Biskupi nie rodzą tych ciężko chorych dzieci ani nie zajmują się nimi 24h/dobę. Zainteresowanie kościoła fokusuje się na dziecku (bo nie na kobiecie) tylko do momentu urodzenia, potem znika jak bańka mydlana. Nikogo nie obchodzi los tego kalekiego dziecka ani jego matki. Zresztą jest to chyba zgodne z doktryną Kościoła: cierpienie zbliża do Boga. Szkoda że tyczy się to tylko zwykłego człowieka. O jakże to obłudne! Jak również to, że nigdy na żadnej mszy, niezależnie od księdza i miejsca w Polsce nie usłyszałem ani słowa wstawiennictwa za kobietami, które muszą żyć w piekle - tak już tu na ziemskim padole - z mężami alkoholikami, czy damskimi bokserami. A jest to wciąż powszechne w Polsce. Kościół nigdy się nie zmieni. Dopiero jak kościoły opustoszeją i braknie forsy w kościelnej kasie.