego słowa, ale nie jest miejscem parlamentarnych sporów, jeśli jest moderator, to raczej jako przyzwoitka niż prowadzący obrady. Ta sztuka nie rozkwitła i nie  dlatego, że nowa technika przekazywania słowa na to nie pozwala. „Polski sejm” nie wywołuje buntu, pomysł prowadzącego obrady nie przychodzi do głowy. W najbardziej kulturalnym towarzystwie wolne słowo jest zaledwie obecne jak na modlitewnych spotkaniach kwakrów – nabożną ciszę przerywa wypowiedź, po której powraca cisza lub ktoś zabiera głos na inny temat. Żadna technika nie otworzy nam drogi do tego, by wolne słowo stało się metodą tworzenia społecznego ładu.

 

Wnoszę wniosek do laski o podjęcie obrad nad kwestią stopniowej likwidacji „polskiego sejmu” na obszarach forów, na które mamy wpływy, i nad rozpoczęciem poszukiwań drogi do lokalnych programów małego parlamentaryzmu. Przewidywana odpowiedź zatroskanego erudyty: „Internet jest jak gra półsłówek – sra półgłówek.”


Skomentuj Tipsa en vn Wydrukuj




Komentarze
1. iluzja wolności mieczysławski 2015-02-05


Znasz li ten kraj

Znalezionych 386 artykuły.

Tytuł   Autor   Opublikowany

Czy Polacy wybiją się na uczciwość?   Koraszewski   2013-12-04
Nasze państwo   Koraszewski   2013-12-04
Do siego roku   Kruk   2013-12-31
Atak gendera   Kruk   2014-01-05
Czego się boi pani Dulska?   Koraszewski   2014-01-07
Pluralizm nieporozumień   Koraszewski   2014-01-12
Bezdroża wiary i niewiary   Koraszewski   2014-01-22
Za małe zdjęcie   Hili   2014-02-10
O naruszeniu dóbr osobistych   Hili   2014-02-21
Wredność i medycyna   Koraszewski   2014-02-25
Zbrodnie w cieniu krzyża   Koraszewski   2014-04-13
Samorządna i niezależna   Koraszewski   2014-05-06
Kto zwariował, Panie Ministrze?   Koraszewski   2014-05-26
Podniebny lotku demokracji   Kruk   2014-05-29
Kiedy wolność ma znikomą szkodliwość społeczną?   Koraszewski   2014-06-01
Lekarz religijnie zmodyfikowany   Kruk   2014-06-06
Reguły gry ...i kamieni kupa   Koraszewski   2014-06-19
O wyciu brzydkich kaczątek   Koraszewski   2014-06-24
Byk, niedźwiedź i trzy krzyże   Koraszewski   2014-07-07
Religia, małpa, nauka.pl   Kruk   2014-07-12
 Nie tylko błazen   Koraszewski   2014-07-20
Wczesna inicjacja   Kruk   2014-07-21
Różne ruchy obrony konstytucji   Koraszewski   2014-07-30
Coma, czyli różne sposoby walki o życie   Szczęsny   2014-08-11
Jak kopnąć w rzyć, panie premierze?   Koraszewski   2014-08-23
Gmina musi się rozwijać   Kruk   2014-10-17
Państwo ćwierćwyznaniowe   Koraszewski   2014-10-23
Szatan, dynia, dziecko   Kruk   2014-10-31
Antagonizm polsko-ukraiński w cieniu igraszek Kremla   Koraszewski   2014-11-03
Państwo jako stróż dzienny   Koraszewski   2014-11-05
Idioci bez granic   Kruk   2014-11-21
Pośladkowy poród IV Rzeczpospolitej   Koraszewski   2014-11-22
Nośnik outdoorowy   Kruk   2014-11-30
Szkoła poszukuje ateochety   Kruk   2014-12-05
Ojczym narodu   Kruk   2014-12-13
Wesołych Świąt   Kruk   2014-12-24
Uwaga niewypał   Kruk   2015-01-14
Yes we cat   Koraszewski   2015-01-27
Kwiczoły z 15 PAL-u   Koraszewski   2015-01-30
Wolność słowa i technika   Koraszewski   2015-02-05
Czy mamy wpływ na cokolwiek?    Koraszewski   2015-02-11
Uśmiech nowej twarzy podobno nowej lewicy   Koraszewski   2015-02-20
Inscenizacja kłamstwa, czyli nowa sztuka sakralna   Koraszewski   2015-03-05
Uwagi o życiu Stanisława Staszica   Koraszewski   2015-03-14
Katolicy, protestanci i nasza przyszłość   Koraszewski   2015-03-30
PAP ma Alę, Ala ma Hamas   Koraszewski   2015-04-07
W poszukiwaniu konstytucyjnych demokratów   Koraszewski   2015-04-27
Państwo i boska komedia   Koraszewski   2015-05-05
Kto wygrał i co wygrał?   Koraszewski   2015-05-26
Refleksje pobożocielne i Ewangelia św. Mateusza   Koraszewski   2015-06-06
Mój prezydent, moja premier   Kruk   2015-09-09
Uchodźcy, polityka i demografia   Koraszewski   2015-09-16
Pięcioro (raczej nie) wspaniałych   Koraszewski   2015-10-07
Polska w ruinie, idziemy głosować   Koraszewski   2015-10-21
Czy musimy tolerować nienawiść i wezwania do nietolerancji?   Koraszewski   2015-11-12
Nowe wraca, a życie idzie dalej   Kruk   2015-11-17
Śmiać się, płakać, czy działać?   Koraszewski   2015-11-23
Stowarzyszenia Konstytucyjnych Demokratów nie ma   Koraszewski   2015-12-02
Burzliwe życie brakujących ogniw   Kruk   2015-12-08
Ten prezydent łamie prawo   Koraszewski   2015-12-09
Państwo na prawach bożych,czyli długa droga od Józefa Kępy do Beaty Kempy   Koraszewski   2015-12-14
Świąteczny prezent dla Prezesa   Kruk   2015-12-24
Modlitwy o wstawiennictwo – poradnik   Kruk   2015-12-26
Jak się kler z szatanem mocuje   Koraszewski   2015-12-28
A ja was zjadacze chleba i tak dalej   Kruk   2015-12-31
Dlaczego nie chcę być polskim inteligentem   Koraszewski   2016-01-04
Tako rzecze panna Krysia   Kruk   2016-01-05
Występując w obronie moich przywilejów   Koraszewski   2016-01-14
Polska hybrydowa, czyli system parlamentarno-prezesowski   Kruk   2016-01-16
Powrót fundamentalnych wartości   Pietrzyk   2016-01-19
Rigor mortis   Kruk   2016-01-25
Zamienianie słowa w ciało   Koraszewski   2016-01-26
W Polsce, czyli w Europie   Koraszewski   2016-02-01
Książę Świebodzina i okolic   Kruk   2016-02-19
Historia i Instytut Narodowego Alzheimera   Koraszewski   2016-02-20
Jan Hartman wzywa do polemiki   Koraszewski   2016-03-03
ONI polską racją stanu   Kruk   2016-03-10
Pycha wierzącego, pokora ateisty   Kruk   2016-04-01
Kochaj bliźniego swego czyli rzecz o aborcji   Koraszewski   2016-04-04
Błędy lekkie, ciężkie i śmiertelne   Koraszewski   2016-04-07
Sens picia ateisty   Kruk   2016-04-11
Nie zgubić ani jednego zarodka   Koraszewski   2016-04-12
Czy politycy byli głusi, czy zagubieni?   Koraszewski   2016-04-15
Utopia, czyli dlaczego historia niczego nas nie uczy?   Ferus   2016-04-17
List otwarty do Prymasa PolskiArcybiskupa Wojciecha Polaka   Koraszewski   2016-04-19
Antyaborcyjne paranoje, albo teoria krzyczącego zarodka   Pietrzyk   2016-04-25
Święto Konstytucji, czy świętowanie zdrady?   Koraszewski   2016-05-03
Gimnazjalna Loża Masońska   Kruk   2016-05-06
Czy leci z nami psychiatra?   Koraszewski   2016-05-10
Nasza partia jest czystą demokracją   Koraszewski   2016-05-13
Paraliż postępowy polską racją stanu   Kruk   2016-05-22
Tylko „Świerszczyk” nie  kłamie   Koraszewski   2016-05-27
Co państwu dolega?   Koraszewski   2016-06-07
O Polskę parlamentarną, czyli kilka myśli po lekturze informacji o projekcie.   Koraszewski   2016-06-09
Serce Prezesa ogrzeje Polskę   Kruk   2016-07-20
Uwagi o rozważaniach o naprawie Rzeczpospolitej   Koraszewski   2016-07-31
Klauzula zdeprawowanego sumienia   Koraszewski   2016-08-03
Nagie szaty króla czyli plaga bytów pozornych   Koraszewski   2016-08-26
Burdel w Izbie Gminnych Lordów   Koraszewski   2016-09-15
Bitwa o historię i nauki ścisłe   Koraszewski   2016-09-20

« Poprzednia strona  Następna strona »
Polecane
artykuły

Lekarze bez Granic


Wojna w Ukrainie


Krytycy Izraela


Walka z malarią


Przedwyborcza kampania


Nowy ateizm


Rzeczywiste łamanie


Jest lepiej


Aburd


Rasy - konstrukt


Zielone energie


Zmiana klimatu


Pogrzebać złudzenia Oslo


Kilka poważnych...


Przeciwko autentyczności


Nowy ateizm


Lomborg


„Choroba” przywrócona przez Putina


„Przebudzeni”


Pod sztandarem


Wielki przekret


Łamanie praw człowieka


Jason Hill


Dlaczego BIden


Korzenie kryzysu energetycznego



Obietnica



Pytanie bez odpowiedzi



Bohaterzy chińskiego narodu



Naukowcy Unii Europejskiej



Teoria Rasy



Przekupieni



Heretycki impuls



Nie klanial



Cervantes



Wojaki Chrystusa


Listy z naszego sadu
Redaktor naczelny:   Hili
Webmaster:   Andrzej Koraszewski
Współpracownicy:   Jacek, , Małgorzata, Andrzej, Henryk